07.11.2020
Mimo nasilającego się chaosu i zbliżającej się klęski naszego systemu opieki nad zdrowiem (chciałem napisać naszej służby zdrowia, ale wiem, jakie to protesty wywołuje, u lekarzy zwłaszcza; mówią oni — nie jesteśmy służbą, to dla nas obraźliwe), mimo tej zbliżającej się katastrofy — a może właśnie dlatego — proponuję zajrzeć za ocean, do Stanów Zjednoczonych.
A tam się dzieje. Wybory wygrywa/wygrał tak jak to przewidywałem Biden, ale Trump łatwo władzy mu nie odda i z Białego Domu się łagodnie nie wyprowadzi. Będzie walczył w sądach, na ulicy, wszędzie głosząc, że ukradziono mu zwycięstwo, że to jest oszustwo, które on, wielki strateg, przewidywał jeszcze przed wyborami.

Jak jest – każdy widzi.
Nie będę wchodził w szczegóły, są bardziej kompetentni ode mnie. Zajmę się uogólnieniem; tym, co wynika z faktu, że wybory w kraju uchodzącym za wzór liberalnej demokracji kończą się taką awanturą. Awanturą tak wielką, że jeden z najpoważniejszych dzienników amerykańskich, na tytułowej stronie, kilka dni temu napisał: USA to nie Białoruś.
Nie można mocniej oddać tego, co już jest i tego, co jeszcze może się tam stać. No bo jeśli USA to nie Białoruś, to Donald Trump nie może być Łukaszenką. A staje się.
Proponuję spojrzeć bliżej na demokrację – takie wielkie pojęcie i wartość odmienianą przez wszystkich. Od rewolucji francuskiej, od zakończenia epoki rządów dynastycznych, w których władca — to jej spadkobierca w panującym rodzie, pomazaniec boży (tu jak zawsze kościół zapewnił sobie znaczącą rolę w dzieleniu dóbr doczesnych) weszliśmy w epokę rządów wyłanianych w procedurach wyborczych — otóż od zakończenia tej epoki władza pochodzi od ludu, suwerena czy jeszcze inaczej nazwanego podmiotu.
Zmieniały się procedury wyborcze, różne grupy (na przykład kobiety) uzyskiwały prawa wyborcze, wymyślano różne ordynacje, według których przeliczano wynik uzyskany w głosowaniu i mający wpływ na kształt sceny politycznej. To wszystko jest nadal płynne, nadal się zmienia – bo taka jest natura tych interesów politycznych, społecznych i wszystkich innych.
Od czasów demokracji ateńskiej — woli zebranych na agorze wolnych obywateli miasta-państwa — zmieniło się wszystko. Wszystko… tylko nie nazwa – nadal posługujemy się terminem demokracja, czasem z jakimś przymiotnikiem: ludowa, liberalna, przedstawicielska i co tam jeszcze chcecie.
Patrząc na to, co dzieje się na świecie, tu i teraz, wiem jedno – tak dalej się nie da.
Albo ostateczne decyzje, taka jak ta — który z dwóch kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych AP, kandydatów wyłonionych w procedurach znanej nam demokracji, z jej inżynierią społeczną, sztabami fachowców od wizerunku, od wypracowania najlepszej strategii pozyskiwania w kampanii wyborczej głosów wyborców — będą decyzjami tłumów, a nie a maszyny myślącej, sztucznej inteligencji; a wtedy dalsze istnienie znanej nam cywilizacji jest zagrożone. Albo nastąpi zmiana procedur podejmowania ostatecznych decyzji, albo naszego świata nie będzie.
Nie może być tak (może, ale są tego konsekwencje), że stanowisko najpotężniejszego człowieka na świecie zależy od emocji milionów ludzi niemających (bo mieć nie mogą) wystarczającej wiedzy i wyobraźni, by wiedzieć, co to znaczy, że powierzają to stanowisko takiemu właśnie człowiekowi.
Niech demokracja szaleje na etapie wyłaniania kandydatów, tak jak w Stanach dwóch kandydatów, bo tam jest dwupartyjny system, mimo że formalnie rzecz biorąc może być ich więcej, niech kandydaci walczą jak dotąd o nominację. Ale wybór ostateczny, który z tych dwóch — musi podejmować maszyna myśląca, bez emocji, na zimno, ważąc potencjał kandydatów, po przeanalizowaniu wszystkich możliwych danych — a to może zrobić tylko komputer. Takiej generacji, jakiej jeszcze nie ma. Ale będzie!
Stawiam mocną tezę – jeżeli do 2050 roku świat nie wypracuje takich procedur, to go nie będzie.
Wiem, że to kontrowersyjne. Ale patrząc na to dzieje się w Stanach, traktując to jako swoisty case study – czy to nie narzuca się samo? Czy — gdyby to działało cztery lata temu — możliwa byłaby prezydentura Donalda Trumpa?
Nie ma takiej możliwości, aby inteligencja czysta, pozbawiona emocji, przekupiona mniej lub bardziej chwytliwym hasłem choćby takim jak – „make America great again” dała takiemu człowiekowi prezydenturę.
Albo zmądrzejemy, albo przestaniemy istnieć jako cywilizacja.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Rozumiem Autora, gdy chodzi o jego zbrzydzenie funkcjonowaniem współczesnego świata. Nie mogę jednak podzielić jego nadziei na rolę sztucznej inteligencji w podejmowaniu decyzji politycznych. Komputer nie tworzy informacji, on je tylko przetwarza. Owszem, z dostarczonej mu masy danych potrafi wyciągnąć wniosek zaskakujący i nawet niedostrzegalny dla człowieka — ale tylko wedle tych reguł, które zada mu nie kto inny, a człowiek. Autor wydaje się wierzyć — dość naiwnie — że istnieje jakaś inteligencja nadludzka, którą miałaby dysponować maszyna. Czym się to różni od prymitywnej wiary w bóstwa i pozwolenia jakimś kapłanom na podejmowanie decyzji w imieniu „maluczkich”?
Być może, uda się opracować takie reguły, które pozwolą podejmować nawet decyzje polityczne, dotyczące milionów ludzi. Ale reguły te opracują sami ludzie: naukowcy, w szczególności matematycy i informatycy. Nie maszyny.
Innymi słowy: Autor po prostu wierzy w merytokrację i marzy o władzy intelektualistów. Ja też, tylko moją wiarę zaliczam raczej do życzeń niż przekonań.
Już nie wspominam o tym, że trzeba by uzyskać zgodę ludzi na takie podejmowanie w tym trybie decyzji. Nie widać na to szansy. Za dużo głupich na świecie.
Tylko czy taka czysta, pozbawiona emocji inteligencja, nie dojdzie szybko do logicznego skądinąd wniosku, że zamiast korygować ewolucyjne słabości białkowych twórców, lepiej się ich w ogóle pozbyć? Jesteśmy gigantycznym obciążeniem środowiskowym, a inteligencja, o której Pan wspomina, nie zatrzyma się w miejscu, tylko będzie zwiększać swoje możliwości wykładniczo, a przecież już na starcie stanowimy najsłabsze ogniwo każdego nowego systemu.
Lem przedyskutował taka możliwość bardzo dawno temu. W jednej z podróży Tichego, Dobrowolny Upowszechniacz Porządku Absolutnego przerobił ludzi na błyszczące krążki i ułożył z nich wzorki na polach. Zapanował porządek.
To prawda, ale chyba nie o takim porządku myślał pan Szczypiński.
Niekoniecznie, moglibyśmy trafić do muzeum.
Inteligentne postępowanie zbiorowości jest bardziej prawdopodobne jeżeli nie znajdzie się w niej dostatecznie wiele nod zarażonych partykularyzmem, który efektywnie podzieli układ złożony na podukłady hierarchizujące cele wobec ich arbitralnie przyjmowanej sprzeczności.
Marzenie Autora towarzyszy wielu z nas, tylko on ma odwagę to mówić. Sztuczna inteligencja jest już wokół nas w sprzętach elektronicznych -smartfonach, smartwatchach, komputerach, etc. Może jeszcze jej nie widać, bo działa jako wspomaganie decyzji ludzkich, ale jej możliwości co chwila są coraz wieksze. Sens programowania sprowadza się do tego, że pierwotny program AI piszą ludzie, a istotą AI jest i coraz bardziej bedzie uczenie się lepszego programowania i w ogóle proces uczenia się wielu nowych rzeczy. Wybór prezydenta USA przez AI być może wcale nie jest mrzonką, jeżeli spojrzymy na to inaczej. To nie AI będzie wybierać prezydenta a ludzie, z tym że decyzje każdemu człowiekowi będzie podpowiadał jego smartfon na podstawie znajomości preferencji tej osoby.Ponieważ człowiek z natury jest leniwy, to większość ludzi posłucha wyboru podpowiadanego przez umowny smartfon czy urządzenie porównywalne – np. chip wszczepiany w mózg. A informacja ze smartfonów/ chipów bedzie gdzieś gromadzona i dostępna. Taka informacją z czasem także zarządzać bedzie AI. Takiej ewolucji AI spodziewam się w ciągu kilku – kilkunastu lat. Wobec tego perspektywa 2050 nie jest wcale dla AI zbyt odległa.
*
Tylko naszego przesa tysiąclecia wybierać będzie wiecznie kurwizja – żeby sobie nie myśleli!!!
https://www.youtube.com/watch?v=O7F2WRDRBxs
Takich programów od dawna istnieje mnóstwo. Działają one dwojako: albo na podstawie długotrwałego badania zachowań użytkownika smartfona (odwiedzanych miejsc, kontaktów, zakupów itp) ustalają jego preferencje i dopasowują do nich cechy kandydata, albo dają do wypełnienia ankietę taką samą, jak kiedyś wypełnił kandydat lub wypełniono ją za niego; i znów następuje dopasowanie. Ale — o ile rozumiem — Autorowi chodzi o takie działanie, które ustali najlepszego obiektywnie dla społeczeństwa kandydata, który wcale nie musi podobać się większości ani w ogóle nikomu. To jest dopiero prawdziwy wybór przez maszynę; nie twierdzę, że teoretycznie wykluczony, ale praktycznie — niemozliwy.
Dziękuje wszystkim dyskutantom za wpisy – to ważne aby o tym rozmawiać – co dalej z demokracją w czasach gdy zmieniło się ( i zmienia) wszystko. Wiem jedno – tak jak jest dalej być nie może, nie da się. Stare demokratyczne procedury i nowe środki i sposoby komunikacji – nie ma szans na współistnienie.
Czy za trzydzieści lat będzie tak, czy inaczej to mniej ważne, ważne ze tak jak jest dalej się nie da. Ja nie mam żadnej recepty jak być powinno – to nie jest możliwe patrząc na szybkość z jaką zmienia się nauka i technologie informatyczne.
Do narciarza – dzięki za przywołanie mojego ulubionego pisarza z lat młodości, Stanisława Lema – czymś innym jest literatura SF z lat 60-tych ubiegłego wieku a wyzwania jakie staną przed cywilizacją w ciągu najbliższych lat.Tak myślę…ale mogę się mylić, to podobno nasza stała cecha .
Zbigniew Szczypiński
Gdańsk
Niestety, jak patrzę na to, co się dzieje to tęsknię za jakąkolwiek, nawet sztuczną ale inteligencją…
Po wprowadzeniu Stanu Wojennego a może takze przed (pamięć mnie zawodzi) jeden z najlepszych, ówczesnych satyryków, aktywny po dziś dzień, Jacek Fedorowicz na pytanie o JAruzelskiego: „Czemu nasz premier taki sztywny?” odpowiadał: „Nie wiem, może sztuczny!”
*
Tęsknotę za jakakolwiek inteligencją, niechby nawet sztuczną, w pełni podzielam mając na względzie popziom umysłowy polityków i wyborców, zwłaszcza pisowskich.