2018-02-16.
Tyle powiedział. Wszystko prawda. Nic nie powiedział. Bo ten przekaz ideowy. Jaki? „Czytelny”. Właśnie. Spróbujmy przeczytać.– Pracę cechuje wysoka wartość artystyczna, prostota i szlachetność formy oraz czytelny przekaz ideowy, uzyskany dzięki właściwemu wyborowi form i doborowi materiałów. W sposób jednolity i kompleksowy zostało rozwiązane urbanistyczne powiązanie skweru księdza Twardowskiego z osią Saską, Krakowskim Przedmieściem oraz ulicą Karową (z orzeczenia Jury konkursu) – powiedział profesor Tadeusz Ż.
Dygresja: Osobiście uważam Jerzego Kalinę, obok Janka Kucza i Grzesia Kowalskiego, za najwybitniejszego przedstawiciela sztuki polskiej mojego pokolenia. (no, chyba jest troszkę młodszy ode mnie). Sam klasyfikuję siebie w tym towarzystwie jako przedstawiciela klasy „lekkopółśredniej”, Nie kontynuuję tematu, bo to nie o mnie, wrócę do Kaliny.
Na jego twórczość zwrócił mi uwagę Jacek Olędzki. To były jego świetne rysunki. Potem zobaczyłem jego znakomite instalacje, które powinny wejść na stałe do historii sztuki kontestacyjnej w Peerelu. Wszyscy cytują to Przejście Podziemne pod ul. Świętokrzyską, ale kto pamięta jego „Telefon Zaufania” wystawiony w „Towarzystwie Przyjaciół Sztuki” na Złotej (może Chmielnej)? Sam zrobiłem wtedy kilka instalacji w „Repassage” na Krakowskim Przedmieściu i w Galerii Rzeźby na Solnej. Pamiętam, że podziwiałem jego różnorakie „wystrzały”, a on akceptował moje. To się wtedy nazywało „sztuka konceptualna”. Co zawierało w sobie, jak zawsze, rzeczywiste osiągnięcia poetyckie i masę nic nie znaczącego gówna, większą niż w tradycyjnych dziedzinach sztuki, wymagających umiejętności warsztatowych. Kalina zaskoczył mnie jeszcze potem swoją wszechstronnością, pracując w Łodzi, gdzie stworzył klejnocik animowanego filmu. To był „wymęczonym” rysunkiem pokazany oracz na roli, co orze w rytm znanej „pieśni musowej”: UKOCHANY KRAJ, UMIŁOWANY KRAJ, ale co chwilę zacina mu się pług w bruździe i melodia ma zjazd kakofoniczny do zera. I dopiero pod koniec dowiadujemy się, że on jest maciupci, i orze rowki zgranej płyty.
To, co powiem dalej, nie uchroni mnie od oskarżeń o nienawiść do PiS-u i wszystkich jego owoców. Dlatego uważam za stosowne (nieskutecznie) podkreślić, że do nienawiści genetycznie nie jestem zdolny i nie odczuwałem tego uczucia do nikogo. W życiu!
Teraz będzie o sztuce. Polecę skrótami. Wg. AG (czyli mnie) sztuka to jest cóś, co wzbogaca naszą świadomość o poezję. A poezja? To, co dociera do nas w ułamku sekundy i otwiera widok na jakiś aspekt rzeczywistości, do tej pory nieuświadomiony. Tu oczywiście problem, z tą „docieralnością”. Brak obycia z kulturą danego regionu i epoki może uczynić człowieka równie nieczułym na sztukę/poezję jak ślepota czy głuchota. Choć w tym przypadku idzie po prostu o nieznajomość języka. Co postrzega Ewangelia („mają oczy a nie widzą”) i – bardziej rozwlekle – Simon i Garfunkel – (Sound of silence).
Konwencja tego „hic et nunc” w SO zmusza mnie do takich skrótów, więc dalej: prawda poetycka – czy istnieje. Odpowiedź: Tak, ale nie tylko. Wypowiedź poetycka może być zbudowana również na nieznajomości rzeczywistych faktów, lub ich tendencyjnej interpretacji. Jeśli twórca nie obsunie się w kicz (to takie kłębowisko banału, egzaltacji, snobizmu, patosu, sentymentalizmu, itp.), mamy nieraz kłopot z akceptacją tej doskonałości formy jako prawdy. To podobnie jak z uznaniem bohaterstwa żołnierzy wrogiej armii.
W końcu o pomnikach. Dla mnie mieszczą się one w dwu kategoriach. Jedne to są „upamiętniki”, czyli różne figurki, popiersia, tablice, znicze z podpisem, a również historyjki obrazkowe (kolumna Trajana itp.).
Druga kategoria to „symbole”. Jakaś rzecz, postać, albo aranżacja rzeczy/postaci, czytelna lokalnie dla uczestników jakiejś kultury. One przemijają. Kto odczyta dzisiaj symbolikę wielkiego prącia uplecionego z ludzkich ciał w parku Wiegelanda w Oslo, kto powiąże to z symboliką Lingama i Joni?
Aktualna retoryka tych co stawiają ma budować powszechny odczyt symbolu, czy może „symbola”, jak mawiali moi koledzy z peerelowskiej epoki, co ładowali seryjnie, po całej Polsce, z łaski reżimowego PSP* upamiętnienia miejsc różnych słusznych bitew. Koledzy musieli tylko „pierdolnąć symbola” (przeważnie był to jakiś miecz i nasz narodowy ptak) i brać kasę. Patrząc z pozycji naszych dzisiejszych stawek za sztukę, całkiem sporą, ale liczoną zabawnie – od wysokości. Nikt nie zdaje sobie dziś sprawy, że te chabazie w wyciągniętej w górę ręce partyzanckiej „piety” przy „palmowym” rondzie (w Warszawie), były bardzo ważne. Przenosiły dzieło do wyższej (o jakieś 20%) kategorii cennikowej. I tyle samo kosztował (wg. PSP) projekt 300 m jamnika. Obecnie sprawa ceny i oceny pieniężnej wysiłku Artysty jest czysto uznaniowa. Nie ma żadnych cenników.
Ale istnieje też (wciąż jeszcze) bezkarna swoboda oceny artystycznej. Więc się wychylę, bo czuję powinność. Proszę zauważyć że się nie „pochylam”, co chyba wystarczająco zasygnalizowałem na wstępie. To koniec dygresji, dłuższej niż konkluzja, bo tak mi wyszło.
Teraz konkluzja: Pomnik, ten z kategorii „symbol” to właśnie wypowiedź poetycka. Wizualna, więc porównywalna z literackim aforyzmem, albo wyjątkowo wyrazistym cytatem z wielkich pisarzy (Szekspir).
Co mamy tutaj? Te schody. Co może Kalinie skojarzyły się ze schodami do nieba. Może, za co, po co? Bo inaczej?
Ja pamiętam dokładnie ten poranek 10 marca, kiedy siedziałem przy śniadaniu i nagle dowiedziałem się z ekranu, że ten samolot się rozbił i nasza koleżanka i przyjaciółka Kasia Piskorska nie żyje, razem z wszystkimi innymi. I pamiętam moją odruchową reakcję, okrzyk „Jonasz!”, co oznaczało w marynarce obecność na pokładzie osoby przynoszącej zgubę. Dla mnie to był Lech Kaczyński. Pamiętam też ten przytoczony przez media krzyk Jarosława w ucho Sikorskiego: „wy go zabiliście !”. Czy u niego też był odruchowy? Nie dowiemy się nigdy.
Przeciągana latami kampania „dochodzenia do prawdy”, absurdalna i asymptotyczna, pomagająca jednak już po pięciu latach w dojściu do władzy, wzbudziła u mnie momentalne skojarzenie, potwierdzone nie pamiętam czyim komentarzem: „tam na górze brakuje tylko gilotyny”.
To jest dla mnie ten czytelny przekaz ideowy, którego nie wypowiedział jednak głośno pan profesor juror.
Podobnie jak nikt w PRL, przy ciiichuteńkiej likwidacji nazwy „Stalinogród” przyklejonej akurat KATOWICOM, nie miauknął nawet, że to mogło budzić niesłuszne skojarzenia.
Andrzej Goryński
* Pracownie Sztuk Plastycznych. Pośrednik, pozwalający instytucjom państwowym w PRL zawierać umowę o dzieło z osobą prywatną.
Memento mori…
…
Udany esej. Dzięki!
Te schody schodzą, w naszej kulturze postrzegamy „z lewa na prawo”, do piekła, które zgotował Polakom Ten, Co Nie Podjął Decyzji.
Ciekawe, czy kiedyś autor nie wyjawi że taka była intencja.
Panowie, schody są wizją sposobu, w jaki prezes postrzega swoją drabinkę wiecową. Na szczycie takich schodów będzie można postawić we właściwym czasie takiego olbrzyma, że świebodziński Chrystus się osunie ze wstydu! I tak ma go postrzegać wierny lud!
Ale lud jest wredny. Wyciągnie np. papcia Chmiela i na nim zbuduje swój “przekaz ideowy”.
Andrzeju, nie wiesz czy p. Kalina czytywał Tytusa? 🙂
@J.Luk . Nigdy nie widziałem tego obrazka (jakaś dziura w moim dorobku wizualnym, jeśli takie są), ale sam tytuł mnie odrzucał od oglądania. Przypomniały mi się natomiast moje schody w Bagdadzie. Oni tam nie potrafili opanować przeliczenia biegu schodów wielopiętrowego budynku (Akademik) . Więc na każdym piętrze był zawsze stopień “wyrównawczy”, na którym ja się często potykałem.
Artu: zgadza się. Natomiast te rzeźbeczki z Tatarstanu to dość przeciętne świadectwa sprawności rzemieślniczej azjatyckich kolegów. Ta grupa, z wózkiem, to zwyczajny naturalizm dziewiętnastowieczny, tyle że wyrzeźbiony. (bo wtedy funkcjonował najczęściej jako tzw. malarstwo rodzajowe) Pozostałe dwie to wykonane bardzo sprawnie trójwymiarowe realizacje współczesnych, tych z górnej półki, komiksów. Nie lekceważę tej sztuki, podobnie jak powszechnie degradowanych 50 lat temu, jako “B- literature” kryminałków i “phantasy”. Zawsze jest szansa, że wybitne dzieło przeskoczy konwencję i wejdzie do historii sztuki, jako dorobek przydatny naszym potomkom, albo tym co je za tysiąc lat wygrzebią.
“… wzbudziła u mnie momentalne skojarzenie, potwierdzone nie pamiętam czyim komentarzem: „tam na górze brakuje tylko gilotyny”.”
Jam to, nie chwaląc się, powiedział 🙂
Polska rzeźba ostatnich dekad to awangarda kiczu i brzydoty. Armia JPII i Chrystusów, które budzą przerażone dzieci w środku nocy. Do tego zdeformowane lica bohaterów narodu. Dobrze, że podpisane, bo nikt by nie odgadł o kogo chodzi. Dlaczego to tak ? Skąd to się bierze ? Naprawdę nie ma nikogo, kto potrafiłby zaproponować coś ciekawego ? Coś co zmusi przechodnia do zatrzymania się i kontemplacji ? Jedynym sponsorem rzeźbiarzy pozostał kościół katolicki ? Za kilkaset lat, te polskie pomniki mogą narobić nie lada bałaganu w archeologii – mylnie zostaną sklasyfikowane jako “epoka brązu”. Nie tak dawno byłem w Kazaniu, Tatarstan. Pozostałości zimnego socrealizmu nie brakuje, ale nowe formy potrafią zachwycić. Poniżej trzy przykłady tego co mnie “zatrzymało na dłużej” 🙂
@Artu: zgadza się. Natomiast te rzeźbeczki z Tatarstanu to dość przeciętne świadectwa sprawności rzemieślniczej azjatyckich kolegów. Ta grupa, z wózkiem, to zwyczajny naturalizm dziewiętnastowieczny, tyle że wyrzeźbiony. (bo wtedy funkcjonował najczęściej jako tzw. malarstwo rodzajowe) Pozostałe dwie to wykonane bardzo sprawnie trójwymiarowe realizacje współczesnych, tych z górnej półki, komiksów. Nie lekceważę tej sztuki, podobnie jak powszechnie degradowanych 50 lat temu, jako “B- literature” kryminałków i “phantasy”. Zawsze jest szansa, że wybitne dzieło przeskoczy konwencję i wejdzie do historii sztuki, jako dorobek przydatny naszym potomkom, albo tym co je za tysiąc lat wygrzebią.
@A. Goryński
Gdy w swojej przestrzeni publicznej człowiek spotyka jedynie figurki JPII i Chrystusa Króla każda odmiana przynosi radość, nawet jeżeli to tylko świadectwo “sprawności rzemieślniczej”. Kultowość dzieła to często splot dziwnych okoliczności, czasem świadoma prowokacja. Ot, choćby powszechnie znany “chłopiec ze złotym penisem” stojący w pobliży praskiego zamku. Gdyby nie fakt, że ustawiają się do niego kolejki, żeby pogłaskać go po tym penisie (dlatego jest “złoty”) niczym szczególnym by się nie wyróżniał. Ciekawe kto wprowadził ten zwyczaj ? A gdyby taką rzeźbę postawić w Warszawie, gdzieś koło pałacu prezydenckiego na przykład ?
@A. Goryński
“Ta grupa, z wózkiem, to zwyczajny naturalizm dziewiętnastowieczny”
Grupa przedstawiająca Tatara z dziećmi na wozie to pomnik wdzięczności mieszkańców Kazania Asgatu Galimzianowiczu Galimzianowu (Асгат Галимзянович Галимзянов) . Był zwykłym woźnicą, rozwoził towar na kazańskim rynku. Miał też niewielką hodowlę bydła. Prawie wszystkie zarobione pieniądze oddawał potrzebującym (ale frajer !) Rzekomo podarował ponad 70 busów i aut osobowych domom dziecka, pomagał finansowo wychowankom domów dziecka, ofiarom trzęsienia ziemi w Armenii, ofiarom Czernobyla, rodzinom marynarzy łodzi podwodnej „Kursk“ itd. Teraz jego pomnik stoi obok kazańskiego kremla.
BTW: To co mnie naprawdę zachwyciło w Kazaniu to był … meczet Kul-Szarif. Zarówno z zewnątrz jak i od środka budowla z baśni tysiąca i jednej nocy.
10 KWIETNIA! Kwietnia, a nie marca, szanowny Panie A.G.
Ja wiem, że pan wie, ale dobrze jest starannie i wnikliwie przeczytać tekst przed kliknięciem.
Ja to robię i czasem nie zauważam błędów, lecz jakbym nie robił byłoby ich jeszcze więcej.
Pozdrowienia
To i mój błąd, bo nie zauważyłem w trakcie adiustacji. Ale zostawiam, nie prostuję – jako świadectwo, że nobody is perfect.
@Skalski – dzięki, zawsze jeszcze wdzięczny za poprawkę, bo wszak dokładność to i wiarygodność…
A mnie się te schody kojarzą z rytualnym wyrywaniem jeszcze bijących serc …
W jaki sposób delikwent, który zechce wejść na gore, ma się dostać na pierwszy stopień? I dlaczego pierwszy stopień nie jest na poziomie ulicy? Symbolizm to dobra rzecz, ale symbol powinien być czytelny. Jeśli nie jest, to trzeba dodać instrukcje obsługi.
@ Narciarz2 – Sam bym tak zrobił. Kalina nie partoli detalu. Dzięki temu uniknął naturalizmu i żaden głupek nie będzie właził na górę. Podobnie przemyślane i słuszne jest wyprowadzenie monumentu spod poziomu placu. Sam kiedyś zastosowałem ten chwyt w moim konkursowym projekcie pomnika w Majdanku.
Dawno chyba nie widziałeś, co potrafi ambitny sześciolatek!
Ja bym jednak dodała poręcze i barierkę na górze.
Na wszelki wypadek…
Dolna część jest u Prezesa. Korzysta z niej na miesięcznicach.
@Bejka : bo te piramidy w Meksyku, oczywiście ? Przesada, albo i nie. Bo teraz idzie o te szare komóry. Aby się nie biły, tylko się słuchały
Krwawe ofiary składane bogom przez azteckich “zbawicieli” ? Tak, oczywiście, takie właśnie mam skojarzenie. Myślę sobie ( ach, te szare komóry), że bez trudu znaleźliby się chętni do reaktywacji takiego rytuału …
no właśnie doskonale przeczytałeś ten symbol…. tylko dla wybranych a i tak kończy się jak w realu…. lub tp…
@A. Goryński
W sprawie partyzanckiej „piety” przy „palmowym” rondzie. Otóż towarzysze z gmachu vis-à-vis mówili
na ten monument (patrzyli z oddali, postać nad czymś się pochyla): „Towarzyszka pierze brudy partyjne”.
Co do tzw. upamiętnienia Kaliny (istotnie, naczelnik bez drabiny wejść nie da rady), celnie rzecz skomentował
Eugeniusz Skorwider…
@Jotbe-X. Autorem tej piety był mój starszy (sporo) kolega Kowalik. Ale komuś z Naprzeciwka nie spodobało się wykończenie (ta patyna) i w rezultacie paru studentów ASP (bo do tego trzeba było artystów) załapało się na chałturę. Całą noc przed odsłonięciem pucowali pomniczek jakimś Sidolem i o poranku lśnił jaśniej słońca. Na szczęście warszawska Spalina wkrótce spatynowała go powtórnie i łatwo go tam (dzięki Bogu) przeoczyć. A komentarz Ludu co usłyszałem za jego pierwszej świeżości był “za****a go na śmierć i się cieszy”. Na tym skwerku przy Smolnej wielu wypijało swoje flaszeczki.
Z całym szacunkiem dla Twórcy tego dzieła, jak również dla Autora recenzji: ten pomnik nie jest ani artystyczny, ani symboliczny. Jest absurdalny. Tako rzecze Lud, czyli ja.
A ponadto skierowano myślenie Ludu na boczny tor ( ładne/nieładne ), a umyka gdzieś fakt zagrania Ludowi na nosie – bez żadnego trybu …
A mnie zastanawia to, że ów pomnik (wedle mojej estetyki niedobry), ma stanąć w innym otoczeniu niż to z konkursu. Autora przytoczonej recenzji zachwyciło “urbanistyczne powiązanie skweru księdza Twardowskiego z osią Saską, Krakowskim Przedmieściem oraz ulicą Karową”. Teraz dzieło ma się urzeczywistnić w gołej przestrzeni wielkiego placu ogrodzonej takimi symbolami jak Grób NŻ i Krzyż Papieski. Co na to jury konkursu a zwłaszcza: co na to sam artysta??? Jak rozumiem, ganz pomada. Byle stanęło.
@A. K-K. – Kalina z pewnością ma z tym problem. Bo, odkąd go znam, był zawsze uczciwy i bezkompromisowy. A ta gadanina pana profesora, (szczególnie w kontekście mojej ukochanej ulicy Karowej ), spowodowała, że podałem tylko inicjał nazwiska.
Uczciwy? Bezkompromisowy? Powinien wycofać projekt. Zresztą, moim zdaniem, przy Karowej też był nietrafiony. Wymagałby usunięcia Prusa i zrzucenia ks. Twardowskiego z ławeczki. Lub groteskowych przesunięć tych pomników. Do Karowej mam stosunek osobisty: chodziłam tam do szkoły. Dwa lata, ale zawsze. Pamiętasz drewniane schody?
Oczywiście. Tam miał swoje lokale Uniwersytet, i na pierwszym piętrze odwiedzałem Jacka Olędzkiego, a na parterze chodziłem przez kilka lat do “dojo” klubu uniwersyteckiego Asahi. I te latarenki gazowe, tam poniżej. Cholernie nastrojowe to było.
Przypominam, ze to nie jest szafot, tylko Pomnik Czynu Zbrojnego Pod Smoleńskiem. A skoro tak, to potrzebne są odpowiednie napisy. Po jednej stronie “Nam się udało, możecie próbować”. Po drugiej stronie “Zmieścisz się śmiało”. Z takimi napisami Pomnik Czynu będzie miał odpowiednia patriotyczną wymowę.
Byłoby wskazane, żeby ten pomnik miał odpowiednia oprawę audiowizualną, a już co najmniej audio. To ostatnio modne w tzw. sztuce nowoczesnej. Koniecznie trzeba zainstalować głośniki (mogą być zamaskowane jako na przykład kubły na śmiecie), żeby grały muzykę i nuciły następujące słowa. Piosenka jest długa, wiec podaje tylko początek, aż do pojawienia się brzozy. Proszę zwrócić na to uwagę, że mamy do czynienia z Proroctwem. Sprawa jest poważna.
Stairway to Heaven
There’s a lady who’s sure
All that glitters is gold
And she’s buying a stairway to heaven
When she gets there she knows
If the stores are all closed
With a word she can get what she came for
Oh oh oh oh and she’s buying a stairway to heaven
There’s a sign on the wall
But she wants to be sure
‘Cause you know sometimes words have two meanings
In a tree by the brook
There’s a songbird who sings
Sometimes all of our thoughts are misgiving
Ooh, it makes me wonder
Ooh, it makes me wonder
….
Prosze zauwazyc jeszcze jedno aktualne odniesienie w tym tekscie: “stores are all closed”. Drugie proroctwo! To jest piosenka na polska niedziele. Tym bardziej powinna byc grana i spiewana kolo pomnika smolenskiego.
Gdzies w poblizu warto be takze postawic Pomnik Peknietej Opony. Rzezbiarze, do dziela!
Na pomniku napis: JESTEŚMY CORAZ BLIŻEJ PRAWDY.
A oprawa muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=yKlfX8Lojhk
Tekst niejasny, insynuacyjny – w duchu Prezesa.
Intencję rozumiem, ale … czy utalentowane chłopaki z “Czerwonych Gitar” zasłużyły sobie na taki zaszczyt ?
Motyw schodów był eksploatowany w architekturze od zawsze i to na różne sposoby. Można jednak w uproszczeniu powiedzieć, że klasycznie był przede wszystkim rodzajem symbolicznego wywyższenia podnoszącego rangę obiektów kultu świeckiego i religijnego – czytelnym atrybutem ważności miejsca. To się ściśle wiązało z powszechnym rozumieniem „naturalnej” społecznej hierarchii i ich przestrzennego odzwierciedlenia.
Takie pojmowanie ich symboliki się zużyło. Dzisiaj takie intencje stosowania schodów w przestrzeni publicznej częściej kojarzymy ze sztucznym zabiegiem kiczowatego pretensjonalizmu. Stąd w nowoczesnych obiektach strefa wejścia najczęściej nie posiada żadnych barier różnicy poziomów. Za to bywa, że wejścia lokalizowane są w zagłębieniach, do których należy zejść. Takie wejście nie rzuca się w oczy. Należy je najpierw odnaleźć.
To spowodowało, że współcześnie element przestrzenny schodów to przede wszystkim pretekst do szukania atrakcyjnych form, wzbogacających otaczającą nas przestrzeń. Nadawana im czasami rola symboliczna zależna jest wyłącznie od indywidualnych intencji twórcy, nie zawsze jednak podzielana jest przez samych odbiorców. Nie każda forma, jak i nie każdy przekaz obrazkowy w Internecie, zyskują powszechną popularność i stają się akceptowalnym symbolem w sferze popkulturowej.
Zastosowana w pomniku smoleńskim forma schodów już zdążyła obrosnąć w symbolikę. Przykładem jest rysunek Papcia Chmiela. Przykładów jest więcej o zbliżonych znaczeniowo interpretacjach. To mogą być schody dla straceńców, podchwycone w SO schody na szafot, jak i schody do nikąd – np. w zasobach witryny demtywatory.pl
https://demotywatory.pl/4177637/Schody-donikad
W tym przypadku nie mam nic przeciwko ignorancji autora pomnika smoleńskiego i członków komisji konkursowej, jeżeli w góle taka komisja była.
Niech budują!
@Marekj : – oczywiście, że to wywyższenie coś zawsze oznaczało. Dlatego też w większości przypadków wiemy ile to było stopni, i co konkretnie miały symbolizować. Natomiast ja nic sobie nie uzurpuję, ale wg. Mnie, schody do nikąd występują w naszej literaturze pierwszy raz u G.K. Chestertona, w jego wydanym w początku lat 60 – tych zbiorku opowiadań “Poeta i wariaci”. Ale nie upieram się, to może były “Przygody księdza Browna”. Sam się przeciw tym “uświęcaniem ” katastrofy buntuję, bo nawet gdyby był ten zamach, to czemu zamordowani mają być chowani na WAWELU ! Czemu? Czemu nie chowamy na Wawelu 200 tys.+ mieszkańców Wwy ? Co zginęli równie niewinnie jak dzieci. Co zawsze są tą ostateczną, niewinną substancją propagandy.
A prawda ku której tak wytrwale dążą od lat jest już, już na wyciągnięcie ręki… na horyzoncie… znikający PUNKT.
@A.Goryński
Na marginesie.
Ma Pan oczywiście prawo odnosić ocenę rangi symbolicznych znaczeń do sfery wyborów natury etycznej.
Problem jednak w tym, że popkulturowo symboliczne znaczenia często lekceważą etyczną klasyfikację. Przede wszystkim wymowa symboli ogranicza się do sfery obyczajowych przekazów – z założenia kalek wartościujących, społecznie akceptowanych. To nie musi mieć nic wspólnego nawet z moralnością, a cóż dopiero z etycznym namysłem.
Historyczna symbolika schodów jako czytelnego, wartościującego atrybutu tego co WSPANIAŁE, tego co warte WYWYŻSZENIA, w szerokim odbiorze nie miała pobudzać do refleksji, raczej – można powiedzieć – była elementem większej hierarchicznej układanki jako tworu wyrastającego ze wspólnej potrzeby szukania/budowania/i jednocześnie narzucania jednoznacznego porządku. Te motywacje wzajemnie się dopełniają i stąd też płynie ich siła. Można co prawda powiedzieć, że to głównie dotyczy czasów budowania mitów i mitologii, jednak one nadal dobrze się sprawdzają w kulturze masowej: popkulturowej (=powszechnej) religii, w powszechnie stosowanej socjotechnice – na dowolny użytek, w dowolnej skali. Każdy towar można sprzedać, gdy tylko zawładnie się wyobraźnią odbiorcy. Niby banał, a jakbyśmy o tym zapominali.
Powtórzę, to z odniesieniami do ETYKI z założenia nie ma nic wspólnego. To często tylko przypadki relatywizmu moralnego na poziomie tzw. “filozofii Kalego”, za to całkiem przydatne instrumenty zawiadywania stadem. W dzisiejszych odniesieniu tego stada można szukać w gronie wiernych czytelników kolorowych czasopism, a tych jest – przypomnę- wielokrotnie więcej niż czytelników tygodników.
Uciekając w uogólnienia zaryzykuję twierdzenie, że zbyt ochoczo i naiwnie ulegamy złudzeniu powszechnego postępu. Ten postęp nie pociąga za sobą równie dynamicznych zmian mentalnych. Często obserwowane znamiona zmian to tylko zmiany pozorne, bardzo powierzchowne, gdzie kij bejsbolowy zastępowany jest dużo bardziej destrukcyjnym w skutkach laptopem.
Na użytek własny określam to zjawiskiem LAMINARNOŚCI MENTALNEJ społeczeństw, które posiada szczególne właściwości, porównywalne z jednej strony do zachowania przepływów w cieczy, gdzie zbyt intensywne prądy (zmian kulturowych) w nurcie głównym mogą prowadzić do turbulencji (zaburzeń społecznych). Z drugiej strony, przy ustabilizowanych pływach (w dużych zbiornikach wodnych) mamy do czynienia z charakterystycznym uwarstwieniem termicznym z – można rzec -“kulturową” termokliną, poniżej której nigdy nic się nie zmienia. Obojętnie jak dynamiczne zmiany termiczne występują w górnych warstwach latem czy zimą, tam – poniżej termokliny – zawsze panuje “mentalne” +4C