2018-03-26.
Warszawa tego marca obfituje w prelekcje, wystawy, konferencje oraz pokazy filmowe z okazji 50-lecia. Od koncertów w filharmonii, uroczystości na Dworcu Gdańskim oraz na uniwersytecie, do wykładów w Muzeum Polin poprzez seminaria naukowe wraz z projekcją „Farewell to my country…” (2003) Andrzeja Krakowskiego. Warszawa a także inne miasta zorganizowały te obchody na rozmaite sposoby.
Tym razem jednak wydarzyło się coś dodatkowego, a zarazem wyjątkowego. Nigdy przedtem w obchody marcowej rocznicy nie zaangażował się tak energicznie teatr. Najbardziej dyskutowaną sztuką była inscenizacja „Zapisków z wygnania” Sabiny Baral, w oryginalnie pomyślanej reżyserii Magdy Umer oraz brawurowej interpretacji Krystyny Jandy w teatrze „Polonia”. Nie udało mi się jeszcze tego przedstawienia zobaczyć. Entuzjastyczne epitety powyżej zaczerpnąłem z recenzji oraz relacji przyjaciół, którzy widzieli. Nie udało mi się również zobaczyć spektaklu pt. „Kilka obcych słów po polsku” Michała Buszewicza – wspólnej produkcji Teatru Polskiego z Teatrem Żydowskim – w reżyserii Anny Smolar, przedstawiającego „drugie pokolenie” marcowych emigrantów i ich zmagania z historią rodziców.
Poszedłem na „Sprawiedliwość” w Teatrze Powszechnym. Sztuka w reżyserii Michała Zadary, została stworzona wspólnie z Nawojką Gurczyńską. Spektakl cechuje świetna gra aktorska i bardzo pomysłowa reżyseria oraz chwyty inscenizacyjne polegające m.in. na wyświetlaniu zdjęć oraz wypowiedzi marcowych emigrantów, co potęguje dramatyczne efekty. Konceptualną bazą jest tutaj odpowiedzialność za przestępstwo i brak kary za organizację i realizację różnych aspektów wyganiania Żydów z Polski AD 1968. Dwóch prawników, dwóch historyków oraz twórcy spektaklu analizują wydarzenia sprzed 50 lat pod kątem możliwości pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności karnej. Za prawną podstawę służy im ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej. Ustawy tej bardzo szeroka amplituda zawiera bowiem paragrafy dotyczące prześladowania na tle etnicznym, nagonki, zwolnienia z pracy i innych form dyskryminacji, które wszystkie razem, pod hasłem „Marzec ‘68” spełniają kryteria zbrodni przeciwko ludzkości, wg definicji prawnej.
Co zrobić jednak, gdy sprawcy w większości już nie żyją? Gomułka, Kliszko, Moczar, Kępa, Olszowski, et al. oraz pomniejsze gagatki jak Walichnowski, Kąkol czy Gontarz znajdują się już poza zasięgiem tzw. organów ścigania. I tutaj, zespół śledczy „Sprawiedliwości” identyfikuje kilku łódzkich dziennikarzy, mających na sumieniu owe „anty-syjonistyczne” klechdy. Jedna objaśnia wszystko młodzieńczą głupotą (pewnie słusznie), drugiego żona wskazuje na męża obecną senilność i nieudolność, a trzeci… już nie pamiętam.
Ponieważ uważam, że dzisiejsi autorzy ordynarnych antysemickich wypowiedzi w polskiej przestrzeni publicznej nie powinni korzystać z bezkarności, chciałbym zaproponować innego kandydata zespołowi „Sprawiedliwości” do pociągnięcia do odpowiedzialności za Marzec ‘68.
Jest nim wciąż publicystyczne aktywny Andrzej Werblan, główny ideolog PZPR lat 60-tych ubiegłego stulecia. Był jednym z autorów przemówień Gomułki oraz kierownikiem różnych wydziałów Komitetu Centralnego, propagandy i agitacji (1956), propagandy i prasy (1956-1960) oraz nauki i oświaty (1960-1971). Zdążył też być redaktorem naczelnym „Nowych Dróg” oraz dyrektorem Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu [do dzisiaj śmieszy mnie to oficjalne przyznanie się do faktu, że marksizm-leninizm ma problemy natury raczej podstawowej].
W marcu 1968 Werblan był zajęty dogłębną analizą „szkodliwości wpływu Żydów” w polskim ruchu komunistycznym i tym samym, w Polsce. Dał temu wyraz w artykule pt. „Przyczynek do genezy konfliktu” w czerwcowym numerze Miesięcznika Literackiego tego samego roku.
Miałem wątpliwe szczęście zapoznać się z tezami owego, jakże epokowego dzieła już w kwietniu 1968, nosząc mundur polowy LWP w karnej kompanii Warszawskiego Okręgu Wojskowego dzięki rozkazowi szefa sztabu generalnego i wkrótce ministra obrony narodowej, gen. W. Jaruzelskiego [tu mała dygresja: rozkazem personalnym nr 017 z dnia 07.02.1977, gen. Jaruzelski pozbawił stopnia oficerskiego „z powodu braku wartości moralnych” i zdegradował do stopnia szeregowca tych oficerów rezerwy, którzy wyemigrowali po 1968 – dosyć ciekawie to wygląda w świetle dzisiejszych prób zdegradowania gen. Jaruzelskiego].
Wróćmy jednak do „wątpliwego szczęścia” z początku poprzedniego akapitu. Otóż już w kwietniu zapoznano nas w wojsku z głównymi tezami późniejszego artykułu Werblana, co wskazuje na to, że musiały owe przemyślenia być rozpowszechniane wśród wyższych kadr partyjno-rządowo-wojskowych o wiele wcześniej. Naszym „wykładowcą” przedstawiającym wspomniane tezy był z-ca dowódcy batalionu d.s. politycznych, wykładowca Wojskowej Akademii Politycznej, ppłk docent, o nazwisku zaczynającym się na Szcz., jak szczęście.
Niedawno miałem w ręku wydaną niedawno publikację pt. „Modzelewski – Werblan. Polska Ludowa. Rozmawia Robert Walenciak” (Warszawa, Wydawnictwo Iskry 2017).
Przeglądając książkę pobieżnie i oczekując obszernej dyskusji na temat niesławnego „Przyczynku”, natknąłem się na str. 276 na taką jedynie wypowiedź z ust Mistrza Andrzeja:
„To była niesłuszne ocena po prostu. Ja dzisiaj myślę na ten temat inaczej…”
I dalej, „Jeśli tak napisałem, tak wtedy musiałem na to patrzeć.”
I to wszystko. TO WSZYSTKO???!!!???
Jakby tego nie było dosyć, w dodatku „wyborcza.pl/ale historia” z poniedziałku 26 lutego 2018 znalazłem pod tytułem „Korzenie Marca ‘68” wywiad Macieja Stasińskiego z Andrzejem Werblanem, kreowanym tutaj na nestora komentatorów Marca ‘68. We wspomnianym wywiadzie ani jedno pytanie nie pada na temat jego roli w ówczesnych wydarzeniach. Nie ma mowy o „wiekopomnej” publikacji – wykładni ideologicznej obowiązującej wówczas powszechnie. Ani słowa nie ma również o czystkach na wyższych uczelniach i nominacjach „docentów marcowych”, o czym jako kierownik wydziału KC do spraw nauki i oświaty Werblan powinien chyba mieć coś do powiedzenia…
Panie i Panowie! Twórcy spektaklu „Sprawiedliwość”! Pozwólcie, że przedstawię Wam mojego kandydata na oskarżonego o Marzec 1968:
Oskarżony Andrzej Werblan brał czynny udział w prześladowaniach polskich Żydów poprzez legitymizację oraz „intelektualne” objaśnienie etnicznych czystek lat 1968-70, dostarczając stosownych argumentów – za pomocą swoich publikacji i wystąpień, co stanowi zbrodnię przeciw ludzkości – tak, jak to zostało zdefiniowane w ustawie dotyczącej Instytutu Pamięci Narodowej.
Za prawny precedens może służyć tu casus – Julius Streicher, twórca i wydawca „Der Stürmer”, centralnego elementu niemieckiej maszyny propagandowej w okresie nazizmu.
Streicher nie był żołnierzem i nie brał udziału w wykonywaniu Zagłady, a jednak prokuratorzy w Norymberdze uznali, że jego działalność w postaci wystąpień i artykułów nie tylko umożliwiła zbrodnie, ale też do nich zachęcała i je usprawiedliwiała. W ten sposób stał się wspólnikiem zbrodniarzy i za to musiał karnie odpowiadać. Skazany na śmierć za zbrodnie przeciwko ludzkości został powieszony w październiku 1946.
Andrzej Werblan nie zasługuje na najwyższy wymiar kary – ale powinien stanąć pod pręgierzem opinii publicznej. Zamiast tego udziela wywiadów i rozdziela oceny jak gdyby był postronnym obserwatorem zbrodni a nie jej uczestnikiem. To prawdziwy skandal.
Leon Rozenbaum
To bardzo istoty komentarz do zapomnianego antysemityzmu polskiej lewicy. Pisał o tym przed laty Henryk Szlajfer w książce „Polacy i Żydzi, zderzenie stereotypów” przypominając m.in. „zasługi” generała Jaruzelskiego, któremu ostatnio wielu współczuje pośmiertnej degradacji. Jednak sam Jaruzelski jakoś nie miał skrupułów degradować żydowskich kolegów wpisując się w moczarowską nagonkę. Szlajfer wspomina również o ideowym programie zawartym w tekście Werblana, który do tej pory nie doczekał się „odszczekania” nie tylko samego autora, ale i jego duchowych spadkobierców.
Szanowny Panie! Nikt nie „współczuje” Jaruzelskiemu degradacji. Istota sprawy leży w „pośmiertnej”, co jednak stanowi pewną różnicę, nie sądzi Pan? Odwet brany na trupach i to pod chrześcijańskimi hasłami z jednej strony jest zwyczajnie obrzydliwy i charakterystyczny dla „małych duchem”, a z drugiej sprowadza rzecz do absurdu fałszując historię. On degradował jednak żywych, w ocenie której to działalności całkowicie się z Panem zgadzam.
Nie chciało mi się aktualizować obrazka, ale parę lat temu wyglądało to tak.
To jest przekleństwo polityki, która stała się dla wielu towarzyszy najważniejsza – uniwersalne narzędzie osiągania celów. A że celem jest przyszła szczęśliwość ludzkości więc można teraz dopuścić ofiary.
Trzeba mieć mocny kręgosłup moralny (dotyczy to nie tylko ludzi lewicy) żeby w takich sytuacjach kiedy dzieje się świństwo i krzywdzi się ludzi, ustalić sobie co jest ważniejsze i nie dołączać do szakali. Znałem takich co potrafili powiedzieć „nie”, a nawet zrezygnować z kariery.
Wydaje mi się, że za bardzo ceni się niektórych ludzi za ich inteligencję, ale inteligencja to nie rozum.
>>Znałem takich co potrafili powiedzieć „nie”, a nawet zrezygnować z kariery.<<
Też takich znałem… tak mi się wydawało…
Nie stanowili większością społeczeństwa..
I nie stanowią obecnie też.