15.05.2020
Jeśli tytuł wydaje się państwu bezsensowny, to zwracam uwagę, że jest to najmniejszy z nonsensów, z jakimi mamy ostatnio do czynienia.
Pierwsza dekada maja 2020 roku. Mieszkańcy Europy skupieni na walce z koronawirusem nie zauważyli zmian zachodzących na mapie kontynentu.
Tymczasem w miejscu istniejącej między Odrą a Bugiem względnie normalnej Polski pojawił się nowy twór polityczny zbudowany z samych właściwie znaków zapytania – Beztrybie.

Jak to możliwe? Wbrew pozorom to szalenie proste.
Postępy archeologii każą nam dziś inaczej patrzeć na zmiany, jakie zachodziły w dziejach, a dotyczyły zmian etnicznych na poszczególnych obszarach ziemi.
Dawniej uczono nas, że gdzieś tam żyły sobie jakieś plemiona, potem przyszły inne i je wyparły, zajmując ich miejsce. Dziś wiemy, że to bardziej skomplikowany proces, a najazdy takie jak w przypadku Hunów zdarzały się stosunkowo rzadko. Na dodatek te najazdy na ogół nie pozostawiały po sobie wielu trwałych śladów, nie to przecież było ich celem. Po Hunach w zasadzie pozostał tylko łuk refleksyjny i ciemne znamiona nad pośladkami, jakie zdarzają się jeszcze u noworodków w Szwajcarii. Plus legenda węgierska niemająca absolutnie żadnych podstaw źródłowych, która do dziś każe dawać synom imię Attyli, choć przodkowie Węgrów z Hunami nie mieli nic wspólnego.
Zmiany na mapach etnicznych w większości wypadków zachodziły inaczej. Elementy obce napływały powoli i stopniowo, z czasem stapiały się z miejscową ludnością, zachowując jednak do pewnego stopnia swoją odrębność i dopiero kiedy zaistniały jakieś istotne okoliczności czy warunki, przejmowały kierowanie losami całej społeczności. Jeśli wprowadzały jakieś zmiany nawiązujące do ich tradycji i te stawały się bardziej powszechne – archeolodzy otrzymywali w prezencie kolejną tzw. kulturę.
Tak działo się także na obszarze dzisiejszej Polski, co przy obecnym stanie wiedzy dość łatwo jest udowodnić.
Kiedy dziś niektórzy patrzą ze zdumieniem w oczach na to, co się wyprawia w naszym kraju, to chyba nie od rzeczy jest odwołanie się do tych znanych archeologom mechanizmów. Kiedy patrzymy na swoich sąsiadów, znajomych, na postacie znane z polityki i nie tylko i „nie umiemy ich poznać”, bo tak bardzo się zmienili, tak bardzo odstają od tego, z czego znani byli nam dotąd, to można założyć, że mamy właśnie do czynienia z przejmowaniem kierownictwa całej społeczności przez tę drugą jej część, niby obcą, ale przecież żyjącą z nami od wieków i dotąd nieuważaną za możliwych sprawców potencjalnej apokalipsy kulturowej. A jednak tak jest i choć trudno się z tym pogodzić, to nie ma innego wyjścia.
Oczywiście, takie zasadnicze zmiany nie przechodzą bezboleśnie, mają swoją cenę w postaci krzywd tak materialnych, jak i psychicznych, są mniej lub bardziej, ale zawsze brutalne i co charakterystyczne, a udokumentowane – zawsze zachodzą przy bardzo słabym oporze plemion dotychczas dominujących.
Tu nie trzeba krwawych mordów, wycinania fizycznego dawnych sąsiadów, a dziś przeciwników. Wystarczy beztrybie. Podważenie wagi i roli istniejącego prawa, ukazanie takich „narzędzi” jak etyka czy moralność jako „oręża wroga” wystarczy, by te elementy zostały szybko odrzucone przez sporą część społeczeństwa, zwłaszcza tę część, która po zmianach spodziewa się konkretnych benefitów. To zasada stara jak świat tyle, że nie zawsze w porę dostrzegana przy tempie współczesnego życia.
Los tych „wewnętrznych najeźdźców” też nie jest łatwy. Decydując się na rewolucję kulturalną, muszą ślepo zawierzyć wodzom – nie mają innego wyjścia. Nie takie to proste, jeśli np. pan Sasin namawia do wyborów, drukuje karty przy ich całkowitym poparciu, a kilka dni później słyszą, że ów pan „nic z wyborami wspólnego nie miał”. W normalnym czasie poczuliby, że ktoś robi z nich idiotów, ale to nie jest normalny czas.
Ich jedynym wyjściem jest całkowita identyfikacja z wodzami i kierunkiem ich działania. Wówczas to, co w normalnym czasie odczuliby jako robienie z nich głupców, teraz jawi się jako „zrobiliśmy w konia opozycję”. Podkreślam to „śmy”, bo jest naprawdę ważne i stanowi chyba clou zagadnienia. Chyba nigdy jeszcze w naszej historii powiedzenie „cel uświęca środki” nie zyskało takiego dosłownego zobrazowania. Ta zasada doprowadza do tego, że wielu z wyznawców nie zadaje sobie żadnych pytań – akceptuje wszystko z góry teraz i zawsze.
Nie mają zresztą innego wyjścia – jakakolwiek wyrażona nawet w myślach wątpliwość mogłaby stać się momentem zwrotnym w ich historii, przyczyną klęski. A tak – zwarte szeregi prą do zwycięstwa, nie napotykając nigdzie większego oporu.
Opór. Rządzący zrobili wszystko by go zneutralizować, zanim jeszcze zaistniał i trzeba przyznać, że zrobili to perfekcyjnie. Podzielili społeczeństwo tak dokładnie, że opór dziś jest zwyczajnie niemożliwy. Pierwszy z brzegu przykład – otwarcie przedszkoli. Przyjmie się mniej dzieci niż poprzednio, a decydować będzie … rodzaj pracy rodziców według dość niejasnych kryteriów. Jedni są więc w sytuacji lepszej, drudzy w gorszej. I jaki efekt? Rodzice, zamiast zjednoczyć się przeciw bzdurze, rzucają się sobie nawzajem do gardła. I o to chodzi, tak ma być.
W Warszawie protestowali przedsiębiorcy. Jeszcze w życiu nie nasłuchałem się tylu głosów krytycznych na temat protestów i to głosów wcale nie pochodzących z kręgów władzy. Znana mi działaczka lewicy tokowała na Facebooku, że „tam jest Braun, to ona w życiu nie pójdzie”. Ciekawe co by zrobiła, gdyby pan poseł Braun oświadczył, że 2×2 = 4.
Szykujący się do protestu w Warszawie górnicy zmienili zdanie, kiedy okazało się, że w tym samym czasie mają znowu protestować przedsiębiorcy.
„Jak Kargul idzie to ja w życiu nie pójdę – powie Pawlak”.
A przecież rządzącym o nic innego nie chodzi jak właśnie o to.
W 1980 roku w sierpniu wicepremier Pyka próbował zrobić coś podobnego, ale mniej udolnie. Solidarność (przez małe „s”) okazała się drogą do zwycięstwa.
I co? Nikt już tego nie pamięta? Najwyraźniej nie.
Pan Braun jest jednym z ostatnich, z którymi bym poszedł na małe co nieco, ale skoro mielibyśmy wspólnego wroga to owszem, stanąłbym obok niego. Kłóciłbym się z nim później.
Narzuca się nam zmieniony język. Słowa tracą dotychczasowe znaczenie, wpycha się nowe. Trzymanie się litery prawa przez samorządy dziś nazywane jest „sabotażem” i nie zauważyłem zbyt wielu, którzy protestowaliby przeciw tej zmianie leksykologicznej. A przecież język to przedsionek myśli.
Jeszcze nie tak dawno dziwiłem się, że na protestach pod sądami jest tak mało ludzi, zwłaszcza młodych. Już się nie dziwię. Widocznie tak musi być.
Czy można coś w tej sytuacji zrobić? Można, ale to nie zatrzyma ogólnego trendu. Może go trochę spowolnić, tu ówdzie złagodzić, ale na zatrzymanie jest już za późno.
W dłuższej perspektywie historycznej można być optymistą. Kiedyś Mongołowie stali się Tatarami, wymordowawszy ich wprzódy, Bułgarzy stali się Słowianami, nawet nazwę plemienną przejmując od tych, których wyniszczyli, a robotniczo-chłopska komuna dość szybko zaprzestała szykan wobec „kultury wysokiej” i już nie próbowała narzucić jej „służebnej roli” jak w 1949 roku.
Ale to w dłuższej perspektywie.
W bliższej pozostaje nam tylko patrzeć i obserwować proces, który jest nieuchronny. W taki czy inny sposób można pokonać Kaczyńskiego, można wyeliminować z polityki Ziobrę lub Sasina, ale nie wyeliminuje się Kowalskiego czy Wiśniewskiego z sąsiedztwa.
Pozwolić im na wszystko? Być może tak. W ten sposób rewolucja kulturalna zakończy się szybciej i może nasze wnuki doczekają tego, że sama siebie zacznie zmieniać. To, co dziś jest przez nich akceptowalne bez zastrzeżeń, stanie się powodem do wstydu, który zostanie cicho i bez fanfar przywrócony do użytku powszechnego.
Przykre? Może, ale tak było zawsze. Bywało, że prominentni przedstawiciele pokonanych plemion przyłączali się do przeciwnika, zachowując pozycję i stanowiska. Tak postępowali wodzowie plemion podbijanych przez Mieszka I, Starże i inni. Po kilku wiekach po Piastach ślad nie pozostał, a potomkowie Starżów byli liczącymi się możnowładcami w Polsce.
Odruch protestu jest normalny, niezgoda na łamanie dotychczasowego prawa jest zrozumiała, promocja chamstwa i prostactwa powoduje odruchy wymiotne u każdego, dla kogo życie jest czymś więcej, niż pajdą+.
A jednak pewne procesy w historii są i nieuchronne, i powtarzalne. Nasz pech, że trafiliśmy ze swoim życiem na jeden z nich.
Jerzy Łukaszewski
Ostatnie publikacje Autora
6 najnowszych

I tak mam depresję, a Pan mnie właśnie dobił.
To tak, aby dobić ze szczętem 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=Nv42CBktqK4&t=22s
A ja bym z Braunem razem nie protestował. Tacy ludzie mają swoje cele, a szlachetne hasła służą im jako narzędzie.
Kiedyś moja żona wzięła udział w proteście wobec udziałowi Polski w wojnie Iraku, okazało się, że w pochodzie idą zwolennicy ekologii, którzy wykrzykiwali swoje hasła, sympatycy Palestyńczyków, którzy wykrzykiwali swoje hasła itd. Taki protest nie ma sensu.
Problem w tym, że cechuje nas często słomiany ogień a emocje powodują że się na chwilę uaktywniamy. Czy zawsze trzeba wybierać mniejsze zło? Gdzie jest to dobro za którym można by pójść bez obrzydzenia?
Jak liczny będzie protest, w którym mieliby wziąć udział zwolennicy jednej, słusznej racji, jednego konkretnego, słusznego programu stojący obok siebie bez obrzydzenia? 10 osób? 15?
No i to jest właśnie sposób na neutralizację każdego sprzeciwu. Nie mam złudzeń po co pojawił się tam p. Braun, zwykły tani lans, ale dopóki sprzeciwia się łamaniu prawa to nie widzę powodu, by go z tej grupy eliminować. Gdyby napadł nas wróg zewnętrzny to też Pan nie będzie walczył, bo ten trzeci w ósmym rzędzie szesnastej kompanii to nie z Pana opcji?
Właśnie dlatego przegrywamy i przegramy wszystko.
Najechał nas wróg i wprowadził swój ład. Idą dwie osoby protestować. Jedna uważa, że wprowadzone zmiany poprowadziły nas w złym kierunku. Druga, że były zbyt mało radykalne.
Technicznie obie osoby protestują przeciw najeźdźcy. Ale czy ma sens, żeby protestowały w jednym szeregu?
.
To jest jednak dylemat.
.
Jak u Lema maszyna stworzyła elektrosmoka to później, by się go pozbyć zasugerowała rozwiązanie w postaci budowy większego i silniejszego smoka.
Czy to jest ten cel?
.
Z drugiej strony – doskonale Pana rozumiem – jak by w drugiej turze z Dudą był Bosak, to na niego bym głosował.
.
Ale znów z innej strony – stawanie w jednym szeregu przeciw PiSowi się nie sprawdza. Skuteczniejsze wydaje się podgryzanie z różnych stron. Wspólne stawanie Braunów i Bosaków w jednym szeregu z Budką czy Biedroniem (żeby tak pozostać przy tych na literę B) nie wzmacnia ich nawzajem, a raczej osłabia.
A cel, w sprawie którego się jednoczą, choćby był oczywisty i tak nie zostanie osiągnięty jeśli nie będzie takiego rozkazu z Nowogrodzkiej.
Najechał nas wróg i wprowadził swój ład. Idą dwie osoby protestować. Jedna uważa, że wprowadzone zmiany poprowadziły nas w złym kierunku. Druga, że były zbyt mało radykalne.
Technicznie obie osoby protestują przeciw najeźdźcy. Ale czy ma sens, żeby protestowały w jednym szeregu?
.
To jest jednak dylemat.
.
Jak u Lema maszyna stworzyła elektrosmoka to później, by się go pozbyć zasugerowała rozwiązanie w postaci budowy większego i silniejszego smoka.
Czy to jest ten cel?
.
Z drugiej strony – doskonale Pana rozumiem – jak by w drugiej turze z Dudą był Bosak, to na niego bym głosował.
.
Ale znów z innej strony – stawanie w jednym szeregu przeciw PiSowi się nie sprawdza. Skuteczniejsze wydaje się podgryzanie z różnych stron. Wspólne stawanie Braunów i Bosaków w jednym szeregu z Budką czy Biedroniem (żeby tak pozostać przy tych na literę B) nie wzmacnia ich nawzajem, a raczej osłabia.
A cel, w sprawie którego się jednoczą, choćby był oczywisty i tak nie zostanie osiągnięty jeśli nie będzie takiego rozkazu z Nowogrodzkiej.
Ten naród wcześniej wymrze niż zmądrzeje , z ujemnym przyrostem naturalnym.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1940696,1,polska-sie-wyludnia-i-starzeje-jestesmy-skazani-na-katastrofe.read?fbclid=IwAR2wPopbnhBAzF30heX7J6RUUUnfnRpJfGFylQkWet7zPDLBXipdoL8de40
Rządzić będą potomkowie Jarosława Kaczyńskiego. I to jest pocieszające w tym całym nieszczęściu.
Nie jestem takim pesymistą jak Autor, ponieważ kryzys nadchodzący z powodu pandemii „wyprostuje” nas wszystkich. Tych innych nawet bardziej od nas. Rozumiem jednak i podzielam zgorzkniałe widzenie rzeczywistości tak prostacko zakłamywanej. To co mnie m.in. bulwersuje to fala hejtu sąsiedzkiego wylewająca się na lekarzy zakaźników i personel medyczny ich wspierający. Ludzie nienawidzą ze strachu i ciemnoty. Niewielkim pocieszeniem jest podobne zjawisko w wielu krajach tzw. „starej Europy”..
To akurat zjawisko łatwe do wytłumaczenia i też znane z historii. Europa przeżyła wiele plag i w czasie każdej występowało to zjawisko, którego źródłem jest strach zrodzony z niewiedzy. Jeśli występuje ono i dziś to tylko skłania do refleksji nad stanem naszej edukacji, która jeszcze tak niedawno wydawała się być na poziomie niegdyś nieosiągalnym. Los powiedział „sprawdzam” i przegraliśmy.
W perspektywie wielu lat ma Pan rację, ale wszyscy przebieramy nogami. Jak żyć Panie Jerzy?
Czy Czesi by tak do tego podeszli, a jak by zrobili Niemcy, Rosjanie, Amerykanie, Francuzi, Irańczycy albo Chińczycy? Gdzie Beztrybie a gdzie reszta Luda?
Przebieramy nogami bo skupiamy się na konkretnych wydarzeniach, analizujemy je do upadłego, wywracamy na nice, a ponad tym wszystkim biegnie proces, z którego czasem nawet „najeźdźcy sobie nie zdają sprawy. I widać go nie tylko na Beztrybiu.
Nie siej defetyzmu; natura ma swoje prawa i doczekamy się TEGO nekrologu; reszta zwyczajnie się zagryzie.
Jeszcze będzie przepięknie,
Jeszcze będzie normalnie.
Nie muszę siać, rozejrzyj się dookoła. TEN nekrolog już niczego nie zmieni. Może się rozpaść koalicja rządząca, może zniknąć PiS jako partia, ale proces barbaryzowania obecnie dominującej cywilizacji jest w rozpędzie nie do zatrzymania.
Ale nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy smakowali jej ostatki z rozczuleniem 🙂
Jak pisał Jan Kelus –
„Tutaj warto zrobić historyczny przytyk,
że co drugi folksdojcz był real-polityk”
Nie zawsze opłaca się dołączać do prymitywnej siły, nawet gdy chwilowo zwycięża..
Nie zrozumieliśmy się. Dołącza ktoś zawsze jeśli zorientuje się w porę i uzna, że mu się to „opłaca”. Teraz choćby chciał to już nie zostanie zaakceptowany. W takich procesach liczy się refleks. Bardzo podobnie było kiedy upadała cywilizacja rzymska, niektóre wydarzenia do złudzenia podobne.
Natomiast sprawą dyskusyjną jest to „chwilowe zwycięstwo”. Szanuję pański optymizm, ale go nie podzielam.
Nie jestem optymistą. Chciałem tylko powiedzieć, że jeszcze nie wiadomo, jak potoczą się teraz losy, w 1941 też mogło się wydawać pozamiatane. A coś na swoją miarę zrobić zawsze można chociażby, idąc za radą Władysława Bartoszewskiego, zachować się przyzwoicie. Ale może ma Pan rację, że na miejscu jest stara zasada judo walki z silniejszym przeciwnikiem – jak ciągnie, popchnij go, jak pcha, pociągnij. Tylko, że gdzieś trzeba jednak będzie zachować się aktywnie i nogę podstawić.
Oczywiście. Zrezygnować z oporu to zrezygnować z przyzwoitości, zrezygnować z siebie. Nawet jeśli ostateczny rezultat nie pozostawia wątpliwości. Warto to zrobić dla siebie.
To może jakieś odkrycie, ktoś coś? już chyba tylko zostają ośmiorniczki w sosie z przyjaciół.
Trzaskowski się już wypowiedział: „idę się bić”, przykro mi, mojego głosu nie ma.
Szkoda, że nie kandyduje Sikorski, nawet jako kandydat niezależny, a być może właśnie wtedy zebrałby więcej głosów, czy ma przegrać Trzaskowski? Dla Platformy gratulacje jak zwykle.
„Szykujący się do protestu w Warszawie górnicy zmienili zdanie, kiedy okazało się, że w tym samym czasie mają znowu protestować przedsiębiorcy.”
Górnicy byli umówieni z przedsiębiorcami, ale w przeddzień odwiedził ich (górników) Morawiecki i … kupił? Zmienili zdanie i wycofali się z protestu.
Nie. Wolny Związek Zawodowy „Sierpień ’80” zaczął namawiać górników do bojkotu warszawskiego protestu zanim Morawiecki pomyślał o podróży na Śląsk. Nie chce mi się szukać linków, ale prasa donosiła o tym kilka dni wcześniej zanim wiedzieliśmy, że premier się tam wybiera. Z bardzo „Pawlakową” argumentacją.
Z Konfederacją wszystko nas różni oprócz jednej rzeczy: nie chcemy monopolu PiS. Przełammy monopol, a potem będziemy sobie dyskutować o kształcie Polski. Teraz to są jedynie akademickie dyskusje.
Współpraca z Konfederacją daje szansę na okrążenie PiS. Ważne, aby prodemokratyczny kandydat na prezydenta, który dostanie się do drugiej tury miał możliwość pozyskania ich głosów, bo to od nich będzie zależała wygrana. Konfederacja jest kluczem do wygrania wyborów prezydenckich czy chcemy czy nie. Jesli będziemy się na nich obrażać lub wręcz hejtować, to Kaczyński ich z chęcią przygarnie.