10.05.2022
Do przeczytania wartościowej książki z gatunku literatury faktu oraz napisania kilku słów zahaczających o recenzję zainspirowała mnie dyskusja pod jednym z moich krótkich postów na FB. Chociaż komentarz pewnego nieznajomego, którego potrzymam na profilu jeszcze trochę na pamiątkę, określiłabym jako co najmniej antysemicki. Z takimi zaś absolutnie mi nie po drodze.
W dzień rocznicy powstania w warszawskim getcie żydowskim wrzuciłam mema:
19 kwietnia 1943 rok. Chwała bohaterom getta!!!
Biały napis na czarnym tle. Bez ozdobników, bez emotikonów, zbędnych gadżetów. Bo po co?
Pod nim dodałam za Heglem komentarz taki: Historia narodów uczy, że narody niczego nie nauczyły się z historii.
Parę znajomych osób zabrało głos, zamieściło zdjęcia oraz wizerunki symbolicznych żółtych żonkili, inni powtórzyli frazę: „Chwała bohaterom!”.
Mamy pamiętać. Musimy pamiętać, wyciągać nauki z tej gorzkiej lekcji historii okrucieństwa. Nigdy więcej faszyzmu, nazizmu, jakiejkolwiek formy holocaustu.
Kilka osób poniosły emocje.
MM: Czego mieli nauczyć się Żydzi, żeby umierać? Czy żeby nie umierać? Czyżby znowu symetryzm? Co mają robić, żeby nie „drzażnić” lepszych ras?
(Nie bardzo rozumiem użycia słowa symetryzm akurat w kontekście powstania w warszawskim getcie, jednakowoż nie jestem cenzorem, a tylko usiłowałam złagodzić nieco negatywne emocje tej pani).
Ja: Dziękuję. Poszła Pani trochę za daleko i w nieprawidłowym kierunku. Naród żydowski ucierpiał najbardziej i, paradoksalnie, wydaje się, że tylko on wyciągnął naukę i prawidłowe wnioski. My – „narodowo” dumni Polacy, niestety, żadnych.
RS: I ja z dwóch porzekadeł: Cycerona i Hegla zdecydowanie opowiadam się za Heglem. Jeżeli czegoś z Historii się nauczyliśmy, to tylko tego, że niczego, jak dotychczas, nikogo ona nie nauczyła…
MD: Czego nauczyła historia Żydów? Powstanie w getcie to była walka o honor umierania. Tego się nauczyli. Dziś wiedzą, że lepiej walczyć, niż bezwolnie czekać na śmierć. Widać najgłębsze przekonania można zmienić.
GK: Ale co zmienili?
Ja: Przede wszystkim perspektywę. (Też nastawienie do tradycji, zaufanie do innych nacji, z którymi współistnieli w Europie). Proponuję poczytać Stryjkowskiego, innych pisarzy dotykających tę tematykę – Niemców, Rosjan, Polaków, Amerykanów. Tego nie da się wyjaśnić w jednym lakonicznym „memie”
Ja: To całe nasze powstanie, całe getto, całe szaleństwo II wojny światowej niczego ludzi nie nauczyło – mówił Agnieszce Kublik jeden z przywódców powstania w getcie, Marek Edelman. Agnieszka spędziła długie godziny na rozmowach z Edelmanem. A on często powtarzał, że można było zatrzymać Hitlera, zanim doszło do tragedii ludzkości.
GK odpowiedział MD: przekonanie o totalnym pacyfizmie.
Potem mnie.
GK: historia się powtarza. Najbardziej dziwi fakt, że Rosjanie, którzy budują swój mit dobrego mocarstwa oparty o wojnę ojczyźnianą (osadzony na walce z hitlerowskim najeźdźcą) sami stali się hitlerowskimi najeźdźcami i uważają, że jako jedyni stoją po stronie dobra.
Na końcu odezwał się ów nieznajomy. A uczynił to, ponieważ zarówno post jak i dyskusja odbyły się na forum publicznym.
KP: Co bohaterskiego dla Polski zrobili?
*
O! Pod tym dziwacznym pytaniem nikt nie odważył się polemizować. Dyskurs zdechł. Mnie zaś lekko zatkało. Pan KP ujawnił oblicze narodowosocjalistyczne i antysemickie. Taką postawę ostatnio dość modną, polską. Ba, w pewnych kręgach uznawaną za nad wyraz „patriotyczną”…
Jak już wspomniałam, postanowiłam zgłębić temat. Czułam niedosyt, głód wiedzy o powstaniu w warszawskim getcie, i że ignorantka ze mnie. Wiem, że tak niewiele wiem.

Tak się złożyło, że mój fantastyczny kolega – pasjonat historii, lewicowiec i antyklerykał pożyczył mi dwie książki. Jedna z nich nosi tytuł „Armia Izaaka. Walka i opór polskich Żydów”. Jest dość obszernym dokumentem spisanym na podstawie osobistych wywiadów z żyjącymi jeszcze na początku XXI w. powstańcami, ich potomkami i towarzyszami; dokumentem, popartym wnikliwymi studiami wielu opracowań naukowych. Autorem jest Matthew Brzeziński. (Przekład: Miłosz Habura, Wydawnictwo: Znak, Kraków 2013 r.). Zbieżność nazwisk nieprzypadkowa: Matthew to dalsza rodzina „tych” znanych w Polsce Brzezińskich, angielskojęzyczny amerykański dziennikarz i publicysta.
„Być może posiadali gen bohatera? A może byli zwykłymi ludźmi sięgającymi do ukrytych pokładów siły i odwagi?”
Już oglądając okładkę książki opatrzoną cytatem Marka Edelmana: „Chodziło o to, żeby się nie dać zarżnąć, kiedy po nas przyszli”, miałam ochotę przywalić temu fejsbukowemu panu KP. Tak po prostu. Za jego poglądy, za stosunek do drugiego człowieka.
*
Tyle o panu KP, teraz przejdę do przeczytanej książki.
Agnieszka Holland napisała o niej: „Ta książka to prawdziwe odkrycie dla polskiego czytelnika”. Oczywiście, że zgadzam się z tezą świetnej reżyserki. Przede wszystkim napisana jest niezwykle rzetelnie oraz mądrze. Zaś na język polski przełożono ją znakomicie. Czy jest odkryciem? Nie większym niż opracowania historyczne zagranicznych naukowców (np. pokroju Normana Davisa).
Autor odwalił, (proszę wybaczyć kolokwializm) kawał dobrej roboty. Doskonale uchwycił klimat tamtych dni, miesięcy i lat wojny i okupacji hitlerowskiej. Wzruszył mnie, zachwycił, zarazem przeraził. Ja urodziłam się kilkanaście lat po zakończeniu tego światowego koszmaru, ale dorastałam czytając książki i oglądając filmy o wojnie, otoczona traumatycznymi wspomnieniami moich bliskich (z pokolenia rodziców i dziadków) oraz ich przyjaciół. To jednak byli sami Polacy, nie Żydzi, a naród żydowski ucierpiał najbardziej oraz ledwo przetrwał. Trudno normalnemu, nadto dorastającemu w dobrobycie człowiekowi wyobrazić sobie ogrom cierpienia, bólu, świadomości nadchodzącej zagłady.
Podczas lektury wyobraźnia podpowiadała mi sceny grozy, jakby z horroru SF. Nie z prawdziwego życia. A jednak to działo się naprawdę i to „ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Powiedzieć: przerażające, to jakby nic nie powiedzieć. Nie, faszyści to nie byli ludzie. To były (i nadal są) wynaturzone, odczłowieczone bestie żywiące się ludzką krwią, potem, łzami i … strachem. Cierpienie innych sprawia im przyjemność. Zadając drugiemu człowiekowi ból, upodlając i poniżając, te nieludzkie bestie mają igrzyska i zabawę. To aż nieprawdopodobne, że tak w ogóle można postępować.
Zaraz na początku pasjonującej lektury zdałam sobie sprawę, że pogrom polskich Żydów rozpoczął się jeszcze za sanacji. Hitlerowscy naziści tylko udoskonalili warsztat i metodycznie dokonali dzieła zamykając ludzi w gettach, wysyłając na pewną śmierć do obozów pracy i koncentracyjnych.
*
Te portrety [tu: Mościckiego, Rydza-Śmigłego i innych, – przyp. aut.] mówiły wszystko. Stanowiły pokaz tak aroganckiej władzy, takiej pewności siebie i siły, że ich przesłanie nie mogło być wyraźniejsze: polscy przywódcy uporają się z Hitlerem z tą samą siłą, z jaką wcześniej traktowali krnąbrnych Ukraińców i nazbyt przedsiębiorczych Żydów.
Albo:
Warte odnotowania jest to, jak niewiele wysiłku kosztowało nazistów podkopywanie życzliwości, jaka narodziła się między Żydami i Polakami podczas oblężenia [Tu: Warszawy we wrześniu 1939]. Wbijanie klina między obie społeczności okazało się o wiele łatwiejsze, niż wielu Polaków będzie gotowych później przyznać.
*
Żaden Żyd nie był panem swego losu”.
*
W książce wykorzystano wspomnienia absolutnych bohaterów, którzy przeżyli wojnę. Przewijają się takie nazwiska jak Boruch, Lubetkin, Edelman, Goldstein, Spiegel, Cukierman (Izaak), Osmos, Ratajzer i inni. Zapamiętajmy je. Ci ludzie odeszli, ale pamięć o nich zostanie, chociażby w tej książce i na obeliskach izraelskiego Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem.
Żydów rabowali, ponizali, lżyli, głodzili, gwałcili, katowali i zabijali z zimną krwią wszyscy zdeklarowani antysemici: Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy, Litwini, Polacy (ONR-owcy, enkawudziści, szabrownicy, naziści) etc. etc. Straszne.
Zastanawia też niemożność dogadania się kilku organizacji żydowskich (od prawa do lewa) wobec zidentyfikowania wspólnego wroga, jego zamierzeń co do eksterminacji wszystkich (!) polskich Żydów oraz zwarcie szeregów w jednomyślnym ruchu oporu.
Czytając „Armię Izaaka” odkryłam wiele analogii z otaczającą nas współczesnością. Tą społeczno-polityczną. Książka dowodzi, że nasz naród jednak nie wyciągnął wniosków, a fałszowanie przeszłości służy złu.
Poza tym odniosłam wrażenie, że czytam z kart historii najnowszej. Że autor nie pisze tylko o zagładzie warszawskiego getta (choć przecież czyni to expressis verbis), a skupia się na uniwersalnie ponadhistorycznej interpretacji zjawisk społeczno politycznych zachodzących wtedy (lata 1939-45), trochę wcześniej, znacznie później (lata osiemdziesiąte) oraz tu i teraz.
Albo takie stwierdzenia:
Armia Krajowa nie chciała ryzykować Warszawy dla dobra Żydów. Byli oni zdani na samych siebie. […] Nieświadomi tego, że świat z zewnątrz ich porzucił […] wciąż świętowali swoje nieoczekiwane zwycięstwo. […] Tyle że byliśmy zdesperowani. A w takim stanie niemożliwe staje się możliwe.
W atmosferze podejrzeń i strachu zaufanie niemal całkowicie wyparowało, co pogrzebało wszelkie szanse na porozumienie między rywalizującymi grupami. […] Statystycznie było pewne, że w getcie powstanie z czasem domorosła rzesza zdrajców.
Gore! O bracia, gore!
Już żadna pomoc nie nadejdzie w porę!
Z dnia na dzień zwykli ludzie stali się niezwykłymi bohaterami.
Nie mieli innego wyjścia. Toczyli walkę o godność. I takim bohaterem jest (oraz będzie) dla mnie każdy, kto nie siedzi cicho, kto wyraża swój sprzeciw wobec zła, bezprawia, niesprawiedliwości. W imię godnego i normalnego życia oraz umierania. Niezależnie od uwarunkowań geopolitycznych, nacji, koloru skóry oraz wyznania.
Świetna książka. Dla odważnych buntowników. Przeczytałam, zapłakałam, polecam.

Aneta Wybieralska