Andrzej Lewandowski: Piłkarze i strażacy5 min czytania

04.05.2022

ECHA WYDARZEŃ: Zdobyć trofeum bywa trudno, obronić prymat – jeszcze trudniej… A piłkarze Rakowa Częstochowa, atakując w obronie, wykonali co trudniejsze. Mają znów Puchar Polski, a finał przeciw Lechowi rozegrali koncertowo. Oczywiście na miarę wymagań, jakie możemy stawiać klubowej czołówce… Cóż, wedle stawu grobla…

Siła częstochowian (bardziej z adresu niż z metryk i paszportów) polega na konsekwencji oraz logice. Trochę w tym szachów, dużo dyscypliny i opanowania sztuki mądrej gospodarki kadrą. Na boisku i na ławie – też…

Brawko, gratulacje, dobre słowo o drużynie, która w krajowej piłce tak wypada, choć pucharowe szanse europejskie jeszcze widzę jako mało realne…

Solidny zwycięzca, dobry mecz, i… czyż może u nas być „normalność w komplecie?” Nie da się! Tym razem przeszkodę zbudowali… strażacy. Powołując się na uprawnienia dane przepisami nie pozwolili wnieść tzw. sektorówek. Ci, którzy chcieli to zrobić – w reakcji postanowili nie wchodzić na trybunę, a emocje przeniosły się na starcie z policją. Podobno gaz nawet był w użyciu… No, i zamiast zgodnej radości z fajnego meczu mamy słowne pojedynki.

Kto zabronił i dlaczego? Pretensja do prezydenta Stolicy; stamtąd piłka odbita do strażaków; PZPN się dziwi siłom porządkowym oraz narzeka, a ci, którzy „trzymali wartę” przed Narodowym dziwią się PZPN-owi. Bo podobno przepis stanowi, że za ramy bezpieczeństwa odpowiada organizator, a któż jak nie PZPN jest gospodarzem finału Pucharu Polski…

I tak to „okoliczność towarzysząca” okazała się psujem. Zawsze coś się wymyśli. Jakby mało było – bez tego – kłopotów z kibolami, jakby nie wymagało energii zapobieganie tzw. ustawkom itp. Zawsze jeszcze „smaczek”…

Nawiasem, także na szczeblu najwyższym – UEFA i FIFA. Gdy za radość z awansu czasem nie tylko dostaje się sowitą premię, lecz także trzeba uiścić mandat karny.

PZPN dostał takowy za jakieś niedoróbki w jakże radosnym (wynik i skutek) meczu przeciw Szwedom…

Dalej – też będzie o piłce. Ale nie tylko w sensie jej kopania, lecz o zapleczu prawnym.

„Przegląd Sportowy” słusznie wziął się za temat. Przez rozmowę z Henrykiem Kasperczakiem. Kiedyś jednym z brylantowych futbolistów, potem coraz sławniejszym trenerem. Z dogłębną znajomością piłkarskiego świata poza granicami Ojczyzny włącznie.

Krytycznie, i jakże ciekawie – jako refleksja oraz sugestia.

Otóż pan K. – w zgodzie z ogólną tezą, że klubową piłkę mamy wciąż ledwie przeciętną, jedną z przyczyn widzi w… normach prawnych. Które faworyzując „import” – niezależnie od klasy zawodniczej , dają prawne fory „legii cudzoziemskiej”, zostawiając własny chów prawnym lesie.

Fragment:

Najważniejsza rzecz dla naszych klubów – żeby „Canal+” istniał, bo wpadną pieniądze, których nie trzeba zarabiać, wypracować. Wracając do kwestii zawodowców i amatorów. Piłkarz przybywający do nas z zagranicy – przynajmniej większość z nich – jest traktowany jako zawodowiec, Polacy zaś jako amatorzy. W polskim prawie nie ma pojęcia zawodowego piłkarza czy trenera…

… Były as boiska zauważył, że polscy piłkarze grający w kraju są w gorszej sytuacji od zawodników ściąganych do naszych klubów z zagranicy. Ci drudzy w razie jakichś problemów mogą bowiem odwołać się do UEFA albo FIFA, a pierwsi muszą dochodzić swoich praw w Polsce. – Bo oni są amatorami. Więc kluby nie muszą obawiać się, że zostaną przywołane do porządku przez wyższy organ i kombinują na całego. Stare, skostniałe struktury i przepisy nie pozwalają, by Polska mogła ruszyć do przodu …

Cytuję, nie rozwijam. Ale czuję się zaskoczony. Ustawa o sporcie nie jest „z dawnej epoki”, lecz podobno młoda i nowoczesna. Ma realistycznie regulować stosunki wynikające z wyboru sportu jako zawodu. Uniwersalnie – dla lekkoatlety, piłkarza, gimnastyka itp. Jeśli zaś w futbolowym świecie jest tak, jak powiada doświadczony fachowiec, widzę sygnał, że nasza ustawa jest sknocona i trzeba ją naprawić.

Z tym że status sportowca zawodowego wolę jako normę uniwersalną, a nie odnosząca się „tylko” do piłki – z FIFĄ oraz UEFĄ… Wiem, gdzie pępek sportowego świata, ale czasem nawet futbol musi umieć współżyć z braćmi i siostrami…

Jeszcze piłkarski ślad. Z tym że … w tenisie.

Pan Janek (ten, który wedle brytyjskich kolegów po piórze zatrzymał Anglię, a w kraju wzięliśmy to za dogmat), też wpadł pod urok panny Igi Świątek.

Nie dziwota, a postawienie tenisa przed piłką – choćby w publicystycznej refleksji, biorę za kolejny sukces wybornej (już) tenisistki.

Doświadczenia futbolowe są ciekawe… O przerwie w występach na korcie:

To kapitalne pociągnięcie. Musi wybierać sobie turnieje, na których może zyskać punkty do rankingu. Porównam to do piłki nożnej. Barcelona czy Real mają po 30 reprezentantów z różnych krajów i jak grają ze słabszymi, to grają rezerwowymi. A Iga nie może wystawić rezerwowej. Nie jest automatem, jest bardzo młodą osobą, ona nie zdaje sobie sprawy z tego, bo pewnie chce grać. Jest tak zwany współczynnik zmęczenia poszczególnych mięśni. Wierzę w to, że przy Idze są teraz najlepsi specjaliści na świecie, jeśli chodzi o trening i regenerację. Iga musi to dawkować, bo jak się zajedzie i te mięśnie zaczną sztywnieć, to bardzo szybko może stracić 1 miejsce. Musi wybierać sobie turnieje, w których może zdobyć najwięcej punktów.

…Iga to numer jeden w tenisie na kolejne miesiące czy może lata?

…Jeśli będzie dobrze prowadzona, to jestem przekonany, że będzie dominowała na kortach przez 10 lat. Ale musi sobie wszystko dozować. Ona jest za młoda, żeby się teraz wyeksploatować”.

No, i panna Iga nie ma – jak Real czy Barcelona – „ławki”, która deleguje zastępstwo i stanie do boju, gdy lider zmęczony… Od początku do końca osobiście…

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii