28.04.2023
Cała Polska zwiera szyki przed majówką. W tym roku będzie ona połączona z długim weekendem pełnym rowerów, spacerów, rodzinnych spotkań, wyjazdów do SPA, na Teneryfę, do Mikołajek. Albo tylko z piwem, kiełbasą z grilla albo lodami na patyku. W marketach pojawiły się karkówki, szaszłyki, boczki oraz rozpałki i aluminiowe tacki, plastikowe kubki, ekosztućce. Restauratorzy odświeżają parasole, malują stoliki. Sklepowe półki zawalono koszmarnie drogimi węglami drzewnymi. Będzie się działo. Zwłaszcza w handlu.
Politycy zamawiają piękną pogodę i zaklinają słońce. Dobra zabawa przy hałaśliwej muzyce albo wojskowych puzonach stanie się z pewnością zasługą właśnie ich, ich przecież wybrał NARUT. Jak też opatrzności bożej.
Przecież „Witaj maj, trzeci maj, u Polaków błogi raj… „
Właśnie tak. Raj. Błogi. Możemy bezkarnie poleniuchować, pospać, popić. Nie idziemy do szkoły, do urzędu, sklepy pozamykane. Narodowa laba. Raj.
A niech ktoś tylko spróbuje zachorować. W szpitalu powita nas młody, zastrachany lekarz dyżurny, który i tak sam nie podejmie sam żadnej ważnej decyzji, póki nie skończy się pierwszy majowy długi weekend. Bo raj. Nam chorować nie kazano.
I już prawie nikt nie pamięta, co tak naprawdę świętujemy. I dlaczego? Jaka jest geneza tych „świąt”, obecnie utożsamianych głównie li tylko z dwoma dniami wolnymi od pracy. Albo z trzema. Błogi raj.
Czy ktoś jeszcze pamięta słowa tej pieśni patriotycznej? Jak cynicznie, archaicznie i obco brzmią obecnie strofy trzeciej zwrotki:
(…) Wrogów tłuszcze wyrok Boski
Zmiótł z powierzchni polskich łanów,
Znikła boleść, znikły troski,
Nie ma w Polsce obcych panów … (…).
Rozpatrując je w konotacji narodowej, w stylu lansowanym przez obecnie rządzących, oraz w otoczce naszej dzisiejszej sytuacji geopolitycznej, mogą zabrzmieć wręcz złowrogo. Aż ciarki przechodzą po plecach…
Chciałam się przekonać, czy wśród moich znajomych, ludzi o podobnych poglądach, w podobnym wieku, młodszych, starszych, tli się jeszcze etos pracy. Czyli, za naszą drogą Wikipedią,
Charakterystyczny dla danej grupy społecznej lub dla całego społeczeństwa zespół wartości i norm, tworzących się dla wartości fundamentalnej, jaką jest praca.
Wyrażony niegdyś właśnie w świeckim święcie Pierwszego Maja. Co do zasady, wolnym od pracy. Służby pracowały, „by spać mógł ktoś”. Lud pracujący miast i wsi miał „wolne”. Świętował, bawił się, odpoczywał.
Zadałam kilka prostych pytań z rodzaju otwartych, prosząc o odpowiedź. Oto one:
Z czym lub z kim kojarzy się Wam dzień 1 maja?
Czy znacie jakiegoś robotnika? Kto to jest robotnik albo chłop? Czy w ogóle mamy jeszcze klasyczną klasę robotniczą?
Czy wzięlibyście udział w pochodzie pierwszomajowym? Co wtedy mielibyście w rękach? Flagę, transparent, fotografię, tekturę, kwiatka?
Jakie życzenie mielibyście z okazji tego święta?
Nie zawiodłam się. Pierwszomajowe skojarzenia dotyczyły głównie pochodów pierwszomajowych. Otrzymałam kilka starych fotografii oraz całe mnóstwo ciepłych, uśmiechniętych wspomnień. Pełnych sentymentu, młodości, radości. Białych bluzek, snieżnosztywnych koszul, czarnych spodni i szturmówek, biało-czerwonych chorągiewek, którymi wymachiwano pod trybuną ze stojącymi na niej lokalnymi celebrytami, pozdrawiającymi wyćwiczonymi gestami dłoni maszerujący dziarsko robotniczo-chłopsko-inteligencki pochód.
Ewa, 60 +. Emerytka, b. pracownik służby zdrowia, krakowski społecznik.
„kojarzenia? Bagatela. Trybuna. Podkolanówki, transparent zakładu armatur, szczęśliwy, radosny mój dziadek jadący na wózku akumulatorowym ze szczerym uśmiechem na twarzy. 1 maja świętował niezwykle uroczyście. Wkładał garnitur, do niego białą koszulę i krawat. Można powiedzieć, ze mój dziadek był prawdziwym robotnikiem. Muszę to przyznać, muszę o tym powiedzieć, ponieważ dziadek był wspaniałym, przedobrym człowiekiem, kochającym rodzinę i ludzi. Ceniącym pracę, ofiarnie służącym swojemu zakładowi pracy. Pierwszy Maja był dla niego wielkim, uroczystym, darzonym ogromnym szacunkiem, poważnym świętem. Czczonym może jeszcze bardziej uroczyście niż polskie święta kościelne.
Po pochodzie były lody, sprzedawane prosto z ciężarówek bułki z szynką i oranżada w kapslowanych butelkach. W tym dniu smakowała wyjątkowo. I, zdziwisz się, kiermasz książki na Rynku. Nie wyszłam stamtąd bez nowej bajki, potem książki dla młodzieży, wreszcie dla dorosłych. Pamiętam, że w tym dniu miałam w rękach kwiaty. Czerwone goździki. Pamiętam także, że w szkole robiłam kwiaty z bibuły. Wszystko było nimi udekorowane.
My już nie mamy klasy robotniczej. Nie mamy robotników z prawdziwego zdarzenia. Na wsi, zwłaszcza małopolskiej, są już same „pany”, nie chłopstwo.
Co zabrałabym teraz na pochód? Kamień. Tylko kamień. By nim rzucić w trybunę, w ten obecny rząd. Oni nie zasługują na żadne kwiaty.
Mam życzenie. Żeby rządzący i ich wyborcy zaczęli szanować każdą klasę. Bo, na razie, to oni mają wszystkich w dupie, zwłaszcza ciężko, uczciwie pracujących ludzi. Teraz są tylko oni i klasa idiotów.
Jarek, 50 +, inżynier, od 35 lat zamieszkały w Niemczech Zachodnich.
Znam wielu robotników. I znam robotnika. Ja nim jestem! Tutaj, w Niemczech, bardziej niż gdzie indziej świętują 1- go Maja, to znaczy Święto Pracy. Wiele firm organizuje w tym dniu imprezy dla swoich pracowników i ich rodzin. Ludzie przychodzą całymi rodzinami, piją piwo, jedzą potrawy z grilla, słodycze. Bawią się, odpoczywają. Integrują! Są razem, utożsamiają się z firmą i, poniekąd, z pracodawcą – kapitalistą. Czują się docenieni, pełnoprawnymi członkami większego zespołu. Co więcej, czują się ważni, potrzebni. W wielkich miastach odbywają się pochody, wiece, spotkania. Powszechne są pikniki, imprezy plenerowe, koncerty, zabawy taneczne. Tu szanuje się pracę. Parkowe trawniki zapełniają się uśmiechniętymi ludźmi, którzy siadają na kocach lub na ładnie skoszonej murawie. Relaksują się, odpoczywają, biesiadują.
Ja nigdy nie uważałem się za tak zwaną inteligencję pracującą. Jestem dumny, że jestem robotnikiem, że za moją pracę otrzymuję godziwe wynagrodzenie. Był nim mój ojciec, dziadek. Sprawy nazywam po imieniu. Pracuję tylko po to, aby móc normalnie egzystować, aby wystarczało mi na chleb, względnie dostatnie życie i na moje pasje. Nie odwrotnie. A w tym dniu chętnie wypocznę, wybiorę się na rower, poczytam książkę. Niech to będzie też moje święto.
Danuta, 70 +. Emerytowana urzędniczka, długoletnia mieszkanka podwrocławskiej wsi.
Skojarzenia? Szkoła, liceum w Miliczu. Berecik z emblematem. Czekanie na autobus, potem pierwszomajowe świętowanie. Pochód. Ale, żaden przymus. Radość, luz, wolność, spotkania z kolegami. Spontaniczność i święto. Gdy już byłam dorosła, przestałam chodzić na pochody pierwszomajowe. Ja wolałam odpocząć. Tak po prostu.
Teraz myślę, że to już nie jest święto klasy robotniczej. I nie ma już prawdziwej klasy robotniczej. U nas nie ma. U nas na wsi natomiast, wszyscy są jakby równi i jednakowo traktowani. Nie spotkasz się już z pojęciem: klasa robotnicza albo chłoporobotnik. Te stały się … uwłaczające.
Co mnie wkurza najbardziej? To, że w Polsce niektórzy ludzie potrafią wydać swoje ostatnie pieniądze na wódkę. A jakąkolwiek pracą się brzydzą.
Nie. Nie wzięłabym już udziału w żadnym pochodzie ani w innej manifestacji. Może to kwestia wieku? A może zniechęcenia i przeczucia, że to i tak nic nie da? Nienawidzę marszów. Nie wykluczam, że gdybym mieszkała w mieście, jednak poszłabym. W gronie znajomych, bliskich mi ludzi. A na wsi nie ma czegoś takiego. Tutaj pierwszego maja pracuje się w polu. Jak codziennie. Odpoczywa tylko w święta kościelne. Poza tym uważam, że młodzi ludzie powinni walczyć o swoją przyszłość, a kobiety o swoje prawa. Itd. Niech walczą ci, którzy mają bliżej, którzy cokolwiek mogą zyskać. Akcja Owsiaka i finał WOŚP to jest coś, na co chadzam co roku. A pochód pierwszomajowy? Nie.
Jacek, 70+, emerytowany architekt, Wrocław.
Ciężka sprawa, jak powiedziałby człek ciężko niedokształcony językowo, krajowo … Pierwszy Maja kojarzy się mi z dzieciństwem i młodością do końca studiów. To jest jedyna odpowiedź na wszystkie zadane pytania, bo reszta przemyśleń to byłyby już tylko wątpliwości …”
Jacek, 70 +, emeryt, były urzędnik publiczny wysokiej rangi, b. poseł na Sejm RP.
Anetko. Ciekawy temat. Było wiele pochodów pierwszomajowych. Najbardziej pamiętam ten w 1992 r., kiedy to jako młoda SdRP we Wrocławiu organizowaliśmy pochód. Wprawdzie OPZZ nie bardzo się do tego kwapił (sic!), ale w końcu udało się zorganizować prawdziwy pochód. Maszerował sprzed siedziby OPZZ na Mazowieckiej, potem pod Urząd Wojewódzki, a następnie do Rynku, gdzie na miejscu dzisiejszej fontanny odbył się regularny wiec, a trybunę do wystąpień stanowiła przyczepa samochodu ciężarowego. Pochód nadzorowała świeżo przemalowana (dosłownie – samochody) policja. Ciekawym zjawiskiem było dołączanie do pochodu w jego trakcie, zwłaszcza towarzyszy wyłaniających się z zieleni parku Słowackiego. Mieliśmy układ z anarchistami, że oni będą nas bronić przed spodziewanymi atakami prawicowych bojówek. Tak też było. Anarchiści „nawalali się” na Świdnickiej i na południowej pierzei Rynku, ale nasz wiec udał się wspaniale. Gdzieś mam jakieś zdjęcia, ale musiałbym głęboko poszukać.

Inna kwestia to sprawa grobu Ferdynanda Lassalle’a we Wrocławiu. Jako SdRP ogłosiliśmy w 1990 r. objęcie tej mogiły polityka zasłużonego dla ruchu robotniczego patronatem. W przedwojennym Wrocławiu pierwszomajowe pochody kończyły się właśnie przy grobie Lassalle’a. Od 1990 r. corocznie składamy kwiaty na tym grobie, dokładnie w przeddzień Święta Pracy. Ten pierwszy pochód (po zmianie ustroju – przyp. autora) został opisany w wychodzącej wówczas gazecie Robotniczej. Przesyłam zdjęcie, które otrzymałem jako odpowiedź na mój apel. Ale są jeszcze inne. Mam je przed oczami.
Życzenie mam proste: żeby ostatecznie skończył się systemowy wyzysk człowieka przez człowieka.


Kasia, 50+, dziennikarka, reporterka. Wrocław.
Jako dziecko, małe, 1 maja i pochód to balony przynoszone przez rodziców, takie duże z uszami, czy coś innego. Pan miał je zawsze powbijane w główkę kapusty… potem w domu byli goście i ciastka. W starszeństwie z radością chodziłam na pochody jako „zuchówka” i harcerka”.
Piotr, 40+, przedsiębiorca, Wrocław.
Trudno mi się wypowiedzieć. Dzieciństwo miesza mi się ze szkołą średnią. W Tym Święcie. A później zostało zapomniane po roku 1990 – 1991. To jest jedynie namiastka mojej wypowiedzi i nie jestem z niej zadowolony.
Na Pochód 1- Majowy z Lewicą chętnie bym poszedł. A BTW… Z dzieciństwa, czyli do roku 1985, mam raczej dobre wspomnienia. Na pochody chodziłem zarówno z matką (nauczyciel akademicki ekonomii socjalizmu na Akademii Rolniczej), jak i z ojcem (lekarz wet. Placówka Psie Pole). W szkole średniej był trochę przymus. Ale coś mnie zawsze skłaniało do spotkań z nauczycielami (Technikum, Skwierzyńska). Więc można by rzec, iż do 1990 roku raczej uczestniczyłem w pochodach. Z tego względu chętnie bym powtórzył ten zabieg.
Krzysztof, 50+, Wrocławski działacz społeczny.
Pierwszy Maja kojarzy mi się z ruchem robotniczym, ale tym we Francji, i prawdopodobnie z ostatnimi strajkami w tym kraju. Dzisiaj ciężko określić robotnika. W większości zawodów mają dodatek „specjalista”, ale najbardziej chyba w dzisiejszych czasach do roli robotnika pasuje kasjerka z marketu, która robi wszystko. Od obsługi klienta po wykładanie i segregację towaru. Hmm… Czy mamy klasę robotniczą? Poza kasjerkami? Chyba już nie, co nie znaczy, że nie ma kogo bronić i dla kogo walczyć o prawa pracownicze.
Myślę, że tak, wziąłbym udział w marszu pierwszomajowym, o ile będzie czysto apolityczny.
Życzenie? Polski bez prawicy!
Zbyszek, 70+, emerytowany żołnierz, Wałbrzych.
Moim życzeniem jest, aby polska lewica powróciła na swoje tory i była lewicą z pięścią w górze i ze sztandarem. Niekoniecznie zresztą w kolorze czerwonym, może być tęczowy. Ale nie formacją lewacką, dla której priorytetem są norki albo obrona królików, czy wygibasy roznegliżowanych sufrażystek na paradach równości. Przepraszam za mój radykalizm i zapewne staroświeckie spojrzenie, ale tak myślę.
Radek, 70+, emerytowany oficer MSW, Wrocław.
Dziś winno się mówić o pracownikach najemnych.
Zygmunt, 60+, emerytowany oficer MSW, Wrocław.
Kojarzy się z przymusowym udziałem w pochodzie. W latach 70. słyszałem, że „kto nie przyjdzie, nie zostanie dopuszczony do matury”. A poza tym, kiełbaski, festyny, piwo…
Łukasz, 40+, publicysta, krakowski działacz społeczny.
Kojarzy mi się z koniecznością sprzeciwu wobec wyzysku, zła, wojny. Mamy pracowników najemnych, to współczesny proletariat.
Wybieram się na marsz antywojenny do Warszawy – jak co roku z biało-czerwoną. A życzyłbym większej świadomości, chęci sprzeciwu, wspólnotowości i sensu pracy.
Mietek, 70+, emerytowany oficer resortu spraw wewnętrznych, Warmia.
1 Maja kojarzy się z najpiękniejszym świętem ze wszystkich świąt, które, widziałem dziecięciem będąc, w którym potem uczestniczyłem rok w rok. Chociaż wychowywany byłem w tradycji katolickiej, nigdy nie pociągały mnie „występy” i „celebra” nabożeństw tego wyznania. Bynajmniej nie procesje Bożego Ciała, nie pasterki, nie wielkanocne poranne rezurekcje, ale właśnie 1 Maja było dla mnie świętem najmilszym i oczekiwanym.
Pochód! Flagi i maszty z barwami naszej Ojczyzny, dekorujące ulice, place, budynki. Nastrój podniosły, uroczysty. Ludzie idący z flagami, maszerujące kolumny żołnierzy (w Mrągowie była duża jednostka wojskowa), uczniowie szkół podstawowych, zawodowych i średnich, sportowcy, kolumny pracowników zakładów pracy, wiezione na przyczepach, czy ciągnięte. Lub jadące same maszyny i urządzenia rolnicze, wytwory zakładów przemysłowych wiezione (na przyczepach samochodowych) lub wystawiane na licznych placach.
Lody, pita przez dzieci oranżada. Aż nosem idąca, bo nasycenie gazem było nieporównanie wyższe niż w obecnej. Bułka zwykła z gorącym serdelkiem. A na obrzeżach placów budy, samochody ciężarowe sprzedające owe przekąski, a nawet wódkę. I nie widziałem „napranych”, czy bijących się ludzi. Porą wieczorową zapalane były sznury różnokolorowych żarówek wokół podestów z desek, gdzie ludzie tańczyli przy akompaniamencie zmieniających się orkiestr i zespołów muzycznych. Pomimo sprzedaży wódki (też piwa) i braku zakazu publicznego spożywania tychże, rozróby były rzadkie. Były, ale wpisane w nasz folklor rodzimy, polski. Nie było żadnych licznych służb ochroniarskich, nikt nie grodził ogródków piwnych, na wielki pac wystarczał jeden, najczęściej dwuosobowy patrol MO. Na galowo, z paskami pod brodę.
Obecnie? Nie znam żadnego robotnika. Dziś nikt się za bardzo nie chwali, że jest robotnikiem. Są – i znam takich: operatorzy, montażyści, pracownicy transportu wewnątrzzakładowego. Są pracownicy różnych specjalności, ale oni absolutnie nie są robotnikami. Oni chyba wstydzą się terminu „robotnik”? Za to często uwielbiają podkreślanie i akcentowanie uwag typu: „jestem pracownikiem umysłowym”. Dziś fizycznie nie pracuje nikt. W szpitalu jest pani salowa, a pani sprzątaczka mówi, że nie jest robotnikiem.
No właśnie. Czy montażysta, czy pracownik transportu, salowa, czy sprzątaczka to robotnik? Chłop zaś to częściej spotykany fakt przyznania się do jakiejś profesji. I taką deklarację słyszę często.
Moim zdaniem definicją robotnika jest: pracownik wykonujący różnorodne prace za wynagrodzeniem, prace nie tylko wymagające dużego nakładu siły (stąd zapewne wstyd przed określeniem „pracownik fizyczny”). Dla mnie nazwa robotnik czy chłop to wyróżnienie wśród całego kręgu pracowników. Czy inżynier pracujący jako obsługujący linię technologiczną to „pracownik umysłowy” czy „robotnik”? Skłaniam się ku określeniu „robotnik specjalista, wysokiej klasy robotnik, pracownik”.
Czy w ogóle mamy jeszcze klasyczną klasę robotniczą? Nie, na dziś nie mamy klasycznej klasy robotniczej. Nie mamy nie dlatego, że jej nie ma, ale dlatego, że w większości przypadków owi robotnicy (preferowane określenie: pracownicy) wstydzą się tego miana.
Z wielką chęcią wziąłbym udział w pochodzie pierwszomajowym, ale na dziś w „mojej wsi” (około 10 tys. mieszkańców) nie ma takich pochodów, chyba od roku 1990. Dziś niektórzy chadzają do kościoła, bo kościół katolicki zagarnął owo święto pracy i wprowadził „święto robotnika Józefa – cieśli”.
Flaga czy transparent to dowód na odwagę w prezentowaniu swoich poglądów. Oczywiście, dziś bym niósł. W przeszłości nie, bo flagę należało, na przykład, odnieść z powrotem do szkoły czy zakładu. Dopiero potem składowano je w samochodach dostawczych, uniknąć tego odnoszenia lub porzucania byle gdzie.
Jakie mam życzenie z okazji tego święta? Pracy i godnej płacy oraz godnego kodeksu pracy.
Ania, 50 +. Od późnego dzieciństwa zamieszkała w Niemczech Zachodnich. Artystka malarka.
Ja pamiętam, że jako dziecko musiałam iść przez pół miasta w białej bluzeczce i spódnicy, z całą klasą i chorągiewką w ręce. Jakaś zbiórka, potem czekanie, a potem maszerowanie. To było straszne! Przeprowadzka do DE uwolniła mnie od tego. W Niemczech nie ma wielkich parad czy defilad. W karnawał są marsze. Tu w Hamm (miasto powiatowe w zachodniej części Niemiec, Nadrenia Północna-Westfalia – przyp. aut.) związki zawodowe robią mały spacer, a potem są jakieś okolicznościowe przemówienia na małej scenie w dzielnicy artystycznej. Młode pokolenia chyba nawet nie wie, dlaczego 1 Maja jest dniem wolnym. Tutaj jest tradycja „Tanz in den Mai” (taniec w maju), wiec 30 kwietnia są wszędzie imprezy, a pierwszego maja wszyscy trzeźwieją.
Anna Katarzyna, 50+, inżynier, Wrocław.
Kojarzy mi się z obchodami w Tajlandii. Tam nadal mają pochód, ale na uczestnictwo stać tylko bardziej majętnych.
Stanisław, 50+, emerytowany oficer WP, Warszawa.
1 maja kojarzy się mi z czymś, czego się nie da nazwać. To tkwi w historii osobistej ludzi naszego pokolenia, to jest pamięć czegoś, co zanika i se ne vrati!”
Sławek, 40+, przedsiębiorca, Kraków.
To święto na ziemiach polskich wprowadził, zdaje się, Hitler jako państwowe w III Rzeszy. Ja jestem takim robotnikiem, można powiedzieć, wykwalifikowanym. Moja mama to chłoporobotnik, a dziadkowie to chłopi. Trochę trzeba się rozejrzeć i ich dostrzeżemy. I to oni mają decydujący wpływ na to, kto rządzi. Myślę, że jakieś 85-90% polskiego społeczeństwa to potomkowie pańszczyźnianych chłopów.
Nie. Nie pójdę na pochód. Wolę inaczej odpoczywać po pracy.
W Polsce zgodnie z zasadami kapitalizmu to rynek decyduje o warunkach pracy. Mamy wolny przepływ pracowników w granicach UE i dlatego mamy też emigrację zarobkową. Życzyłbym sobie mniejszych obciążeń podatkowych dla pracodawców, bo istnieje zależność między opłacalnością prowadzenia działalności gospodarczej a sytuacją pracowników.”
Krzyś, 70 +, emerytowany policjant. Wałbrzych.
„Obchody 1 maja, to w moich dziecięcych latach było, jak dobrze pamiętam, moje rodzinne świętowanie z należnym szacunkiem dla wszystkich ludzi pracy. Zarówno przygotowania do pochodów, jak i same pochody były autentycznym świętem. Nikt nikogo nie zmuszał do uczestnictwa. W pochodach szli ci, co mieli potrzebę wyrażania swojego entuzjazmu. Ja bardzo się cieszyłem, że będę uczestniczył wraz z ojcem i jego kolegami, że dostanę sztandar. Po pochodzie chwaliłem się tym, że niosłem sztandar, a po jego zakończeniu dzieciaki otrzymywały słodycze. Nie mogę sobie przypomnieć, aby w tym dniu była brzydka pogoda. Będąc już w szkole podstawowej nie uczestniczyłem w pochodach, nie wiem, z jakiego powodu, a gdy byłem w szóstej i siódmej klasie, musiałem brać udział w kościelnych uroczystościach, procesjach, jako harcerz. Następnym etapem uczestniczenia w pochodach była szkoła średnia. Tu zaczynał się przymus uczestnictwa. Po pochodach odbywały się liczne festyny, w których my – młodzi, braliśmy udział z radością.
Pamiętam, że gdy byłem w czwartej klasie technikum, wszyscy uczestnicy z naszej szkoły (bez wcześniejszego uzgodnienia i bez belfrów), kiedy ostatni nasz szereg w pochodzie minął trybunę honorową, zniknęliśmy z pochodu. Jak za dotknięciem różdżki. Wtedy był ostatni raz, jak z kolegami szliśmy w pochodzie. Następne lata to już była praca w jego zabezpieczaniu. Nie jest znany mi przypadek zakłócenia pochodu. Te pierwsze, które pamiętam, wyrażały uznanie klasie robotniczej, osiągnieciom ruchu robotniczego, małych, ale ważnych zdobyczy polskiego socjalizmu. Być może nieświadomie albo przez nadgorliwość obrzydzano to święto, a to poprzez przymus uczestniczenia. Ja to widzę właśnie tak.
Każdej akcji towarzyszy reakcja, a Polak jest taki, że nie znosi przymusu. Nawet wtedy, gdy może osiągnąć jakieś dobra.
Oczywiście, że znam robotnika. Niejednego. Pół Wałbrzycha, jak nie więcej, to byli górnicy, robotnicy fabryk (Huty: Karol, Szkła, Dolnośląskie Zakłady Naprawcze PW, lniarskie, porcelany. I wielu innych współpracujących z przemysłem węglowym.
Są jeszcze w Wałbrzychu robotnicy, ale inni. Nie znający nawet tutejszej historii ruchu robotniczego, nieutożsamiający się z prawdziwym robotnikiem. I z tego, co ja widzę, nieinteresujący się jutrem.
Oczywiście, że wziąłbym udział w pochodzie. Ale takim, jakie były za moich dziecięcych lat. Musiałyby być radosne, bez uczestnictwa hołoty narodowców i innych wywrotowców. Obecnie wszystko zostało zniszczone, a działaczy robotniczych się opluwa i pozbywa czci oraz wiary. Czyja to wina? No właśnie. Polska jest jedynym krajem w kosmosie, gdzie robotnicy wywalczyli sobie kapitalizm. Ojcowie i dziadowie tułali się za to po więzieniach, a dzisiaj chyba przewracają się w grobach. Zapomniane są hasła robotnicze, cała historia ruchu, a jej nie uczą. Bo i nauczyciele jej nie znają, ponadto boją się wychylać.
Z czym kojarzy mi się dzień 1 Maja? Z ciepłem, zielenią drzew, radością. Ze wspomnieniami ojca z okresu bezrobocia w II RP. Dalej, z dumą uczestnictwa w robotniczym, świątecznym pochodzie.
Nie wiem, czego dzisiaj życzyć można młodej, konsumpcyjnej, obojętnej na jutro klasie robotniczej? Ponieważ w tych moich życzeniach nie powinno być wzmianki o pieniądzach.
I jeszcze ta nasza nieszczęsna LEWICA. Wstydzi się robotnika, czasami wręcz brzydzi się nim.
Klasa robotnicza Wałbrzych, gdzieś lata 54-55… Ja pierwszy od lewej.

Jaga, 40+, nauczycielka. Kraków.
Ostatni raz na pochodzie pierwszomajowym byłam w pierwszej klasie podstawówki. Cała nasza klasa była przebrana za ludzi pierwotnych. Dzisiaj zapewne zabrałabym ze sobą Konstytucję, w końcu jest to podstawowy dokument chroniący prawa człowieka i pracownika. A o to właśnie walczyli amerykańscy robotnicy, rozstrzelani zresztą podczas swoich protestów pod koniec XIX wieku, a których poświęcenie doprowadziło do wprowadzenia na całym świecie tego międzynarodowego Dnia Ludzi Pracy.
Nie znam dziś chłopów i robotników. Ale w Polsce pewnie oni wszyscy głosują na PiS, który chce odebrać im wszystkie ich prawa i wprowadzić prawicową dyktaturę.
Ahoj!
Właśnie tak. Dziękuję moim znajomym za szczere, mądre wypowiedzi.
Ja także uważam, że teraz nie ma już podobnych dawnym pierwszomajowym pochodom społecznych radości, dumy z pracy. Dumy z etosu pracy. Nie ma polskiego robotnika, nie ma chłopa, nie ma polskiej inteligencji pracującej, wyrosłej na powszechnym dostępie robotnika i chłopa do darmowej nauki. Nadto polska lewica zapomniała, na jakich wyrosła fundamentach, na jakich wartościach. Robotnicze idee zastąpiono pogardliwym określeniem ”komuch”. Ruch robotniczy natomiast przepoczwarzył się w pazerne rzesze demagogicznych nierobów, nazywających się szumnie NSZZ, i podległych jeszcze bardziej pazernym rządzącym.
Ciężko, uczciwie pracujący ludzie okrzyknięci zostali przez cwaniaków i złodziei frajerami, nieudacznikami, A to po prostu Polska.
Może to wszystko brzmi cynicznie.
Może za kolejne słowa zostanę spalona na stosie, ale, w pewnym aksjologicznym sensie, wojna za płotem stała się dla nas wygodna. Jakby stała się społeczno ekonomicznym wybawieniem, uzasadniającym ogarniający cały kraj liszaj złodziejstwa, chamstwa i nieróbstwa. Z uciekających przed nią Ukraińców zrobiliśmy sobie gdzieniegdzie płatnych niewolników. I to teraz oni ciężko pracują dla nas.
To oni stali się obecnie „polską” najliczniejszą klasą robotniczą.
Wszystkim Czytelnikom Studia Opinii życzę miłej, spokojnej, radośnie słonecznej majówki.
Witaj maj!
Dalej spojrzenie „z drugiej strony”: moje wspomnienia osobiste, które spisałam w jednym z podrozdziałów powieści pt. „Genesis”, drugiego tomu trylogii „Tajne blizny. O czym milczę od lat”. Studio Opinii zgodziło się zostać patronem medialnym tej książki.
„Czy wzięlibyście udział w pochodzie pierwszomajowym?”
Ależ oczywiście. Gdyby był zorganizowany przez nudystów. Kiedyś za PRLu widziałem taki pochód i do dziś żałuję, ze bylem wtedy na drugim brzegu rzeki i nie moglem się przyłączyć.
Szanowni Czytelnicy Studia Opinii, wybaczcie mi proszę tę glosę, ale już po ukazaniu się artykułu pt. „Witaj maj” otrzymałam jeszcze jedno skojarzenie wspomnieniowe. Jest ono tak miłe i nietuzinkowe, że postanowiłam opublikować je teraz w komentarzu, okazując tym samym ogromny szacunek oraz sympatię Karolinie.
Pozdrawiam serdecznie, Aneta Wybieralska.
*
Karolina 60+, emerytka z Oleśnicy.
„Pamiętam mój pierwszy pochód pierwszomajowy. Miałam wtedy jakieś 5, może 6 lat. Tata wystroił mi rowerek bibułą, tak zwaną krepą. Gdy podeszliśmy na miejsce zbiórki, tzn. pod ZNTK Oleśnica, zebrani pracownicy ocenili, że taki piękny rowerek musi jechać na czele pochodu ich zakładu. Super! Jechałam dumna jak paw, tylko że po przejeździe pod naszą trybuną główną nikt już nie interesował się pięciolatką na rowerku, a mój tata gdzieś zaginął. Nagle lunął rzęsisty deszcz. Zaczęła się majowa burza, każdy uciekał, gdzie i jak mógł. Ja nie wiedziałam, gdzie jestem, a byłam jakieś 200 m. od domu. Stojąc pod cudzym balkonem wprawdzie nie zmokłam, ale też nie wiedziałam, dokąd mam iść. Na szczęście jakaś opiekuńcza dusza przeegzaminowała mnie, dowiedziała się, skąd jestem, potem „wyszykowała” na właściwe tory. Od tej pory mam orientację topograficzną na szóstkę z plusem albo piątkę w koronie.
Około 6tej klasy podstawówki, gdy to już ostatni raz poszłam na religię, (a od 4-tej należałam do SKS (szkolny klub sportowy), na pochód szłam tylko z klubem i w dresie… W szkole średniej, z racji przynależności do WKS Oleśniczanka, w klubie mówiłam, że idę ze szkołą, a w szkole, że z klubem…. I miałam labę…
Potem nie miałam żadnej tyczności z pochodami. Nie licząc epizodu obecności szefa tj. głównego mechanika, który, żeby zachęcić pracownice drukarni „RSW Prasa – Książka – Ruch” do uczestnictwa, wymyślił obdarowanie ich jedwabnymi chustkami (gratis) do machania przed trybuną….
o 1981To był rok 1981. Pamiętny. Wtedy drukarnia gazetowa znajdowała się jeszcze przy ul. Piotra Skargi.”