Dawno nie piekłam tych małych ciastek: śniadaniowych lub deserowych. A ponieważ mam mąkę do zużycia, mam owoce, a w perspektywie spotkanie z wnukami – upiekłam muffiny. Dzieci je lubią. A i my, bardzo dorośli, do popołudniowej herbaty chętnie zjemy ciepłą babeczkę. Najlepsza prosto z pieca, ale i na drugi dzień można ją podać na ciepło. Wystarczy podgrzać: w mikrofalówce lub krótko w piekarniku. Przepis skomponowałam sama. Ze składników, które miałam. Ponieważ są to już któreś tam muffiny przez mnie wypiekane, złapałam ideę tych ciastek. Wszystkie przepisy krążą wokół podstawy: jakaś mąka, proszek do pieczenia lub/i soda, tłuszcz – czyli masło lub olej, jajka, mleko lub jego odmiana, cukier, szczypta soli plus dodatki, na jakie mamy ochotę.
Miałam ochotę na owoce, a i owoce miałam, dlatego do ciasta obok proszku do pieczenia dodałam sodę. A smak urozmaicił dodatek świeżych ziół. Tak, tak. Pomysł się sprawdził. Efekt – bardzo ciekawy smakowo i kolorystycznie.
Muffiny brzoskwiniowo-malinowe po mojemu
- 1 1/2 szklanki mąki pszennej
- 1/2 szklanki mąki gryczanej
- 1/2 szklanki cukru
- szczypta soli
- 1 1/2 łyżeczki
- proszku do pieczenia
- 1 płaska łyżeczka sody spożywczej
- 100 ml kefiru
- 1/2 szklanki oleju
- 2 jajka
- płaska łyżeczka mielonych goździków
- 3 świeże brzoskwinie
- kilkanaście malin
- liście melisy
Składniki sypkie, czyli obie mąki, proszek do pieczenia i sodę, cukier i sól oraz goździki wymieszać. Dodać składniki płynne: olej, kefir, jajka i wymieszać szybko, nawet mało starannie. Na końcu domieszać pokrojone w kostkę brzoskwinie (nie obierałam ze skórki), maliny oraz porwane liście melisy. Piec 20 minut w 200 st. C.
Oczywiście, muffiny można posypać cukrem pudrem lub polukrować. Kto lubi, może dać warstwę polewy czekoladowej. Można taki lukier albo polewę przybrać listkami melisy. Ale tak naprawdę te babeczki – pulchne i owocowe – nie potrzebują żadnego dodatku. Same są znakomite.
Alina Kwapisz-Kulińska
Szanowna Pani, szlag mnie tafia, kiedy szukam mowości na stronoe a tam tylko Pani.To zbt marksowskie erst fressen dann essen. Nieprawdaż?
To proszę poszukać. Dziś są jeszcze dwie inne.
Czy nie za wiele tego jedzenia?
Jedyna aktualność to od pani. Niesmaczne.
Przykro mi, że woli pan żreć niż jeść; no, można się jeszcze odżywiać. Ale gusta są różne. W dodatku żal mi pana, że katuje się sięgając po moje felietony. Rada jedna: omijać szerokim łukiem. Dobry smak – chyba tego panu brakuje.
To może minie mi?
A dwie nowości widziałem, widziałem.
Powodzenia!