06.11.2022
Listopad, jak wiadomo, ma różne konotacje, ale tą najbardziej oczywistą i niekontrowersyjną jest obserwowane w naturze obumieranie. Dokładnie odwrotny proces obserwujemy na wiosnę. Wszystko na powrót wraca do życia. Ta prosta obserwacja sprowokowała powszechne przekonanie, że życie ludzie się nie kończy, tylko zmienia kształty. W mitycznych wersjach mówimy o powrocie do życia lub zmartwychwstaniu, co na jedno przecież wychodzi. Właściwie są one obecne w każdej religii.
Chrześcijaństwo nie jest tu żadnym wyjątkiem ani niczym oryginalnym. Wspomniałem o tym w eseju opublikowanym w sierpniu tego roku na portalu oko press pod tytułem „Niepraktykujący katolik o zgorszeniu polskim współczesnym katolicyzmem”. Tym niepraktykującym katolikiem od 2005 roku jestem ja sam. Wspomniałem tam, że „katolicyzm jest jednym z wyznań chrześcijańskich, które odwołuje się do samego początków i do tekstów napisanych kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa, a zwłaszcza do mitu zmartwychwstania”.
Celowo używam słowa mit, gdyż przedmiot wiary nie jest weryfikowalny empirycznie, tylko należy do sfery mitu i tak należy go traktować”. Przypomniałem tak książkę, a właściwie opasły tom (890 stron!) księdza Eligiusza Piotrowskiego „Początki wiary w zmartwychwstanie Jezusa. Od Reimarusa do Ratzingera/Benedykta XVI”. Skomentowałem ten tom dość kwaśno, pisząc, że „jego lektura wcale nie przybliża nas do rozumienia, czym to zmartwychwstanie tak naprawdę jest”.
To zdanie podtrzymuję jednak, bo poruszony rozmową z ks. Eligiuszem Piotrowskim w listopadowym miesięczniku „Znak” postanowiłem do sprawy wrócić; mimo mojego sceptycyzmu i autor i jego książka na uwagę zasługują. Przede wszystkim dlatego, że jest to zapis uczciwego zmagania się z centralnym dogmatem chrześcijaństwa, który jest przyjmowany „na wiarę”, czyli bez dyskusji, o krytycznej refleksji nie wspominając. Sam się o tym przekonałem, gdy przed laty zapytałem wybitnego znawcę historii chrześcijańskiej teologii jezuity Henryka Pietrasa właśnie o zmartwychwstanie. Pietras odesłał mnie do znanego cytatu z pierwszego listu do Koryntian Pawła: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”. To było moje ostatnie pytanie, jakie zadałem Pietrasowi. Wiedziałem, że to jest granica, której on nie jest w stanie przekroczyć.
Piotrowski nie zadowala się cytowaniem Pisma. Drąży i pyta, zadając pytania i nie zadowalając się odpowiedziami „na wiarę” tylko próbuje rozumieć, co tak naprawdę dany tekst mówi i dlaczego. Lektura „Początków wiary w zmartwychwstanie Jezusa” to duże wyzwanie. Autor przywołuje przynajmniej 100 autorów, z których… żaden nie udziela takiej samej odpowiedzi. Trudno dociec, która z nich jest najbliższa autorowi. Wiemy, że sceptycznie podchodzi o fideistycznych zapewnień, żeby przywołać jeszcze raz klasyka „jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”.
To zjawisko wyjątkowe w polskiej teologii, której wyróżnikiem jest raczej dawanie odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadaje, a nawet więcej: narzucanie pewników, którymi takowymi nie są. W tym sensie polecam nawet sceptykom tom pytań właśnie dotyczący tożsamości chrześcijaństwa.
Nawet jeśli nie znajdą odpowiedzi, to przynajmniej będą wiedzieć, że w szukaniu nie są jedynymi.
Klimat wspomnianej rozmowy w „Znaku” najlepiej oddaje jej tytuł „Chrześcijaństwo bez cudowności”, choć otwarta będzie nadal kwestia: co pozostanie z chrześcijaństwa bez cudowności?
Prof. Obirek pisał niedawno m.in…


Użycie cytatu „jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”., to nie odpowiedź. To rozpaczliwa obrona przed koniecznością jej udzielenia.
Z drugiej strony metodologia naukowa nie pozwala na udzielenie odpowiedzi zgodnej z jej zasadami.
Co pozostaje?
Zmartwychwstania J. CH. oczywiście nie da się udowodnić empirycznie bo to nawet nie to narzędzie i nie ma co się nim tu siłować. To kwestia wyłącznie wiary. Wydaje mi się że z punktu osoby wierzącej czy też poszukującej co innego jest istotne. Jeśli Jezus Chrystus zmartwychwstał to dlaczego biskupi walczą o polityczne wpływy i bonifikaty na ziemię? Dlaczego przez stulecia szczuli na Żydów, masonów którzy chcieli słusznego rozdziału kościoła od państwa a teraz na LGBT? Wydaje się oczywiste że jeśli ktoś wierzy w zmartwychwstanie to nie dąży do gromadzenia 15 milionów złotych w nieruchomościach jak bp. Głódź. Jak dla mnie to kk jest raczej zagrożeniem dla wiary bo jeśli przeciwieństwem życia duchowego jest dziedzina materii to po co kościołowi katolickiemu była donacja Konstantyna na której się oparli przez kolejne stulecia roszcząc sobie prawo do ziemii, władzy i pieniędzy?
Mam nadzieję, że autor książki tej odpowiedzi udzieli, w książce jest ona zawarta, ale wydestylować ją trudno. Większość dzisiejszych teologów katolickich ucieka w fideizm, jak wspomniany przeze mnie Pietras. Mnie osobiście wiara w zmartwychwstanie fascynuje jako mit organizujący teologiczne systemy. O ile wiem w buddyzmie go nie ma bo wszystko kończy się nirwaną, co być może jest intelektualnie bardziej satysfakcjonujące.
Zastanawiałem się kiedyś skąd w człowieku ta „potrzeba nieśmiertelności”. Jedną z odpowiedzi, choć niedoskonałą, może być ograniczona ludzka wyobraźnia. Pozwala ona na wyobrażenie sobie naszej śmierci fizycznej, ale już gorzej jej idzie z problemem zaniku świadomości, która przecież wydaje się być nierozłączna z naszą fizycznością (o ile wiem badania naukowe to potwierdzają). Pomimo takich zjawisk jak sen, narkoza czy chwilowa utrata świadomości spowodowana wypadkiem, trudno sobie wyobrazić, że nasze myśli przestają funkcjonować i to coś co zyskaliśmy jedząc jabłko z ręki Ewy – świadomość bycia tym kim jesteśmy – nagle znika. To niemożliwe! To się „musi gdzieś podziać”!
Stąd już tylko jeden krok do stworzenia sobie „innych światów” i wszystkiego co za tym idzie.
Ks. Eligiusz Piotrowski, autor omówionej przeze mnie monografii o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa przesłał mi poniższy komentarz z propozycją wykorzystania, jak to określił, „jeśli będzie pasował do Twej formuły”. Myślę, że pasuje do formuły komentarzy bardzo dobrze, więc go załączam z zachętą do Czytelników do komentowania tej najważniejszej dla chrześcijan kwestii:
Książka w moim zamyśle miała/ma za zadane pokazać, że na przestrzeni ostatnich trzech stuleci, teologowie stworzyli wiele odmiennych koncepcji tłumaczących powstanie wiary w zmartwychwstania Jezusa.
Przedstawiona przez mnie ponad setka badaczy, od H.S. Reimarusa do Benedykta XVI, korzystając z tych samych tekstów biblijnych, z tej samej tradycji Kościoła i z własnego przeżywania wiary i swego człowieczeństwa, zaprezentowała szeroki wachlarz możliwości interpretacyjnych wydarzeń wielkanocnych. Starali się oni pokazać a czasami wręcz udowodnić, że pomiędzy śmiercią Jezusa a proklamacją Jego ponownej, żywej obecności, w nowej roli Pana, Mesjasza, Zbawiciela, wydarzyło się „coś”, co pozwoliło na sformułowanie nie tylko teologicznych twierdzeń, ale także religijnych roszczeń. Z jednej strony mamy więc ultrarealistyczną wizję materialnego opuszczenia grobu przez Jezusa, w ciele będącym produktem przemiany materii doczesnej w niematerialną „materię” niebiańską, która zachowała podstawowe funkcje fizjologiczne. Zmartwychwstały w takiej koncepcji mówi, słyszy, jest widziany i można go dotknąć. Dzieje się to tylko przez 40 dni i dotyczy jedynie wybranych. Z tych doświadczeń zrodziła się pewność (gdyż trudno tu mówić o wierze) że Jezus powstał z martwych własną, boską mocą. Zmartwychwstanie w takiej perspektywie rozumiane jest jako dowód Jezusowego bóstwa.
Z drugiej strony, po przeciwnym biegunie interpretacyjnym, widzimy uczniów, którzy po tragicznym końcu doczesnego życia Jezusa zostali wewnętrznie przymuszeni do zinterpretowania swojego doświadczenia z Jezusem w sposób, który pozwoliłby im przezwyciężyć poznawcze i emocjonalne dysonanse. Paradoksalnie uczynili to dzięki Jezusowi, którego opuścili; on ich nie opuścił, gdyż pozostało z nimi jego nauczanie o miłosiernym Bogu, jego życiowa postawa, jego obietnice fundujące ich nadzieje. Kiedy sformułowali twierdzenie, że Ukrzyżowany został podniesiony ze śmierci przez Boga, który uczynił Go Panem i Mesjaszem, zrozumieli, że tylko taka wiara ich ocali. I ocali także znany im świat.
Można oczywiście upierać się przy „swojej” interpretacji, odmawiając słuszności i racji innym, choć przekonanie adwersarzy często jest po prostu niemożliwe. W rzeczywistości chodzi o uznanie, że sprawa Jezusa się nie skończyła, że jego orędzie ma znaczenie dla współczesnego świata, że warto i trzeba starać się o ocalenie chrześcijańskiego dziedzictwa, choć bez wątpienia trzeba je przemyśleć na nowo. Tylko wówczas „sprawa Jezusa będzie toczyć się dalej”.
Te 40 dni… są nie tylko w chrześcijaństwie. Obyczaj żałobny Muzułmanów nakazuje urządzać ostateczne pożegnanie ze zmarłym też w tym terminie. Bo jego dusza, co na razie błądziła jeszcze po świecie, dopiero wtedy odchodzi do raju lub Gehenny. A u Majmonidesa to na nieśmiertelną duszę trzeba sobie zasłużyć, rozwijając swój intelekt (najłepiej, studiami Tory). Bo inaczej to te dusze lądują w zsypie do jakiegoś wspólnego rezerwuaru. Co w „Testamencie G..Brassensa brzmi pięknie : „La fosse commune du temps”. Jeszcze inną (okropną) koncepcję nieśmiertelności mamy u Roberta Checkley’a., w „Immorality Inc.”