11.07.2025
Zewsząd dochodzi lament liberalno-demokratycznych środowisk po przegranych prezydenckich wyborach. Żeby jednak nie przegrać walkowerem kolejnej potyczki należy bez sentymentów zdiagnozować przyczyny obecnej porażki. W tym celu należałoby objąć oglądem kluczowe elementy, od których zależy wynik wyborczych rywalizacji. Chodzi więc o takie kwestie, jak trafność oceny układu sił i społecznych oczekiwań oraz jakość oferty wyborczej i dobór kandydata.
Układ sił po zwycięstwie koalicji demokratycznej w 1923 roku był mniej więcej zrównoważony i wiele zależało od wypełnienia rządowego programu. To jednak szło, jak po grudzie. Brakowało pieniędzy i nie stawało odwagi. Niewiele z tego, co obiecywano doczekało się realizacji, a lepsze jutro wiązano ze zmianą lokatora pałacu prezydenckiego. Ta polityka odkładania decyzji na lepsze jutro przekładała się na topniejące poparcie i coraz gorsze notowania rządu. Wobec oczywistości, że główną batalię o urząd prezydenta z kandydatem prawicy stoczy reprezentant najważniejszego ugrupowania koalicji obywatelskiej, tj. Platformy Obywatelskiej, stało się jasne, że te kluczowe dla przyszłości Polski wybory będą plebiscytem oceniającym działanie rządu, tym bardziej, że tym kandydatem był wiceprzewodniczący rządzącej partii, a sam premier, zapewne zaniepokojony małą sprawczością sztabu wyborczego, sam przejął stery chwiejącej się kampanii i tym samym ostatecznie przesądził o identyfikacji kandydata ze swym rządem. A skoro tak to miało się potoczyć, to było oczywiste, że ocena rządu zadecyduje o wyniku wyborów i nie powinno być złudzeń jaki będzie wynik rządowego kandydata przy utrwalonym 40-procentowym poparciu rządu.
Wniosek jest taki, że przyszłość zależy od rządu i od tego, czy w tym dwuletnim okresie przed kolejnymi wyborami zdoła on odzyskać utracone poparcie i skutecznie powstrzymać napór rozpędzonej prawicy. Nie będzie łatwo, to środowisko jest zaprawione w podkupywaniu posłów, a część zasobów rządzącej koalicji, trawiona jest skłonnością do poszukiwania zastępczych szalup, również w okazjonalnie krytykowanym, konkurencyjnym obozie. Mimo trudności, trzeba się otrząsnąć i racjonalnie działać.


Najpierw należy dokładnie przeliczyć głosy w 1482 komisjach, inaczej do wyborów 2027 roku pójdzie połowa dzisiejszych wyborców koalicji demokratycznej, a Donald Tusk i PO za rok będą się cieszyć oszałamiającym poparciem na poziomie 10 %. Z faktu, że Tusk celowo i świadomie nie dotrzymał żadnych obietnic systemowych, ani nie naprawił isntytucji zniszczonych przez PiS, ani poważnie nie zreformował prokuratury, ani nie dopilnował sformułowania aktów oskarżenia dla głównych winowajców z PiS, wynika i wynikać będzie spadające poparcie dla PO. Nawet nieudacznikom z PO/KO nie chciało sie obsadzic wszysatkich komisji wyborczych aby zapobiec ryzyku fałszowania wyników. A teraz my mamy zakasać rękawy, żeby Tusk znów mógł nie dotrzymać kolejnych obietnic, hojnie składanych na prawo i lewo ? I w kółko słuchać o rekonstrukcji rządu ?
Cieszy, że Pan Sławek wreszcie zrozumiał kim jest Donald Tusk.
@ TOMEK
Dziękuję – rozumiałem już wcześniej, tylko co z tego ? Nie mamy innych polityków, po tej stronie sceny politycznej, o orientacji liberalno-demokratycznej, proeuropejskich i przewidywalnych, którzy mogliby stanowić alternatywę dla Tuska. Dlatego jego krytyka musi być rzeczowa i precyzyjna. Napisałem taką pod artykułem Marka Jastrzębia Ping-pong. https://studioopinii.pl/archiwa/246295