05.05.2021

Od chwili inauguracji prezydentury katolickiego prezydenta Joe Bidena grupa amerykańskich biskupów uparcie domaga się ogłoszenia dokumentu, który stwierdzałby jednoznacznie, że prezydent nie powinien przystępować do komunii. A wszystko dlatego, że Biden jest i zawsze był zwolennikiem prawa wyboru kobiety do aborcji. Tak się składa, że to są ci sami biskupi, którzy poprzedniego prezydenta, znanego jak wiadomo z wyjątkowo cnotliwego życia i w ogóle będącego wcieleniem cnót wszelkich wynosili pod niebiosa i do dzisiaj nie mogą przeboleć jego przegranej.
Jest to, nawiasem mówiąc, powtórka z historii, którą oglądałem z bliska w 2004 roku przebywając od sierpnia do grudnia w Saint Louis gdzie zbierałem materiały do książki o antropologii słowa Waltera Onga. Właśnie na uniwersytecie Saint Louis mój bohater spędził większość życia. Poza studiowaniem materiałów pozostawionych przez zmarłego rok wcześniej jezuity uważnie przysłuchiwałem się rozmowom, jakie jezuici toczyli wówczas śledząc prezydencką kampanię Johna Kerry’ego, innego katolika. To wtedy właśnie usłyszałem energiczne głosy niektórych biskupów, którzy zresztą nadal są obecni w tamtejszym kościele. Najbardziej energicznym był Raymond Burke, biskup Saint Louis, który w uznaniu za swoją wierność doktrynie został kardynałem w 2010 roku mianowany na to stanowisko przez Benedykta XVI. I to właśnie niemiecki papież, razem ze swoim polskim poprzednikiem szczególnie zabiegał o publiczne potępienie polityków popierających aborcję.
Tak się składa, że najgłośniejsi w tej akcji to nominaci Jana Pawła II I Benedykta XVI właśnie. W ogóle im nie przeszkadza, że bezpośredni biskup prezydenta, kardynał Wilton Gregory wielokrotnie publicznie deklarował, że nie widzi powodu, by prezydentowi Bidenowi bronić przystępowania do komunii, ani że papież Franciszek podkreślał, że aborcja nie jest najważniejszym problemem dzisiejszego kościoła. Nominaci Wojtyły wiedzą swoje, tak jak wiedział „ich papież”.
Sprawa budzi zaciekawienie publicystów katolickich; jeden z nich z National Catholic Reporter zadał ciekawe pytanie. Zapytał mianowicie: o co w tym wszystkim chodzi? A potem udzielił odpowiedzi, która może zaskakiwać, ale chyba nie wszystkich, którzy interesują się politycznym uwikłaniem kleru katolickiego.
Oto pytanie: Naumann, Cordileone, Aquila i Olmsted (to biskupi którzy domagają się rzeczonego dokumentu) nie są głupimi ludźmi. Wiedzą, że konferencja biskupów nie odgrywa żadnej roli w tej sprawie, że Biden jest ochrzczonym katolikiem podlegającym prawu kanonicznemu, a prawo kanoniczne pozostawia tę kwestię całkowicie Bidenowi i jego proboszczowi. Wiedzą również, że wytrwałość w tych wysiłkach jeszcze bardziej podzieli ich własną organizację, stawiając biskupa przeciwko biskupowi w bardzo publicznej kwestii, która jest emocjonalnie napięta i obejmująca kwestie, które łatwo prowadzą do nieporozumień. Wiedzą też, że dokument naukowy wymaga większości dwóch trzecich głosów i jest wysoce wątpliwe, aby to osiągnęli, a taki dokument wymaga aprobaty Stolicy Apostolskiej, co jest jeszcze mniej prawdopodobne.
I oto odpowiedź: Wydaje się oczywiste, że pośpiech w przygotowaniu dokumentu jest kościelnym odpowiednikiem wysiłków republikańskich urzędników, by podać w wątpliwość wyniki wyborów w 2020 r. Wysiłków mających na celu delegitymizację Bidena w świadomości opinii publicznej. To dobra odpowiedź, która nie tylko mnie przekonuje, ale też skłania do refleksji na temat źródeł obsesji aborcyjnej polskich biskupów (tutaj akurat nie ma wyjątków). Otóż w moim przekonaniu jedynym jej wytłumaczeniem jest chęć wpływania na bieżącą politykę. I tutaj biskupi polscy i amerykańscy mogą sobie podać ręce.
Owszem – są katolicy, dla których sprzeciw wobec aborcji stał się znakiem rozpoznawczym ich tożsamości religijnej i politycznej. Ale nie jedynym. Są na przykład ludzie, których tożsamość polityczna i religijna jest skażona rasizmem, mizoginią, obojętnością na zmiany klimatyczne, nie brak też w tej tożsamości antysemityzmu.
W polskich warunkach najbardziej przerażającą cechą religijności jest obojętność dla praworządności państwa i praw kobiet. To właśnie ta obojętność sprawia, że dla większości polskiego kleru i zdominowanych przez niego katolików nie ma żadnego znaczenia fakt, że od 2015 roku w Polsce systematycznie niszczy się podstawy demokracji i akceptuje się w przestrzeni publicznej język nienawiści. W tym zarówno kler, jak i politycy rządzącej partii mogą sobie podać ręce, a właściwie już to robią od 2015 roku w sposób wyjątkowo serdeczny.
Ależ, panie profesorze, JP2 napsuł wiele we współczesnym świecie! ZSRR i tak by upadł bez niego, a moim zdaniem jego wybór na papieża skutkował stoczeniem się polskiego kościoła sto lat za murzynami (nie obrażając murzynów). To człowiek po części winny temu, w jakim kierunku zmierza Polska. Pomijam już politeistyczne ciągotki papieskie i jego mistyczne trele-morele, ale swoimi nieprzemyślanymi wypowiedziami o cywilizacji śmierci bardzo zaszkodził. Podobnie jak w Afryce przyczyniając się do rozszerzenia epidemii AIDS, przekładając swoje widzimisię nad fakty i dobro nie tylko ponad miliarda katolików, ale też ludzi którzy muszą teraz bez przerwy iść z kościołem na kompromis. Zwykle tylko z powodu, że papież tak uważał.
JP2 był dzieckiem swego czasu. Tych dzieci było jednak więcej. Jednym z najważniejszych, który również ukształtował Wojtyłę był Wyszyński. Teraz będzie beatyfikowany, a więc i jego autorytarna typ władzy również zyska nadprzyrodzoną sankcję. Wkład polskiego katolicyzmu w tzw. powszechy jeszcze nie do końca został zdiagnozowany.
Niech będzie zapomniany. Im szybciej, tym lepiej.
Patrząc z boku to dla człowieka wierzącego albo poszukującego jakieś tam duchowości kk to tak naprawdę kula u nogi. Na dzień dobry taki człowiek już jest atakowany niespójnym przekazem kiedy widzi na kościele tabliczkę z napisem rzymsko katolicki ( powszechny) a obok zatkniętą flagę narodową. Potem wchodzi na msze i słyszy jak ja kiedyś tzw list pasterski episkopatu na rocznicę chrztu Polski z którego wynikalo że zadaniem kk jest m. inn. umacnianie patriotyzmu. A to dopiero wersja soft bo im dalej tym gorzej po jakimś czasie taki człowiek orientuje się że jest jeszcze silne zaangażowanie w politykę i wspomniany antysemityzm. Co wtedy robic? Udawać że się tego nie widzi? Taki człowiek się trochę mota może mieć jakieś mechanizmy obronne typu zaprzeczanie. A jeśli poczyta o haniebnych antysemickich wypowiedziach polskiego hierarchy Augusta Hlonda i jego postawę wokół pogromu kieleckiego to nabierze obrzydzenia. A jeśli przeczyta w jakimś Gościu Niedzielnym że papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności cnót Hlonda to już może umysł się zlasować. A co jeśli wejdzie głębiej sfrustrowany i poczyta o przedsoborowej liturgii wielkiego piątku na której było wezwanie o nawrócenie perfidnych Żydów ?A także to że w tym miejscu nie było przyklęknięcia i tzw cichej modlitwy jak np za heretyków? To może się skojarzyć z pojęciem tzw „podludzi”.
A jak sobie poradzić z tym że przedwojenny papież w Bazylice św Piotra ogłosił urbi et orbi że Duce został zesłany przez Opatrzność?
Ale ok każdy ma jakieś swoje skojarzenia gorzej jak ktoś taki zacznie czytać wypowiedzi Jezusa i skonfrontuje je z postawi kk w różnych czasach czy też z polskim episkopatem. Jak wtedy zachować jakąś spójność wewnętrzną? A wspomniany k. Raymond Burke i jego ekstrawaganckie stroje? Taka tradycja.
No ale to chyba proste – wskazani biskupi nie szanują demokracji, bo w Kościele nigdy nie było demokracji, a formowanie księży i zakonników to formowanie w posłuszeństwie wobec przełożonych i doktryny. Trochę to wygląda jak by wymagać od kaprala, że będzie żądał demokratycznego przegłosowania rozkazu kapitana lub pułkownika.