05.05.2021

Każdy, kto chciał i miał czas (5 godzin) mógł uczestniczyć w spektaklu, jakim było jednodniowe posiedzenie Sejmu, na którym procedowano i głosowano przyjęcie europejskiego planu odbudowy po pandemii. To plan dla całej Unii, przyjęty przez wszystkich przywódców, w tym przez premiera Morawieckiego kilka miesięcy temu.
Warunkiem koniecznym dla rozpoczęcia wypłat jest jego ratyfikacja przez wszystkie państwa, które tworzą obecnie Unię Europejską.
Polski Sejm, po burzliwych obradach i pełnym napięcia glosowaniu, większością głosów ratyfikował europejski plan odbudowy przyznający Polsce 770 miliardów złotych dotacji i pożyczek na modernizacje i rozbudowę kraju.
Nie będę wchodził w gry parlamentarne, w kłótnie i oskarżenia, jakie wymieniali między sobą posłowie, nie chce odnosić się do kabaretowych wystąpień posłów Konfederacji – to wszystko jest codziennością polskiego życia politycznego, polskiego parlamentaryzmu. Tym, czym chciałbym się zająć jest cały system władzy opartej o Sejm i Senat, o urząd Prezydenta RP wybieranego w wyborach powszechnych i rząd wyłaniany przez sejmową większość.
Jesteśmy państwem demokracji parlamentarnej. To Sejm i Senat wybierane w powszechnych wyborach są najwyższą władzą ustawodawczą, to do nich należy wyłanianie rządu jako władzy wykonawczej.
A skoro tak, to rodzi się podstawowe pytanie – dlaczego nad tak ważną sprawą, jaką było ratyfikowanie europejskiego pakietu pomocowego sejm obradował na zwołanym dodatkowo jednodniowym posiedzeniu? Dlaczego nie odbyło się normalne, trzydniowe posiedzenie z możliwością udziału strony społecznej, dlaczego komisje sejmowe tego jednodniowego posiedzenia pracowały w takim pośpiechu, dlaczego wystąpienia posłów, te poza wystąpieniami klubów i kół, zostały ograniczone do jednej minuty?
Takich pytań jest bardzo wiele.
Wiele pytań i jedna odpowiedź – bo sejm stał się atrapą. Wydmuszką ledwie tolerowaną przez prawdziwego władcę Polski – Jarosława Kaczyńskiego.
Proces likwidacji roli i znaczenia sejmu po roku 2015 jest widoczny, w drugiej kadencji Prawa i Sprawiedliwości (z koalicjantami) tylko przyspieszył. Zredukowano liczbę posiedzeń plenarnych, wcześniej znany z zamiłowania do powietrznych podróży marszałek a obecnie pani marszałek twórczo interpretowali i interpretują regulamin sejmowy i robią/robili z porządkiem obrad wszystko, co chce prezes i jego partia.
Sejm, do niedawna, był zwykłą maszynką do przepychania rządowych ustaw i wprowadzania tylko takich zmian w prawie, jakie służyły nowej klasie rządzącej. Nieliczne przypadki zacięć w sejmowej maszynce do głosowania obchodzono albo poprzez zmiany w porządku obrad, aby nie poddawać pod głosowanie ustaw, w których rządowi brakowałoby głosów nawet we własnym obozie, albo wprost łamiąc sejmowy regulamin i poddając pod powtórne głosowanie sprawy właśnie przegrane.
Przysłuchując się wczorajszym obradom, swoistej głębi i jasności wystąpień poselskich, przypominałem sobie swoje lata sejmowe. To jest klęska – jeżeli po trzydziestu latach funkcjonowania IV RP tak ma wyglądać demokracja parlamentarna oparta o taką głębię intelektualną i szerokość horyzontów prezentowaną w myśleniu jej przedstawicieli, to albo trzeba szukać zupełnie nowych rozwiązań, albo przynajmniej zredukować liczbę takich posłów o połowę. Albo i jeszcze bardziej.
Ten cyrk nie ma sensu, chyba że zmieni się właściciela. Na razie – jest jak jest.
Wczorajsze posiedzenie najwyższej władzy ustawodawczej pokazało prawdziwy rozkład sił politycznych znajdujących się w sejmie. Rządząca Zjednoczona (formalnie) Prawica, Koalicja Obywatelska, Lewica, Koalicja Polska, Konfederacja, Polska 2050 i to, co zostało z Kukiz-15 miały swoje pięć minut. Wygrał obóz rządzący. Wygrał tylko dlatego, że wsparły go Lewica i Koalicja Polska oraz Polska 2050. Te trzy ugrupowania wsparły go zaś dlatego, że sprawa, o którą chodziło, jest poza polityką bieżącą. Koalicja Obywatelska nie miała innego wyjścia w sytuacji, w jaką wpędziła się sama, jak wstrzymać się od głosu. To fatalne wyjście, trzeba było głosować „za” tak, aby na aucie został jedynie Zbigniew Ziobro i jego Solidarna Polska oraz kompromitująca się w każdym wystąpieniu Konfederacja z Korwin-Mikke i innymi wybitnymi posłami.
Tyle było do ugrania w bieżącej polityce – więcej nie!
I jeszcze jedno – wczorajsza debata mogła pokazać prawdziwe oblicze każdej partii, to była debata, w której trzeba było powiedzieć, za jaką przyszłością Polski i Unii Europejskiej się opowiadamy. Czy chcemy Europy Ojczyzn, z całym bagażem narodowych fobii i urazów – czy chcemy pogłębienia unijnych sojuszy; czy, mówiąc krótko, chcemy być słabym i nic nieznaczącym państwem położonym pomiędzy Zachodem a Wschodem, czy chcemy być członkiem wspólnoty, która ma szanse w światowej rywalizacji pomiędzy Ameryką a Chinami?
Konfederacja (pryncypialnie) i Solidarna Polska (koniunkturalnie) opowiedziały się za Europą Ojczyzn, a tylko Lewica głosem Adriana Zandberga opowiedziała się jednoznacznie za dalszą integracją z Unią.
To bardzo ważny podział, fundamentalna różnica w myśleniu o przyszłości Polski. Wierzę, że to będzie główny problem polskiej polityki w najbliższych latach.
Gdybym miał, jak nie mam, szanse na wybór, to opowiedziałbym się za Europą jako federacją państw, a nawet regionów. Sądzę, że taka będzie przyszłość Europy i (oby) w niej Polski.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

Na gorąco – wracam pamięcią do poprzedniego tekstu. Strategia tak, była oczywista, trzeba było głosować na tak, taktyka (sposób osiągnięcia tego celu) obnażyła kompletną słabość środowisk opozycyjnych. To źle wróży przed kolejnymi działaniami i wyborami. Boję się, że Ci wszyscy wielcy opozycyjni stratedzy nie mają żadnej długofalowej koncepcji, jest tylko bieżącą rywalizacja i słupki popularności…
Głosowanie na TAK , czyli głosowanie na Krajowy plan utrzymania się PIS u władzy przy pomocy unijnej kasy..
Głosowanie na NIE, czyli głosowanie na zapewnienienie PiSowi władzy w Polsce poza strukturami UE.
Tak to prawda, na poziomie strategicznym nie można bylo głosować przeciw, chyba że jest się kabaretową Konfederacją czy cyniczno-koniunkturalnym Ziobro.
Nie ma co się przerazać wizją totalnej przegranej opozycji nawet wtedy gdy kolejny raz pokazuje swoją słabość. Polityka to bardzo dynamiczny proces, coś co wydaje się klęską, a nawet nią jest, za chwilę rodzi nowe możliwości, daje nową szansę. Polityczna gra ma być zmienna, stale mają być wartości dla których tą grę się prowadzi.
Głowa do góry, jeszcze nam maj się zazieleni i fortuna się odmieni (tak spiewał pewien młody człowiek gdy stał w kolejce do „łaźni” w obozie koncentracyjnym Auschwitz …
https://uploads.disquscdn.com/images/1c470eae4ae752aedcd34a86d5f767e237ec1f1219fffa14339e688f87bb8f87.jpg
Cały czas jesteśmy świadkami tego samego problemu. Opozycja nie umie czy nie chce sie porozumieć aby koordynować swoje działania. NIezależnie od demagogii główny ciężar odpowiedzialności za taki stan rzeczy ponosi największa partia opozycyjna. To bardzo źle wróży na przyszłość.
*
Lewica, która dała się wykorzystać PiSowi też chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego jakie bedą konsekwencje jej decyzji. Reszta ugrupowań zachowała się koniunkturalnie, co według nich jest pewnie racjonalne.
Tzn PIS wygrywa wybory w 2023 , a może i te następne…Kaczyński rządzi do swej śmierci . Widać że jako naród na nic lepszego nie zasługujemy.
Czy to są osobiste życzenia czy tylko krańcowy pesymizm.?
Jeżeli to drugie to korzystając z unijnego paszportu mozna zmienić miejsce zamieszkania tak jak zrobiło to już ponad milion Polaków. Gdyby miało się tak stać jak w „prognozie” to jest ostatnia szansa
W polityce wszystko jest dynamiczne a najbardziej koalicje. Tak może być, zmienne sojusze i układy w bieżącej grze politycznej to norma Stałe muszą być tylko wartości dla których jest się w polityce.
A i z tym mamy kłopot…
Najsampierw drobne sprostowanie.
IVRP oczywiście straszliwie się dłuży, ale trwa raptem połowę tego czasu, jaki Pan jej przypisał.
Od 2005 roku, kiedy to bodaj Jan Rokita (a może Paweł Śpiewak? – nie pamiętam, ale ktoś zPO) proklamował „Czwartą RP”, która miała oznaczać prawicowe rządy przyjaciół z POPiSu, po odsunięciu Lewicy od władzy.
POPiS od tamtej pory rządzi, tylko jego człony stały się wrogimi sobie siłami. Członkowie POPISU raz znajdują się po jednej raz po drugiej stronie barykady i równie gwałtownie na dawnych przyjaciół naskakują. Wydaje się jednak, że owa IVRP rzeczywiście zmierza szczęśliwie ku końcowi.
.
Samo głosowanie nad Funduszami:
Cieszę się, że Pan raz po raz przypomina, że strategicznie dla dobra Polski należało głosować za i tę pomoc przyjąć.
Zastanawiam się nad alternatywą.
Gdyby cała opozycja głosowała przeciw, to co by się wydarzyło?
Scenariusz 1 (plan POKO?)
Kaczyński się wścieka, rząd rozpada. Tworzy się nowa koalicja z Gowinem, który z niewiadomych przyczyn zawiera koalicję z tymi, co głosowali inaczej niż on porzucając koalicjantów, którzy głosowali tak samo. Nowa koalicja rządowa – całej zjednoczonej opozycji – w tym Konfederacji – musi teraz doprowadzić do ratyfikacji a jest w tym samym położeniu – jeden człon zjednoczonej opozycji , czyli Konfederacja jest przeciw.
Scenariusz 2
W zasadzie podobny w fazie początkowej – głosowanie na NIE obala rząd. Tylko opozycja jest zbyt różna, by nawet przy wsparciu Gowina sklrcić jakąkolwiek koalicję. Trwa mniejszościowy rząd Kaczyńskiego, wszelkie związane z PiS media nieustannie oskarżają opozycję, że dla własnych partyjniackich interesów zdradziła Polskę, że pozbawia Polaków pieniędzy, pomocy, szansy na wyjście z kryzysu. A zdrajca Ziobro razem z nimi
– koalicjant „komuchów, złodziei, zdrajców” Media niepisowskie w zasadzie potwierdzają tę analizę wskazując tylko, że jedak rząd powinien więcej zrobić, by zadbać o poparcie dla funduszy wśród posłów opozycji.
Zbliża się koniec czerwca. Naciski partnerów z UE na koalicjantów w Parlamencie Europejskim też rośnie. Bruksela nie miże zrozumieć, dlaczeho niby prodemokratyczna i prounijna opozycja torpeduje plan odbudowy Europy.
Przy takim funkcjonowaniu parlamentu jak do tej pory, opozycja nie ma żadnych szans na wymuszenie ponownego głosowania.
2a) Ponowne głosowanie się nie odbywa, Polska nie ratyfikuje europejskiego planu odbudowy. On w całości upada głosami „proeuropejskiej” niby opozycji. Bruksela się wścieka, a że szybko potrzebuje jednak planu odbudowy to porumiewają się kraje strefy Euro + niektóre zaproszone. Polska zostaje na aucie i czyni głosami opozycji pierwszy krok w kierunku Polexitu.
Przyspieszone wybory wygrywa PiS z ponad 50% poparciem – spora część proeuropejskiego elektoratu nie wybaczy opozycji zmarnowania szansy cywilizacyjnej dla partyjnych knowań.
2b) po kilku tygodniach obróbki medialnej Kaczyński łaskawie zezwala na ponowne głosowanie. Opozycja z podkulonym, po obróbce medialnej i gniewnym powarkiwaniu ze strony partnerów z UE, ogonem godzi się na wszystko, byle jednak fundusze przyjąć.
Scenariusz 3
Kaczyński się wścieka. Groźbami i prośbami, a także jakimiś koncesjami, może podkupując jednego czy drugiego posła od Kukiza, coby pozwoliło Ziobrze symbolicznie nie brać udziału w głosowaniu, nawraca współkoalicjanta.
Ewentualnie stosuje wszystkie znane tricki – zarządza głosowanie, gdy opozycji akurat nie ma, przenosi obrady i głosowanie do sali kolumnowej itd. Itp. – tak czy owak, wbrew opozycji przepycha ratyfikację.
.
Zastanawiam się w jakim stanie stałego upojenia trzeba się znajdować, żeby wierzyć w możliwość ziszczenia się pierwszego scenariusza i jeszcze dodać do tego przekonanie Konfy by głosowała za funduszami.
W innych przypadkach Kaczyński wygrywa:
Przeczołguje opozycję i dostaje pieniądze,
Dostaje pieniądze wbrew opozycji godząc się na spore ustępstwa wobec Ziobry.
Dostaje na tacy Polexit rękami opozycji i wcześniejsze wybory, które dają pełnię władzy.
Jest jeszcze scenariusz taki, że opozycja stawia rządowi warunki poparcia planu, ten je realizuje i opozycja głosuje na TAK. Ale najwyraźniej nie pasuje części opozycji.
Tak, to prawda, Iv RP nie ma trzydziestu lat, wyraziłem się nieprecyzyjnie i dziękuję za zwrócenie uwagi. Dobrze pamiętam tamte czasy, „premiera z Krakowa” i pojawienie się terminu Iv RP, to był czas mojej dużej aktywności w polityce. Pamiętam też jak szybko skończyla się idylla pomiędzy stronami, działo się…
To bardzo precyzyjne scenariusze możliwych wariantów, dokładnie też tak myślę. Jeżeli ktoś sądziłby, że Jarosław przyciśnięty do ściany terminem ratyfikacji przestraszyłby się konsekwencji utraty takich pieniędzy to się myli. Jako winnych wskazałby opozycje( i byłaby to prawda) a on miałby szanse na budowę swojej satrapii poza Unią, bo nawet w referendum Polacy zdecydowaliby się na Polexit, Unie bez pieniędzy dotacyjnych się by nie opłacała. Już teraz blisko 40% Polaków nie ufa Unii, z kraju euroentuzjastów stajemy się krajem, w którym przynależność do Unii jest transakcyjna – coś za coś…
Naturalnie wszystkie scenariusze, które Pan zarysował, są hipotetyczne i nie wiemy jak potoczyłyby się losy ratyfikacji, gdyby cała opozycja demokratyczna w Sejmie (pomijam Konfederację) działała wspólnie.
*
Nie zakładałem, że rządy PiS upadną, Gowin przejdzie na stronę opozycji i powstanie rząd techniczny. Takie kalkulacje mogą sobie prowadzić politycy w Sejmie, którzy pracują ze sobą w bezpośrednimm kontakcie. Zakładałem raczej, że rozważna i konsekwentna postawa opozycji zmusi PiS do spełnienia pewnych warunków przyzwoitości w pozyskiwaniu, przeznaczeniu i kontroli wydawania środków z Funduszu Odbudowy UE. Tak się nie stało. Postawa Lewicy zaprzeczyła współpracy opozycji. W rezultacie na lodzie zostały nie tylko samorządy, które są znaczącym beneficjentem FO, jak i NGO’sy, które w ogóle PiS chce zagłodzić. Na lodzie zostali Polacy, którym środki z FO należą się najbardziej – przedsiębiorcy, pracownicy, klasa średnia, itd. Być może na poziomie Senatu da się jeszcze cokolwiek więcej wytargować, chociaż nie mam wielkiej nadziei.
*
Pan Szczypiński w jednym ze swoich tekstów wskazywał, że strategicznie Lewica postąpiła słusznie, a taktycznie to był błąd. Mnie zdumiewa taka postawa o tyle, że zarówno Czarzasty, Biedroń i Zandberg to nie są nowicjusze polityczni i powinni wiedzieć czym zwykle kończą się alianse z PiSem. Zwłaszcza tajne porozumienia. Z szeregu źródeł medialnych wynika, że patronem politycznym takiej postawy Lewicy był wcześniejszy prezydent A. Kwaśniewki. Generalny pomysł był taki aby zaszkodzić PO. Nie wiem ile w tym prawdy, chociaż fakt, że Kwaśniewski zdementował tę informację wskazuje, że było coś na rzeczy. Dużo bardziej racjonalnie wypowiada się Leszek MIller. Widać różnice między czynnym politykiem a byłym politykiem.
*
W debacie Sejmowej wystąpienie Borysa Budki było sensowne (a nie jest to mój ulubiony polityk), bowiem wskazywało na błąd lewicy. Podobnie mówił KOsiniak-Kamysz. Najbardziej niesmaczne było wystąpienie Zandberga. Ten skądinąd inteligentny i sprawny mówca tym razem kłamał i robił to na tyle bez przekonania, że żal było słuchać. Trzęsły mu sie ręce a używane argumenty oprócz tego, że kłamliwe i prostackie wygłaszał bez przekonania. Strojąc lewicę w szaty jedynego sprawiedliwego, opowiadał komunały próbując zrzucić winę za postawę Lewicy na PO, sugerując jakieś nieczyste gierki PO i chęć obalenia FO. Wystąpił w roli męża opatrznościowego, gdy tymczasem jego wystąpienie wskazywało na zupełnie inną, żałosną rolę naiwnego gościa, który dał się nabrać. Kiedyś go lubiłem, ale po szeregu jego wypowiedzi, w których głównym wrogiem dla niego nie są pisowcy a „libki” czyli liberałowe z PO (tak jakby to rzeczywiście byli liberałowie) uznałem, że rozum polityczny tego pana jest zdecydowanie przeszacowany. Suma summarum lewica straciła wiele ze swojej wiarygodności jako potencjalny partner porozumień formacji opozycyjnych.
*
Nie wykluczam, że postawa lewicy była spowodowana błędami PO w traktowaniu partnerów. Jeśli tak było to lewica mogła walnąć pięścią w stół, a nie umawiać się z pisowcami. Efekt, jest jednak zgoła odmienny od założeń projektodawców działania lewicy. W PO zaczął się ferment, który albo zmieni zasadniczo pasywny i defensywny styl tej formacji albo nie powstrzyma zapaści, choć nic z tych rzeczy nie jest spowodowane przez lewicę, ani tym bardziej zależne od lewicy.
*
Postawa lewicy jest dla mnie zaskoczeniem także i dlatego, że znam wielu ludzi ją popierających. Równie dobrze rozumiem elektorat lewicy, który z całą pewnością oprócz średnio wyższego IQ niż elektoraty innych partii masowych, charakteryzuje bodaj najsilniesza niechęć do PiS. Można oczekiwać, że po takiej wolcie Lewicy jakaś część jej elektoratu będzie się zastanawiała kogo poprzeć w następnych woborach.
Koncepcja zaszkodzenia PO jest o tyle nieracjonalna, że przepływów elektoratu z PO do lewicy nie ma co oczekiwać, bo naturalnym podmiotem takiego przepływu jest partia Hołowni. Mimo mojego olbrzymiego i wciąż rosnącego krytycyzmu wobec PO uważam, że pogłoski o jej śmierci są zdecydowanie przesadzone i przedwczesne.
*
Na koniec o wątku pobocznym. Jeżeli mnie pamięć nie myli twórcą pojęcia i koncepcji IV RP był politolog Rafał Matyja, a przedmiotem była naprawa wielu złych rozwiązań systemowych, prawnych i politycznych obowiązujących w III RP. W okresie 2005-2007 bracia K podchwycili tę nazwę, zupełnie ją kompromitując do tego stopnia, że nawet PiS już do nie nie wrócił. PO w okresie rządów 2007-2015 też nie zdecydowała się na reformy systemowe, w rezultacie recydywa PIS zniszczyła mechanizmy III RP proponując w zamian chaos, bałagan, sobiepaństwo, korupcję i powszechny brak kompetencji. Nikt w PO nie był ani twórcą ani współtwórcą tej koncepcji, co najwyżej powtarzał czy przytaczał jej nazwę.
Oczywiście ma Pan rację.
Wszelkie scenariusze są hipotetyczne.
Tak samo, jak tylko hipotetycznie zjednoczona opozycja mogłaby wynegocjować więcej. Równie prawdopodobne jest to, że mogłaby wynegocjować mniej.
Kaczyński mógł się łaskawie zgodzić na postulaty małego ugrupowania, a w obliczu siły uznać, że nie może sobie pozwolić wizerunkowo na to, by przed siłą się ugiąć.
Jedyną bronią opozycji była groźba, że nie poprze ratyfikacji w głosowaniu sejmowym. Mnie się wydaje, że tylko Kaczyńskiego było stać na to by powiedzieć „sprawdzam” i przekonać się, czy to nie był tylko blef.
Przypominam, że Polska nie jest w próżni, a prodemokratyczne siły mają partnerów w UE, zabiegają o poparcie instytucji unijnych dla polskich spraw i zdecydowanie mniej sobie mogą pozwolić na to, by storpedować plan UE, niż Kaczyński, któremu instytucje unijne raczej przeszkadzają.
.
Pierwsza sprawa – Pan może nie zakładał upadku rządu i przejścia Gowina do opozycji, wydaje się jedbak, że takie założenia i nadzieje były żywe w kierownictwie PO. Przecież politycy tej formacji mówili o „zdradzie”, „uratowaniu rządu”, „podaniu kroplówki” etc. Wskazuje to na to, że takie pomysły były żywe i traktowane śmiertelnie poważnie. Jak dla mnie – odlot.
.
Druga sprawa – debata sejmowa – tu nie mogę z Panem w żaden sposób polemizować – nie oglądałem ani nie słuchałem ani jednego wystąpienia.
.
Kolejna sprawa – tu też nie w ramach polemiki, lecz jako ogólne spostrzeżenie – dwa argumenty padają. Jeden, że PiS zrobi sobie z tych pieniędzy Fundusz Wyborczy, a drugi, że rozkradnie i rozda tylko swoim. Otóż wydaje mi się, że są wewnętrznie sprzeczne. Jeśli to ma być Fundusz Wyborczy PiSu, to te pieniądze nie będą potrzebne, by przekonywać swoich, tylko właśnie tam, gdzie PiS najwięcej traci. Jeśli mają się w roli Funduszu Wyborczego sprawdzić, to trzeba spróbować przekonać tych, co się wahają, a tych, co są zdecydowanie antyPiS przynajmniej wprawić w zakłopotanie i wahanie.
Co zaś do pieniędzy dla swoich – one i tak się znajdą.
.
Wreszcie pisze Pan o postawie Lewicy i jej chęci zaszkodzeniu PO. Mnie się wydaje, że jednak są wartości i motywacje ważniejsze niż przewagi w naszym małym opozycyjnym grajdołku. Na stole leżały ogromne pieniądze dla Polski i projekt integrujący Unię Europejską i silniej wiążący Polskę z jej instytucjami. I Lewica działała – niezaprzeczalnie – w tym kierunku. I wydaje mi się, że doskonale znała ryzyko, zna swój jak najbardziej antypisowski elektorat i siłę propagandy pro-platformerskich mediów TVN24 i GW.
Mimo wszystkiego, co Pan napisał o Zandbergu i Czarzastym (czemu, jak pisałem, zaprzeczyć nie mogę) wydaje mi się, że taka a nie inna decyzja musiała być spowodowana czymś więcej niż tylko chęcią dokopania Platformie.
Oczywiście, w większości zgoda. Co do wystąpień Sejmowych, ja obejrzałem je na YouTube pod hasłem imie i nazwisko polityka – wystąpienie 4 maja ’21. NIe oglądam na codzień telewizji.
Czy w przypadku TVN24 i GW możemy mówić o proplatformerskich mediach? NIe oglądam TVN24 i niezbyt często czytam GW . Mam jednak wrażenie, że są to raczej media prodemokratyczne, ale i tu Pan może mieć rację. Mnie coraz bardziej PO przyprawia o ból głowy, bo zachowuje się tak jakby chciała sobie jeszcze bardziej zaszkodzić!
*
Co do rządu technicznego to nie zakładałem teraz takiej możliwości. Uważam jednak, że dalsza erozja obozu władzy może postawić opozycję przed taką koniecznością, aby co najmniej wybory były przeprowadzone uczciwie. Jeżeli taka konieczność się pojawi, to lewica radykalnie obniżyła swoją wiarygodność jako jeden z najważniejszych partnerów. Chyba, że poważnie rozważa koalicję z pisowcami…