Andrzej Lewandowski: Podróbka?4 min czytania

24.06.2022

ECHA WYDARZEŃ: Będę szczery – tego, co się dzieje wokół piłki mam po kokardę. Włącznie z tym, co z Panem Robertem. Ma wszelkie prawa, by oceniać swój biznesowy interes oraz dbać o zyski. Jego zawód – jego mistrzostwo, jego sprawa…

Tyle że media i siatka oświadczeń dodają do logiki fatalny nastrój. Ostatnio włącznie z „niedyskrecją”, że w Bayernie nie było i nie jest tak bajkowo – jak nam gadano, a zasada miłości wzajemnej nie jest wpisana do kontraktu.

Daty, sumy i zobowiązania – owszem, ale żeby się jeszcze kochać? Strategię oraz taktykę określa pracodawca, a pracownik ma wykonać. Jak na rowerze – nawet mistrz świata może być ledwie pomocnikiem w wyścigu, gdy szef uznał, iż liderem będzie ktoś inny… I sądzę, że cala ta sprawa rozwija się normalnie oraz logicznie, a my się podniecamy nie tym, co trzeba.

A co mi trzeba? Wieści, że kapitan w okresie tego zamieszania nie tylko luksusowo wypoczywa (za swoje), ale też jest zdrowiutki, trenuje jak należy, i będzie gotów stanąć na czele kolegów w pełni sił. Fizycznych i mentalnych…

Nie kryję – denerwuje mnie też nastrój wokół reprezentacji. Trener jest prawdziwy, czy wprawdzie z nominacji, ale z przeszłością stawiającą znaki zapytania? Ja racji nie rozsądzam, ale jeśli prezes PZPN nie zabiera głosu, a mianował – wyczuwam sytuację anormalną. Bo, jak można dowodzić grupą, wybierać ludzi, dyktować warunki ciężkiej przecież roboty, gdy powszechnie króluje rejestr zarzutów i podejrzeń wobec szefa?

Brnę dalej. Wiem, że się narażam, ale – jako człowiek sportu też mam prawo do osobistych odczuć. Powiem więc, że irytują mnie niektóre publiczne oceny Panów Janka (T.) i Zbigniewa (B.). Też ich prawa nie kwestionuję; no i – jeśli już redaktor pyta – wypada dać głos, ale…

Już – przepraszam – nie jako LEGENDA, lecz jako jeden z nas, kibiców dzisiejszych. Legenda to wciąż pamięć o strzelaniu wspaniałych goli i obronie bramki w wymiarze dokonania sportowo – historycznego. Ale plan współczesny? Próby osobiste trenowania innych – już nie tak mistrzowskie, by kolegów nadto krytycznie recenzować.

Posady i stanowiska po czasie legendowania? Też nie zawsze i nie do końca dające pełnię autorytetu. Jeśli przecież za sprawą osobistą, i mianowaniem Portugalczyka piłka wytraciła trochę czasu potrzebnego dla budowania, to…

Powtarzam – ochoty do wypowiadania nie mam za złe. Sam odbierałem te słowa i porównuję ze swoimi odczuciami. Ale nie z pozycji „legendy”, lecz kogoś teraz mnie podobnego. I kolegów po zawodzie błagam: Dobrze, że pytacie, ale przy odpowiedziach nie używajcie tylu platynowych przymiotników… Patyna to … patyna. Czas, nie kara…

Co innego, gdy zamiast surowości recenzji pojawiają się dowcip i uśmiech. Co stało się udziałem Pana Grzegorza L., kiedyś też wielkiego snajpera a po latach jeszcze prezesa. Gdy zapytany przez dziennikarza, czy reprezentacja jego czasu dałaby radę obecnej, odrzekł, że „legendy” by wygrały 1:0. Aż, czy tylko? „Cóż, większość z nas jest po siedemdziesiątce…”

Premier ogłosił, że zbudujemy tysiąc hal sportowych. Szef rządu (jak jego przełożony) kocha takie hasła, tyle że wyraża je efektowniej niż prezes. I – w domyśle – sport stanie się powszechny, demokratyczny … jeszcze lepszy niż obecnie. Jeśli jednak słyszę ZBUDUJEMY, to już zaczynam: a) mieć obawę, że to kolejny przejaw szpanu propagandowego; b) Samo owo MY zapowiada nie sukces, a kłopot dla samorządu. Bo przecież trzeba mu będzie utrzymać (i zorganizować tzw. wykorzystanie), a to już nowy problem – MY, z WARSZAWY – tego nie rozwiąże…

No, i ani pół zdania, kto owe hale zapełni – zero pomysłu na sport w procesie edukacji – żeby więcej i lepiej i w ogóle jakaś ofensywa programowa – w rządzie biorąca początek.

Takie „coś na błysk” – jak wcześniej oczka wodne, strzelnice i tak dalej. Zamiast radości – wpadam w zadumę. Bo, gdyby jeszcze np. padło hasło tysiąca pływalni, to bym zaklaskał bez wątpliwości. Bo Naród nie umie pływać i dramatów z tym związanych mamy więcej niż na cywilizowane społeczeństwo przystało…

A w ogóle – to podróba przeszłości. Było „Tysiąc szkół na tysiąclecie”, gdy czas mieliśmy jakże ubogi. I zbudowano. Czasem nawet na ugorze. Z salami gimnastycznymi. Dziś może zabytek, wtedy realizm. Jeśli szef rządu wie, że tak było i postanowił przykład z czarnej dziury rodem twórczo powielić – OK, wątpliwości wycofuję… Ale … poczekam aż słowo zacznie się materializować…

Finiszuję. Myślę o kolejnym wpisie. Na temat programowania sportu oraz zarządzania nim. Wyczuwam, że zostaliśmy w tyle – za potrzebami, nowoczesnością i w ogóle realiami świata. Mam już tytuł wpisu: JA – JAKO BYŁY…

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii