ECHA WYDARZEŃ: Legia, jej kibice, a także stolica, jako całość –mają za sobą święto podwójnego mistrzostwa piłkarzy. Puchar Polski i mistrzostwo ligi. Z kropką nad „i” czekałem na zdanie policji.
Jest: „96 osób zostało zatrzymanych po wczorajszym świętowaniu na pl. Zamkowym zdobycia przez Legię mistrzostwa Polski. Policjanci nałożyli również 164 mandaty karne oraz skierowali 4 wnioski do sądu rejonowego za zakłócenie porządku…”
W dalszej części raportu jednak już zdanie, że większość była OK. A że posprzątać miasto trzeba po wielkim spektaklu – nie dziwota, gdzie taki tłum, a w nim tylu młodych i wielogodzinne świętowanie (dla mniejszości „świętowanie”), to i bałagan musi się pojawić…
Komentarze internautów – różne; jak w życiu… Spektakl nie wymaga recenzji; pomysłów wiele. Ciekawych, i różnej jakości. Król Zygmuś w szaliku „Legii”, okolicznościowe kufle, a nawet napis na etykiecie butelki gorzały; triumfalny przejazd przez miasto… Wcześniej, jeszcze 5:0 nad Śląskiem, co ciepłą atmosferę jeszcze podgrzało. Race, strzelanki, śpiewy; tłum młodych (w sile wieku też widziałem), co przypomina, że:
- sport to wciąż siła, a w nim piłka, jako moc największa);
- wciąż jest wśród młodych (zwłaszcza) wielka energia, która aż kipi;
- trzeba –władzy, wychowawcom, duchowieństwu porządnie główkować, by, co powyższe, jako cechy dodatnie mądrze wykorzystywać i tworzyć dobre kanały – co złe eliminować, ale nie tylko patrzeć z boku oraz moralizować… A dla piłkarskiej Legii – gratulacje, sprawiła sobie, miastu i kibicom wesele…
Było wesele, była też stypa. Po piłkarskiej Polonii. Stara jak stołeczny sport drużyna piłkarska straciła miejsce wśród najlepszych w kraju. Nie dlatego, że źle grali (6 miejsce), lecz z powodu kolizji z normami materialno-organizacyjnymi. Zasługi się liczą (rok narodzin 1911!) , ale nie stanowią o licencji, którą przyznaje PZPN, a wcześniej wyznacza jej normy. Niestety, tu było nie potknięcie, a wpadka… Nierealizowane zobowiązania materialne i… licencja stracona. Narzekają piłkarze – słusznie, biadolą kibice, i starają się robić zrzutki na poprawę losu – pięknie, jak piękne bywa przywiązanie do barw i tradycji. Mnie też jest bardziej niż przykro.
Wiem, co znaczyły oraz ile zdziałały dla warszawskiego sportu „Czarne Koszule” i degradacja poza boiskiem sprawia ból. Podpowiada też pytanie do władzy stołecznej. Gdzie ona była, gdy zło narastało? Ładnych parę dziesiątków (myślę o liczbie trzycyfrowej) zawodowo pracuje „w sporcie”, i co? Nikt nie odebrał pierwszych sygnałów? Drugich, trzecich? Gabinet prezydencki też problem ominął? Przepraszam, nie rozumiem. Nie akceptuję! I niech mi nikt nie opowiada, że to sprawa „niewidzialnej ręki rynku”, „właścicielska” itp. Bo, jeśli w skutkach mamy sprawę społeczną, to i wcześniej też za taką trzeba było ją uważać… Wiem, że to nie teatr, ani linia autobusowa, ale żeby tak stać z boku? Jasne, układy i stosunki „właścicielskie” były do luftu. Wcześniej i ostatnio. Ale gdzie oko gospodarzy miasta? Gdzie gong alarmowy, który by obudził na czas „czynniki wyższe”?
…W piątek 29 maja 1953 roku dwaj pionierzy zdobyli Mount Everest. Nowozelandczyk Edmund Hillary i Szerpa Tenzin. „– W końcu załatwiliśmy tego skurczybyka” – miał powiedzieć Nowozelandczyk, z zawodu pszczelarz. Najwyższa góra świata – 8848 metrów… Wcześniej ludzie kapitulowali, góra była silniejsza…
Jest w tych podbojach także polska karta. Przypomina red. Tomek Zimoch:
„Na Evereście nie brakuje polskich śladów. Wanda Rutkiewicz była trzecią kobietą na świecie, która zdobyła ten szczyt. Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki dokonali pierwszego zimowego wejścia, Ryszard Pawłowski był na Evereście aż 4 razy. Nie brakowało pod Everestem i dramatów. Tragicznie zakończyła się polska wyprawa niemal dokładnie 24 lata temu. W lawinie zginęli czołowi polscy himalaiści – Eugeniusz Chrobak, Mirosław Gardzielewski, Wacław Otręba, Mirosław Dąsal, Zygmunt Heinrich… Jedynym Polakiem, który wszedł na Everest bez użycia tlenu jest Marcin Miotk.”… Bez tlenu? Wyczyn niebywały, ale czy sensowny? Odpowiedzieć nie umiem, ale pamiętam, że piloci myśliwców dużo, dużo niżej zakładają maski tlenowe…
Wklejam jeszcze jedno przypomnienie:
„To nie Cichy i Wielicki byli pierwszymi Polakami na szczycie – jako pierwszej udało się to Wandzie Rutkiewicz 16 października 1978 roku. – Poczułam dziwny ucisk w okolicach żołądka. Bałam się, że spadnę i nikt tego nie zauważy. Nagle zabrakło mi powietrza. Zerwałam z twarzy maskę tlenową… W tamtej chwili nic nie mogło mnie powstrzymać. Człowieka stać na znacznie więcej niż sam sądzi. Stałam w najwyższym punkcie Ziemi. Byłam taka szczęśliwa – powiedziała potem…”
Parę jeszcze rekordów przypominam dla wierności historii, ale też … ze znakami zapytania:
- W 1998 roku na Everest wszedł pierwszy z niepełnosprawnych.
- Najmłodszym pozostaje Amerykanin Jordan Romero (13 lat).
- 23 maja br. na szczycie pojawił się 80 –latek z Japonii – to najstarszy człowiek, który stał na najwyższym wierzchołku Ziemi.
- W 60 lat od pierwszego zdobycia Mount Everest Rosjanin Walery Rozow ustanowił nowy rekord na tej najbardziej sławnej górze. 48 –latek zeskoczył w specjalnym kombinezonie z północnej ściany i tym samym wykonał skok z najwyższego, dotychczas, punktu na ziemi, czyli 7720 m n.p.m. Minuta lotu – z prędkością 200 km na godzinę…
Rekordy – z sensem, czy…? Prawdziwe, ale – czy bez żadnego znaku zapytania?
Andrzej Lewandowski



Dodam jeszcze: Andrzej Czok i Jerzy Kukuczka wytyczyli nowa drogę na Everest południowym filarem. Wejścia bez tlenu nie sa „bez sensu”. Wręcz przeciwnie, obecnie przeważa w środowisku opinia, że tlenu powinno używać się tylko w obozach i głównie jako zabezpieczenie w wypadku kryzysu. Stara dyskusja: co sie bardziej opłaca – nieść na plecach dodatkowe kilogramy, czy łatwiej oddychać? Pierwszy wszedł na Everest bez tlenu Rainhold Messner (Włoch, choć o niemiecko brzmiącym nazwisku). I jeszcze uwaga co do nazwy: Mt. Everest to nazwa nadana przez brytyjskich kartografów. Góra ma dwie nazwy loklane: tybetańską Czomolungma i nepalską Sagarmatha. Aktualna wysokość 8850 m. Wcześniej 8848 m, bo góra urosła, Himalaje ciągle się wypiętrają.
1. Panu Krzysztofowi piękne dzięki za fachowe uzupełnienie;
2. Wklejam, za „swoją” stroną na Facebooku wpis zawierający kolejne echa fety po sukcesach Legii. Bo temat istotny:
O czym myślę? O przebiegu i stylu świętowania piłkarskich sukcesów Legii. Pisałem o nowym ( u nas- bo w świecie znanym) obyczaju, na kilka zdań.wracam. Kopiuję jedną z ocen:
„Do późnego wieczora na pl. Zamkowym tysiące ludzi w barwach Legii świętowało 9. tytuł mistrza Polski. W powietrzu fruwały butelki, niektórzy sikali w bramach, wydzierali na cały głos. Policja interweniowała sporadycznie. Być może uznała, że np. w sylwestra okolice pl. Konstytucji wyglądają podobnie.
– Wielu kibiców pokazało, że potrafi świętować i w godny sposób uczcić sukces swojej drużyny – mówi asp. Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji. Zwraca uwagę, że nawet, jeśli ktoś zaczynał przesadzać, ktoś inny przywracał go do porządku.”
Czyli- głośno było- jak w zamiarach, ale nie idealnie A mogło być? Gdy dziesiątki tysięcy rozentuzjazmowanych, to…
Gdyby tak ktoś pomyślał o „toy-toyach” ( proszę Miasta), to może w bramach byłoby czyściej. Jeśli „przedstawiciele marginesu” zostali zatrzymani i „spisani”, to jest kogo zobowiązać do naprawienia szkód i poniesienia kosztów… Nie tylko stan zrecenzować…
Czyli- nie tylko narzekania na tzw. odchyłki, lecz także wskazówki dla organizujących oraz dających zgodę. Także jasne wnioski o starania by czynić margines coraz węższym. I żeby „płacił za siebie”… Nie przez obciążanie podatnika , właścicieli tego, co po drodze, i plamienie opinii o radującej się większości…
Lubię to! · · Promuj · Udostępnij
Ben Franklin, Stanisław W. Kozłowski, Anna Iżykowska-Mironowicz i 2 inne osoby lubią to.
Andrzej Dysiński Zgadzam się z Tobą Andrzeju w całej rozciągłości… Nie tylko zatrzymani powinni płacić za siebie ale i innych rozrabiaków. Zwycięstwa nie powinni się świętować brakiem kultury. Zdziczenie kiboli nie powinno być nagradzane…?
4 godz. temu · Lubię to!
Anna Iżykowska-Mironowicz Moja znajoma ze stolicy widziała w swojej bramie sikającego policjanta. Bo to – też człowiek i jak każdy – sika, a czasem nawet robi kupę.
Ile lat trzeba naszym mędrcom, aby pojęli, że i ten co krzyczy i ten, na którego krzyczą przynajmniej raz na parę godzin potrzebują ustronnego miejsca… Za trudne…?
3 godz. temu · Lubię to!