Do trzynastego grudnia godziny, a ja o strukturze i działaniu władz Siczy, wojska kozackiego, głównie w XVII wieku. Ten podmiot podlegał zmianom, lecz jego klasyczny kształt wyglądał mniej więcej tak:
Wojsko zaporoskie w czasie pokoju było w zasadzie demokratyczne. Kozacy stanowili koło, obradujące na placu, majdanie, do czego nawiązywały kijowskie Majdany w latach 2004 i 2014. Bieżącą działalnością kierowała rada, a administrował Siczą ataman koszowy. Gdy trzeba było ruszać do walki, to na ten czas atamana — lub kogoś innego — wybierano na hetmana, obdarzając go władzą absolutną. Mógł karać śmiercią, nawet na palu. Ale dobra praktyka wymagała bezwzględnie, by dowodził posiłkując się towarzyszącą mu radą. Później mógł być rozliczany na majdanie.
W powszechnym wyobrażeniu dominuje obraz kozaka na rozpędzonym koniu, na bezkresnym stepie. W rzeczywistości konnica kozacka była słaba, stosowała złą taktykę i nie dotrzymywała pola nawet jeździe tatarskiej: chanów krymskich i Rzeczpospolitej. Wojsko zaporoskie było skuteczne i groźne dzięki swojej piechocie i taborom, które nie były obciążeniem, lecz stanowiły przenośne punktu oporu. Rozwrzeszczana zgraja z majdanów zmieniała się w zdyscyplinowane i sprawne pułki, roty i sotnie.
PT znawców przedmiotu uprzejmie proszę, aby nie uściślali, bo to nie jest tekst o — pasjonującej skądinąd — historii, lecz próba przedstawienia pewnego schematu i mechanizmu, przydatnego chociażby Komitetowi Obrony Demokracji i nie tylko. Powtarzam, chodzi o schemat, nie o próby kopiowania w odmiennych warunkach. Mateusz Kijowski nie kazał wbijać na pal Jacka Parola i ten robi co uważa za słuszne, m.in. publikując wartościowe artykuły w Studiu Opinii.
Zaś nawiązując do praktyki z epoki „Ogniem i mieczem”, warto sobie uświadomić, że znajdujemy się w stadium „wojny”. Cudzysłów, oczywiście, konieczny, bo jak powiadał Talleyrand; co przesadzone – nieważne.
Przez tę „wojnę” rozumiem gwałtowny, wieloogniskowy i dynamiczny konflikt. Stanowi on immanentną, zgoła konstytutywną — zna się te terminy! — rację bytu reżimu Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński nie korzysta bowiem z rady, której udzielił „Księciu” Niccolo Machiavelli, by objąwszy władzę wymordować przeciwników realnych i potencjalnych, a potem łaskawie rządzić, długo i spokojnie. Niezależnie od przyjętej przezeń zasady Carla Schmitta, rządzenia przez konflikt, PiS nieustannie wplątuje się w coraz to nowe konflikty z kolejnymi grupami społecznymi i — żadnego z tych konfliktów nie kończy. Co chwila pojawia się jakieś nowe ognisko, otwiera się nowe wyzwanie dla sił opozycji. Wymaga to szybkiej reakcji, zastosowania niekoniecznie tych samych sposobów działania, ewentualnie uzasadnionej decyzji o zaniechaniu. I w miarę – powtarzam w miarę, bo to nie wojsko i nawet nie sekta PiS – sprawnego wykonywania takiej decyzji. Przy czym „jedynie słuszna” bywa ona tylko w sekcie, a nigdy w ruchu społecznym, ni nawet w wojsku, gdzie się wykonuje rozkazy, nawet sądząc, że nie są one właściwe.
Przy czym we wszystko co dobrowolne, społeczne, obywatelskie, liberalne, demokratyczne wpisana jest naturalna sprzeczność między demokratyczną legitymacją wyznaczającą cel a sposobem prowadzenia do tego celu przez kierownictwo. Jest ono legitymizowane przez tego samego wystawcę, który musi mu pozostawić pewien zakres swobody w podejmowaniu decyzji. Jest on, ten zakres, czy powinien być, różny w zależności od warunków. W historycznych okresach, które francuski historyk Braudel określał jako długie trwanie — do roku 2014 sądziłem, że w takim się znajdujemy – nie pasuje nadmiar inicjatywy i samodzielności kierownictwa. Ale kiedy historia przyśpiesza, gdy sytuacja jest niejasna i zmienna, konieczne się staje wzmożenie jego decyzyjności, mimo że obarczone to jest szerszym marginesem błędu.
Z tego punktu widzenia pozwalam sobie sądzić, że Radomir Szumełda nie powinien był podejmować akcji 13 grudnia, jeśli nie zamierzał tego robić Mateusz Kijowski. Za jednym i drugim zamysłem stały poważne argumenty i nie sposób osądzić, które słuszniejsze.
Po „dojrzałym namyśle” unikam określania kogokolwiek w KOD mianem ambicjonera. Za sporami i bardzo ostrą niekiedy krytyką stoi przekonanie o słuszności racji, którą się reprezentuje. Kazimiera Szczuka nie pójdzie na demonstrację, bo tam ma być portret Dmowskiego. Jan Wrobel nie pójdzie na tę samą demonstrację, bo Kijowski zdecydował, że tego portretu nie będzie. (Był, widziałem). Pars pro toto. „Swoja” racja staje się przeszkodą w staraniach o rację wspólną, nadrzędną. Zła historyczna konotacja każe mi ująć w cudzysłów „warcholstwo” , które nie zawsze było prywatą, lecz bywało troską o Rzeczpospolitą, która Rzeczpospolitej szkodziła.
Wracając do chwili bieżącej. Po stronie pana Mateusza dodatkowo stało dobro w postaci zwartości KOD-u jako takiej i obrazu tej zwartości w oczach władzy i społeczeństwa. A także, co trzeba koniecznie powiedzieć, autorytet uznanego lidera, twarzy i ust Komitetu. To funkcjonuje, mimo braku — to błąd! — formalnej legitymacji KOD-owskiego majdanu. Siła i skuteczność tej struktury zależy od jej sprawności i determinacji jej członków oraz od sympatii i poparcia w społeczeństwie.
Już niebawem zobaczymy czy się nam ten 13 grudnia — co daj Boże — udał. Lecz jeśli nawet, to szczerba w Komitecie i ubytek w oczach opinii pozostanie ceną tego sukcesu. Czy opłacalną? To zależy od przebiegu wydarzeń 13 grudnia 2016.
A więc: panie, panowie, jak w tytule; wszystkie ręce na pokład!
Ernest Skalski



Nie będę mojemu ulubionemu Autorowi się sprzeciwiał, mimo że mam na ten temat diametralnie odmienną opinię, którą wielokrotnie wyrażałem na SO. Tutaj tylko parę uwag przyczynkarskich ad vocem.
*
Nauki o zarządzaniu dawno rozstrzygnęły dylemat demokracja-sprawne kierownictwo. Możliwe jest pogodzenie obydwu cech struktury władzy w organizacji nawet w wojsku, a cóż dopiero w organizacjach cywilnych. Nawet jeśli znajdują się w ogniu walki politycznej. Widać, że wiedzieli to praktycznie także Kozacy zaporoscy, co Pan Redaktor niezbicie udowadnia. Odstępstwa od tej praktyki i wiedzy mogliśmy tolerować w czasach walki o niepodległość 1980-1989 ponieważ nie istniały znane sposoby wyjścia z komunizmu. Ponadto mieliśmy wybitnego przywódcę Lecha Wałęsę, który w tym okresie oprócz intuicji osobistej korzystał także z wybitnych doradców. Nawet jeśli lekceważył rady to przynajmniej ich wysłuchiwał.
Współcześnie nie możemy tego tolerować w KOD. Ani format lidera nie ten, mimo mojego olbrzymiego uznania dla zasług Mateusza Kijowskiego. Ani nie ci doradcy tym , bardziej że pan Kijowski na swoim blogu wprost deklaruje, że nie korzysta z ani jednego doradcy. Taka postawa skazuje KOD na błędy i porażki.
Wreszcie rozstrzyganie czy rację ma Pan Kijowski czy Pan Szumełda jest dość żenujące. Obydwaj się mylą nie dlatego że ja tak sadzę, ale dlatego, że procesy podejmowania decyzji a wcześniej ucierania opinii wewnątrz Zarządu Głównego KOD nie działają. Myśmy na zewnątrz ruchu nie powinni prowadzić w ogóle takich dyskusji, decyzje którego z Panów są słuszniejsze. Myśmy powinni być konsumentami jednolitego stanowiska KOD. W istniejącej strukturze decyzyjnej KOD się sam marginalizuje. Do niedawna miałem nadzieję, że proces programowo-wyborczy w KOD zaplanowany na styczeń-kwiecień 2017 roku, zakończy tę żenujące przepychanki. Teraz takiej nadziei jest we mnie coraz mniej.
*
Na koniec powiem jedynie, że podzielam zdanie mojego ulubieńca Lecha Wałęsy, którego wyczucie nastrojów społecznych nieustannie podziwiam. Twierdzi on mianowicie, że jeszcze nie pora na generalny strajk pracowniczy. Jeszcze PiS nie przekroczył „masy krytycznej” zniechęcenia społecznego. Mimo tego, zaplanowane w wielu ośrodkach protesty pod zbiorczą nazwą strajk obywatelski oceniam pozytywnie. Ważne aby ludzie policzyli się w regionach, bo tam rozstrzygnie się przyszłość Polski nie ujmując nic Warszawie. Przykładem takiego scenariusza z ostatniej dosłownie chwili jest otwarcie dworca Łódź Fabryczna wczoraj rano. PiS chciał ten sukces przypisać pani Joannie Kopcińskiej organizując dla niej oficjalną uroczystość otwarcia. Ta pani nie miała z tą inwestycją nic wspólnego, a nawet o ile dobrze pamiętam w swoim czasie jako radna była przeciw niej. Lokalna społeczność spontanicznie skrzyknęła się w sieci aby masowym udziałem w otwarciu podziękować „Hance” czyli Prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej za tę wspaniała inwestycję. PiS wystraszył się konfrontacji i wycofał się z pomysłu.
Zasadniczo uważam, że protestowanie akurat 13 grudnia nie jest dobrym pomysłem i tu zgadzam się z autorem.
Wprawdzie red. Krzysztof Łoziński, doszukuje sie podobieństw między tamtą władzą, tamta propagandą, tamtymi nastrojemai etc. a sytuacją obecną.
A przecież sytuacja jest diametralnie inna!
Wtedy Jarosław przez nikogo iepokojony spał sobie w najlpesze, jak głosi wierszyk – do południa.
A dziś? Dzis całe noce zarywa!
A jeszcze ktoś smie twierdzić, że widzi podobieństwo.
Podobieństwa dzisiejszej władzy PiS do Stanu Wojennego są wymierne. Wtedy gensekiem dławiącym solidarnościowy ruch był gen. Jaruzelski. Dziś polską młodą demokrację zabija poseł Kaczyński, wtedy nikt, dziś zarządzający polską władzą z tylnej ławki. Skromny taki.
.
Czy należy krytykować decyzję o proteście 13 grudnia? To nic nie da, bo decyzja zapadła. Chyba, że komuś zależy aby powiedzieć potem „a nie mówiłem”? Najgorszy jest brak decyzji. Doświadczali tego młodzi polscy oficerowie podczas kampanii wrześniowej w 1939 roku, mordowani przez szeregowców właśnie za brak decyzji… było i tak.
.
Opozycja musi działać. Nie ma wyjścia. Pan Kijowski sam się wpędza w kłopoty, bo po prostu nie pociągnie długo jako jedyny lider (bez doradców!). Biologia jest bezwzględna. To co zniszczy PiS, może także zniszczyć jego samego. Dlatego warto zdemokratyzować KOD zanim nie opanuje go anarchia.
Podobieństwa dzisiejszej władzy PiS do Stanu Wojennego są pozorne. Stan Wojenny był ponoć najlepiej zorganizowanym przewrotem wojskowym w nowożytnej historii, i to nie jest tylko moje zdanie. Byl przeprowadzony z teatralnym rozmachem, który był potrzebny dla wywarcia odpowiedniego wrażenia. Pomimo ogromnej skali, praktycznie nie było pomyłek organizacyjnych. Pomyłki, którymi cieszyła się opozycja, to nie były istotne pomyłki. Ze na przykład milicja przyszła pod stary adres, jak to opisuje pan redaktor Łoziński. To cieszyło, ale to nie miało znaczenia. Prawdziwa pomyłka to by była, gdyby wojsko pomyliło milicje z demonstrantami i rozjechało kilkuset milicjantów. Proszę nie mówić, ze to niemożliwe. Na wojnie bardzo często żołnierze giną od ognia własnych oddziałów. Byla taka bitwa w II Wojnie, ze Japończycy się wycofali, ale Amerykanie o tym nie wiedzieli, zaatakowali opuszczona wyspę, i zginęło kilkuset amerykańskich żołnierzy od własnego ognia. Nic takiego się nie zdarzyło w czasie ogromnej operacji stanu wojennego. Nie było braku dyscypliny. Nie było strzelania na własna rękę, poza zdarzeniami w Wujku i bodajże w Lubinie. (A wina w Wujku niekoniecznie była tylko po stronie ZOMO.) To bardzo niewiele, jak na skale operacji. Warto także pamiętać o tym, ze General miał autorytet poza granicami na Wschodzie i na Zachodzie, nie bez pewnego udziału JPII. Jaruzelski nie był za granica traktowany jako krwawy uzurpator, którym bardzo nie chciał być i nie był. (Bardzo przepraszam pana Lozinskiego za te słowa.)
.
Dlaczego to przywołuje? Ano dlatego, ze wtedy była bardzo sprawna organizacja, a teraz jest bardak. Kaczyński to żaden organizator. On potrafi niszczyć, a nie organizować. Za granicą budzi obrzydzenie, w Polsce budzi albo obrzydzenie, albo religijne emocje. Ani jedno ani drugie to nie jest szacunek. Poszczucie jednych na drugich to jest wstęp do wojny domowej, w której wszyscy się leją ze wszystkimi na własny rachunek. Do tego Kaczyński może doprowadzić. Kaczyński zaognia sytuacje. Natomiast Jaruzelski sytuacje uspokoił, co prawda w stylu powiedzenia „spokój panuje w Warszawie”. Niestety, właśnie wtedy właśnie taki spokój był niezbędny i Jaruzelski wziął to na siebie.
.
Tak wiec moim zdaniem różnica jest fundamentalna. Wtedy przeszliśmy od ukropu do przerębla, natomiast teraz idziemy w przeciwną stronę, od spokoju do zamieszek. Kierunek zmian jest dokładnie przeciwny niż wtedy.
@narciarz,
Bardzo dziękuję za świeny komentarz i uzmysłowienie różnic miedzy wtedy a teraz. Też tak czułem, że pomimo wszelkich podobieństw gdzies jest jakaś różnica i to fundamentalna. Ale nie potraifłem tego nazwać. A to jest właśnie to – wtedy SW to była pacyfikacja rozgrzanych nastrojów. Teraz działanie służy wywołaniu emocji i zostrzeniu podziałów.
Także ocena zdolności organizacyjnych wodzów słuszna. Ja dodam jeszcze jedno: odpowiedzialność.
Generał był świadom tego, co robił i winę brał na siebie.
Poseł siedzi z tyłu i za nic formalnie nie odpowiada.
.
Tylko drobna uwaga techniczna – posłuże się tu angedotą:
Kiedyś Einsteina zatrzymała kobieta idąca z naprzeciwka. Zapytała, czy tak, jak idzie to dobry kierunek na plażę.
Einstein potwierdził, a gdy ją spotkał godzinę później, rozzłoszczoną, tłumaczył, że pytała o kierunek, nie o zwrot. 😉
Jak za starych, niekoniecznie dobrych czasów. Dziś organizatorzy strajku obywatelskiego umówili się z posłami Śniadkiem i Horałą, ze dostarcza im do biura poselskiego listę postulatów obywatelskich w liczbie 13.
Kiedyśmy podeszli pod biuro poselskie, to okazało się być zamknięte na głucho, w oknach ciemno. I tyle z „umowy”.
Śniedek, Horała! Jesteście śmierdzącymi tchórzami!
I piękna chrapiąca kukła dyktatora. Jak tłum przestawał krzyczeć „13 grudnia spałem do południa!” to rozlegało się chrapanie tego cuda 🙂
Nareszcie zrozumiałem dlaczego pozostanie patriotą wymaga świadomości historii, można wtedy nie zwracać uwagi na teraźniejszość, poza tym są w Polsce piękne krajobrazy.