01.01.2022

Właśnie mija druga rocznica transakcji, jaką w naszym imieniu minister i wicepremier jednocześnie Piotr Gliński – Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zawarł z potomkiem rodu Czartoryskich, Adamem. W grudniu 2019 pan Czartoryski otrzymał od państwa polskiego pół miliarda złotych za dzieła sztuki znajdujące się w Polsce, które i tak nie mogły być z Polski wywiedzione pod żadnym pretekstem i do których pan Czartoryski zrzekł się wszelkich praw, zakładając w 1991 roku fundację Czartoryskich.
Pamiętam falę oburzenia i krytyki, jaka przelała się przez kraj, sam też dawałem wyraz swojej niezgody na takie postępowanie ministra i wicepremiera polskiego rządu.
Pół miliarda złotych to ogromna suma, nawet dla państwa, a wręcz trudna do wyobrażenia dla konkretnego człowieka. Potomek rodu Czartoryskich pieniądze przyjął i natychmiast przelał je na swoją firmę w znanym raju podatkowym, jakim jest Liechtenstein. Pan Czartoryski, do którego minister Gliński zwracał się w listach „per Książę”, mimo że od Konstytucji marcowej przyjętej w 1921 roku w Polsce nie ma już żadnych takich tytułów, ograł naszego ministra jak dziecko, występując później o likwidację swojej fundacji z powodu „braku funduszy na dalsze prowadzenie działalności”.
Zostawmy tę żenadę, koń, jaki jest, każdy widzi, kim jest minister, widzi tym lepiej.
Porozmawiajmy o sprawach fundamentalnych.
Jaki tytuł własności do zgromadzonych obrazów, zamków i pałaców miał pan Adam Czartoryski poza urodzeniem?
Co pan Czartoryski jako człowiek, tu i teraz, robi dla społeczeństwa, aby domagać się od niego takich pieniędzy?
To prawda, wartość rynkowa kolekcji malarstwa z Damą z łasiczką Leonarda jest ogromna. To jest bezdyskusyjne. Ale co ma do tego rodzina Czartoryskich, która żyła z wyzysku swoich niewolników, chłopów, rzemieślników, mieszkańców miast i miasteczek będących ich własnością? Własnością w tamtym świecie, w Polsce szlacheckiej, tej, której już nie ma, bo upadła, bo nawet nie potrafiła obronić sama siebie w zmieniającym się świecie.
Jeżeli ktoś chce się powoływać na „święte prawo własności”, na to, że „każda własność jest święta” to dla kontrastu i przeciwwagi przywołam inne – „każda własność pochodzi z kradzieży”. Tu nie ma zero-jedynkowego rozstrzygnięcia, tu trzeba ważyć oba poglądy.
Potomek rodu Czartoryskich za odebrane przez państwo dobra zgromadzone przez jego przodków winien dostać odszkodowanie. Odszkodowanie, a nie zapłatę.
Ile tego odszkodowania? Moim zdaniem wystarczyłoby milion złotych, z tym że gdyby to był człowiek honoru, to połowę tej kwoty winien natychmiast przelać na pomoc dla biednych dzieci żyjących na terenie państwa Czartoryskich; a było to nie małe państwo. Ale to tylko wtedy, gdyby pan Czartoryski takim człowiekiem był.
Pan Czartoryski dostał od pana Glińskiego blisko pięćset milionów złotych i przeniósł je do swoich interesów w Liechtensteinie.
Pan Gliński jest nadal ministrem w polskim rządzie i robi to, co robi w polskiej kulturze.
Od pierwszego stycznia 2022 wchodzi w życie Polski Ład, zbiór przepisów podatkowych i ulg dla różnych grup ludności. To ma być rewolucja podatkowa; z rewolucji będzie tyle, że jak każda rewolucja wprowadzi ogromny chaos i zamieszanie. To wystąpi na pewno a co do reszty – zobaczymy.
Na absolutnym marginesie tych planów, chciałbym spojrzeć krytycznym okiem na to, co dzieje się w Polskim Związku Piłki Nożnej. Trener narodowej kadry, Paulo Sousa, poprosił o zwolnienie z pracy. Zgoda oznaczałaby zrzeczenie się odszkodowania za wcześniejsze rozwiązanie umowy o pracę, to znaczy utratę ponad trzystu tysięcy euro, bo tyle otrzymałby Paulo Sousa za te jeszcze cztery miesiące, jakie pozostały do końca kontraktu.
Nie obchodzą mnie szczegóły tej awantury, niech to sobie działacze ze Zbigniewem Bońkiem sami rozwiązują. Mnie chodzi o płacę. O siedemdziesiąt pięć tysięcy euro za miesiąc pracy trenera kadry polskich piłkarzy. 75 tysięcy euro to ponad trzysta tysięcy złotych za każdy miesiąc. Niech ktoś mi wytłumaczy: jak to możliwe, co takiego robi Paulo Sousa, jaka powstaje z tego wartość dla społeczeństwa? Jeżeli tyle płacimy trenerowi kopania w piłkę, „haratania w gałę” jak mówił o tym premier Donald Tusk, to ile trzeba zapłacić lekarzowi robiącemu przeszczep serca, a ile pielęgniarce, a ile każdemu, kto wykonuje pracę pożyteczną dla ogółu?
To jest chory system. Dopóty, dopóki nie zmienimy zasad wyceny wartości pracy ludzi, to żadne opowiadania o społecznej sprawiedliwości nie mają sensu.
Czy zrobią to ludzie, czy SI, nieważne; ważne, że tak dalej się nie da.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.