03.10.2022
„Powszechność jakiegoś poglądu nie jest, poważnie mówiąc, żadnym dowodem, nie daje nawet prawdopodobieństwa słuszności”.
Artur Schopenhauer – Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów
.
.
.

Mój pokrętny, dojrzałokobiecy wywód, będący zarazem interpretacją cytatu doktora Artura S., Niemca, gdyby kto pytał, zacznę od przypomnienia sylwetki twórcy – urodzonego w Gdańsku osiemnastowiecznego filozofa. Podstawowym jego dziełem jest napisany w 1819 roku „Świat jako wola i wyobrażenie” („Die Welt als Wille und Vorstellung”).
Bardzo kiedyś usiłowałam przeczytać w oryginale cokolwiek filozoficznego. Wtedy było to usiłowanie nieudolne, albowiem czytając nawet w języku ojczystym, i tak niewiele bym zrozumiała. Jak z Hegla, jak z Marksa, jak z Freuda. Teraz jestem poniekąd starsza (nie, to na pewno), doświadczona (niby), sporo czytająca i pisząca (co może być także wadą), osadzona w naszym koszmarnym wolskim przeddruciu cywilizowanego świata. (Chyba osadzona. Czasami mam wrażenie lewitowania w oparach narodowego absurdu). Zarówno przytoczony cytat, jak i tezy z poszczególnych ksiąg dały mi do myślenia.
A czasami, przewrotnie do obecnie panujących trendów kulturowo społecznych, staram się to robić, (w sensie, że myśleć), idąc pod prąd powszechnie panującym poglądom (oraz mając na myśli naszą przaśną moherowo – kościółkową rzeczywistość).
- Nie czerpiemy swej wiedzy z bezpośredniego doświadczenia, lecz przez jego wyobrażenia i konstruktywne rozumowanie, tzn. (czas, przestrzeń i przypadkowość).
- Każdy człowiek ma swoją wolę, która jest siłą sprawczą we wszechświecie.
- Artyści i święci czasem odnajdują taką drogę życia, która pozwala im wyrwać się spod wpływu woli.
Drogi panie Arturze. Czyżby na pewno? Co do czerpania wiedzy z doświadczenia, odniosłam zgoła inne wrażenie. Oczywiście, zgadzam się z panem, wniosek (a może jedynie tezę) popieram w całej rozciągłości.
Piszę tak, bo upłynęło trochę czasu od wydania księgi o świecie. Jednakowoż pański Danzig stał się w tym okresie polskim Gdańskiem. Jak Breslau, Stettin i Hirschberg. Po koszmarnej i fatalnej dla Polaków w skutkach II. Wojnie Światowej w mojej części świata nastała epoka tzw. stalinizmu, potem „demokracji ludowej”, a po wyzwoleniu się spod przemożnych wpływów związanych z ZSRR demagogów oraz tyranów wywalczyliśmy sobie, podobno, ustrój społeczny zwany demokracją.
Po czym natychmiast zepsuliśmy jego osiągnięcia, ciągnąc ten quasi-demokratyczny wózek po naszemu, po polsku. Hulaj dusza! TKM! Mamy teraz ochoczo podsycany pieniędzmi społeczeństwa „system” stworzony przez kolejnych niepoczytalnych tyranów, dodatkowo złodziei i szubrawców.
Taka jest obecna nasza (moja) ograniczona przestrzeń i sterowalna przypadkowość. Paradoksalnie owo polskie doświadczenie, poparte naukowo okrutną historią XX wieku, uznane zostało za totalitarne i wrogie, sama histeria zaś została histerycznie sfałszowana. Wspomniane przez pana „konstruktywne rozumowanie” stłamszono wiarą w chrześcijańskiego Boga, zdeptano glanem podkutym ćwiekami narodowego faszyzmu, nietolerancją, nieuctwem, pospolitym złodziejstwem oraz cwaniactwem. Cynicznie pogrzebane zostały prawa człowieka, konstytucyjny trójpodział władzy, kilkusetletnie osiągnięcia wspaniałej polskiej nauki i kultury.
Wola?
Zgadzam się z panem. Jasne. Ale także pozwolę sobie na polemikę. Nie tu i nie teraz działa ta pańska wola. Do otaczającej mnie rzeczywistości bardziej pasuje mi bezwola. To znaczy wygodne, bezrozumne postrzeganie świata przez pryzmat krytyki wszystkiego, co nie pasuje obecnym rządzącym wspomaganym przez kler katolicki (albo odwrotnie). Ci natomiast zniewalają kolejnych obywateli rozdając narodowe dobra, ordery, zaszczyty.
Zamordowano w Polakach tę rozumną wolę, głównie wolę wolności uczuć i myśli. I, jak to powiedział pewien dwudziestowieczny mędrzec o otwartym, ścisłym umyśle (wielki matematyk, fizyk) Albert Einstein, „Dożyliśmy takich czasów, w których ucisza się mądrych ludzi, żeby to, co mówią nie obraziło głupców”.
Albowiem, według pańskich kryteriów, do rządów dorwali się głupcy. W praktyce: cwaniacy, demagodzy. Według moich kryteriów: gnidy, szubrawcy i popaprańcy.
Ja mam moją wolę. Jeszcze mam. Jest ona, w moim przypadku, przede wszystkim przemożnym pragnieniem wolności wyrażania własnych poglądów. Dalej, bycia kobietą świadomą mojej płci. Otrzymywania za moją pracę godziwego, adekwatnego do niej wynagrodzenia. Moja wola to nieograniczony dostęp do leczenia, nauki, dóbr kultury. Możliwość poznawania świata i ludzi, rozwoju osobistego. Czytania (i pisania) mądrych książek, słuchania mądrych i wykształconych ludzi (takich jak Einstein). Wreszcie, realizowania moich potrzeb społecznych.
Niektórzy nazywają ją szczęściem. Pan tego nie zrozumie, albowiem mądry, oświecony człowiek nie jest w stanie pojąć apoteozy bezmyślności. Wspomina pan o świętych oraz o artystach. Na świętych nie znam się za bardzo. Poza tym jest ich takie mnóstwo, że się pogubiłam.
Drogi nauczycielu,
Ja usiłuje być artystką, w szerokim sensie tego słowa. Twórcą uczestniczącym w rodzimej kulturze. Uważam jednak (a czy to jest myślenie?), co następuje:
Aby wyrwać się spod wpływu swojej woli albo czegoś lub kogoś, trzeba najpierw mieć świadomość, że to coś jest złe, ogranicza nas, tłamsi, ubezwłasnowolnia. Jedyną wartością „moralną”, którą ja w tej chwili mam świadomie i na własność, jest właśnie moja wola. Proszę mi tego nie odbierać.
Jeszcze może być tak, że ja, marnie wykształcona przedstawicielka słabej płci, mylę wolę z nadzieją. Ta zaś ponoć umiera ostatnia. I oby tlące się jeszcze we mnie marne resztki owej nadziei na lepsze jutro umarły razem ze mną, a nie wcześniej.
Szanowny panie Arturze,
co do Pańskiego cytatu o powszechności poglądu, to zgadzam się. Tak po kobiecemu. Zasadniczo bowiem trudno się nie zgadzać. Przyznam, że mądrze to pan wymyślił, zinterpretował i opisał.
Zaimplantuję go zatem na grunt naszych obecnych czasów. A to: wojny na Ukrainie, to znaczy tuż za naszą wschodnią granicą. Galopującego ocieplenia klimatu, bo my – ludzie niszczymy go uporczywie. Kryzysu energetycznego, ponieważ z jakiejś przyczyny nie chcemy korzystać z dobrodziejstw sił natury. Głodu na świecie, to znaczy braku dostępu do wody pitnej i żywności. Globalnego wyścigu zbrojeń, realnej groźby nuklearnej zagłady całej ludzkości. Destrukcji wartości, jaką jest praca oraz szeroko rozumianego dziedzictwa kulturowego, zaniku myślenia oraz obrony własnych poglądów. (Te powszechne opętały nas do cna).
Zastanawiam się tylko, co znaczy według pana powszechność jakiegoś poglądu. Dajmy na to, poglądu na istnienie Boga. Czy to jest powszechny pogląd, czy prawda absolutna?
Kto ma rację? Demagog czy wątpiący? Tak samo twierdzą muzułmanie, buddyści i żydzi, wskazując jedynego słusznego boga – swojego. Czy istnieje jakiś potwierdzony naukowo dowód na Jego istnienie? Czy On służy jedynie jako bardzo wygodne narzędzie władzy oraz indoktrynacji, używane coraz częściej i z coraz większą siłą?
W tym miejscu muszę odnieść się do sowicie wynagradzanych ludzi, których zadaniem jest właśnie rozpowszechnianie poglądów. Mówiąc językiem współczesnym – kształtowanie opinii publicznej. Na zamówienie, pod określone „racje” polityczne i społeczne. Zwłaszcza po to, żeby omamieni i zindoktrynowani obywatele pokornie zagłosowali „jak należy”.
Wie pan, co u nas jest najgorsze?
Ano to, że naród opanowało kompletne zidiocenie, marazm, lenistwo. Daje się kupować za marne grosze, wciskać sobie ciemnotę, śni na jawie snem wariatów i popaprańców.
Kolejnym sprawdzianem pańskiej tezy będą przyszłoroczne wybory parlamentarne.
I jeszcze to, że niewielu moich krajan zastanowi się nad pańskimi słowami. Przecież szukanie dowodów na cokolwiek wymaga myślenia. A u nas masowo kształci się troglodytów. Sprzeciw zaś, bunt, wymaga odwagi. Obawiam się, że tych cech Polacy mają coraz mniej.
Najlepiej byłoby, gdyby objawił się pan Polakom tu i teraz, jako Mesjasz. Przejął stery władzy, zaczął rządzić rozumnie, nauczył żyć normalnie, poprowadził do Eldorado. Tak, jak czynił to pan za swojego życia. Po czym coś mądrego nam doradził.
Inaczej ani rusz…

Aneta Wybieralska
.
.
Pisałam też…
A propos wola : Nasz popaprany Oberfuehrer zapowiadał kiedyś wydanie książki. Przyszedł mi wtedy stosowny do niej tytuł : „Moja Wolka”. A wyzwolić się spod władzy własnej woli, (z niewiadomym skutkiem) próbuje wielu od dawna, na wschodzie.
Bardziej odpowiada mi inny od nich, też „eks oriente lux” – Lao Tse. Bo on mówi „bądź jak woda”. (bo zawsze zachowuje równowagę). I głosi również zalety powstrzymywania się od działań. Czasem.
Przemawia to do mnie, bo każdy względnie „normalny” człowiek wyobraża sobie że jest dobry i robi dobrze, cokolwiek by to było. Z własnego doświadczenia wiem, że to tylko rzadko się udaje. Więc staram się po prostu być pożyteczny, dla ogółu i dla konkretnych osób. Ale światem rządzi przypadek, więc w tej grze trzeba mieć szczęście, które starożytni nazywali „przychylnością bogów”.
A jeden z nich dodał jeszcze „Semper homo bonus tiro est”. (Każdy dobry człowiek jest początkujący)
Może nie do końca rozumiem tę sentencję. Ale to dla mnie dodatkowy argument.
Pani Aneta ma ciągoty mesjańskie… Nie chce jednak przyjścia Chrystusa, tylko Artura Schopenhauera. Pisze: „Najlepiej byłoby, gdyby objawił się pan Polakom tu i teraz, jako Mesjasz. Przejął stery władzy, zaczął rządzić rozumnie, nauczył żyć normalnie, poprowadził do Eldorado”. Nic z tego; gdyby się pojawił taki mesjasz, Polacy natychmiast by go zabili. Z dwu powodów: 1) Schopenhauer był Niemcem z Gdańska, 2) mają już swego, z Nowogrodzkiej, który spełnia ich niewygórowane oczekiwania, oraz – takie same – pisarki.
A to miłe, że ktoś w tym zwariowanym świecie pisze takie smaczne rzeczy. Naprawdę warto czasem zanurzyć się w wyimaginowany świat filozofów i innych pięknoduchów aby nie zwariować do reszty. Bardzo mi się podoba wrażliwość autorki na te duże problemy starej filozofii – tak trzymać! !
Bardzo, bardzo dziękuję. „A to miłe”. 🙂 Czynię to właśnie, by do reszty nie zwariować. (Choć do tej reszty niewiele mi zostało). Pozdrawiam bardzo serdecznie.