Danuta Adamczewska-Królikowska: Bałagan w śmieciach4 min czytania

smieci2013-03-19.

Wiosenne porządki są już starą tradycją Polaków, ale żeby nawet każdy zakamarek uporządkować z zegarmistrzowską dokładnością i jubilerskim kunsztem, to jest w naszych domach takie jedno miejsce, w którym tego porządku trudno się doszukać – pojemnik na śmieci.

Wiosna to jeszcze jeden okres dla wzmożenia pewnych działań – Zebrania Wspólnot Mieszkaniowych. A te muszą wreszcie o śmieciach pomyśleć na poważnie, bo przez ostatnie lata, to na zebraniach pogadali, ponarzekali i rozchodzili się. Jednak jak na prawdziwego Polaka przystało, za prawdziwe działania to my się zabieramy dopiero wtedy, kiedy przyjdzie pan MUS. Organizacja pracy pod rządami tego pana, to oczywista polska specjalizacja, którą w ostatnich latach rozwinęliśmy z postaci „za pięć dwunasta” na wyższy poziom – „na wczoraj”.

Przez ten śmieciowy problem Polska MUSI przejść, w innych krajach trwało to latami, my jednak chcieliśmy zostać mistrzami nie świata (tego ziemskiego), ale chyba całego kosmosu – to, co inni wdrażali całe dziesięciolecia, my chcemy w pół roku.

Szacowny społeczny organ, jakim jest Zarząd Wspólnoty przez ostatnie lata z lubością karmił zebranych bajkami, ku ich ogólnej radości, bo zapotrzebowanie na bajki jest w naszym narodzie ogromne i nie tylko niezmienne, ale nawet w trendzie rosnącym. Jednak autorzy tych bajek stając przed realiami realizacji baśniowych wizji nagle zamilkli i na zadawane im przed zebraniem pytania nabrali wody w usta.

Od wczoraj siedzę więc z przyklejonym do łapy telefonem i obdzwaniam wszystkich możliwych urzędników by dowiedzieć się, co w tej sprawie się dzieje, ale im dalej zaglądam, tym jest tam wszystkiego coraz mniej (jak w tym Kubusiu Puchatku). Telefon się grzał, ucho z coraz większym trudem kierowało uderzenia młoteczka do ośrodków w mózgu, bo każdy spychał to na kogoś innego, podając mi następny numer telefonu.

Według pierwotnych projektantów rozwiązaniem problemu śmieciowego w Warszawie miało być powierzenie wszystkich spraw pewnemu stołecznemu biuru, centralnie dla całej Warszawy. W tym celu planowano zatrudnić 230 (!!!) osób, ale pod koniec grudnia pani prezydent ścięła im jedno zero i w biurze tym pozostały 23 osoby, a sprawy do załatwiania przekazano do dzielnic. Jednak do stycznia nikt w dzielnicach o tym nie wiedział i nikt się tym nie zajmował. W dzielnicach powstał popłoch i wszystko zwalają oni na tamto biuro, ale nikt nic nie wie – czeski film.

Ja do tej pory płaciłam 12 zł/mies. i nie było znaczenia, czy segregowane czy nie. Od lipca 19,50zł/mies., ale jeśli będą segregowane, bo jak nie, to o 40% więcej. Dowiedziałam się, że miasto już ogłosiło przetarg na pojemniki, bo to miasto ma zapewnić takie pojemniki do segregacji – nie mogę być obciążana za niesegregowanie, jeśli nie umożliwi mi się takiej czynności. Ale gdzie my te pojemniki postawimy, to już nasz kłopot. Jeśli przed domem, to trzeba właściciela tego terenu zapytać o pozwolenie. Własność domów w miastach (opłacana podatkiem za użytkowanie wieczyste) dotyczy tylko gruntów w obrysie domu, trawnik i chodniki przy nim to już nie. Przy czym, kto inny zajmuje się terenami w tak zwanym pasie drogowym (chodniki i ew. zakola postojowe dla pojazdów), a kto inny pozostałymi terenami. Gdy zadzwoniłam do Wydziału Infrastruktury Dzielnicy to paniusia oznajmiła mi, że ona nie może mi udzielić informacji, czy trawnik należy do gminy, bo ją obowiązuje … (uwaga!!!) ustawa o ochronie danych osobowych. Urzędniczka własną piersią (bo twarz to straciła już na wstępie rozmowy) chroni nazwę szacownej GMINY, w której mieszkam całe życie, czyli m.st. W-wy. Chyba, że gmina sprzedała ten trawnik jakiemuś hodowcy królików, a koszoną w sezonie trawę odbiera tenże właśnie hodowca i aż boję się teraz postawić tam stopę, by mnie jakimiś psami właściciel nie poszczuł.

20 lat temu zajmowałam się bardzo aktywnie szerzeniem świadomości ekologicznej, urządzałam akcje uświadamiające wagę problemu niewyrzucania szkodliwych odpadów i zamierzałam wówczas wysypać przed gabinetem panu Święcickiemu baterie, zebrane w okolicy przez kilka lat. Na szczęście akcje wywierciły stosowne dziurki w pancerzach niektórych mózgów i do planowanej akcji nie doszło. Zdaje mi się, że pani Prezydent doczeka się realizacji takiej akcji, gdy Warszawiacy wykażą determinację w proekologicznym myśleniu. Żeby pani Prezydent było odrobinę przyjemniej zacznę się rozglądać za workami w kolorach żółtym i czerwonym, bo wtedy z tych worków będzie można ułożyć ładną flagę – mam nadzieję, że moja determinacja spotka się z wdzięcznością urzędników pani prezydent, bo w tych kolorkach śmieci pod jej gabinetem będą posegregowane i miasto mniej zapłaci za ich wywóz.

Danuta Adamczewska-Królikowska

Print Friendly, PDF & Email
 

2 komentarze

  1. jureg 20.03.2013
  2. Grzegorz Kot 28.03.2013