05.09.2020

Nad Polską zajaśniał żółcią neon o treści: „Chominowa”. Zapalił go legendarny artysta-performer Adam Rzepecki, który dawał nam do myślenia nie raz i nie dwa.
Kiedy w połowie lat siedemdziesiątych dotarły do Polski powiewy sztuki performance, plastyk i fotograf krakowski, formalnie absolwent historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego, lokował się w jej awangardzie. Od czasów studiów prowadził galerię w krakowskim klubie Pod Jaszczurami, którą ostatecznie zamknął stan wojenny. Poszukiwania Rzepeckiego szły w dwóch kierunkach. Wykorzystywaniem fotografii jako środka narracji i komunikacji społecznej, głównie przez operowanie ostrością obrazu, kątem fotografowania i sposobem kadrowania. Tak powstał cykl „Kąty widzenia”, którego wymowa była nie tylko eksplikacją swoistego poczucia estetyki i humoru autora, ale także żywą ironią z paradoksalnych realiów epoki gierkowskiej. Jeżeli nad obrazem rzędów półek sklepowych wypełnionych bateriami butelek z octem jarzył się neon „Pij Pepsi Colę”, to było to coś więcej niż prosta rejestracja faktu.
Druga formą artystycznego wyrazu były działania performansowe w ramach grupy Łódź Kaliska, aranżowane w różnych przestrzeniach miejskich i plenerowych. Ośmieszały równie absurdalność rzeczywistości PRL-owskiej, jej politykę kulturalną, ale także także estetykę ówczesnej polskiej neoawangardy.
Rzepecki o PRL-u. Z lewej na zdjęciu: „Projekt Pomnika Ojca Polaka” odpowiedź na gierkowską propagandę Pomnika Matki Polki. Dwa pozostałe – bez komentarza.
Wszystko to zdecydowanie odpowiadało temperamentowi i estetyce Rzepeckiego, a efekty artystyczne czyniły go twórcą zdecydowanie niebanalnym. Znalazł swoje wyrazistej miejsce w historii sztuki współczesnej:
Adam Rzepecki | Życie i twórczość | Artysta | Culture.pl
Artysta wizualny, performer, fotograf. W latach 80-tych współtworzył Kulturę Zrzuty, członek grupy Łódź Kaliska. Urodził się 4 grudnia 1950 roku w Krakowie. Artysta wizualny, performer, fotograf. W latach 80-tych współtworzył Kulturę Zrzuty, członek grupy Łódź Kaliska. Urodził się 4 grudnia 1950 roku w Krakowie. Z wykształcenia jest historykiem sztuki, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Tym razem również nie zawiódł. W ramach lubelskiego festiwalu Otwarte Miasto Rzepecki zapalił swój neon. Żółć neonu miesza się z żółcią tryskającą z publikacji na jego temat. O coś chodzi. O co?
Wiersz:
Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóżby obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.
Autorkę opisuje tablica ze ściany kamienicy przy ulicy Mikołajskiej w Krakowie z dołożonym zdjęciem:

Dwa wersety pogrubione w tekście wiersza upamiętniają Chominową. Ginczanka miała z nią przygodę we Lwowie w kamienicy przy ulicy Jabłonowskich. Chominowa wydała ją Niemcom. Ginczanka jednak uciekła. W Krakowie nie zdołała.
Rzepecki przypomniał o Chominowej w Lublinie. Na Starówce, która była częścią getta lubelskiego zainstalował neon z nazwiskiem.
Zabolało. Przypomniał, że realiami okupacji niekoniecznie dominującymi były akty ratowania Żydów przed śmiercią, ale też wydawania ich na śmierć. Był Karski, była Chominowa. O pierwszym bardzo chcemy pamiętać, o drugiej – zupełnie. Dlaczego? Bo ma być miło? Przecież to ta sama Polska.
Wydawało się, że Rzepecki uruchomi refleksję, wywoła jakąś dyskusję. Doczekał się oskarżenia o „propagowanie szmalcowniczki”. Mrożek.
Nie było szczególnym wysiłkiem skontaktowanie się z artystą. Po to, żeby mu pogratulować performansu. Także, żeby mu powiedzieć, że Jan Karski zapewne też by mu pogratulował.
Jeszcze kiedy żył, był zwolennikiem niezpominania, że historię Polski pisał narodowiec, „artysta religijny” Eligiusz Niewiadomski (n/z z lewej), który 16 grudnia 1922 roku zastrzelił prezydenta Rzeczypospolitej Gabriela Narutowicza na wystawie w warszawskiej „Zachęcie”. Podobnie historię Stanów Zjednoczonych pisał inny nasz rodak Leon Czołgosz (n/z z prawej), dla odmiany anarchista, który 5 września 1901 roku oddał śmiertelne strzały do amerykańskiego prezydenta Williama McKinleya na wystawie w Buffalo.

Co by było, gdyby tym obu panom Rzepecki również zapalił swoje neony?
Jazgot wywołany instalacją neonowo-chominową przypisujący jej propagowanie szmalcownictwa jest próbą zakrzyczenia, że takie zjawisko istniało i próbą freudowskiego wyparcia. Niezależnie od tego na jak wysokich koturnach (obcasach) się stoi owe dźwięki wydając. Adam Rzepecki trafił celnie.
Waldemar Piasecki
Nowy Jork
Czytaj także: Krzysztof Mroziewicz: Zuzanka
Artysta powiedział, że ofiary zniknęły, szmalcownicy zostali, a że się niektórzy ludzie dobrej woli oburzyli, to też dobrze, bo okazja do wyjaśnienia, chociaż mówienie, co artysta chciał powiedzieć nie jest w dobrym tonie. Kto usłyszy? Dobre pytanie. Tego co nikt nie mówi nikt nie usłyszy. A tak to jest jakaś szansa.