Andrzej Lewandowski: LATO6 min czytania

21.06.2022

ECHA WYDARZEŃ: LATO – w kalendarzu i w sporcie.

Wcześniej Halle kojarzyło mi się z Wyścigiem Pokoju. Przytulny hotelik, smaczne jedzonko, świetne kolarstwo. Przy kompie wciąż mam przypominajkę – okolicznościowy kufel z tamtego czasu…

Od paru dniu Halle to już nie wspomnienie kolarskie, lecz świeżutka pieczęć przyłożona przez Huberta Hurkacza. Nie wiem, czy tamtejszy tenisowy turniej w sumie ma już tytuł ekstraklasy, ale wiem, że wygrał Polak. I że w finale pokonał Miedwiediewa, a ten to przecież as wśród asów tego sportu.

Dwa sety wystarczyły, co dowodzi, że Pan Hubert wspiął się bardzo wysoko. Dzięki za popis. Za dowód, że polski tenis tworzy coraz szerszy front w tej międzynarodowej rewii – też słowa uznania. Pośrednio – dzięki też Pannie Świątek. Wypoczywa, leczy jakieś pobolewający staw, ale na zawsze zapamiętam, że ona – swoim sportowym talentem i życiowym impetem wprowadziła wyż zainteresowania tenisem do mojego porządku dnia.

Dla porządku – czasem i nocy. Pan Hubert jakby wchodził w podobną rolę…

Była struna kolarska, więc jej echo. Rafał Majka drugi w etapowym wyścigu słoweńskim. Nareszcie znów „coś polskiego” na szosie. I do tego „ten pierwszy”, co drugiego też jakoś dodatkowo nobilituje – „Tadek” Pogarac, teraz zawsze jeden z faworytów, jeśli staje na starcie. Żeby coś takiego mogło się powtórzyć na takim Tour de France! Senne marzenie, tam większa konkurencja; do tego obaj w tej samej drużynie.

W wyścigu, o którym wcześniej mowa – duet tak górował nad rywalami, że mogli „grą towarzyską” ustalać, kto pierwszy na etapowej mecie, w tourze wróci pewnie podział na lidera i umownego „woziwodę”. Ale, co było – jednak już oko i ucho raduje. Że może jednak „trzymamy koło”…

Futbol mnie niepokoi. Wciąż i niezmiennie. Mniej w nim grania w piłkę, więcej wrzenia. Aż pokrywka podskakuje i boję się, że jeśli tak dalej pójdzie – pokrywka spadnie, a zawartość kociołka wyparuje. I sprawy nie rozwiązuje.

Selekcjoner – awantura o przeszłość, podejrzenia, i w ogóle krążenie wokół „czarnej dziury”, która – portale i media drążą szczegóły kronik – jest jeszcze głębsza i czarniejsza niż myśleliśmy… Do tego nitka polityki – na mój oko bezsensownie – i ocen, co patriotyczne, a co z drugiego bieguna… i tak dalej.

Śledczych i moralistów wielu, z tendencją raczej zwyżkową – graczy na miarę nowoczesnego futbolu wciąż mniej niż recenzentów. No i nastrój – bardziej „rozrachunkowy” niż porządnej, wytężonej pracy nad drużyną. Przewiduję eksplozje jeszcze przed mistrzostwami świata… Takie – pozaboiskowe.

Obejrzałem finał Ligi Mistrzów w piłce ręcznej. Piękne widowisko, ogień na arenie – tak zacięte granie. Vive (z Kielc, z Łomżą na strojach) blisko wygranej nad broniącymi prymatu barcelończykami. „Na karne” – po meczu i dogrywce. Spektakl trzymający w napięciu.

Ładny jest taki szczypiorniak. „Telewizyjny” – jak dobra siatkówka (taką mamy), koszykówka (taką chcielibyśmy odzyskać, a przekazy z NBA tęsknotę utwierdzają) i w ogóle gry… W nich – sport prawdziwy to potęga – a kamera i ekran – narzędzie przewspaniałe. Z głosami i wrzaskami komentujących bywa różnie, ale nie o nich tu mowa. Zresztą jest pilot…

Lekka atletyka – w fazie rozbiegu przed mistrzostwami świata. Jesteśmy widoczni, co cieszy; rywale często górują, co obraz struga do realizmu.

Najmocniejszy wciąż mamy młot. Pan Nowicki, jak ruszył do ataku podczas Igrzysk – tak ton nadaje. Osiemdziesiątki na zawołanie tak przekracza, że przeciwnikom bobu zadaje. Pan Fajdek – przyzwyczajony do tytułów mistrza świata też ustępować nie myśli. „80” oswojona, tylko reprezentacyjny kolega – dalej… Ładnie – tak było w Paryżu. Tylko przewiduję, że za miesiąc – dwa magiczna „80” będzie też dostępna innym, czas treningu robi swoje, mistrzostwa globu dopingują… Panna Ewa wciąż świetnie sprintuje, ale bariera 11 sekund wciąż przed nią, zaś bez tego jest to wymiar europejski. Aż, czy tylko? Dwa w jednym…

Wiele mamy na koncie ciekawych wyników; jest widoczny udział w rankingach międzynarodowych. Obiecujące i… skłania ku prognozie, że medalami błyszczące występy będą, ale wciąż przyjdzie wojować na poziomie rekordów życiowych. Nawet lepszych od tych z początku sezonu…

A czego nie będzie? Wiadomo – kolejnego triumfu Anity Włodarczyk. Złodzieja złapała, akcję kontuzją i operacją zapłaciła (znów, kiedyś chyba było podobnie, (ale w akcie wyrażenia radości) i… ból oraz pauza. Gdzieś w tle – narzekanie na pecha i myśl, że takie jak w wyczynowym sporcie wytrenowanie siebie do maksimum może ścięgnom i mięśniom poddawanym latami takim próbom odebrać coś z odporności… Te setki, tysiące ton przerzuconych ciężarów, te eksplozje energii podczas rzutów…

Nawiasem mówiąc, naszło mnie pytanie: Jak wygląda polisa ubezpieczeniowa takiej mistrzyni? W zawodzie – podkreślam, bo trenowanie i startowanie to teraz zawód, sposób na życie, nie tylko pasja. Nie ma wyniku – stypendium przecież ginie; nie ma startów – nie ma nagród, a to część strumyka utrzymania. Umowy reklamowo-sponsorskie – są tam punkty o zobowiązaniach, gdy pech stanie na drodze? Sądzę, że wszystko jest porządnie uregulowane i podpisane przez kogo trzeba. Ale, czy nie można współczując Mistrzyni – zapytać?

Świat sportowy obiegają wieści o postulatach i decyzjach.

By w łyżwiarstwie figurowym ważne starty były od 17 roku życia. A dziecko niech najpierw ma dzieciństwo. Uczy się, bawi, rośnie itd. Nie tresura od kolebki… Słusznie.

Byli szefowie światowych ciężarów są (wreszcie) „pod zakazem działalności”. Za doping – zamykanie oczu, akceptacja itp.

Meta – jak należy – ale kiedy? Co zepsuli – po dziś jest na swój sposób zepsute. Znaki zapytania, podważone zaufanie, przeniesienie sportu, który znajdował się u kołyski ruchu olimpijskiego do tła. Włącznie z przebąkiwaniem: A może w ogóle z ciężarami na arenie igrzysk dać sobie spokój? Programowo byłbym przeciw, bo sport polega jednak na dążeniu do nadzwyczajności, a kto więcej podniesie, to właśnie sprawdzian najbardziej widoczny…

Więc – Panie Zygmusiu (to w stronę płk. Zygmunta Smalcerza, jednego z bezdyskusyjnych kiedyś siłaczy made in Poland, po dziś aktywnego jako trener i autorytet: Jak się mogło stać, że piękny rozdział sportu tak spaprano – że dziś trzeba od nowa walczyć o zaufanie?

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii