15.12.2020

W tych dniach na łamach Gazety Wyborczej ukazały się dwa ważne teksty, których autorzy: Ludwik Dorn i prof. Andrzej Rychard dokonują diagnozy obecnej sytuacji w Polsce i dostrzegają w niej przesłanki politycznego zwrotu nazwanego przez pierwszego z nich rewolucją demokratyczną, zaś przez drugiego – pełzającym przełomem politycznym.
Rzeczywiście, widoczne są nowe okoliczności. Sytuacja gospodarcza wprawdzie jest nie najgorsza, ale rosną ceny i niebezpiecznie narasta dług publiczny. Nasiliły się oznaki erozji w obozie władzy, skokowo wzrósł odsetek młodych niezadowolonych z życia politycznego w kraju i ich udział w antyrządowych protestach, które, obok zrewoltowanych kobiet, poszerzyły też swoją bazę o takie sektory, jak rolnicy czy przedsiębiorcy. W istotny sposób zmienia się kontekst międzynarodowy w rezultacie porażki Trumpa i zwycięstwa Bidena w prezydenckich wyborach w USA.
W opinii obu autorów do przesilenia może dojść już na wiosnę 2021 roku w rezultacie odpowiedniej akcji parlamentarnej połączonej z działaniami pozaparlamentarnymi o charakterze masowych demonstracji np. blokujących funkcjonowanie gmachów i urzędów publicznych pod hasłem przedterminowych wyborów.
Na wzrost społecznego niezadowolenia wpłynęły wykorzystywanie zarządzania pandemią przez władze do doraźnych celów politycznych, odstępstwa od świeckości państwa, arogancja władzy i niszczenie relacji europejskich. W tych warunkach autorzy nie widzą większych trudności w opracowaniu alternatywnego projektu politycznego, w którym eksponowane miejsce powinny zająć przywrócenie demokracji, skuteczna gospodarka rynkowa, ale z niezbędnymi elementami państwa opiekuńczego oraz poważną korektą systemu ochrony zdrowia i edukacji, uporządkowanie stosunków z Kościołem, a w aspekcie zewnętrznym- wzmocnienie więzi z Europą. Aby doprowadzić do zmiany i stworzyć przestrzeń dla realizacji powyższego projektu niezbędne byłoby porozumienie głównych sił opozycyjnych, które powinny zgłosić konstruktywne wotum nieufności z kandydaturą nie tylko nowego premiera, ale też nowych ministrów. Zdaniem Ludwika Dorna wehikułem takiej inicjatywy powinno być porozumienie się demokratyczno-liberalnej opozycji parlamentarnej, czyli bez Konfederacji i ruchu Szymona Hołowni.
W tej właśnie kwestii mam wątpliwości. Widać w tym jakiś element sekciarstwa czy uprzedzenia, które może utrudnić wcielenie w życie całego projektu, ponieważ całe dotychczasowe doświadczenie wskazywałoby raczej na skuteczność strategii angażującej możliwie najszersze spectrum sil politycznych w walkę z systemem autorytarnym, a z takim mamy dzisiaj do czynienia w Polsce. Wystarczy sięgnąć po kilka przykładów:
W Republice Południowo-Afrykańskiej obalenie apartheidu, haniebnego, państwowego systemu segregacji rasowej było dziełem szerokiego frontu różnych sił politycznych. W Chile umowa wszystkich demokratycznych ugrupowań umożliwiła zakończenie dyktatury Pinocheta i powrót do konstytucyjnych rządów; pierwszym prezydentem po wyjściu z dyktatury został chadecki polityk, Aylwin. Sama Polska jest przykładem pokojowego przejścia od dyktatury do demokracji w drodze dialogu przedstawicieli przeciwstawnych obozów politycznych i bardzo zróżnicowanej i szerokiej reprezentacji opozycji demokratycznej, uosabianej przez bezprecedensowy ruch Solidarności.
W świetle powyższych doświadczeń i aktualnego układu sił oraz skali poparcia dla ugrupowań politycznych, ograniczanie alternatywy dla pisowskiej władzy do porozumienia w ramach obecnej parlamentarnej opozycji jest ryzykowne i robi wrażenie myślenia kategoriami ideologiczno-partyjnymi, a nie państwowymi. Aby wygrać ze Zjednoczoną Prawicą, trzeba porzucić partyjne opłotki i otworzyć się na współpracę z ruchem Szymona Hołowni oraz innymi inicjatywami obywatelskimi, wykraczającymi poza rutynowe ramy tradycyjnych partii.
Szanse na zwycięstwo daje program reprezentujący interesy i poglądy szeroko pojętej wspólnoty, a nie poruszający nostalgiczne struny oddanych zwolenników liberalizmu.

Eugeniusz Noworyta
Dyplomata, b. stały przedstawiciel Polski w ONZ, b. ambasador w krajach Ameryki Płd.
Więcej: Wikipedia

To co mówi Ludwik Dorn to jest jedna z koncepcji. On nie ma już żadnego wpływu na bieg wydarzeń w Polsce.
Powołanie przez ten parlament innego rządu musiałoby oznaczać radykalne przemeblowanmie polityczne. Co najmniej Ruch Gowina powinien zasilic opozycję a cała reszta opozycji musiłaby byc w stanie się pragmatycznie porozumiec. To na razie nie wydaje sie możliwe, lecz moze do wiosny sytuacja na tyle sie pogorszy, ze nie będzie wyjscia. A pogorszy sie na pewno:
– czeka nas 3-ca fala pandemii i wielokrotnie więcej ofiar niz dzisiaj,
– załamanie gospodarki juz nastepuje po nieprzemyslanych ruchach rządu od października,
– spodziewam sie takze narastania konfliktów w koalicji rzadzącej.
Reasumujac – koncepcje trzeba miec i tworzyc, ale rzeczywistośc nas wszystkich przerosnie jak zwykle.
O ile się orientuję ostatnie wydarzenia polityczne miały pozytywny wpływ na wzajemne postrzeganie różnic w ramach istniejących koalicji. A to zawsze dobrze kiedy politycy odnoszą się do wartości, które ich definiują, sami w sensie definicyjnym stanowiąc przecież reprezentację wyborców.
W demokracji parlamentarnej na pewno jest wiele miejsca na ruchy społeczne, także jako zobowiązujące do działań posłów parlamentu, w tym do podejmowania działań o charakterze koalicyjnym dla zapewnienia efektywności reprezentacji.
pierwsza rzecz, to sformułowanie KILKUPUNKTOWEGO programu naprawy/ odnowy, i jeśli jego elementem byłoby – MUSI BYĆ – świeckie państwo, a więc neutralność systemu względem religii, to np. Konfederacja musi się sama wykluczyć. rzecz to choć prosta, jest trudna do przeprowadzenia, lecz widziałabym to np. tak, że podmioty, które chciałyby tworzyć zjednoczoną opozycję (nie tylko parlamentarną) musiałyby odbyć publiczną debatę, prowadzoną przez mądrych, rzetelnych i niezacietrzewionych dziennikarzy, np. Piotra Kraśkę, w trakcie i wyniku której publicznie ustalonoby kilkupunktowy program (dziennikarz musiałby odpytać kandydatów do rządzenia nami o rolę ich prywatnego sumienia w tworzeniu prawa obowiązującego innych), po czym – nadal publicznie – wszyscy uczestnicy w imieniu swoich środowisk podpisaliby się pod nim. wszystko po to, aby choćby utrudnić kolejne oszustwa względem wyborców, jakich od zawsze dopuszczają się politycy, ostatnio np. Konfederacja w wyborach parlamentarnych i prezydenckich, mamiąc młodych i przedsiębiorczych ludzi liberalizmem gospodarczym, i jednocześnie skutecznie zamilczając średniowieczne przekonania światopoglądowe. dotyczy to też PO i połkniętej Nowoczesnej, ale także SLD, trzonu obecnej lewicy, która zawsze, za swoich rządów, ofiarowała diabłu świeczkę. i Wiosny, która zaświergotała i zniknęła po uzyskaniu przez lidera prywatnego celu. ja nie wierzę nikomu. i nie jestem odosobniona. a skoro tak, trzeba zastosować to, co robią prawnicy: zabezpieczyć się, ustalić proste reguły i skutki sprzeniewierzenia się obietnicom wyborczym.
Autor pisze ”
Sama
jest przykładem pokojowego przejścia
od dyktatury do demokracji w drodze dialogu przedstawicieli
przeciwstawnych obozów politycznych i bardzo zróżnicowanej i szerokiej
reprezentacji opozycji demokratycznej, uosabianej przez bezprecedensowy
ruch Solidarności.”
Ok, ale proszę nie zapominać, że i wtedy byli tacy, którzy się nie przyłączyli jak np. K. Morawiecki ze swoją grupą. Nie ma co więc liczyć na „wszystkich” i „całą opozycję”. Bratanie się z Konfederacją prędzej czy później tylko przysporzy kłopotów, a ich wsparcie nigdy nie będzie szczere. Oni też są „z innej planety” jak to określił Kaczorescu.
Co do Dorna to dziwię się, że ktoś w ogóle z nim rozmawia, bo jego historia sama mówi za siebie. Jak był przy korycie to chciał brać wszystkich za dziób, jak stracił poparcie wodza, to się nagle nawrócił na demokrację.
Oczywiście, jeśli ktoś ma w swojej politycznej spiżarni nadmiar wecków z zaufaniem i nie wie co z nimi zrobić, może mu wierzyć.
Ja mam deficyt.