11.09.2018

Szanowny Panie Zbigniewie!
Po dłuższej współobecności w naszym SO, pozwalam sobie na pewną taką familiarność w komunikacji między nami.
A piszę w związku z pana tekstem o Biedroniu –(Zbigniew Szczypiński: Burza mózgów z Robertem Biedroniem). Ja, podobnie jak pan, życzę mu jak najlepiej, ale poza polityką! W każdym razie nie życzę go sobie w polityce za panowania Jarosława Kaczyńskiego, bo najbardziej życzę sobie, żeby prezes przestał nam niemiłościwie panować.
Kraj nasz – i to nawet za naszego życia, Panie Zbigniewie – przechodził większe nieszczęścia niż władza PiS, ale ona jest jego największym nieszczęściem w drugiej połowie drugiej dekady XXI wieku. Na długo psuje Polskę i Polaków, niszczy i osłabia naszą pozycję w Europie, naraża nasze bezpieczeństwo pod wieloma względami. Dla opozycji, nie całej niestety, najważniejszym zadaniem jest odsunięcie partii Kaczyńskiego od władzy. I nie chodzi o żadne obalanie – co kto przez to rozumie – PiS, lecz o to, żeby w wyniku wyborów straciło ono większość parlamentarną, nawet pozostając największą partią, lecz w opozycji.
Na podstawie licznych pana publikacji wiem, że pan tę ocenę podziela i pana życzenia odnośnie JK są takie same. Więc dlaczego, u licha, popiera pan działania człowieka, który pomaga Kaczyńskiemu zachować władzę!?
Zacznijmy od wspomnianego przez pana, jego mocnego trzeciego miejsca w rankingu prezydenckim. Dotychczas Tusk i Duda idą mniej więcej łeb w łeb. Któremu z nich Biedroń odbierze głosy? Dudzie? Czy innemu mianowańcowi prezesa?
Prawdopodobnie, jeśli Tusk wejdzie wówczas do drugiej tury, to Biedroń nie okaże się drugim młodym Śpiewakiem, co to nie odda ważnego głosu, i chyba wezwie, aby na Donalda głosować. Ale czy to pomoże osłabionemu kandydatowi – nie wiadomo. Pamiętamy drugą turę wyborów prezydenckich w roku 2015. A jeśli, czego całkiem nie można wykluczyć, to Biedroń wejdzie do drugiej tury i zapewni Dudzie, czy jakiejś innej, dudopodobnej osobie pewne zwycięstwo? W sumie duże ryzyko i czy warto je ponosić w interesie obiecującego – ale co? – polityka?
Rozważa pan szanse Biedronia w wyborach prezydenckich, w których trzeba mieć aparat wyborczy i pieniądze, lecz w których decydują osobowości kandydatów. A tę on ma. Prawdziwa władza w naszym systemie to premier, o ile go nie wyręcza prezes. O szansach Biedronia na premiera wspomina pan jakby oględniej, wiedząc chyba, że tu są one bardzo mało realne.
Jak dotąd Robert Biedroń się głównie mizdrzył, co nie jest dobrą rekomendacją w polityce. Na kilka tygodni przed wyborami samorządowymi nie było wiadomo czy ponownie będzie się starał zostać prezydentem Słupska. Owszem, ma wyrazistą osobowość, umie ładnie mówić, omijając konkrety, potrafi zaaranżować show. To cenne i ważne cechy polityka. Ale to ciągle dużo za mało jak na Macrona polonaise. Tamten miał za sobą treściwą polityczną przeszłość i wyraziste polityczne oblicze.
Panie Zbigniewie, z pewną taką nieśmiałością, pozwalam sobie, tak entre nous, w naszym zacisznym, małym studyjku, naruszyć politpoprawność i zauważyć, że ważną cechą Roberta Biedronia jest bycie gejem. To przykre, że określona orientacja seksualna odgrywa jakakolwiek rolę w polityce, ale tak jest, choćby nikt tego głośno nie mówił. A raczej będą mówić po jednej i drugiej stronie.
Tu pewna analogia z kolorem skóry Obamy. Gdy Hilary Clinton, jego konkurentka do kandydatury z ramienia Demokratów, powiedziała, że Obama wygrywa ten atut, musiała go potem solennie przepraszać i została sekretarzem stanu w jego Administracji. Wszyscy jednak wiedzieli, że bycie nie-białym było zauważalnym czynnikiem w kampanii. I okazało się, że powiększyło plusy dodatnie. Z tym, że konflikt rasowy rzutował na rzeczywistość Stanów w całej ich historii. W Polsce problem stosunku do LGTBQ jest może ważny, ale nie daje się porównywać z problemem rasowym w USA czy kastowym w Indiach. Wszakże wyborcy, nawet ci z pokerową twarzą, mogą go mieć w tyle głowy. Jedni będą zdecydowanie przeciw z tego właśnie powodu, inni nie będą chcieli rozgrywania seksu w kampanii, a jeszcze u innych orientacja R. B. wzbudzi entuzjazm. Tych może być zdecydowanie za mało, aby wpłynąć na wynik.
Gdybyśmy znowu mieli demokratyczne państwo prawa, to miara poparcia dla osoby po wyraźnym coming out byłaby cennym wskaźnikiem świeckości i liberalizacji obyczajów. Jak był takim wskaźnikiem wybór Anny Grodzkiej do Sejmu. Ale nie mamy takiego państwa. I walkę o jego przywrócenie lepiej rozgrywać na mniej ryzykownych polach.
A jak już o Obamie. Startując do najwyższej pozycji w państwie, podobnie jak Macron, miał on już mocną pozycję i zauważalne cele polityce krajowej. Biedroń ma za sobą prezydenturę Słupska, co bez wątpienia jest cennym atutem, ale to też, razem z miłą osobowością i inteligencją, stanowczo za mało na skuteczną kampanię krajową. Natomiast całkowicie wystarcza na jej błyskotliwy początek, który się tak panu spodobał, panie Zbigniewie. I słusznie wyraża pan przy tym obawy o dalszy ciąg.
Mieliśmy już kariery Leppera, Palikota, Kukiza, Petru. Każdy miał efektowny start up, każdy z innej mańki i kończyło się, jak kończyło. Czy też dopiero kończy się w przypadku Kukiza. Nie sprawdza się zasada Hitchcocka, że na początku ma być pożar w burdelu, a potem akcja ma się stopniowo ożywiać. Akcja siadała. Nie wychodziło i nie wychodzi nie z powodu braku pomysłów, talentów, poparcia i zainteresowania, przynajmniej we wstępnym okresie. Po prostu scena polityczne jest zdominowana przez konflikt dwóch podstawowych opcji i sił i nie daje innym możliwości trwalszego wyjścia spoza marginesu. Biedny Biedroń, podobnie jak wielu przed nim i przy nim, zapowiada, że będzie się mierzył, jak nie z lewicowym fantomem POPIS, to przynajmniej z duopolem PO – PiS, bo rzeczywistość – uważa – jest bardziej złożona i ludziom należy się i demokracja i socjał, a nie wybór między partiami, które dają jedno lub drugie.
Dość liczni politycy oraz jeszcze liczniejsi publicyści i inni członkowie tzw. klasy politycznej nie mogą i nie chcą przyjąć do wiadomości, że konflikt wyrażany przez PO i PiS to nie jest ustawka, ani zaślepienie, z którego można kogokolwiek wyprowadzić przy pomocy dobrze brzmiących argumentów. Ten konflikt jest wyrazem głębokiego podziału kulturowego, wręcz cywilizacyjnego, który z reguły towarzyszy rewolucyjnym przemianom. A czymś takim było wyjście z domu niewoli realsocu i wejście w świat liberalnej demokracji i gospodarki rynkowej.
Zapewne były szanse na stopniowe pokonywanie tego podziału w cywilizowanym sporze, ale wiadomo kto zobaczył polityczny interes w rozpaleniu sporu do konfliktu, w którym nie ma miejsca kompromis – jest tylko; kto kogo. Na tym poziomie zaangażowane są już emocje, przy czym nierównomiernie po obu stronach. Wielkie emocje są po stronie PiS i od nich odbijają się wszelkie argumenty.
Robert Biedroń – polecam rozmowę z nim w ostatnim Magazynie Świątecznym GW – naiwnie liczy, że swymi racjami może podebrać głosujących na PiS. Zwraca też uwagę na tych, którzy stale nie głosują, bo uważa, że nikt do nich nie dotarł z dobrą nowiną. A oni też są odporni na argumenty, ale ze względów kulturowych. Sprawy publiczne ich nie interesują, bo ich przerastają. Oni mogą być jedynie rezerwą wyborczą PiS, jeśli uda się ich przekonać, że opozycja zabierze 500+ i znów przedłuży wiek emerytalny.
Zapewne zwrócił pan uwagę, panie Zbigniewie, na publikowany w SO równolegle z pana tekstem o Biedroniu, felieton – Jan Hartman; Narodowe skretynienie…09.09.2018 – i przypuszczalnie, jako socjolog, nie rozciąga pan opinii o narodzie tak szeroko jak filozof i bioetyk, ale do większości stale niegłosujących, zgodzi się pan, jego ocena pasuje.
Nieco bardziej podatny na argumenty jest głosujący NIEPIS i tu lewica, do której zalicza się Biedroń, może cokolwiek ugrać. Ta strona jest mniej emocjonalna i nieco bardziej refleksyjna. Dlatego po wstępnym okresie, zainteresowanie nowością spada. W tym zbiorze pojawia się również refleksja, a ta może dotyczyć szacowania realnych szans polityka na zrobienie tego co obiecuje.
Jak na polityka, cechuje Biedronia naiwność, wyrażająca się oglądzie rzeczywistości na zasadzie pars pro toto. Uogólnianie korzystnych ze swego punktu widzenia faktów. Działka jego znajomego z Indii graniczy z działką narodowca i sąsiedzi spokojnie ze sobą rozmawiają. To ma być dowód na to, że podziały nie takie straszne, a dialog możliwy. Swoje szanse na sukces w całej Polsce widzi na podstawie tego, że mu się powiodło się w Słupsku, który „przecież jest w Polsce”. Nie dostrzega zasadniczej różnicy w charakterze, w skali i złożoności zadań w miastach średniego rozmiaru i w państwie. A ci bardziej dociekliwi wyborcy to dostrzegają, kiedy im mija pierwsze oczarowanie nowinką.
Póki co, ma Biedroń swoje piętnaście minut. Jeszcze zanim napomknął o swojej partii, jej idea mogła liczyć na pięć procent poparcia. Gdy już ją zapowiedział; podskoczyło do ośmiu. Czy to już apogeum, czy jeszcze się podniesie w lutym przyszłego roku; nikt nie wie. Wtedy Biedroń przestawi swoją – jak się zwał, tak się zwał – partię i może zapowie coś konkretnego. Do tego czasu, będzie nadal jechał na ciekawości ewentualnych zwolenników, przypominając o sobie w czterdziestu punktach kraju.
Proponuję teraz spojrzenie na najnowsze sondaże IBRIS. I jak zawsze pamiętajmy, że prawdziwe głosowanie odbiega od sondażowego. Jednak teraz jest to możliwie najlepsze przybliżenie. Będą więc cyfry coś mówiące o społeczeństwie, panie Zbigniewie, ale socjologa one nie irytują, w przeciwieństwie do wznioślejszych duchów w naszym portalu.
Jeszcze bez Biedronia, PiS miał 37 proc., a przy Biedroniu ma 38. Niewielki przyrost, ale pokazuje jak może wyglądać odciąganie odeń wyborców przez R. B. Jego wirtualne wejście smoka zmniejsza poparcie Koalicji Obywatelskiej (PO i N + Inicjatywa B. Nowackiej) z 31 do 29 procent, SLD – z 9 do 8, a PSL sprowadza z granicznych pięciu procent pod ten próg wyborczy. 61 procent potencjalnych wyborców Biedronia to zabrani z elektoratu PO. 17 procent to dotychczasowi klienci polityczni SLD. Biedroń nie poszerza antypisowskiej koalicji. Żywi się tylko jej kosztem, umacniając jej podział. I to jest przysługa dla Kaczyńskiego.
Przypominamy, że trzy lata temu, dzięki przelicznikowi D’Hondta w ordynacji, PiS zdobył władzę dostając 37.8. procent, które wciąż ma jak w banku. Podobnie jak kontynuację władzy, jeśli opozycja w całości nie wystąpi jako koalicja wyborcza.
SLD ostatnio odbija się od dna, którym jest mniej niż pięć procent głosów. Lecz jeśli nawet dostanie ich dziesięć, to nie będzie mieć czterdziestu sześciu, czyli dziesięciu procent mandatów, bo dzięki temu przelicznikowi część uzyskanego poparcia pójdzie na dobro PiS i nieco mniej – Platformy. Czyli tylko w jakiejś części głos oddany na startujący samodzielnie SLD zostanie wykorzystany przez tę partię, a pozostała część jego mocy sprawczej posłuży PiS i Platformie.
PSL od dłuższego czasu lawiruje na krawędzi pięciu procent i niewykluczone, że kolejne wybory będą tymi, w których może utracić reprezentację parlamentarną. A wówczas głos nań oddany w całości posłuży tym większym partiom. Praktycznie – zachowaniu władzy przez PiS. Już tylko samo wejście do koalicji wyborczej jest dla PSL gwarancją, że tak się nie stanie i szansą, że jak się wygra, to się będzie w koalicji rządzącej. Jakieś resorty, wicepremier…
Bez Biedronia, suma głosów KO+SLD+PSL wynosiłaby 45 procent, a Zjednoczonej Prawicy + Kukiz – 44. Ten jeden procent – gdyby w urnach było tyle samo – przesądziłby o wyniku wyborów. I taką koalicję możemy sobie wyobrazić, po tym gdy do duetu Schetyna-Lubnauer dołączyła Nowacka. A teraz, przy Biedroniu, partie opozycyjne, z nim, miałyby te same 45, a wojsko Kaczyńskiego z lekko osłabionym Kukizem – 43 procent.
Tyle tylko, że taką opozycyjną koalicję trudno jest sobie wyobrazić. Podobnie jak trudno było sobie wyobrazić koalicję Platformy i Nowoczesnej w roku 2015, kiedy ta druga to byli tylko co wyrwani z PO. Przecież Biedroń podnosi sztandar przeciw duopolowi PO-PiS! I w najbliższych – samorządowe jeszcze się dlań nie liczą – wyborach miałby wstąpić do Babilonu, któremu teraz rzuca wyzwanie?
W polityce bywają i takie manewry, ale ten zraziłby chyba tylu wyborców Biedronia i demokratycznej koalicji, że całkiem by nie trzymało kalkulacji. Natomiast na pewno trzyma kalkulację dla Roberta Biedronia wyjście na swoje. Ma duże szanse na wejście do Sejmu, a już na pewno na przekroczenie chlebowych trzech procent głosów, czyli na dotację z budżetu. Na tej podstawie politykiem na skalę krajową stał Adrian Zandberg ze swoimi 3.5 procent i swoim Razem. Pełno go w telewizjach, gazetach, na wszelakich spotkaniach. W potencjalnej partii Biedronia tylko sześć procent stanowią potencjalni wyborcy Razem, lecz przy mikrej skali tej partyjki, może to oznaczać jej spadek w okolice jednego procenta poparcia. A to gorsze od sytuacji, w której jest się z definicji siłą pozaparlamentarną.
Ale próżni nie będzie, bo Zandberga może zastąpić Biedroń. Zwolniony od czasochłonnego i absorbującego zarządzania miastem, będzie mógł jeszcze więcej pokazywać się telewizjach, pisać, przemawiać, być celebrytą pełną gębą .
Chyba nie tego życzy mu pan, panie Zbigniewie, życząc mu dobrze.

„Po prostu scena polityczne jest zdominowana przez konflikt dwóch podstawowych opcji i sił”
Trzech, bo jeszcze Kościół. Nie wiem, dlaczego szanowny Autor unika stwierdzenia, ze Kościół to jest partia polityczna i nic poza tym. Trochę nietypowa, bo rządzi poprzez podstawionych przedstawicieli. Nie ma swojej własnej reprezentacji w Sejmie, ale ma podstawioną. Mozna na to tez spojrzeć inaczej: PiS to jest produkt Kościoła, czego czołowy rympał tego gangu wcale nie ukrywa. Tak czy inaczej, Kościół jest siłą polityczną i nie można tego pomijać milczeniem.
Panie Erneście. To wszystko mogą być tylko spekulacje. Na przykład, zakładanie, że zjednoczona opozycja da radę skutecznie osłabić PiS Kaczyńskiego. Tak Biedroń jak i Kaczyński starają się rozmawiać ze społeczeństwem. A to jest pięta achillesowa obozu opozycyjnego. Dyskutowaliśmy tu od lat problem szans obecnej parlamentarnej opozycji. Pan optuje za jej zjednoczeniem. Ale sporo dyskutantów na SO uważa, że do Wyborców to nie trafi. Stąd zapewne nadal wysokie notowania PiS, pomimo nagłośnienia jednoczenia się obozu opozycji. Moźemy zakładać, że pan Biedroń jest narcyzem i to go pcha do organizowania nowej partii. Wiemy, że Polska scena polityczna potrzebuje diametralnej zmiany. I być może pan Biedroń to dostrzega i w tym widzi swoją szansę. Wątpię, czy da się go zatrzymać na tym etapie argumentując, że szkodzi obecnej opozycji, jednoczącej się w bólsch i o wiele za późno. Teraz pytanie: co się stanie z obecną opozycją, jeśli pan Biedroń zacznie zdobywać więcej głosów od tej zjednoczonej opozycji? To całkiem możliwy scenatiusz.
Artykuł wyraża poglądy, które ogólnie duża część z nas podziela. Polska jest niszczona przez PiS i racją stanu naszego państwa jest demokratyczne odebranie władzy pisowskim, wewnętrznym najeźdźcom. W tym sensie nasze poparcie dla Koalicji Obywatelskiej = KO (PO +N+ IP) jest czymś oczywistym. Co prawda do wyborów samorządowych liczące się ugrupowania SLD oraz PSL idą osobno, ale w KO jest wola i determinacja aby je przyciągnąć do KO na eurowybory oraz na wybory parlamentarne.
Z tego schematu wyłamuje się Robert Biedroń, który właśnie zapowiedział budowę własnej formacji począwszy od lutego 2019 roku. Tożsamość nowej formacji określa jako progresywną, wzorowaną, zgodnie z deklaracjami, na ruchu politycznym Macrona – En Marche. Tożsamość ta budowana ma być na nowym podejściu, zapowiadającym rozwiązywanie wielu problemów, których dotychczasowy duopol PiS-PO nie chciał nazywać i rozwiązywać. Robert Biedroń podejmuje próbę rozbicia tego duopolu, który wielu Polaków postrzega jako betonujący scenę polityczną od 2005 roku. Tenże duopol dostarczał i dostarcza wielu wyborcom dylematów dokonywania wyboru „mniejszego zła” czyli głosowaniu z rozsądku na partię mniej szkodliwą z punktu widzenia konkretnego wyborcy.
Ponieważ jednak Robert Biedroń jest człowiekiem nowoczesnym i światłym, humanistą i Europejczykiem, a także gejem, (czyli reprezentantem mniejszości) wielu z nas obawia się, że budując swój ruch odbierze wyborców PO, Nowoczesnej, SLD czy partii RAZEM a niekoniecznie PiSowi. Nic dziwnego także, iż ruch Biedronia już w stadium dzisiejszym, czyli organizacyjnym bardziej krytykuje PO niż PiS, co politycznie i pragmatycznie jest zrozumiałe, jakkolwiek dla koalicji antypisowskiej bardzo groźne. W tym sensie rozumiem i podzielam bardzo ważne argumenty Pana Redaktora Ernesta Skalskiego.
*
Istnieje jednak druga strona medalu, która dla Biedronia nie jest tak krytyczna. Sprowadza się ona do starej i nieustannie powielanej inercji PO, głównej siły Koalicji Obywatelskiej. Po przegranych wyborach 2015 roku oraz powierzeniu kierowania PO Grzegorzowi Schetynie, sama PO nie dokonała rzeczy najważniejszej – oceny swojej własnej polityki z okresu 2007-2015, w tym zwłaszcza okresu 2011-2017. Dokonano wprawdzie jakichś, wewnętrznych rozliczeń, ale nie przeprowadzono szerokiej, publicznej debaty na ten temat. W tym nie przeprowadzono publicznej debaty na temat przyczyn porażki wyborczej, fatalnych zjawisk oligarchizacji samej PO, budowania koterii, „spółdzielni” i fatalnej polityki kadrowej, w całym okresie 2007-2015, czyli rozliczenia grzechów partii władzy. Nie sformułowano nowego programu partii, ba – nowe elementy programowe kierownictwo partii porzuciło licząc (słusznie, ale pasywnie) na wpadki polityczne pisowskiej władzy. Taka polityka spowodowała, że PO przetrwała ale nie dlatego, że jest atrakcyjna politycznie, ale tylko dlatego, że póki co jest najpoważniejszą, cywilizowaną, proeuropejską siłą polityczną w Polsce. Po drodze zupełnie zmarginalizowała się (na własne życzenie) partia Nowoczesna, która właściwie skazana jest na KO, pod groźbą zniknięcia ze sceny politycznej. Koalicja Obywatelska wzbogaciła się ostatnio o jeden słaby element – część Inicjatywy Polskiej Barbary Nowackiej która po 3 latach budowania własnego ruchu była chyba zbyt słaba na byt samodzielny i dołączyła do KO. Oceniając działalność PO w okresie 2015-2018 warto odwołać się do metody tzw. kosztów alternatywnych. Otóż, PO uważa za swój sukces, że przetrwała i powoli odbudowuje swoje poparcie społeczne. Tymczasem koszty alternatywne, nazywane inaczej kosztami utraconych korzyści wskazują, że do Koalicji Obywatelskiej nie udało się przyciągnąć SLD, PSL, znaczących ruchów społecznych Obywatele RP, środowisk czarnego protestu, Akcji Demokracja, itp. Koszty alternatywne są dla PO wyższe niż osiągnięte dotychczas, umiarkowane zresztą sukcesy.
*
Projektowane ugrupowanie polityczne pod auspicjami Biedronia ma szansę te wszystkie ugrupowania do siebie przyciągnąć pod kilkoma warunkami – autentyzmu, otwartości, nowoczesności i postawy koncyliacyjnej. Czy tak się stanie? Tego nie wiemy – nadal to tylko projekt i szansa, o którym nie wiadomo czy zakończy się sukcesem czy fiaskiem. Obok szans autentyzmu, otwartości oraz świeżości, istnieje wszakże wiele ryzyk, które także mogą się zmaterializować. Należą do nich m.in. swego rodzaju arogancja samego Biedronia, nadmierna rola przypisywana samemu sobie jako efekt rosnącej popularności – przesuwanie się na pozycje celebryckie, brak ludzi, pieniędzy, struktur a przede wszystkim doświadczonego sztabu politycznego, ryzyko nasłania rozłamowców przez przeciwników politycznych co może być tożsame z ryzykiem przyciągnięcia „starych wyjadaczy” politycznych, którzy jak pewna lepka substancja przyklejają się do okrętu z okrzykiem: płyniemy! Konkludując – jeżeli Biedroń odniesie sukces np. 8 czy 10 procent poparcia, to jego ugrupowanie będzie poważnym podmiotem aby się z nim dogadać wchodząc w jakiś alians przez KO. Jeżeli odniesie porażkę, sam ze swoim zapleczem przejdzie do KO chcąc zachować szanse na trwalszy byt w polityce.
*
R e a s u m u ją c – uważam, że słuszne skądinąd argumenty Autora artykułu są raczej zapisem zagrożeń i ryzyk, którym należy sprostać i przeciwdziałać, niż zapisem powodów dla których należy zwalczać samego Biedronia. Nie twórzmy nowych przeciwników – ten który realnie istnieje na razie nam wystarczy, przynajmniej dopóki go nie pokonamy w wyborach.
Szukam przykładu partii, która po przegranych wyborach przeprowadza PUBLICZNIE analizę przyczyn swej klęski. I nie znajduję. Ani w Polsce, ani we Francji, w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Mam problemy z pamięcią?
@RAFA – w krajach Europy zachodniej partie demokratyczne istniejące od szeregu lat, tak jak PO istniejąca 17 lat, a w 2015 r. 14 lat, po przegranych wyborach zazwyczaj organizują kongres lub zjazd i analizują przyczyny porażki. Takie imprezy sa otwarte dla dziennikarzy, nierzadko publicznosci, a współcześnie szereoko komentowane i nierzadko transmitowane w mediach. Takie publiczne analizy i diagnozy porażki oraz wnioski z nich wyciągane mają dwie korzyści. Po pierwsze – służą uzdrowieniu procesów i relacji w samym ugrupowaniu. Po drugie służą komunikacji ze swoimi wyborcami, sympatykami oraz przyszłymi zwolennikami, a jesli chodzi o szeroki kontekst społeczny i polityczny; także gospodarczy; służą odbudowywaniu wiarygodnosci samego ugrupowania. Warto odpowiedzieć na pytanie co z tego zakresu po przegranych wyborach w 2015 r, zrobiła PO ? Otóż wiarygodność tej partii w dużym stopniu jest pochodną tego co zrobiła a raczej czego nie zrobiła PO po porażce wyborczej w 2015 r. A piszę to jako zwolennik tego nurtu politycznego – liberalno-centrowego.
Dziękuję za wykład.
Pytałam o przykład. Z góry dziękuję.
Ponieważ moja odpowiedź czeka na moderację warto wyjaśnić pojęcie „publiczne”. Publiczne, nie oznacza ogólnonarodowe ani nawet ogólnopolskie. Publiczne oznacza jawne, dostępne dla mediów a tym samym dla opinii publicznej. Partie demokratyczne w ustroju zgodnym z wartościami UE nie są korporacjami prywatnymi, a organizacjami publicznymi. Wobec czego ich życie wewnętrzne – statuty, wybory, organizacja, procesy, finanse są jawne a więc dostępne publiczne i poddane kontroli publicznej, w większości sądowej.
Do Redaktora Ernesta – bardzo dziękuję za tak subtelny, analityczny tekst poświęcony mojemu sprawozdaniu z uczestnictwa w pierwszej, z zapowiadanej tury przez 40 polskich miast, burzy mózgów z Robertem Biedroniem.
Panie Redaktorze – ja tylko opisałem swoje wrażenia, zgoda, poparte socjologicznym doświadczeniem z długiego już życia. Wrażenia to nie analiza szans i zagrożeń jakie są możliwe dla tego fenomenu jakim staje się RB.
Czytając Pańską, chłodną do bólu, analizę polskiej sceny politycznej mogę powiedzieć, że widzę ją, tę scenę tak samo, ale…
To ale odnosi się do tego, że, moim skromnym zdaniem, polityka to nie ścisły rachunek aktywów i pasywów – to proces, często nieprzewidywalny, proces w którym rola przypadku jest zawsze ogromna, niekiedy decydująca.
Robert Biedroń coś zaczyna, nie wiem czym to się skończy. Wiem też, że bez czegoś nowego na polskiej scenie politycznej przegrana PiS i zamiana na Platformę nie jest tym czego nam potrzeba. Grzegorz Schetyna zastępujący Jarosława Kaczyńskiego to nie jest to czego oczekują, jak sądzę Polacy, a przynajmniej ja.
RB zapowiada, że chce realnej władzy – chce zostać premierem a nie prezydentem. Mierzy wysoko ale bez odrobiny szaleństwa nic nigdzie nikomu się nie udaje.
W dzisiejszej Polityce, Sławek Sierakowski, poświęca Biedroniowi duży tekst. Takich tekstów będzie więcej, w miarę jak zbliżać się będzie termin wyborów parlamentarnych. To za rok. Rok w polityce to to bardzo dużo, może wrócimy do tej rozmowy latem przyszłego roku – zobaczymy co zostało z tej wrzawy, gdzie kto jest z tych graczy na polskiej scenie, czym żyją Polacy a czym świat.
Stawiam dolary przeciw orzechom, że to będą zupełnie nowe fakty w ramach być może starych procesów, ale to fakty trafiają do masowej wyobraźni, procesy są dla pięknoduchów, choćby takich jak my
O Biedroniu wiedzą Państwo tylko to, co on sam mówi osobie. Jedni usłyszeli to bezpośrednio od niego, inni jedynie za pośrednictwem zapatrzonych w niego obojga płci dziennikarzy. Tymczasem on cały czas przede wszystkim lansuje siebie. Ostatnio błysnął bon motem, że to dzięki niemu Polacy przestali myśleć, że Słupsk to takie miasto w pobliżu Ustki. Według niego jest tym dla Słupska, co „Jarosław Polskę zbaw”.
Może i zamiesza w krajowej polityce, tak jak na razie miesza ludziom w głowach.
A pIs zaciera ręce. Bo oprócz sceny politycznej opanował – elementarną arytmetykę! Jeszcze kilku takich „Biedroniów”, a wcześniej Palikotów czy Petru’w, i pIs-owi wystarczy w rzetelnych wyborach nie 38, a 25% głosów do samodzierżawia.
Żenujące jest powtarzanie, że rozważania w rodzaju: „Co potem?” nie mają sensu dopóki pIs rządzi.
Gdyby Biedroń zapowiadał tworzenie organizacji, z którą dołączy do wielkiej koalicji wyborczej (!) – nie byłbym temu przeciwny.
Ale i tak ewentualnie głosowałbym na ugrupowanie Pani Barbary Nowackiej, która tak właśnie się zachowała.
@ Stary Outsider,
Nie będę się wypowiadał na temat Biedronia i jego działań w Słupsku, bo za mało wiem. Nie mogę więc ocenić jego rządów w tym mieście, ale rację mu musze przyznać, że o Słupsku zrobiło się dużo głośniej, odkąd on tam jest prezydentem. I był to pozytywny przekaz. Trzeba więc Biedroniowi przyznać, że przynajmniej tę jedną umiejetnośc posiadł – skutecznego promowania swoich działań.
Na kompletnie innym biegunie jest Platforma i nibykoalicja obywatelska – rzekomo antypisowska. Ani spójna, ani przede wszystkim szczera. Zupełnie nieautentyczna. Prosty przykład: gdyby naprawdę Platforma uznawała, że najważniejsze jest odsunięcie PiSu od władzy to nie byłoby choćby żenującego spektaklu w Gdańsku, gdzie PO wystawia kontrkandydata dla Adamowicza.
Niewiarygodna, niespójna i niepotrafiąca się w żaden sposób wypromować skostniała struktura kontra dynamiczny, autentyczny mistrz autopromocji.
Mnie się wydaje, że w ostatecznym rozrachunku to Biedroń ma większe szanse na sukces w starciu z PiSem.
@ MR E
Polemika na temat p. Biedronia jest jałowa i całkowicie pozbawiona sensu. W stacjach telewizyjnych, których programy oglądam, rzeczywiście powstała zbitka Słupsk = Biedroń. Być może w TVPis na tej samej zasadzie Słupsk = Szczypińska, albo też Słupska nie ma wcale. Jestem na tyle wiekowy, że pamiętam telewizję np. z lat 70-tych. Symptomatyczne, że znacznie częściej pokazywano Słupsk niż np. Grudziądz, Olsztyn, Radom czy Koszalin. (Ten ostatni, lokalny rywal, dynamicznie się rozwinął – Słupsk więdnie.) Słupsk jest miastem, w którym zawsze coś się działo. Na przykład przed chwilą wróciłem z finałowego koncertu 52 Festiwalu Pianistyki Polskiej. Wspominam o tym dlatego, że kiedyś, gdy R. Biedroń był posłem (bardzo dobrze ocenianym), regularnie bywał (nie mieszkając w Słupsku) na koncertach symfonicznych w naszej Filharmonii. Od kiedy jest prezydentem miasta – przestał. Proste – zabiegając o głosy pokazywał się wszędzie. Ale dość o nim.
Wiem i rozumiem, że wiele osób rozczarowanych znanymi politykami upatruje szansę na prawdziwą dobrą zmianę akurat w nim. Ja w to nie wierzę.
@ Stary Outsider,
Rozumiem, że Pan jest ze Słupska (lub okolic) i wie lepiej. Także rzeczywiście dyskusja na temat osiągnięć Biedronia byłaby jałowa. Pan jest na miejscu i widzi. Ja nie.
Toteż zuepłnie nie oceniam jego osiągnięć w tym mieście. Natomiast oceniam jego skuteczność w działaniach autopromocyjnych. A ta – musi Pan przyznać – jest spora.
RB jest w stanie wyzwolić w ludziach pozytywną energię, chęć podążania za nim. RB ma szansę sprawić, że te 5 milionów żelaznego elektoratu PiS nie da 37% tylko 30% poparcia. RB ma szansę porwać dotychczas niegłosujących.
PO takiej szansy nie ma. Platforma promuje PiS, wskazuje na PiS jako siłę sprawczą, siebie samą ustawia w roli bezsilnych krytykantów.
@ MR E
W pełni zgadzam się z Panem w kwestii skuteczności autopromocji pana RB, jak również że ma on spory potencjał. Jednak moim zdaniem oparty – jak dotąd – na zawiedzionych nadziejach i kredycie zaufania.
Czas pokaże, co da się zbudować na takim fundamencie.
Na razie jego kampania przypomina mi historyczną anegdotę. Berlin, 1945, na stercie gruzu siedzi staruszek i zaśmiewa się wertując jakąś książkę. Zapytany, co go tak rozbawiło, odpowiedział, że właśnie znalazł „Mein Kampf” i otworzył na zdaniu: „Dajcie mi władzę, a ja was urządzę.”
Przy okazji, nie należę do żelaznego elektoratu PO, a jej wady i błędy uwierają mnie chyba bardziej niż Pana, jako że w obecnych warunkach jest nadal dla mnie „partią drugiego wyboru”. Chociaż sytuacja nieco się poprawiła, bo głosując na koalicję wyborczą już nie muszę wybierać kandydata z PO. 🙂
I jeszcze ostatnia uwaga: Koalicja wyborcza wcale nie musi przekształcić się w koalicję rządową,,, 🙂
@Stary Outsider: cytuję początek pierwszego Pańskiego wpisu. Bo to bardzo negatywny i bardzo symptomatyczny wpis w polskich warunkach: „O Biedroniu wiedzą Państwo tylko to, co on sam mówi o sobie. Jedni usłyszeli to bezpośrednio od niego, inni jedynie za pośrednictwem zapatrzonych w niego obojga płci dziennikarzy. Tymczasem on cały czas przede wszystkim lansuje siebie. Ostatnio błysnął bon motem, że to dzięki niemu Polacy przestali myśleć, że Słupsk to takie miasto w pobliżu Ustki. Według niego jest tym dla Słupska, co „Jarosław Polskę zbaw”.”
Szanowny Panie, to jest choroba „polskich dusz”, czyli równaj w dół i się nie wychylaj. Jej efektem jest lider z brzuszkiem – pan Schetyna, całkowicie pozbawiony cech przywódcy, lidera, charyzmatycznego osobnika pociągającego za sobą innych. Ta choroba trawi Polskę od dawien dawna. Nie wiem, kogo tu bardziej winić za ten stan rzeczy: czy to wina zaborców, potem kleru potem jeszcze komuny, która jeszcze bardziej tępiła wszelkie przejawy samodzielnego myślenia. Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele. Stąd mizeria i przypadkowość w polskiej polityce. Nie mamy instynktu wspierania osobników wybijających się. Mamy negatywny instynkt stada, próbującego podporządkować sobie innych. To jest jedną z przyczyn niestabilności polskiej polityki i braku w niej zdrowego rozsądku.
.
Najwyższy czas, aby to negatywne podejście do liderów na każdym etapie drabiny społecznej zacząć zmieniać. I zacząć dostrzegać w tym nasz najbardziej podstawowy interes! Dlatego fakt, że pan Biedroń popiera i lansuje siebie, świadczy tylko dobrze o nim jako o liderze. Bo kto jak nie on ma się domagać, aby go dostrzeżono? To tylko dobrze o nim świadczy. Chcemy lepszej polityki? Zacznijmy zmieniać nasze nastawienie do tych, którzy chcą się wybijać i mają do tego podstawy.
@ANDRZEJ POKONOS
Żeby nie było wątpliwości – pierwszą łapkę w górę dostał Pan ode mnie… 🙂
Wplątałem się w spór o R. Biedronia, który ani mnie grzeje, ani ziębi. Moją intencją było przypomnienie starej prawdy – że nic nie jest takie, jak się Państwu wydaje. A wyciąganie wniosków z nieprawdziwych przesłanek już nie raz przyniosło nam szkodę.
Może gdyby mój kolejny wpis nie utknął w moderacji, moje stanowisko byłoby bardziej czytelne. (Pozwoliłem sobie na przytoczenie starego dowcipu, w którym użyłem tytułu utworu pewnego lidera, który popełnił samobójstwo 30 kwietnia 1945.) Z tego chyba nigdy się nie wyleczę: Pana wpis spuentowałbym zjadliwym dowcipem o jedynym kotle w piekle, którego diabły nie muszą pilnować.
Trzy lata temu wielu z nas zachwycało się nowymi liderami – Petru, Zandbergiem, niektórzy nawet Kukizem. A wyszło jak zawsze. Brak liderów? No to rzucam hasło – 100 partii na stulecie itd.
@Stary Outsider: no właśnie. Za dużo tu partii, za mało liderów z prawdziwego zdarzenia, o czym był mój poprzedni wpis. Proszę nie brać mojego wpisu osobiście do siebie. To dotyczy nas jako społeczności ogólnie biorąc. Powtórzył Pan tylko co w nas siedzi. A co do partii, które miałyby wyprowadzić polską politykę z zaścianka ciemnoty: Partie, które przegrały ostatnie wybory stają się niewybieralne. To już chyba widać gołym okiem. Ludzie doskonale wiedzą, co ich czeka, jak nastanie opozycja pod wodzą Schetyny. Pan Schetyna najwięcej energii po przegranych wyborach zużył na czyszczenie swojego terenu ze wszystkich, którzy mogliby mu zaszkodzić (w jego mniemaniu). Platforma nie zrobiła rozliczenia, zamiast tego głosowała ręka w rękę z PiSem w sprawie 50% wyborców – kobiet, ograniczając nadal ich prawa!
Paltforma może się jednoczyć, konsolidować, zawierać alianse, porozumiewać i co tam jeszcze z resztą mizerii opozycyjnej. Ale słupki jej nie rosną. Chyba to najlepszy znak, że wyborcy czekają na nowy układ w polskiej polityce. A pan Biedroń nie wyskoczył nikomu z rękawa. Stworzył się sam. Pokazał co potrafi i jakim jest sprawnym politykiem. I do tego niezależnym., ale orzyciągającym ludzką sympatię. Jemu nie przytrafi się woda sodowa, która uderzyła zdecydowanemu narcyzowi, panu Petru, jak dostał kilkanaście % w słupkach wyborców. Doatego, że miał znacznie bardziej „pod górkę” w polskiej polityce, niż inni.
Przeczytałem uważnie dyskusję komentatorów pod tekstem Redaktora Skalskiego i nasunęło mi sie kilka refleksji. Po pierwsze dyskusja o Robercie Biedroniu trochę koresponduje z niedawno opublikowaną dyskusją ojców-założycieli SO o współczesnych uwarunkowaniach pojawienia się wybitnej postaci politycznej. To był tekst Pana Eugeniusza Noworyty – pt. Charyzmatyczny przywódca, por. https://studioopinii.pl/archiwa/188319 Zarówno tamtą relację jak i dyskusję o Robercie Biedroniu można sparafrazować tytułem nawiązującym do arcydzieła literackiego: „W poszukiwaniu męża stanu”.
Nie żebym zaraz sugerował, że Robert Biedroń będzie takim mężem stanu – nie wiem czy ma takie predyspozycje. Zastanawiając się dlaczego Robert Biedroń zasługuje na poparcie w tworzeniu nowej formacji politycznej, lub co najmniej na nie przeszkadzanie mu w tym dziele, doszedłem do kilku wniosków. Po pierwsze robi wrażenie człowieka przyzwoitego – to moim zdaniem jedna z najważniejszych, o ile nie najważniejsza kwalifikacja. Nie wiem czy rzeczywiście jest przyzwoity – wiem, że jak do tej pory za takiego uchodzi w zgodnej opinii wielu obserwatorów i komentatorów sceny politycznej. (Mówię o rzetelnych narratorach, a nie o pseudodziennikarzach, pseudoprawicowych mediów, popierających PiS.) Przyzwoitość uważam za jedną z najważniejszych kwalifikacji, bo bez niej wszystko może być oszustwem, a zatem czymś kompletnie niewiarygodnym. Po drugie jest człowiekiem młodym (ma 42 lata) a my tutaj często utyskujemy, że pokolenie 40-tolatków i 30-tolatków nie bierze odpowiedzialności za Polskę przez bierne postawy polityczne. Po trzecie, mimo młodego wieku, przeszedł trudną drogę wybijania się na cywilizowaną normalność w kraju, który tej normalności mu ex definitione odmawiał i nadal odmawia (jest gejem a to samo z siebie stygmatyzuje go od momentu ujawnienia takiej orientacji do czasów współczesnych). Po czwarte, opierając się na notkach biograficznych wnioskuję, że dysponuje odpowiednimi kwalifikacjami formalnymi: https://pl.wikipedia.org/wiki/Robert_Biedro%C5%84 Myślę tu przede wszystkim o wykształceniu jak i o doświadczeniu zawodowym, w tym także doświadczeniu politycznym w roli posła na Sejm RP oraz następnie Prezydenta Miasta Słupska. Po piąte Robert Biedroń od kilku lat wykazuje kwalifikacje rzeczywiste (w odróżnieniu od formalnych) – potrafi zaskarbić sobie zaufanie wielu ludzi, budować swoją popularność, umie przemawiać i prowadzić publiczny dialog z ludźmi i projektuje zabranie się do budowy własnej formacji politycznej od dołu – od dialogu oraz w interakcjach z obywatelami. Po szóste wreszcie sam Robert Biedroń podjął działania na rzecz utworzenia takiego ugrupowania i to dla całej sprawy ma znaczenie decydujące. Zobaczymy jak sobie poradzi; czego pierwszych efektów można spodziewać się w ciągu najbliższego półrocza.
*
Polska scena polityczna jest od wyborów 2005 roku podzielona między dwa główne ugrupowania polityczne PiS oraz PO. Spór między tymi ugrupowaniami, w miarę upływu lat, w kolejnych kadencjach parlamentu, coraz mniej odzwierciedla problemy jakie musimy rozwiązywać we współczesnej Polsce, Europie i w świecie. Po wyborach 2015 r. PiS celowo i świadomie zaostrzył ten spór do poziomu zimnej wojny domowej, przy czym anachroniczność idei, poglądów i działań samego PiSu, oraz ich nieadekwatność do współczesnego świata jest tak silnie widoczna, iż na tym tle PO jawi się jako siła, której program i działania są postrzegane nieomal jako „wybawienie” od „średniowiecznych”, pisowskich prymitywów i hipokrytów. Tymczasem PO jawi się w ten sposób wyłącznie na zasadzie kontrastu. To jawne złudzenie fałszywego kontrastu. W istocie PO była i jest dość bezideową partią władzy, która gdzieś po drodze zgubiła swoje ideały na rzecz trwania, schlebiania wyborcom i swoistego marazmu politycznego, polegającego na konserwowaniu swoistego status-quo podczas gdy Polska wymagała i nadal wymaga reform. Z tego marazmu „wyzwolił” Polskę PiS podejmując szereg „reform” polegających na niszczeniu większości instytucji demokratycznych, co połączone z masowym rozdawnictwem społecznym i populistycznymi obietnicami naprawy rzeczywistości dostarcza PiSowi poparcia znacznych kręgów tzw. klasy ludowej.
Po przegranych wyborach PO nie przeprowadziła poważnych, zasadniczych zmian wewnątrz partii. Zadowoliła się jedynie zmianą kierownictwa z towarzyszącymi jej czystkami kadrowymi. Ewę Kopacz i jej ludzi na stanowisku szefa PO zastąpił Grzegorz Schetyna wraz ze współpracownikami, także terenowymi. Po trzech latach od przegranych wyborów PO nie odzyskała ani dawnego blasku ani zaufania społecznego – jej poparcie społeczne, oscyluje zaledwie w okolicach uzyskanego w ostatnich wyborach wyniku ok. 24% poparcia. Nieco więcej, uzyskuje tzw. Koalicja Obywatelska czyli PO powiększona o dwa inne ugrupowania Nowoczesną oraz Inicjatywę Polską kierowaną przez Barbarę Nowacką. Łącznie to poparcie, jak wskazują wrześniowe (2018 r.) sondaże nie przekracza 28%. Wiele z tych sondaży wskazuje, że liczba wyborców niezdecydowanych waha się między 12% a 15%. Między PiS a pozostałymi ugrupowaniami w wyborach do Sejmu za rok, odbędzie się walka o głosy spośród tych 12% do 16% wyborców.
Koalicja Obywatelska zaczęła krystalizować się raptem od połowy 2018 roku, a dopiero teraz, we wrześniu 2018 r., powiększona została o 3-go partnera – Inicjatywę Polską Barbary Nowackiej. Publicyści, komentatorzy, uczeni – socjologowie i politolodzy a piszę wyłącznie o ekspertach przychylnych PO wskazywali na konieczność takiej koalicji co najmniej od początku 2016 r. Wszyscy powinniśmy pamiętać takie głosy także na łamach SO. To, że staje się to dopiero dzisiaj to także pewien efekt inercji PO – ta partia ani w przeszłości, ani teraz nie potrafiła i nadal nie potrafi korzystać z ludzi mądrych spoza jej struktur. Sądziła i sądzi, że sama zjadła wszystkie rozumy – i stąd prosty efekt – wszystkie tzn. 24% rozumu. Pozostaje jeszcze 76% rozumu, którego nie zjadła. I te właśnie 24% poparcia i właśnie tyleż „rozumu” martwi najbardziej.
Miarą braku sukcesu PO w budowaniu demokratycznego bloku proeuropejskiej Koalicji Obywatelskiej zdolnej wygrać wybory parlamentarne w Polsce 2019 r. są ugrupowania i siły społeczne, które pozostają poza blokiem KO. Są to PSL i SLD a z nowych ruchów społecznych – Ruch Obywateli RP, Akcja Demokracja, środowiska Czarnego Protestu oraz KOD-u. Jest jeszcze wiele NGOSów nie wymienionych tutaj, których zaproszenie do KO wydaje się niezbędne, dla jak najszerszej reprezentacji społecznej. Żadnego z tych ruchów nie ma w KO. Dlaczego? To pytanie warto publicznie zadawać kierownictwu PO.
W tym miejscu powrócę na moment do Roberta Biedronia. Skoro PO nie umiało czy nie chciało zaprosić tych ugrupowań i ruchów do KO to może Robertowi Biedroniowi uda się je przyciągnąć do nowego ruchu?
*
W dyskusji któryś z Panów poruszył wątek oczekiwania na nową, charyzmatyczną postać polityczną i to od szeregu lat. Mieli to po kolei być – Palikot, Petru, Kukiz, Nowacka, Zandberg a teraz jest Biedroń. Per analogiam, skoro tamtym się nie udało to lepiej, żeby Biedroń nie próbował. Jeśli nie spróbuje to mu się z pewnością nie uda. Tymczasem próbowanie jest solą życia społecznego.
Komentując takie rozumowanie trzeba powiedzieć, że każdej z tych postaci coś się udało. Zaistnieli, są rozpoznawalni, niektórzy zrobili dużo dobrego i próbują nadal robić – słowem to nie tak. Jeżeli nikt z nich nie został nowym Kenedym, Macronem czy de Gaulle’em to jeszcze nie dowód na porażkę. Wielkość nie jest dana każdemu i nie jest dana na zawsze. Zresztą każdy z nich ma jeszcze szanse na wielkość, bo są dostatecznie młodzi. Dajmy i Biedroniowi szansę na wielkość. Niech ją zrealizuje.
Przy okazji warto odnotować, że to oczekiwanie na zmianę już od czasów Palikota (wybory 2011 r.) wskazuje jak dawno scena polityczna była zabetonowana i jak bardzo to zabetonowanie było destrukcyjne dla życia politycznego.
*
Konkludując – zmierzam do tego, że przeciwstawianie Biedronia PO czy też KO jest błędem. Warto o ugrupowaniu Biedronia, kiedy powstanie myśleć jako o szansie i wsparciu KO a nie jako o konkurencji, którą wygra PiS. Podstawową zasadą życia gospodarczego jest zrozumienie, że konkurencja wzmacnia graczy a nie osłabia. Konkurencja powoduje ożywcze procesy we wszystkich ugrupowaniach konkurujących ze sobą. Warto też pamiętać, że na koniec konkurenci sami są skłonni się porozumieć wobec przeciwnika, który niszczy podstawy zdrowej i uczciwej konkurencji. I tej wersji się trzymajmy myśląc o Robercie Biedroniu. Nie wiemy czy mu się uda, ale przynajmniej mu tego serdecznie życzmy!
*
Na koniec taki wątek, który mnie drażni. Mając zastrzeżenia do PO, o których pisałem wcześniej i wyżej, nie podzielam wielu zastrzeżeń do Grzegorza Schetyny. Nie jest to osoba, którą znam osobiście, w przeciwieństwie do szeregu działaczy PO, nie mam więc żadnego osobistego motywu, który mną powoduje. Trzeba pamiętać o obiektywnych zasługach Schetyny. Przetrwał – nie dał się usunąć PO Tuskowi, to niebagatelne osiągnięcie. Po objęciu kierownictwa skonsolidował PO, umocnił struktury i zapobiegł destrukcji partii ze strony PiS. Z trudem podnosi partię z dna niechęci społecznej i niskiej popularności. Jest rzeczowy, konsekwentny i wytrwały. Moim zdaniem jeszcze wiele rzeczy pozytywnych przed nim samym. Jestem pewien, że kiedyś będziemy go oceniać jako postać zupełnie innego wymiaru niż ten, który dzisiaj tak chętnie mu przypisujemy. Pamiętajmy, że możliwość odebrania władzy PiSowi w 2019 roku zależy w dużym stopniu od talentu, wytrwałości, konsekwencji i uporu Grzegorza Schetyny. I jestem za tym abyśmy go w tym dziele umacniali, wspierali i trzymali za niego kciuki. Warto także przeczytać jego biografię :
https://pl.wikipedia.org/wiki/Grzegorz_Schetyna
Ponieważ Schetyna jest w polityce bardzo długo, od wczesnej młodości – wszystkim nam się wydaje, że „od zawsze”, wobec czego musi być bardzo stary. Warto pamiętać, że ma zaledwie 55 lat i nie jest dziadkiem orzechowym jak Kaczyński, Macierewicz czy inne gwiazdy PiSu – 70+ Przed nim jeszcze wiele lat działalności dla Polski.
@SLAWEK
Tak!
W ferworze dyskusji umyka, co najważniejsze: celem koalicji wyborczej nie jest doprowadzenie do władzy PO, lecz odsunięcie od władzy demolującego Polskę Kaczyńskiego i jego akolitów.
W naszym systemie wyborczym dokonać tego może wyłącznie jak najszersza koalicja zjednoczona wokół tego jednego postulatu. Kiedyś było to już raz możliwe w przywoływanej tu pierwszej, prawdziwej „Solidarności”. Z czasem przecież okazało się, jak różnorodne osoby, środowiska i programy wówczas się połączyły.
Jeśli partie, łącznie z tymi które jeszcze nawet nie powstały, pójdą indywidualnie do wyborów, mogą co najwyżej wejść do Sejmu. Wygra pIs, być może nawet z możliwością wprowadzenia swojej konstytucji.
Strategia dwóch koalicji lansowana przez niektórych komentatorów politycznych teoretycznie stwarza nadzieję, że jedna z nich może uzyskać wynik lepszy niż pIs. Tylko że wówczas pisowski prezydent i tak Kaczyńskiemu powierzy misję tworzenia rządu.
@Sławek: pański ostatni wpis jest wart osobnego artykółu na łamach SO. Szkoda, że to tylko głos w powoli kończącej się dyskusji pod ciekawym i wywołującym komentarze tekstem redaktora Skalskiego. Polska scena polityczna potrzebuje zmiany i to jak najszybszej. Moim zdaniem Platformie nie pomaga konsolidacja, powinna stać się bardziej wyrazistą formacją. Donald Tusk, którego nadal bardzo cenię, popełnił błąd niszcząc centrową formację, przyjmując polityków lewicowych i prawicowych, czyli podbierając ludzi z PiS i z SLD. Wizerunkowo może to wyglądało dla polityka efektownie, ale jak się okazało partia stała się nie efektywna. Ponieważ to rozszerzenie rozkroczyło formację politycznie do trzech partii w jednej. Tego efektem jest głosowanie wraz z PiSem przeciwko prawom kobiet. Bo akurat prawicowe skrzydło jest w PO silniejsze od lewicowego. (Co zapowiedział na początku roku sam pan Schetyna). A to kolejny błąd taktyczny. Dlatego mam mało uznania dla tego polityka.
.
Ostatnia dekada to obecność głosów rozsądku z nowej formacji dziennikarskiej – Studia Opinii. Głosów rozsądku, przestrzegających rządzącą uprzednio Platformę Obywatelską przed tym, co miało nastąpić i co się stało: rządami Kaczyńskiego. To pokaz arogancji Platformy, to źródło jej przegranej i to coraz bardziej widoczny polityczny schyłek tej formacji. Platforma Obywatelska w obecnym wydaniu staje się niewybieralnym molochem. Wielka szkoda, bo ma ogromne zaplecze światłych fachowców.