Dziś trochę lżej, ostatecznie nie samą polityką człowiek żyje, jak powiada Pismo.
Lubią państwo śpiewać? Bo ja szalenie. Wprawdzie nie bardzo umiem, głosu też Bozia poskąpiła, ale za to nadrabiam entuzjazmem. Czasami to wystarczy, by zrobić wrażenie.
Pamiętam, że pierwsze wielkie wrażenie mój śpiew wywarł na moim ojcu. Starszy pan, pamiętający I wojnę, powstanie wielkopolskie, II wojnę światową, wychowywał syna w duchu szalenie patriotycznym. Zatrudniał też nianię – autochtonkę, którą do dziś wspominam z rozrzewnieniem, bo pomimo 3 klas niemieckiej szkoły powszechnej, które musiały wystarczyć jej za całe wykształcenie, była to kobieta mądra i wiele jej zawdzięczam.
Otóż ojciec zażyczył sobie kiedyś, by w zbliżające się święta Bożego Narodzenia jego najmłodsza latorośl umiała śpiewać kolędy.
No i zaczęła się nauka, której efekty zaprezentowałem w czasie wigilii.
Ojciec mało nie dostał zawału, gdy synek stanął pod choinką i drżącym z przejęcia głosem zaśpiewał:
O, Tannenbaum,o Tannenbaum
wie treu sind deine Bletter…
Prezenty dostałem, owszem, ale co się niania nasłuchała po świętach….!
Niestety, byłem za mały, by drążyć temat i dopiero po latach znalazłem informacje, które do pewnego stopnia mogłoby złagodzić ojcowskie rozżalenie.
Okazuje się bowiem, że pieśń jest stara i nie zawsze była kolędą (ściślej – pastorałką). Od XVI wieku powstało kilka jej wariantów (najstarszy z 1550 roku), ale wszystkie wykorzystywały melodię śląskiej piosenki ludowej. Śląskiej, nie niemieckiej – może by to ojca trochę uspokoiło.
Dziś wiem też, że śpiewałem wersję z 1824 roku, opracowana przez lipskiego organistę Ernsta Anschűtza, widać taką znała niania, bo późniejsze już mają „wie grűn sind deine Bletter”.
Pierwotnie pieśń nie miała nic wspólnego ze świętami, była tęskną piosenką młodzieńca kierowaną do ukochanej. Dlaczego do ukochanych zawsze kieruje się „tęskne” piosenki, nie wiem i proszę mnie nie pytać.
Tak bywa z wieloma, nawet bardzo znanymi utworami, których pochodzenie, jeśli w nim pogrzebać, potrafi zaskoczyć.
Były późne lata 60., w telewizji nadawali sprawozdanie z odbywającego się właśnie któregoś tam Zjazdu ZMS. Patrzałem jednym okiem, słuchałem jednym uchem, ale widać coś mi w pamięci utkwiło, bo gdy wrócił ojciec stanął jak wryty słysząc, że podśpiewuję coś półgłosem.
– Co ty śpiewasz?
– Hymn ZMS, w telewizji nadawali…
– Matko Boska….
Wprawdzie nie było w hymnie nic o Matce Boskiej, ale co się będę z ojcem kłócił, nie?
Po obiedzie wrócił do tematu. W dość szczególny sposób, bo tym razem on zaczął śpiewać po niemiecku:
„…zu Mantua in Banden
der treue Hofer war.
In Mantua zum Tode
Fűhrt ihn der Feinde Schar…“
Teraz to ja byłem w szoku. To była … ta sama piosenka!
Nie wierzycie państwo? Proszę:
Andreas Hofer-Lied
i hymn ZMS
“Naprzeciw blaskom jutrzni
w bitewny żar i huk
idziemy silni, butni
przed nami pierzcha wróg…”
To samo? Oczywiście.
O Andreasie Hoferze może kiedyś napiszę, bo jest w jego historii kilka ciekawych elementów, które mogą czytelnika zainteresować. W tym wypadku ważnej jest tylko to, że ojciec kończąc niemieckie szkoły, powszechną i średnią, uczył się tej pieśni, którą Niemcy uznali za „budującą niemiecki patriotyzm”, choć pochodziła z Tyrolu. Powstanie Hofera było antynapoleońskie, a to wystarczyło, by zjednoczone Niemcy wykorzystały jego ideę do budowania wcale niełatwej, niemieckiej jedności.
Kto wpadł na pomysł, by zrobić z tego hymn ZMS? Sam diabeł nie zgadnie.
Inny przykład – hymn strzelecki. Tradycja piłsudczykowska jest jak najbardziej antyrosyjska, ale jeśli słuchamy
to czasem przyjdzie do głowy, by zaśpiewać to z innym tekstem
Smieło druzja nie tieriajtie
Bodrost’ w nierawnom baju
Rodinu mat’ wy spasajtie
Czest’ i swabodu swaju.
Jesli paginut’ prijdiotsa
W tiurmach i szachtach syrych
Dieło wsiegda azawiotsa
Na pakalenijach żywych.
Prawda, jak ładnie?
Stara, rosyjska pieśń „Spitie, orły bajewyje” różni się jedynie tempem, bo w Rosji była śpiewana jako … pieśń żałobna. Śpiewano ją wolniej, dostojniej. Ale to ta sama melodia.
A jeśli już jesteśmy przy rosyjskiej pieśni, to jestem jednym z nielicznych, którzy się przyznają do bycia jej wielbicielem. Słucha wielu, wielu podśpiewuje, ale na ogół tego nie zdradza, bo… no sami wiecie…
Kiedy zostałem zaproszony na koncert chóru Aleksandrowa, emocje poszybowały tak wysoko, że musiano mi zwracać uwagę, iż to jest występ chóru, a nie mój i żebym nie zagłuszał. Ale co sobie pośpiewałem, to moje!
Szczególną estymą darzę rosyjskie pieśni rewolucyjne, choć i wcześniejsze, jak np. „Wariag” wzruszają mnie nieodmiennie. Mają one wszystkie w sobie coś takiego, co działa na zmysły, szarpie duszę do głębi i trudno się od nich uwolnić. Rosjanie mawiają, że są duszeszczypatel’nyje, ale powiedziałbym, że raczej duszeszarpatel’nyje.
Ostatnio w Rosji robi karierę młoda śpiewaczka Pelagieja, wykonująca współcześnie zinstrumentalizowane tradycyjne pieśni z okresu wojny domowej, także pieśni machnowców, które dla mnie były swego rodzaju odkryciem. Utwór „Liuba, bratcy, liuba” mogę nucić i pół dnia. Co dziwne, choć tłumaczyłem już wiele rosyjskich piosenek, tej nie potrafię. W przekładzie jest zbyt prosta, nie ma za grosz tego „czegoś”, co daje oryginał.
Jednym z najdawniej nuconych przeze mnie utworów tego nurtu jest ulubiona ponoć pieśń Lenina „Smieło, tawariszczi, w nogu”, znam ją jeszcze ze szkoły, gdzie przy którejś tam rocznicy rewolucji puszczano nam ją z płyty. I tak została „u mnie”.
Fajny marsz, jak zwykle doskonale śpiewany przez rosyjskie chóry. Powiedziałby ktoś – klasyka rewolucyjna.
Tymczasem szperając w odmętach czasu możemy odkryć jej prawdziwe źródło.
A jest nim XIX wieczny rosyjski poeta I. Nikitin, który w 1857 roku napisał wiersz pt. „Miedlenno dwiżetsa wremia”,
Медленно движется время,
Веруй, надейся и жди…
Зрей, наше юное племя!
Путь твой широк впереди.
która stała się potem nieoficjalnym hymnem rosyjskich studentów, niemal, jak nasza „Oda do młodości”.
Melodię ponoć zaczerpnięto z wojskowego marsza „Staryj kapral”, ale nie udało mi się jej odnaleźć (na razie).
W pieśń rewolucyjną zmienił ją dopiero odsiadujący w 1902 roku wyrok więzienia L. Rodin i od tej pory zdarza się, iż podaje się jego nazwisko także jako autora muzyki, co prawdą nie jest.
Ciekawostką jest, że pieśń ta została spopularyzowana przez komunistów w czasie I wojny światowej. W 1914 po raz pierwszy opublikowano ją w piśmie „Put’ prawdy”.
Apogeum jej popularności przypada na Rewolucję Październikową. Wtedy stała się znana także poza granicami Rosji. Szczególnie przypadła do gustu niemieckim rewolucjonistom z 1918 roku.
Wspominam o tym dlatego, że jej niemiecką wersję możemy usłyszeć w filmie poświęconym budowniczym Gdyni „Miasto z morza i marzeń”. Jest tam scena, gdy bohater po zdaniu matury w Gdańsku idzie z kolegą do knajpy, a zgromadzeni tam Niemcy śpiewają właśnie ten utwór.
Z małą uwagą: Niemcy śpiewają ją już w wersji… nazistowskiej, bo w międzyczasie stała się ona jedna z ich sztandarowych pieśni.
Brüder formiert die Kolonnen
Hört die Tausende Schrei.
Deutschland mein Deutschland wir kommen
Deitschland wir stűrmen dich frei.
Pieśń bojowa SA nie zakończyła na tym swojej kariery. Wykorzystywano ją w Niemczech także po wojnie. Ze zmienionym tekstem służyła w latach 60 jako hymn SPD, a nastrój rewolucyjny odzyskała w Lipsku w 1989 roku w czasie ulicznych demonstracji. Trzeba przyznać, że drogę przebyła imponującą.
Pieśni i piosenki też mają, jak widać swoją historię. Niektóre nawet zaskakującą.
Na naszym gruncie może być taką kolęda autorstwa Karpińskiego „Bóg się rodzi”, w której wykorzystany został polonez z XVI wieku (niektórzy twierdzą, ze to polonez koronacyjny Stefana Batorego), czy „Boże, coś Polskę”, która w wersji pierwotnej nie dość, że była pieśnią na cześć cara Aleksandra I, to jeszcze śpiewana była na melodię arii z pewnej francuskiej operetki.
Ale najważniejsze jest to, by sobie czasem pośpiewać, bo to i płuca się przewietrzą i obyczaje się złagodzą. Czego sobie i państwu życzę.



 
                     
											 
											 
											 
											
Bardzo ciekawe.
Mam te same kłopoty z tłumaczeniem tekstów piosenek czy wierszy, nie tylko rosyjskich, zresztą wyłącznie dla własnej przyjemności. Ostatnio zabrałem się za Dymitra Szaowa i niektóre jego znakomite piosenki.
Okudżawę tłumaczyło wielu wspaniałych tłumaczy i poetów, a wykonywali jego piosenki znakomici artyści: http://www.youtube.com/watch?v=nt9al9BgMiY&feature=related
Jednak co oryginał to oryginał.
@PIRS , nie wszystkie piosenki są tak trudne. Okudżawa nie jest najtrudniejszy, najgorzej jest z takimi, które operują „skrótem myślowym”, czy czymś w rodzaju „skrótu literackiego”, prostym, a głębokim słowem, które w przekładzie brzmi po prostu płasko.
Ale „Klechdę o Stiepanie Razinie, czyli Wołga, Wołga, udało mi się przełożyć na polski z zachowaniem klimatu oryginału.
Może pan pamięta, że australijski zespół The Seekers wylansował ją jako The Carnival Is Over i aby było śmieszniej, Niebiesko Czarni wykonywali ją jako … tłumaczenie z angielskiego „Żegnaj karnawale”. W ten sposób polski big beat wzbogacił się o wykonanie rosyjskiej XVII wiecznej pieśni 🙂
Natomiast na pozór prostej pieśni Wertyńskiego PICCOLO BAMBINO – za Boga. Nie mogę.
Panie Jerzy ! Zawsze mam gesia skorke jak slucham genialnej piesni Священная война , oczywiscie w wykonaniu rosyjskiego wojskowego choru…
http://www.youtube.com/watch?v=UUytBuZ_hN4
Ciekawostka: nasz hymn jest skazany na fałszywe śpiewanie z powodu ustawowo zapisanej tonacji F-dur. Muzycy tłumaczą: „W ustawowej wersji przy »za twoim przewodem« trzeba wyśpiewać górne f. A ludzie wyciągają zwykle najwyżej d, trzy półtony niżej. Wyżej, jeśli nie mają szkolonego głosu, zwykle duszą się lub piszczą”. Dyrygenci czasem opowiadają półżartem, że łamią prawo. Kiedy cała sala ma zaśpiewać hymn, to zmieniają tonację na niższą – C-dur.
Kierownik Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie wyjaśnił: „Powołana po I wojnie światowej komisja, która miała ustalić pierwowzór hymnu, znalazła pochodzący z czasów Księstwa Warszawskiego krucyfiks z pozytywką, która odgrywała melodię znanej pieśni szlacheckiej »Pochwała wesołości«. To właśnie tę melodię wziął Józef Wybicki. A jako że pozytywki mają wysokie brzmienie, to tonacja jest wysoka”.
Jeśli hymn będzie śpiewany jako „Pochwała wesołości”, to niech sobie brzmi fałszywie. A tym, którzy chcą go śpiewać jako symbol nieustającego męczeństwa Narodu proponuję podłożenie melodii „Ej, uchniem”. Piękna pieśń i ponura.
@Cezary Bryka, fajne wyjaśnienie 🙂 Ale i „Hej Słowianie” brzmi tak wysoko, a to przecież niemal ta sama melodia.
Czyżby właśnie powstawał klub wielbicieli pieśni?
Dołożę ciekawostkę:
http://www.youtube.com/watch?v=gKWu4QPBwa8
Rosyjskie „Pożegnanie Słowianki” – toż to nasze późniejsze wierzby płaczące.
Sporo tego jest, wystarczy pogrzebać choćby w samym Aleksandrowie.
Jakby to było po łacinie?
Habent sua fata carmina?
Całkiem nowa jest historia pieśni o koniu zespołu Liube – jest ona już od kilku lat przebojem wśród polskich… szantymenów. Zarówno w wersji oryginalnej (http://www.youtube.com/watch?v=GlrFEL0ZTMM)’ jak w przeróbce zespołu Ryczące Dwudziestki jako „Moje morze”…
Poza środowiskiem szantowym Koń też jest przebojem, nota bene.
Zgadza się. To „Pożegnanie Słowianki”, marsz jeszcze z czasów carskich, często wykonywany na wojskowych paradach, a więc tą drogą trafił do uszu mieszkańców Królestwa.
na temat losów pieśni i piosenek można by popełnić całą książkę 🙂
@Monika Szwaja , Piekna jest ta piesn o koniu jak i jej wykonanie w oryginale , przez zespol Liube …
Tak, „Koń” jest przepiękny i śpiewany dosłownie przy każdej żeglarsko-szantymeńskiej okazji towarzyskiej, niezależnie czy towarzystwo zna go dobrze, czy… średnio.
To jest magia.
W tym wykonaniu tez pieknie brzmi !!
http://www.youtube.com/watch?v=CpQlM4L3-7U
To wykonanie tez jest bardzo dobre !!! :
http://www.youtube.com/watch?v=eOneK7tJWEc
A propos „Swiaszczennej wojny” – robiłam kiedyś wywiad z dyrektorem artystycznym Chóru Aleksandrowa – opowiadał, jak w czasie wojny chór Aleksandrowa, jeszcze wtedy z samym Aleksandrowem, stał na Białoruskim Dworcu i śpiewał tę pieśń żołnierzom odjeżdżającym na front. Żołnierze w oknach pociągu płakali i prosili o jeszcze, więc chór spiewał jeszcze i jeszcze, wciąż tę samą pieśń, a eszełony odjeżdżały i odjeżdżały… Wstrząsająca wizja.
„Wstrząsająca wizja. ”
Można sobie wyobrazić. Tak jak powiedział pan Jacek – gęsia skórka jest do dziś.
A posłuchajcie państwo Pelaśki. Ona ma 27 lat.
Śpiewa zgodnie z najlepsza tradycją rosyjskiej wokalistyki, więc warto zaczekać do końca. Jest niesamowity.
http://www.youtube.com/watch?v=UO8KasFa_OA
A w takim wykonaniu ?
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=qks6aM8GCtA#t=97
Przepraszam , ze nie calkiem w temacie .. Goraco polecam , dla tych co nie znaja Divne Ljubojevic serbke ,spiewajaca anielskim glosem liturgie prawoslawna , ze swym chorem Melodia :
genialne Ojcze nasz :http://www.youtube.com/watch?v=bjRHqMpsNb4&list=RD02QKLKwDCJwwQ
http://www.youtube.com/watch?v=twgX7wJwBLE&list=RD02QKLKwDCJwwQ
@jacek2 , piękne, rzeczywiście. Nie wiedziałem, że w Serbii śpiewają starocerkiewnym. Na festiwalu w Hajnówce można usłyszeć co najmniej 4 języki liturgiczne. Ale fakt, że tego najlepiej się słucha.
Mówiłam, że klub…
To może na dobranoc wash and go – Pelagia i Koń?
http://www.youtube.com/watch?v=UcFJzYVQziE
To może jeszcze w uzupełnieniu do anielskiego sopranu jeden z najwspanialszych bas-barytonów, solista Aleksandrowa, Walerij Gawwa. http://www.youtube.com/watch?v=d5S2CK_uda8
To już takie trochę zejściowe, niemniej piekne…
Dla wielbicieli Aleksandrowców: taki film dokumentalny trafiłam przypadkiem na YT. Na samym początku historię o pieśni śpiewanej na Biełaruskim Wakzale opowiada sam Borys Aleksandrow.
http://www.youtube.com/watch?v=gr-eDR_QGD0
Dziekuje! Szczerze I dobrze sie ubawilem:) Nic dodac I nic ujac !
Ludzie…
Powariowaliście???
Okudżawę mieszacie z Aleksandrowem?
Bo niby jedno i drugie po rosyjsku, tak?
Ofiary mieszacie z katami?
Czy rozumiecie, o czym Okudżawa śpiewał???
Brzydko się bawicie. Przypomnijcie sobie, do czego słuchanie gówna Aleksandrowa, „Horst Wessel Lied”, „Badenweiler Marsch” prowadzi. Najlepiej jeszcze raz oglądnijcie „Kabaret” Boba Fosse, moim zdaniem najbardziej przenikliwy film o totalitaryzmie, jaki kiedykolwiek nakręcono.
Takich pieśni nie słucha się bezkarnie. Ich zadaniem jest penetracja mózgu. Zabicie strachu przed śmiercią i oporów przed zabijaniem ludzi. Likwidacja moralności. To jest narkotyk.
Dzięki wielkie za ten temat…
Takich przykładów jest więcej i nietrudno w tej dziedzinie o najbardziej nawet nieprawdopodobne meandry historyczno-geograficzne.
Oto np. słynna „Panzerlied”, marsz niemieckich czołgistów z okresu II wojny światowej, do dziś (w ocenzurowanej wersji) śpiewana w jednostkach pancernych Bundeswhry i armii austriackiej. Jej tekst został napisany do melodii „Suedwestrlied”, pieśni niemieckich osadników z Afryki Zachodniej (do dziś jest to nieoficjalny hymn Namibii). A po II wojnie światowej tę samą melodię (tyle, że w innym, znacznie wolniejszym rytmie) wykorzystano w jednej z najpopularniejszych pieśni Legii Cudzoziemskiej „Les kepis blanc”…
Podobnie, mało kto spośród obywateli UE śpiewających ze wzruszeniem „Odę do radości” wie, że tę samą melodię miał hymn nie uznawanej przez nikogo Rodezji (1961-1980); nb. tekst rodezyjskiego hymnu „Rise, o voices of Rhodesia” jest pod względem poetyckim bardzo ładny, a politycznie zupełnie neutralny…
Oczywiście, że przykładów jest więcej, pokazałem tylko kilka znanych u nas.
Niektórzy zdziwiliby się, że i hymn „Deutschland, Deutschland über alles. ” nie jest tak naprawdę hitlerowski, bo muzykę skomponował … Józef Haydn (melodia wykorzystywana do dziś w niemieckim hymnie), a słowa powstały w 1841 roku.