Andrzej Lewandowski: Żyła złota5 min czytania

27.02.2023

ECHA WYDARZEŃ:

Wiem – uchybiam zasadzie językowej. Nazwisk nie powinno się używać inaczej niż… dosłownie. Żadnych tam przenośni. Ale do Pana Piotra gwałt na zasadzie jakoś mi pasuje. Do jego sposobu bycia, uśmiechu, gestów, dowcipów przedkamerowych – także.

Imponuje – jako mistrz skakania na nartach, umie zabawić, gdy opowiada. Pierwsze ważniejsze, bo znamionuje mistrza w zawodzie… Żyła, więc, złota.

Drugi raz. Czyli – stając w obronie wcześniej zdobytego mistrzostwa świata, ale w sytuacji, gdy wciąż szanowany nie był jednak faworytem. A – został zwycięzcą, tak się sprężył w drugiej próbie, że awansował o kilkanaście lokat. Tym pewnie już konkurentom coś z bojowego ducha odebrał. Głowy – pewnie cięższe, od z nagła pojawiających się wątpliwości; w nogach – jakaś słabość… Ale to sprawa konkurentów, nie mistrza broniącego tytułu, w stylu zgoła niebywałym.

Komunikatywnie mało skomplikowany, otwarty żartowniś umiał się wtedy, gdy trzeba „zamknąć w swej bańce”, pożyć sam na sam z tym, co ma do wykonania. Nie widzieć świata, nie słyszeć – koncentrować na jednym. Skakać! Starać się znów wygrać! Wojować!

Późniejszy powrót do gestów brałem jakby za zaproszenia do udziału w oczekiwaniu, czy była to kropka nad „i” JAK ON też odbierałem oczekiwanie jako udział kibica w przeżywaniu napięcia, ale już sklamrowanego z nadzieją…

W ogóle skoczkowie zaczęli wspaniale. Pan Kubacki przezwyciężył dolegliwość pleców i był taki jak wcześniej. Pan Stoch sobą dowodzący, że głód rywalizacji wrócił, a styl skakania jest wciąż wzorowy…

Widać, że krótkie „wietrzenie głów” i szansa domowego dachu dały zmianę jakościową. Niby niewiele, a jak dużo… Na detalach często bazuje stan gotowości startowej, nie na samych apetytach…

Iga Świątek nie wygrała turnieju w Dubaju. Czeska konkurentka przerwała passę triumfów. Dwoma setami, więc nie decydował sam uśmiech fortuny w wyrównanej walce. Znów sąsiadka z południa jakby lepiej „przeczytała lekturę” serialu świetnych gier naszej mistrzyni. A ponieważ „nikt nie jest bez wad” znalazła Czeszka sposób na faworytkę. Tym razem; choć znów, to jednak nie widzę w tym istnienia reguły. Panna Iga też szuka i wierzę, że znajdzie metodę. Parę już razy dowiodła, że bardzo lubi brać rewanż, a przegrana bywa lekcją, nie powodem do łezki… Zresztą w tym towarzystwie przegrana to wypadek przy pracy… Nie dramat, uśmiech wróci…

A że Hubert Hurkacz właśnie wygrał turniej w Marsylii trzyma nasz humor na dobrym poziomie. Rodzimy tenis daje się poznać z coraz lepszej strony…

Toczy się dyskurs olimpijski. Jak będzie wyglądał skład uczestników paryskich igrzysk 2024?

MKOl wciąż szuka formuły, by było „po dawnemu”, a wątpliwości w kwestii udziału Rosjan i Białorusinów załatwić metodą jakichś zmian organizacyjnych – „geopolitycznych” w systemie tzw. kwalifikacji.

Środowiska rządowe są wciąż ostre jak brzytwa – NIE, żadna kosmetyka. Obecny obraz świata musi mieć odbicie w olimpijskim lustrze. To ważniejsze teraz niż samo tradycyjne Citius – Altius – Fortius , czyli zawołanie – w przekładzie – „szybciej, wyżej, silniej”; lub „szybciej, wyżej, mocniej”

Nie wystarcza CO, musi być brane pod uwagę KTO. A – KTO, określa nie sam poziom wytrenowania, lecz obraz świata…

Polski Komitet Olimpijski w swoim portalu wypowiedzią prezesa podtrzymał, więcej: rozwinął negatywne – wobec MKOl stanowisko organów rządowych. Także polskich związków sportowych, które odmówiły udziału w imprezach kwalifikacyjnych, jeśli na starcie staną Rosjanie i Białorusini.

Cytuję:

PKOl był, jest i będzie solidarny z Ukrainą, ukraińskim narodem i sportowcami. Nasze stanowisko jest spójne ze stanowiskiem Polski i polskich władz.

Decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego o dopuszczeniu zawodników tych krajów do rywalizacji sportowej – z uwzględnieniem określonych przez MKOl wymagań – jest decyzją Komitetu Wykonawczego MKOl, a więc ścisłego kierownictwa MKOl.

Andrzej Kraśnicki, Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego

Stanowisko jasne, choć ostatnie zdanie – o tym, skąd dyskusyjna decyzja, może być odczytana jako podtekst – „i co ja na to mogę, tam jest olimpijska władza najwyższa”…

To mi sugeruje, że w kociołku olimpijskim też wrze, a pokrywka podskakuje. Jeśli spadnie, to… Cytowane zdanie z wypowiedzi Prezesa mówi mi jeszcze więcej niż oczywista deklaracja…

Ewentualny bojkot? Niby nic nadzwyczajnego, bo bojkoty już bywały a coubertinowski pomysł dał sobie radę. Tak, ale sytuacja była inna. Dla najważniejszych aktorów spektakli czterolecia.

Wtedy obowiązywała doktryna, że owo wyżej przypomniane hasło wiązało się z pasją człowieka, który miał inne źródło utrzymana. Że była to fikcja – bo lipne zawody, posady z pensjami a bez obowiązków, mundury, stopnie, gratyfikacje i tzw. stypendia – za sprawą podatnika… Prawda, ale olimpijski paragraf mówił o pasji osobistej – nie dla interesu życiowego, i owa lipa była pielęgnowana. Bez podziału wedle szerokości i długości geograficznych.

Teoretycznie więc bojkot szansę dla starań o dowód osobistego mistrzostwa sportowego uszczuplał, ale „umowy o pracę” nie musiał zakłócać. Dziś, kiedy uprawianie sportu bywa zawodem, a ramy olimpijskie przyjęły to do zastosowania hasło – motto jest coraz bardziej wezwaniem, a nie charakterystyką „miejsca pracy”…

Przepraszam za dywagacje. To margines dyskusji nie o różnicy stanowisk w kwestii olimpijsko – paryskiej. O filozofii sportu na olimpijskim szczycie. A że nasze środowisko olimpijskie też ma problemy ? Pewnie ma, ale stanowisko własne i swoją część racji stanu określiło. Odrębność w ramach organizacji olimpijskiej – też, bo przecież nie wysłano do Rosji i na Białoruś zaproszeń do udziału w krakowskich Igrzyskach Europejskich, i jakoś nie słyszę by najwyższa władza MKOl miała z tego powodu czkawkę… A tak w ogóle, to po czasach jednak w miarę „świętego spokoju olimpijskiego”, dostojnych ceremonii i sprawnej logistyki, chyba w pałacu nad Wisłą (spadek po prezesurze Aleksandra Kwaśniewskiego, klucze „za Stefana Paszczyka”) ruch będzie żwawy… Bo jednak idzie czas zmian jakościowych.

I owo motto Coubertina brzmi wprawdzie wciąż tak samo, ale …

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii