02.03.2020
Wirus z Wuhan zawładnął ludzką wyobraźnią. Świat żyje w atmosferze trwającej lub nadchodzącej katastrofy. Przed oczami mamy Oran spustoszony przez dżumę i opisane z taką wyrazistością przez Camusa postawy mieszkańców tego portowego miasta w poczuciu zagrożenia przez siły, na które człowiek nie ma większego wpływu.
Przypomnijmy przesłanie Autora: zło tkwiące w człowieku, które ujawnia się w chwilach zagrożenia, jest tak samo zaraźliwą chorobą, jak dżuma, jednak stopniowo mieszkańcy osaczonego przez zarazę miasta uznają słuszność postępowania głównej postaci książki, doktora Rieux, który od początku walczy z zarazą, uznając to za swój obowiązek jako człowieka i lekarza. Jego postawa uosabia zwycięstwo dobra nad złem nawet w ekstremalnych okolicznościach.
Książka Camusa, opublikowana po wojnie, należała do kanonu lektur podstawowych i ciągle jest pomocna w ocenie współczesnych, dramatycznych wydarzeń. Klasyk egzystencjalizmu dokonał wiwisekcji ludzkich zachowań podczas groźnej epidemii, co ułatwia rozpoznanie różnych aspektów obecnej rzeczywistości.

Po stronie zła znajdują się różnego rodzaju spekulanci, a także egoiści i ludzie obojętni. Do tej grupy należą nie tylko różni drobni i więksi handlarze, którzy pragną zarobić na ludzkim nieszczęściu, lecz także politycy, którzy dopuszczają się różnych manipulacji dla zwiększenia swych wpływów. Na ogół jest przyjęte, że strach budowany na niepewności i dezinformacji towarzyszący zagrożeniu sprzyja autorytarnej władzy, jednak zbytnie nakręcanie strachu może doprowadzić do paraliżu i uczynić niesterowalną całą sytuację, która w końcu może pochłonąć również rządzących.
Ale także opozycja w swym dążeniu do wykazania się czujnością i gorliwie przypisująca władzy niecne intencje ukrywania prawdy może spowodować odmienne od zamierzonych następstwa, przyczyniając się do zwiększenia strachu i wywołania paniki. W obu przypadkach dotykamy sprawy odpowiedzialności, która powinna cechować wszystkie siły polityczne w momentach egzystencjalnego zagrożenia, jak wynika bowiem z dostępnych informacji, zdolność do przenoszenia się wirusa staje się coraz mocniejsza, a to oznacza, że liczba nowych infekcji może rosnąć. Na wszystkich ciąży obowiązek zapewnienia delikatnej równowagi między skutecznym ostrzeżeniem a niepotrzebnym pobudzeniem i wznieceniem paniki; niedopuszczalne jest bagatelizowanie zagrożenia, ale też przesada. A to można zapewnić w warunkach współdziałania rządu z opozycją, a nie przy próbach wykorzystania sytuacji dla partyjnych celów.
Podstawową kwestią jest zaufanie. Komu wierzyć w takich sytuacjach? Szanse na większą wiarygodność stwarza system demokratyczny. Przykładów katastrofalnych skutków zatajania i manipulowania informacją przez autorytarne władze jest wiele, żeby wspomnieć Czarnobyl, który stał się symbolem przestępczej praktyki i ostrzeniem na przyszłość. Komu jednak wierzyć, kogo obdarzyć zaufaniem, gdy zbliża się nieznane zagrożenie? Wydaje się, że kluczowym słowem jest tu profesjonalizm, to znaczy, że w takich sytuacjach więcej do powiedzenia mają specjaliści, a nie politycy, których decyzje powinny być oparte na solidnych, eksperckich opiniach i raportach. Takie zalecenia mają szansę na szeroką społeczną akceptację i wprowadzenie w życie, co jest niezbędnym warunkiem pomyślnego rezultatu w zwalczaniu epidemii.
Przedmiotem rozważań są prawdopodobne następstwa epidemii (pandemii?), zwłaszcza gospodarcze. Przeważa zaniepokojenie groźbą poważnych turbulencji w gospodarce światowej z powodu wyhamowania produkcji w Chinach i ich rozbudowanych relacji handlowych i finansowych ze światem, zwłaszcza Stanami Zjednoczonymi. Już widać niszczące oddziaływanie epidemii na turystykę i powiązane z nią branże jak hotelarstwo, transport czy gastronomia.
Europa i Polska, w warunkach globalizacji, nie będą izolowanymi od wstrząsów wyspami. Spodziewany jest spadek produkcji w fabrykach, którym zabraknie części z Chin. Trudno uwierzyć, że jak zapewniają rządowi funkcjonariusze, polska gospodarka oparta na małych i średnich firmach, które nie mają swych filii ulokowanych w Chinach, nie tylko nie straci, ale może na kryzysie zyskać, wchodząc ze swoimi towarami na europejskie i amerykańskie rynki w miejsce chińskich dostawców. Absurdalność tego rodzaju wypowiedzi odnotowała opozycja, która dostrzega zagrożenie wynikające z destabilizacji chińskiego eksportu na europejskie rynki i skali zależności polskiej gospodarki od handlu z krajami tego regionu. Za przestrogę mogą posłużyć braki leków również w polskich aptekach będące następstwem okresowych przerw w dostawach do Europy niezbędnych komponentów produkowanych w Chinach.
Epidemia poddaje weryfikacji dwa fundamentalne obszary kluczowe dla ograniczenia skutków egzystencjalnych zagrożeń: sprawczość instytucji państwowych i efektywność współpracy międzynarodowej. W pierwszym przypadku dużo się mówi na ten temat: krytycznie ze strony opozycji i tonująco w prorządowych mediach i wystąpieniach państwowych funkcjonariuszy. Ostateczny sprawdzian nastąpi wraz ze spodziewanym potwierdzeniem u nas obecności wirusa.
Niewiele natomiast można usłyszeć na temat współpracy Polski z innymi krajami i organizacjami międzynarodowymi, takimi jak ONZ, Unia Europejska czy Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), które w swych programach mają wpisaną walkę z chorobami zakaźnymi, śledzą i oceniają tendencje zdrowotne na świecie oraz udzielają pomocy w przypadku poważnych zagrożeń sanitarno-epidemiologicznych. Kultywowanie rzekomej samodzielności i egoizmów narodowych nie sprzyja optymalnemu wykorzystaniu wsparcia wynikającego ze współpracy międzynarodowej, zwłaszcza dla małych i średnich państw, takich jak Polska. Oby trudny czas, gdy koronawirus rozprzestrzenia się po całym świecie, odmienił nasze podejście do współpracy międzynarodowej i doprowadził do pełniejszego zaangażowania na tym polu, z korzyścią dla społeczeństwa.
To nie jest moment dla łatwego optymizmu, kto jednak szuka pocieszenia, niech po lekturze Camusa sięgnie po książkę Marqueza: „Miłość w czasach zarazy”, tam znajdzie, przynajmniej na chwilę, tak potrzebne wytchnienie.
Tak, w porządnym państwie rząd powinien dogadywać się z opozycją. Ale PiS nie pójdzie na to, bo jedna taka inicjatywa spowodowałaby że wszędzie pisowcy zaczęli by się dogadywać z innymi politykami, a tego nie chce Kaczyński – to odebrałoby mu władzę.
Widzę tu podobieństwo do czasów rewolucji francuskiej.
Kiedy członkowie Konwentu Narodowego, przerażeni terrorem jakobinów, dogadali się z nimi, że terror zostanie powstrzymany, jeden z nich zobaczył że San Just coś pisze, a gdy podszedł zauważył że San Just sporządza listę osób do zgilotynowania, a na niej są uczestnicy ugody z jakobinami. To przesądziło o aresztowaniu i zgilotynowaniu Robespierre’a, San Justa i innych jakobinów. W ten sposób powstrzymano terror.
Ta historia przypomina mi się ilekroć słyszę zachęty do rozmów PiS z opozycją, po czym widać wyraźnie że PiS nie zamierza w niczym ustąpić, dalej robi swoje, oskarża opozycję i zamierza tylko robić wrażenie że jest normalną partią, a praktycznie opanowuje wszelkie dziedziny życia, wykorzystuje prokuraturę do szukania haków u opozycji, nawet w dawno wyjaśnionych sprawach które wznawia itd., po prostu realizuje swoje plany.
Kaczyński to nie Lenin…
PiS, czy to rządząc, czy to będąc w opozycji, nie chce rozmawiać. Przypominam nieobecności Kaczyńskiego na posiedzeniach BBN za rządów PO. Nie chce rozmawiać, bo nie ma nic do powiedzenia.