22.07.2022

ECHA WYDARZEŃ: Kapeluszem (gdybym miał i używał!) zamiatam chodnik przed siatkarzami. W podzięce, że tak pięknie walczyli z Persami. Siatkarsko przecież świetnymi.
3:2 i awans. Ostatnie słowo w secie rozstrzygającym, do 15. Tak niedawno z Iranem przegrali, a teraz sięgnęli po zwycięstwo. Co znaczy – uczyć się także na porażkach! Po trudnym secie przedostatnim, kiedy już wydawało się, że idzie powtórka – czyszczenie głów, pamięci i zespół jak świeżo urodzony…
Mecz świetny. Z obu stron. Nieprawdopodobne zagrywki, wiele obron – jak ze snu z fantazjami… Bez biadolenia, że łóżka za krótkie, że jedzenie szmatławe, że tlenu za mało – bo sale treningowe bez klimatyzacji… Wszystko prawda, ale gdzieś schowana w kącie, gdy przyszedł czas grania…
Urzekające widowisko. Nerwy napinające. Na trybunach, przed telewizorami, a cóż dopiero w siatkarskich głowach…
I ta mowa gestów. Gdy było udane zagranie, gdy było fatalne i kolegę trzeba pocieszyć; niech uwierzy, że to wypadek przy pracy i powtórki nie będzie… Powitanie, poklepywaniem wzajemnym „wchodzenie w nastrój bojowości i solidarności… Wspólny taniec, gdy się udało…
Kiedyś podobno pilot myśliwca „beczką” nad swoim lotniskiem zawiadamiał, że nie tylko wrócił szczęśliwie, lecz że też nieprzyjacielowi bobu zadał. Takie skojarzenie, pewnie ni z gruszki, ni z pietruszki…
Pełne uroku jest to sportowe powielenie muszkieterskiego zawołania, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Komuś może się to wydać sztucznością, ja widzę w obrazach urok sportu oraz koleżeństwa. Gesty, które mówią… Podobnie odbierałem – do niedawna – postartowe występy w sztafetach 400-metrowych… Wróci?
Idę tym śladem. Tour de France, w nim kapitalny pojedynek Duńczyka ze Słoweńcem. Pierwszy wspaniale się broni, drugi wciąż marzy, by wziąć rewanż. Napięcie przy stu na godzinę, na serpentynach krętego zjazdu. I obraz, który lepiej zapamiętam niż cały Tour… Słoweniec ma wywrotkę; lider ma wszelkie prawa, by pech rywala wykorzystać, a „nogę” (to za Eurosportem) miał niebywale silną… A lider – co? Zwalnia, czeka, aż Słoweniec się pozbiera i dołączy. Chce być silny sobą, nie pechem rywala…
I „Tadek” dołącza. Wyciąga rękę w geście podziękowania. Rywale – dżentelmenami i kolegami. Słoweniec potem już nie atakował. Może nie miał już sił, może uznał, że powinien dać swego rodzaju rewanż.
Ładne. Jakby zaprzeczenie sławnego „faulu taktycznego” w futbolu. Gdy jeden fauluje drugiego, bo „nie było innego wyjścia”. A komentatorzy biorą chamstwo za cnotę…
Przepraszam za romantyczną nutę, ale… uznaje ją za potrzebną. By pokazać, że sport, który podległ przecież dużym wynaturzeniom, jednak wciąż miewa „krew i kości”…
Przy okazji, na marginesie Touru. Przyzwyczailiśmy się to teorii, że w la Kenijczycy, Etiopczycy i podobni mają w konkurencjach wytrzymałościowych fory – bo z pokolenia na pokolenie w górach; do pracy i do szkoły, więc hart mają niejako w genach. A tu … Tour wygrywa Duńczyk. Także w górach – jak kozica. Jak wiadomo Dania… jak Kenia?
Piłka. W jakiś peryferyjnych, ale europejskich rozgrywkach Raków nalał Astanę aż 5:0. Kazachom nie równać się z częstochowianami… Zauważam. Jako okazję do zaklaskania, ale też jako wieść, że bywają jeszcze kluby piłkarsko słabsze od naszych. No, zdarzają się…

Andrzej Lewandowski
Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.
Więcej w Wikipedii
