31.07.2025
George Shultz –wieloletni szef dyplomacji Ronalda Reagana lubił opowiadać historyjkę z czasów, gdy jako marine dostał swój pierwszy karabin. Sierżant powiedział mu wtedy: „Nigdy nie celuj do kogoś z tej broni, jeśli nie jesteś gotów strzelić”. George’a Schultza zawsze będę wspominać jako tego, który po mszy za ofiary katastrofy smoleńskiej na kampusie Uniwersytetu Stanforda podszedł do mnie, złożył mi krótkie kondolencje, i spytał: „a swoją drogą, kto zapakował tylu ważnych dla kraju ludzi do jednego samolotu?” Na odpowiedź nie czekał.
Dwa dni temu historyjkę z karabinem przypomniał Michael McFaul, profesor Stanfordu, były ambasador USA w Moskwie, ten, o którego ekstradycję do Moskwy publicznie zabiegał Putin, na oczach kilku miliardów ludzi, w czasie spotkania z Trumpem w Helsinkach w 2018 roku. Trump uznał to za dobry pomysł. Na szczęście dla McFaula, Senat USA, stosunkiem głosów 98:0, uznał to za pomysł bardzo kiepski. McFaul powiedział mi później, że na wszelki wypadek zrezygnował z planowanych wakacji w Hiszpanii i przyjął zaproszenie z Pekinu.
A opowiastkę Schultza przypomniał w nawiązaniu do ostrzeżenia jakie amerykański prezydent wystosował ostatnio do Moskwy. Tym razem Trump wyraził swe rosnące zniecierpliwienie tym, że wprawdzie miło mu się z Władimirem rozmawia, ale niewiele z tego wynika. „Obawiam się – powiedział McFaul – że Trump mierzy, ale nie jest gotów strzelić. To podważa wiarygodność USA.”
Powiedział to w trakcie długiego podcastu prowadzonego przez Ravi Agrawala, szefa „Foreign Policy”. Zapytany, dlaczego Trump zmienił zdanie w sprawie Ukrainy, McFaul przypomniał, że początkowa strategia Trumpa: niekończące się ustępstwa wobec Putina – szlaban dla członkostwa Ukrainy w NATO, de facto uznanie zajętych przez Rosję terytoriów oraz zniesienie sankcji, przy jednoczesnej ogromnej presji na Ukrainę, by zgodziła się na te ustępstwa, okazały się dla Putina niewystarczające. „wciąż podnosił stawkę. Trump zorientował się, że ta strategia nie przynosi oczekiwanych rezultatów” A po drugie, zaczął wyglądać na słabego. „A Trump nie znosi wyglądać na słabego. Więc zmienił kurs – przynajmniej retorycznie. Zobaczymy, czy pójdą za tym jakieś działania.”
McFaul przypomniał, co nam nie mieściło się w głowie, że wybór Trumpa część ukraińskich polityków i opinii publicznej przyjęła z nadzieją. Ta nadzieją umarła śmiercią nagłą i bolesną w czasie katastrofalnego spotkania w Białym Domu. Kolejnym momentem tego dramatu było spotkanie Zełenskiego z Trumpem w Rzymie – w cztery oczy. „Strona ukraińska miała poczucie, że dotarła do prezydenta i że on zrozumiał, co się dzieje.” – twierdzi McFaul, pozostający w bliskim kontakcie z ukraińską elitą rządową. (współprzewodniczy, wraz a Andrijem Jermakiem, szefem kancelarii Zełeńskiego, grupie monitorującej przestrzeganie sankcji). Dziś mówi o poważnych karach dla Rosji i największych odbiorców rosyjskiej ropy. McFaul: „Mam nadzieję, że mówi poważnie, ale obawiam się, że nie. (…) Idea jest taka, że wywierając presję na Chiny i Indie, zmusimy je, by nacisnęły na Putina, by zakończył wojnę. Jestem sceptyczny wobec tej strategii. Zarówno administracja Obamy, jak i Trumpa uważały Putina za przywódcę transakcyjnego. Ale ta wojna nie ma dla niego charakteru transakcji. To ideologiczna krucjata. I dlatego wątpię, by taka presja doprowadziła go do stołu negocjacji.”
„Putin wierzy, że jeśli będzie walczył wystarczająco długo, Stany Zjednoczone w końcu się znudzą i odwrócą wzrok. I, niestety, może mieć rację. On uważa, że czas gra na jego korzyść. Nie sądzę, by zmienił swoje stanowisko, dopóki nie zostanie powstrzymany na polu bitwy. Nie wierzę, że dyplomaci zakończą tę wojnę. Zrobią to ukraińscy żołnierze.”
Wiele lat temu Taliban mówił: „Amerykanie mają zegarki. My mamy czas” Agrawal przypomniał to i spytał, kto ma dziś więcej czasu po swojej stronie – Putin, Trump, Europejczycy, czy może sami Ukraińcy?
Na to McFaul: „Obawiam się o zaangażowanie Ameryki w epoce Trumpa. Większą pewność mam co do działań Europejczyków. Dobrze, że zaczęli poważniej traktować własne bezpieczeństwo i szukać sposobów, by wspierać Ukrainę w bardziej zasadniczy sposób. (…)
Za dziesięć lat będziemy o tym pisać jako o historii narodu, który został napadnięty, który niemal stracił całe swoje państwo, a mimo to opór był na tyle silny, że zdołał się obronić – zachować suwerenność, demokratyczny ustrój i rozwijającą się gospodarkę kapitalistyczną. Tak, myślę, że to będzie dominująca narracja za dekadę. Ale nie wiem, kiedy zakończy się sama walka.”
A zapytany, co by doradzał Trumpowi, odpowiedział:
„Po pierwsze zadbałbym o wiarygodność gróźb. Po drugie, skonfiskowałbym od 5 do 10 miliardów dolarów rosyjskich aktywów znajdujących się w amerykańskich bankach i przekazałbym je Ukrainie. To pomogłoby naszym sojusznikom w Europie podjąć podobne kroki wobec jeszcze większych zasobów rosyjskich. To, moim zdaniem, „nisko wiszący owoc”. Po trzecie – zwiększyłbym pomoc wojskową dla Ukrainy. To byłby jasny sygnał dla Putina, że nie porzucimy naszych ukraińskich partnerów. Pomogłoby to też stworzyć warunki sprzyjające zawieszeniu broni. „
Jak będzie wyglądał koniec tej wojny? „Nie będzie formalnego pokoju, nie będzie uznania aneksji terytoriów przez Rosję – raczej coś na kształt rozejmu.”
A potem zacznie się projekt odbudowy Ukrainy. Kluczowe będzie kontynuowanie i przyspieszenie negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską, by Ukraina mogła stać się bogatym, nowoczesnym, demokratycznym państwem – z najlepszą armią w Europie, nawiasem mówiąc. Potrafię sobie wyobrazić ukraińskich żołnierzy stacjonujących na granicach NATO i pomagających odstraszać przyszłą rosyjską agresję.
Za kilkadziesiąt lat, gdy część Ukrainy nieokupowana przez Rosję stanie się zamożnym, wolnym społeczeństwem, mieszkańcy terenów okupowanych zapragną dołączyć do Zachodu – jak to miało miejsce przy zjednoczeniu Niemiec.
A po koniec podcastu powołał się na rozmowę z „bardzo znanym ukraińskim żołnierzem” od którego usłyszał „Mike, ja nie walczę o demokrację czy inne wasze abstrakcyjne wartości. Ja walczę, by pomścić śmierć moich braci i sióstr.”

Andrzej Lubowski
Polski i amerykański dziennikarz i publicysta polityczno-ekonomiczny.
Jeśli nawet część ruskich jest/była przeciwna wojnie – to prawdopodobnie wśród nich nie ma ani jednego, który uważałby, że rosja może tę wojnę przegrać.
Świetny tekst. Druga część tytułu, po kropkach jest powszechnie znana, ale proponuję inną, bardziej elegancką: „Nie strasz, nie strasz, bo się ze… snu zbudzisz”. Ją też można odnieść do Trumpa.
Największą słabością tzw. strony demokratycznej jest rozsądek. Największą siłą trumpizmu jest bezczelność w zawłaszczaniu symboli. Na przykład, nazwanie opery imieniem Melanii Trump, albo przemianowanie centrum JFK na centrum Trumpa. Następnym krokiem będzie przerobienie Statui Wolności na podobiznę Melanii w bikini i ten krok zostanie niedługo zrobiony. Nie wspominając o wykopaniu basenu imienia Jeffrey’a Epsteina w ogrodach Białego Domu i zaproszeniu kilku nastolatek, żeby się opalały topless, co Prezydent podobno bardzo doceniał w przeszłości. Kopie Melanii już kierują rozmaitymi ministerstwami, więc kolej na centrum rekrutacyjne dla nowych kopii. To wszystko dzieje się krok po kroku i społeczeństwo się przyzwyczaja. A Pan coś pisze o polityce.
Istotnie, „Największą słabością tzw. strony demokratycznej jest rozsądek.”. Widać to było zwłaszcza w Iraku i Afganistanie.
„Widać to było zwłaszcza w Iraku i Afganistanie.”
Demagogia. Artykuł był o USA i ja napisałem o USA. Piszemy o krajach jeszcze ciągle w miarę normalnych, choć to się szybko zmienia.
Ja również miałem na myśli USA. Gdzie Pan dostrzega demagogię? Raczej gorzką ironię.
Każdy mający choć trochę elementarnej wiedzy wie, że system władzy w Iraku, jak i Afganistanie oparty był/jest/będzie na klanach rodzinnych, a nie demokracji. (Made in USA)
Ponieważ Pan nie zrozumiał ironi, więc wytłumaczę bardziej łopatologicznie. Cytując Pana słowa odnosiłem się do „rozsądku tzw. strony demokratycznej” (w domyśle USA) wyrażającego się podjęciem działań wojennych w ww krajach. W ich następstwie zaburzono równowagę wielowiekowego systemu klanowego swładzy. W efekcie tych „rozsądnych”, a i zapewne głęboko przemyślanych (to ironia, gdyby Pan miał wątpliwości) działań USA tego globalnego wzorca demokracji, Bliski Wschód jest w stanie permanentnej wojny. Konkluzja. Demokracja, drogi Panie, nie jest gwarantem rozsądku. Czasem wręcz przeciwnie. Vide historia Europy XX w.
Przepraszam. Nie dostrzegłem ironii. „odnosiłem się do “rozsądku tzw. strony demokratycznej” (w domyśle USA) wyrażającego się podjęciem działań wojennych w ww krajach”. Działania wojenne podjęli Republikanie. Ja nie jestem pewien, czy Republikanów można zaliczyć do strony demokratycznej. A już zwłaszcza ostatnio ich własny system „oparty był/jest/będzie na klanach rodzinnych”, na nepotyzmie, oraz na selekcji najważniejszych osób w państwie opartej na seksowności w oczach 80-latka. To jest taka jakaś demokracja na miarę opisów Kapuścińskiego. Byc może to jest powrót do źródeł, kiedy strażnikiem moralności bywał jurny papież. Większości społeczeństwa to zdaje się nawet odpowiada. A jak na tym tle wypadają Demokraci? Bardzo przepraszam, kto to są „Demokraci”?