Wczoraj po raz kolejny dzieliłem się ze znajomymi swoim spostrzeżeniem, że w Ameryce wciąż żywe są konflikty rodem z czasów Wojny Secesyjnej.
Ba, nawet jeszcze bardziej odżyły w czasie obecnej prezydentury. Ale dopiero dzisiaj sobie uświadomiłem, że w Polsce mamy podobny renesans starego sporu. Wydaje się, że XIX-wieczny spór pomiędzy romantykami a pozytywistami rozkwitł na nowo. I wydaje się, że wszedł w nową fazę w ostatnich dwóch latach.
Uczynię tutaj osobistą wycieczkę do moich czasów licealnych. Uczyliśmy się wtedy o tym sporze odzwierciedlonym w podstawowym kanonie szkolnych lektur i wtedy postawa XIX-wiecznych pozytywistów wydawała nam się taka jakaś nudna. To po stronie romantyków była siła i młodość. Taka była zapewne intencja polskich prawodawców – młodzież miała nabyć dobrych skojarzeń z literaturą romantyczną. Drążenie racji pozytywistów i ich analiz społecznych nie zawsze było pożądanym kierunkiem szkolnych dyskusji.
I z różnych względów niebezpiecznym (chociaż akurat za PRL chciano przy okazji pokazać jakiż to wielki awans społeczny dokonał się dzięki ustrojowi ludowemu). Cel był w oczywisty sposób propaństwowy. Przynajmniej w mniemaniu ówczesnych i obecnych państwowców. I tak oto Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz z jego Trylogią i Krzyżakami, które to powieści są do szpiku kości romantyczne, zaludniają państwowe sztandary niezmiennie od 99 lat, bez względu na dominujący w różnych okresach kolor sztandarów – czy to sanacyjnych, ludowych, liberalnych, czy „narodowych”.
Zanim polski krajobraz został zdominowany przez spór pozytywistów z romantykami, romantyzm w swoim początkowym okresie starł się z klasykami.
Chciałbym tutaj bardzo mocno zwrócić uwagę na słowa, terminy, stronę pojęciową. Klasykami nazywano wówczas konserwatystów. Chociaż światopogląd pozytywistów wywieść można na wprost od przekonań klasyków, to w sporze z romantykami występowali oni jako ci nowocześni spierający się z konserwatywnymi romantykami. To bardzo ważne aby zrozumieć jak mocno nam przeszkadzają w zrozumieniu rzeczywistości używane w komunikacji społecznej pojęcia.
Tak samo było i jest w innych miejscach na świecie. W USA, na przykład, XIX-wieczna Partia Demokratyczna była wyrazicielem postaw konserwatywnych. Za to Partia Republikańska była wówczas krzewicielem rewolucyjnych niemal poglądów. Jak jest dzisiaj każdy wie.
Ta powtarzalność pewnego schematu jest bardzo charakterystyczna. Każdy kolejny okres historyczny ma swoich nowoczesnych i swoją konserwę. Swoich rewolucjonistów, którzy wprowadzają zmianę i swoich reakcjonistów, którzy bronią starego porządku. Bronią go pod hasłem „po co zmieniać coś, co dobrze funkcjonuje”. Otóż to właśnie przekonanie jest z gruntu fałszywe. I jest coś, co łączy wszystkich konserwatystów z różnych stron świata i z różnych epok historycznych – to przekonanie, że świat nie zmienia się, że jest taki sam jak kiedyś. Że świat dziadka był taki sam jak świat ojca i będzie takim samym światem dzieci i wnuków.
Z całym przekonaniem twierdzę, że jest to wielka historyczna mistyfikacja, która… jest pożyteczna i pożądana. Ale nie zawsze i nie do końca, jak zresztą wszystko w naturze.
Należy zdać sobie sprawę z roli czasu. Żyjemy, działamy, tworzymy w czasie. Wszystko, co nas otacza, ba, grunt po którym chodzimy, to wszystko nieustannie się zmienia. Zmienia się w czasie. Zmienia się z minuty na minutę. Ponieważ nieustanna zmiana dokonuje się powoli, nie uświadamiamy sobie tego, że minutę temu świat był inny. Nam się wydaje, że wszystko jest takie jak było. Aspekt religijny pozwolę sobie zostawić na inną okazję.
Tutaj wprowadzę na scenę pojęcie ewolucji. To oczywiście tylko termin naukowy. Opisuje on zjawisko, ale za to jakże ważne. Wszystkie aspekty naszego życia łącznie z nami samymi podlegają zmianie, czyli ewolucji. Ewoluuje Wszechświat, ewoluuje Ziemia i organizmy na niej mieszkające, ewoluują społeczeństwa ludzkie i ludzkie idee. Ewoluują systemy gospodarcze, polityczne i religijne. I to jest właściwy moment, żeby wrócić do sporu romantyków z pozytywistami.
Romantyzm pojawił się w Europie w specyficznym momencie dziejów. Był to okres pojawienie się nowej klasy społecznej na scenie dziejów. A właściwie moment zażądania przez burżuazję uznania jej dominującej roli w zmieniającym się świecie. Nastąpił zmierzch feudalizmu. Pojawiła się republika i żądania wolności. Narodziła się świadomość narodowa i pojawiły się żądania samostanowienia narodów. To była prawdziwa rewolucja.
Historia uczy, że rewolucja pojawia się wtedy, kiedy stary system trwa zbyt długo albo nie chce się ewolucyjnie zmieniać. W ówczesnej sytuacji porozbiorowej Rzeczypospolitej było to niezwykle inspirujące zjawisko, chociaż struktura społeczna Królestwa Polskiego była dalece archaiczna w porównaniu do ówczesnej Francji. Romantyzm wpasował się idealnie do ówczesnego zapotrzebowania społecznego. Pamiętajmy, że jest początek XIX wieku i chłop pańszczyźniany mówił o sobie, że jest stąd, a na słowo Rzeczpospolita reagował wzruszeniem ramion. Arystokracja i świadoma część szlachty i mieszczaństwa była świadoma znaczenia rozbudzenia uczuć patriotycznych i ogólnie świadomości narodowej w jak najszerszych warstwach społeczeństwa. Celem było przywrócenie do życia Rzeczpospolitej (celowo nie piszę Polska, bo byłoby to historyczne nadużycie). Nośnikiem miała stać się literatura. To miała być melodia do zagrania na strunach emocji. EMOCJI, a nie rozumu.
Logika dziejów wskazuje, że po okresie gwałtownej zmiany następuje uspokojenie i stabilizacja nowego układu. W Królestwie Polskim mieliśmy gwałtowne wybuchy (powstania) ale okresy stabilizacji nie były ani dostatecznie długie, ani specjalnie stabilne. Idee romantyczne nie miały szans na naturalne zestarzenie się i wyczerpanie. Gorączka nie ustała i wciąż męczyła chorego.
Do głowy przychodzi mi porównanie do niezbyt udanego dzieciństwa. Zaburzony okres dzieciństwa sprawia problemy w okresie dorosłości. Człowiek natarczywie wraca myślami do dzieciństwa i próbuje sobie ten niespełniony czas jakoś zrekompensować, często podświadomie. Ze społeczeństwem pewnie jest podobnie. Na szczęście społeczeństwo może się odrodzić na nowo. Trzeba mu jednak dać czas i stabilizację.
Dochodzimy tutaj do sedna sprawy.
Czy bombardowanie młodych umysłów emocjonalnymi ideami romantycznymi sprzyja ich emocjonalnej stabilizacji? Czy przypadkiem nie lepiej zmienić narrację na tę związaną z „pracą organiczną”, pracą „u podstaw”? Czy propaństwowe działania dzisiaj nie powinny być raczej skierowanie na spokojną ewolucję społeczną i budowanie świadomości „dorosłego”?
W takim razie należy zacząć od kanonu lektur szkolnych. Romantyczne zrywy narodowe niech pozostaną w okresie dzieciństwa naszej historii. Dzisiaj mamy własne państwo, więc spodziewać się należy, że będziemy je budować jako dorośli. Wyrzućmy więc Mickiewicza, Słowackiego, Sienkiewicza z jego Trylogią i Krzyżakami, a pozostawmy perełki racjonalnego romantyzmu, np. Norwida. Przywróćmy za to wielkie dziedzictwo pozytywistyczne – wyrosłą z pozytywizmu „dorosłą” literaturę Stanisława Brzozowskiego, czy Boya-Żeleńskiego i wielu innych świadomych rodaków. Trzeba w końcu skończyć z utrzymywaniem w powstańczej gotowości kolejnego pokolenia Polaków i przekonywania ich, że ich obowiązkiem jest zginąć za ojczyznę ze szkaplerzykiem na szyi. Dla mnie osobiście było szokiem odkrycie, że w szkole podstawowej uczono mojego syna wiersza zaczynającego się słowami: – Kto Ty jesteś? – Polak mały. Katechizm Polskiego dziecka i polska szkoła podstawowa AD 2013. Romantyzm w pełnej krasie! Pozwólmy wreszcie społeczeństwu dorosnąć i pozwólmy mu zacząć budować dojrzały świat. Nowoczesny świat XXI wieku.
To moje wezwanie do wyjścia z dzieciństwa dotyczy roku 2019 lub lat jeszcze późniejszych. Dzisiaj mamy jeszcze „powrót do przeszłości” i powtarzanie mantr z dzieciństwa po raz kolejny. Taki ostatni (mam nadzieję) paroksyzm romantyzmu.
Potraktujmy to jako dobrą zmianę, o znamionach rewolucji, która ma zburzyć relikty przeszłości po to, aby w przyszłości na gruzach i po odejściu „dobrej zmiany” zacząć budować „dorosłą” Polskę. No bo jak długo można pozostawać, a raczej pozorować bycie dzieckiem?
Przyjrzyjmy się jak bardzo groteskowa jest ta obecna rewolucja. Właściwie nawet termin rewolucja bardzo zgrzyta w zderzeniu z faktami. To jest raczej zmuszanie społeczeństwa do podróży w czasie. Stosuje się stare, sprawdzone romantyczne wzorce patriotyczne, które już w okresie II RP były mocno anachroniczne i niemal doprowadziły do zagłady narodu (wolałbym na przykład, żeby powstańcy warszawscy nie byli powstańcami, a edukatorami młodszych pokoleń).
Dzisiaj te wzorce stają się groteską. Polska Chrystusem Narodów? Przedmurzem Chrześcijaństwa? Polska cierpi za miliony? A kogo to interesuje? Świat w swojej większej części jest już w XXI wieku. Granica między patetyzmem „dobrej zmiany” a błazenadą jest cieniutka… Wydaje się, że patriotycznym odruchem współczesnego Polaka powinno być niedopuszczenie do tego, żeby Polska stała się wioskowym głupkiem w globalnej wiosce. Nowoczesny patriotyzm to pragnienie, żeby świat słuchał nas z uwagą ze względu na nasze osiągnięcia cywilizacyjne (wbrew pozorom jest ich nie tak mało, ale trzeba je jeszcze wydobyć na światło dzienne) i wkład pracy na rzecz lepszego świata. Jeśli tak się stanie, to będziemy prawdziwie dumni z bycia Polakami. Jako „dorośli” patrioci.
Spór romantyków z pozytywistami przenosił się w miarę upływu dziesięcioleci na coraz mniej świadome kręgi społeczne. Poziom wykształcenia stale się podnosi i świadomość ludzi jest coraz wyższa. Dzisiaj widać, że ten stary spór dotarł do najmniej świadomych rodaków, którzy Ogniem i Mieczem czytają do poduszki po raz setny, jeśli w ogóle mają ochotę coś przeczytać oprócz Gościa Niedzielnego czy Życia na Gorąco. Dalej już nie zejdzie bo dalej nie ma już nikogo.
Widać, że pewien cykl historyczny został niniejszym domknięty. Pośród owych środowisk rozgrywa się ostra walka polityczna o wpływy, niemniej rządzi tam niemal niepodzielnie polski kościół katolicki, który kształtuje świadomość tych ludzi na falach Radia Maryja. To dla nich stworzono spektakl smoleński, legendę Żołnierzy Wyklętych i tym podobne romantyczne opowieści. Romantyczne, tak, tak i to niemal żywcem wyjęte z XIX wiecznych ramek.
To tych ludzi utwierdza się w przekonaniu, że nowe jest złe, że obcy są źli, że patriotyzm to tylko Bóg-Honor-Ojczyzna. I że trzeba fizycznie bić tych innych, tych którzy zagrażają naszej Ojczyźnie. Bić czym popadnie, pięścią, drzewcem flagi narodowej, a nawet krzyżem. To przecież niemal Powstanie Listopadowe i Styczniowe w jednym… krzywym zwierciadle.
Nie ma rady. Tym ludziom trzeba dać czas i dobre wzorce. Pozytywistyczne i pozytywne. Trzeba im cierpliwie objaśniać świat. Praca organiczna też w końcu jest elementem postawy dojrzałego patriotyzmu.
Arkadiusz Głuszek
Emocje….
Nowoczesny patriotyzm to pragnienie, żeby świat słuchał nas z uwagą ze względu na nasze osiągnięcia cywilizacyjne (wbrew pozorom jest ich nie tak mało, ale trzeba je jeszcze wydobyć na światło dzienne) i wkład pracy na rzecz lepszego świata. Jeśli tak się stanie, to będziemy prawdziwie dumni z bycia Polakami. Jako „dorośli” patrioci.
…………… Dokładnie tak, kłaniam się nisko Autorowi.
A tu opinia śp oo JM Bocheńskiego
Zabobony
https://www.youtube.com/watch?v=Y2U-Ff5Mvss
Z całym uwielbieniem dla JM Bocheńskiego, wydaje się, że jest on jedną nogą jeszcze w mentalności feudalnej (trochę to nie dziwi skoro dzieli fundamentalne przekonania ze swoją korporacją). Komentując drugi zabobon twierdzi on mianowicie, że należy dać pierwszeństwo swojemu rodakowi. Dlaczego? Przecież to właśnie byłby nacjonalizm, czyli uznanie, że mój rodak jest lepszym człowiekiem niż osoba o innej narodowości. Czyli jedynym kryterium człowieczeństwa staje się pochodzenie narodowe (pomijam tutaj użytą przez Bocheńskiego ryzykowną figurę retoryczną łączącą dziecko z rodakiem – moje dziecko jest poza wszelkimi kryteriami i granicami, jest poza wszelką dyskusją o patriotyźmie, narodzie itp.). To człowiek nie ma już innych wymiarów w sytuacji zagrożenia? Ja osobiście ustąpiłbym miejsca np. ojcu Pio zamiast biskupowi Jędraszewskiemu, który jest moim rodakiem. Ludzkość, nie mówiąc już o moich rodakach, skorzystałaby o wiele bardziej dzięki mojemu wyborowi. To zaćmienie umysłu Bocheńskiego zapewne można wytłumaczyć ogólnym zaćmieniem umysłowym kościoła katolickiego w zetknięciu z poglądami postępowymi. Takie odrzucenie a priori. To też, notabene, jest sygnał zużycia się potencjału kulturotwórczego chrześcijaństwa ale to już na inną okazję.
OO JM Bocheński już nie żyje, “odkrycie” Jego w PRL-u było szokiem…
https://pl.scribd.com/doc/3764774/J-M-Bocheński-Poręcznik-mądrości-tego-świata
Ta pozycja wydana pośmiertnie stoi na mojej półeczce i kiedy mam dość wszystkiego zwyczajnie sięgam po nią i czytam… działa jak tlen…
Osobiście winię za taki stan rzeczy “warszawskocentryczne” nauczanie historii. Autor zresztą też jakby nie zauważał, że oprócz Królestwa Polskiego były jeszcze dwa inne zabory i w nich też mieszkali Polacy. W najlepiej mi znanym, pruskim, Polacy też prowadzili “walkę”, ale daleko bardziej sensowną i na dodatek potrafili w niej zwyciężać. Pisałem tu kilkakrotnie o Hakacie w szkole przedstawianej jako uosobienie zła i narzędzie ciemiężenia Polaków przez Niemców, na który to obraz było i jest zapotrzebowanie polityczne. Ani słowa więc uczniom o tym, że Hakata z Polakami przegrywała wielokrotnie pomimo państwowego wsparcia i ogromnych sum przeznaczanych na jej działalność z pruskiego budżetu. W zasadzie nie zrealizowała żadnego ze swych początkowych założeń.
Co zaś do Sienkiewicza to nadal będę go czytał choćby ze względu na język, którego używał. To rzadki przypadek udanych stylizacji lingwistycznych przybliżających człowiekowi drogę jaką przebyła nasza dzisiejsza mowa ojczysta.
Szanowny Panie J.Luk, cieszę się, że przytoczył Pan sztandarowy przykład efektów pracy organicznej i wczesnego przechylenia szali zwycięstwa w sporze na korzyść pozytywistów. Wymuszonego, co prawda przez siły zewnętrzne ale jednak zwycięstwa. Chłop w Wielkim Księstwie Wielkopolskim nie był już chłopem pańszczyźnianym (zdaje się, że jeszcze przed wybuchem Powstania Listopadowego) i podejrzewam, że mógł już być świadomy swojej polskości. Może nawet jego wnuki czytały Sienkiewicza dla warstwy lingwistycznej powieści, a nie w poszukiwaniu romantycznego mitu Wielkiej Polski :). Królestwo Polskie, jak pamiętam, to był jedyny organizm polityczny, który konserwował dobytek i dorobek I RP, przynajmniej do czasów Powstania Styczniowego.
Zgadza się. Chłop w Wielkim Księstwie Poznańskim uzyskał wolność osobistą już za czasów napoleońskich, później tylko sprawę “doregulowywano”. No i nie tylko w Księstwie, ale w całych Prusach. To co w tym najciekawsze to to, że w Królestwie wiedziano nie tylko o samym uwolnieniu z pańszczyzny pruskich chłopów, ale i o tym, że to się opłaca, także właścicielom ziemskim. I co? I nic, nie poszli tym śladem. Odpowiedź na pytanie: dlaczego? powie dużo o mentalności części naszego społeczeństwa, niezależnie od warstwy społecznej.
Konsekwencji trochę … . Skoro rezygnujemy z romantycznych porywów, to po kiego Norwid ?? W walce o miejsce w owym wyimaginowanym przez autora świecie trzeba pilnie stukać “Wprowadzenie do algorytmów” Cormena, a nie jakąś literaturę piękną, a zwłaszcza o zgrozo, poezję.
A że Autor sobie ów świat “globalnej wioski” tylko wyimaginował, to wystarczy ominąć kraje najbogatsze i zajrzeć do tej brzydszej większości – wioski w Iranie, Chinach, ulice Kalkuty, slumsy Rio … .Że się nie liczą ? To proponuję trochę się z historią zapoznać – opowie nie raz jak szybko tłumy obszarpańców potrafią przejąć bogactwa pizdusiów w rurkach.
Myślę, że dzieli nas klasyczna różnica świadomości. Współczesny świat można rozumieć albo jako nieustającą i odwieczną walkę o zasoby, terytorium i “moje” potrzeby albo jako pełne projektów, dyskusji i planów preludium do zasiedlenia innej planety przez nasz gatunek. Dwie kompletnie różne perspektywy, nie mające ze sobą nic wspólnego oprócz … wrodzonej potrzeby przetrwania. Tylko, że ta pierwsza perspektywa jest świadomością “ja”, podczas kiedy ta druga to świadomość “my”. Obydwie perspektywy współistniały od zarania dziejów i obydwie pracują na postęp. Ta pierwsza krwawo burzy stary porządek, ta druga kreuje nowy świat na zgliszczach i szkieletach starego. Gdzie się lokuje świadomość współczesnego Polaka, tego wojującego z “lewactwem” Europy i “hordami islamskimi”? Co taki człowiek ma do zaoferowania zmęczonemu życiem mieszkańcowi slamsów Kalkutty czy Rio? Wszyscy wiemy. Jaki wobec tego pożytek dla naszego gatunku przynosi istnienie polskojęzycznej “Białej Europy” i biało-czerwonego “Przedmurza Chrześcijaństwa”? Proszę się nie unosić! Nie jesteśmy jakimś wyjątkowo egoistycznym krajem na tle świata. Ale refleksja zawsze jest pożądana. I pożyteczna dla “ja”.
!? “Wszyscy wiemy.” ? Ja chyba jednak coś nie wiem. A refleksja oderwana od intersubiektywnej rzeczywistości jest tylko bezpłodną umysłową masturbacją.
Jeśli łaska więc skierujemy się w stronę empirii – na pewno “Jądro ciemności” nic nie ofiarowało tym ludziom ?
Ciekawy tekst. Nie podzielam natomiast zadowolenia autora pt. “niżej nie zejdzie bo tam już nikogo nie ma”.
Zejdzie. Mamy w naszym kochanym kraju sporą rzeszę ludzi, którzy jeszcze nie nauczyli się w internet. Ludzi, którzy absolutnie nie interesują się polityką, historią, polityką historyczną itd., bo żyją w takiej biedzie, że nie mają na to czasu.
I oni też kiedyś z tej biedy wyjdą, odkryją uroki polityki – tej historycznej również – odkryją magię szybkiego łącza i wykorzystają jedno i drugie do wylewania w debatę publiczną jeszcze większej ilości szamba.
Przykład niereprezentatywny, ale dający do myślenia. W mojej pracy jest 8 osób z podwarszawskiego powiatu piaseczyńskiego, w wieku 40-60 lat. Żadna z tych osób nie chodzi na wybory, żadna z tych osób nie używa sieci, idę o zakład, że nie odróżniają romantyków od pozytywistów, a ich poglądy polityczne można streścić jako “ONI tam na górze swoje, a MY tutaj swoje”. I to wszystko osiemset metrów od tabliczki z napisem “Warszawa”.
Więc śmiem podejrzewać, że jest sporo ludzi, do których “to jeszcze może zejść na dół”. Polecam więc profilaktyczny pesymizm 🙂
Ależ tak! Dziękuję za przywołanie “Jądra ciemności”. To bardzo wzbogaca dyskusję. Ale czy na pewno można łączyć Korzeniowskiego ze świadomością “współczesnego Polaka, tego wojującego z „lewactwem” Europy i „hordami islamskimi”? Ja celowo przejaskrawiłem przeciwległe bieguny i dokonałem ostrego podziału na rzecz klarowności przekazu ale przecież wiemy (wiemy?), że świat funkcjonuje w oparciu o kontinuum. Korzeniowski jedną nogą zapewne tkwił w tradycji romantycznej, niemniej uczynił z niej cenną uniwersalną, a nie lokalną podporę.
Uczynił Pan tak znaczącą wrzutkę z tym Conradem, że nie mogę się powstrzymać przed jeszcze jedną refleksją. Wydaje się, że wychowanie młodzieży w Polsce nasycone elementami romantycznymi i wypełnione po brzegi konserwatyzmem obyczajowym daje w efekcie ludzi w pełni ukształtowanych, kreatywnych i otwartych. Polecam dyskusje z psychologami dziecięcymi i pedagogami (szczególnie tymi zajmującymi się tzw. trudnymi dziećmi). Jest to swoisty paradoks: wychowujemy w cieplarnianych warunkach zdrowych psychicznie ludzi ale kiedy już stają się dorosłymi nie pozwalamy im opuścić świata ich dzieciństwa. A oni przecież są całkowicie przygotowani do życia w dorosłym świecie. W ten sposób Polska jest dawcą świetnych ludzi ale dla innych krajów. Sama specjalizuje sie w ich produkcji ale już nie w wykorzystaniu efektów swojej pracy.
Kiedy Anglik, Francuz, Niemiec czy jakikolwiek inny potomek kolonialnych morderców, złodziei, gwałcicieli .. stwierdza bez najmniejszej żenady, że tzw uchodźcy mordują, kradną, gwałcą “ponieważ pochodza z innej kultury” to co wg Pana on mówi o tym Tunezyjczyku, Marokańczyku, Kongijczyku … ?! Wg mnie to taka sama dehumanizacja ludności z podbitych kolonii jakiej dopuszczali się jego antenaci. Nie dość, że uważa tego czarnego czy beżowego za głupszego od psa, bo psa można wytresowac by nie gryzł i nie robił na chodnik, to jeszcze fałszywie oskarża kulturę owego przybysza. Tymczasem młody człowiek spod Casablanki wcale tam u siebie nie kradł, bo mu by łapę tam odcieli. Zaczął kraść w Europie, bo tu mu wolno. Bo tu jest traktowany jak nierozumne bydle. Tak naprawdę niewiele się nie zmieniło w spojrzeniu kolonizatorów na “niższe” rasy i kultury od czasów Conrada.
Prosze powiedzieć, najlepiej z osobistych doświadczeń, czy Pan woli być traktowany przez kogoś pobłażliwie, jak nierozumny “Polack” któremu można powierzyć najwyżej mycie toalet ? Czy jak człowiek, który jest zagrożeniem dla leniwych, rozumny i pracowity, ktoś równy nam. Ktoś kto jak nie będziemy walczyć, to przyjdzie i zabierze pracę, zabierze kobietę, zabierze emeryturę … ?
Czy więc świadomość 17 letniego ONRowca z Marszu Niepodległości który traktuje owego “ciapatego” jak człowieka, rzeczywiście jest odleglejsza od Conrada niż świadomość absolwenta Sorbony, Oxfordu czy Heidelbergu ? Ja sądzę, że wystarczy by ów nasz dzieciak tylko pozbył się kompleksu niższości (a to głównie kwestia kasy), i problem ksenofobii zniknie w pięć sekund.
A co do wykorzystywania efektów naszej pracy wychowawczej, to też bym nie dramatyzował. Sto lat temu Polski nie było wcale, a Wlk Brytania była imperium “nad którym słońce nie zachodzi”. Obecnie Wlk. Brytania nie jest w stanie rządzić nawet w niektórych dzielnicach Londynu, a my się mamy coraz lepiej. Czyli stosunkowo nieźle wykorzystaliśmy naszą substancje ludzką i myślę, że spokojnie można ekstrapolować ten trend.
Jako suplement polecam doskonały tekst o mentalności naszych kolonizatorów : http://krytykapolityczna.pl/swiat/moje-niemcy-od-podszewki/
Uogólnienia z reguły nie są złe jednak wielkie uogólnienia kompletnie zamazują obraz. Tak jak wrzucanie do jednego worka Niemców, Francuzów i Anglików. Wykształcony, obyty w świecie człowiek właściwie nie ma narodowości i jest mu bliżej do innego wykształconego, obytego w świecie człowieka pochodzącego z innego kraju, niż do rodaka, który ma inne zalety niż dobre wykształcenie i znajomość świata. Z moich spotkań z ludźmi wyniosłem przeświadczenie, że większą bliskość czujemy z ludźmi z Czech, Słowacji, Ukrainy, a potem z Niemcami, Włochami, Austryjakami, Węgrami, Rumunami, Chorwatami, Serbami, Słoweńcami. Im dalej geograficznie tym mniej rodzinnie. Z Francuzami czy Anglikami kontakt jest już słabszy.
Biorąc pod uwagę całe kraje z ich przekrojem społecznym to oczywiście każdy z nich jest inny. Ale tutaj paradoksalnie widzę, że Niemcy i Polska, chociaż różnią się w kilku zasadnicznych sprawach, to są bardzo do siebie podobne. Te przywołane przez Pana “kolonizatorskie” skłonności są doskonale widoczne zarówno w podejściu przeciętnego Niemca w stosunku do Polaków jak i w podejściu przeciętnego Polaka do Ukraińców, czy Rosjan. Można sobie łatwo wyobrazić jak te “sympatie” się rozłożą w hipotetycznej sytuacji, w której to Ukraina jest potęga gospodarczą, Polska biedniejszym krewnym Ukrainy, a Niemcy aspirującym krajem ze starą gospodarką i ludnością marzącą, żeby wyjechać do Polski do pracy, a najlepiej od razu na Ukrainę. To takie proste, że aż nie można uwierzyć, że ludzie tak kurczowo trzymają się stereotypów.
Mnie niespecjalnie dziwią ekscesy polskich szowinistów. Taki sam obrazek można zobaczyć (albo posłuchać komentarzy na temat imigrantów) gdziekolwiek na świecie, gdzie jest przyzwolenie na takie zachowania. Różnicę widać jedynie w poziomie kultury osobistej (nie zawsze na niekorzyść polskiego kibola). Jeżeli chcemy być wyjątkowi w świecie (w znaczeniu wyższej moralności i kultury) to nie możemy pozwalać, żeby 17. letni ONRowiec z Marszu Niepodległości czcił Walusia i szarpał uczestniczki pikiety feministek. Bo to już nawet nie o kompleksy chodzi, a o zwykłą głupotę, czy kołtuństwo jak kto woli. Duża kasa wcale nie jest tu potrzebna. Wystarczy zorganizować mu spotkanie z mądrym człowiekiem, który opowie mu o świecie i o tym co to jest dobro. I może to nawet być ksiądz katolicki pod warunkiem, że nazywa się Boniecki. A naj-, naj-, najważniejsze jest, żeby właśnie ci mądrzy ludzie traktowani byli przez władze państwowe, system edukacji i media jako nauczyciele narodu i autorytety.
Prawdą jest, że mamy bardzy zły PR w Europie. I to budowany już od czasów elektorów pruskich z powodów stricte politycznych. Ale jaką właściwie mamy korzyść jako społeczeństwo z podtrzymywania złych stereotypów o Polakach. A to właśnie czynią obecne władze. Właściwie jakich ludzi wymarzyła sobie nowa władza zmieniając system szkolnictwa i program edukacyjny? Czy to ma być społeczeństwo XXII wieku, czy społeczeństwo kosmitów? Oczywiście ludzie nie żyją w próżni i czeka nas kiedyś kolejny bunt społeczny. Polska leży w takim miejscu w Europie, że zupełnie nie może sobie pozwolić na ekstrawaganckie eksperymenty społeczne. No chyba, że ktoś doszedł do wniosku, że najlepszą rzeczą dla Polaków będzie, żeby przestali być Polakami.
Jeszcze gwoli przypomnienia, my też mamy tradycje kolonialne :). Kurlandia miał dwie niewielkie kolonie. Sanacja (Liga Morska i Kolonialna) podjęła nieudaną próbę nielegalnego przejęcia kawałka Liberii. Jednak najdłuższą tradycję kolonialną kultywowaliśmy gdzie indziej. Chłopi w Rzeczypospolitej, aż do 1864 roku byli quasi-niewolnikami. Kolonię mieliśmy na miejscu, u nas na podwórku. Może dlatego cechuje nas życzliwa wyrozumiałość wobec obcych i “ludzkie” ich traktowanie, czyli to, co Pan tak podkreśla.
piękny chuj – Pani Zosiu…….Może dlatego cechuje nas życzliwa wyrozumiałość wobec obcych i „ludzkie” ich traktowanie, czyli to, co Pan tak podkreśla.
i jeszcze Westerplatte i Monte Casino………
Spokojna jego nieuczesana – Termopile w zasięgu ręki…, a Salaminy nie będzie.