Jak można się było domyślić, bitwa o Trybunał Konstytucyjny nie zmieniła niczego. Ujawniła istniejący od dawna podział społeczeństwa, który objawił swe oblicze pod postacią nielicznych grupek obywateli demonstrujących przed jego siedzibą według z góry przewidywalnego scenariusza. Jeśli miało to na kimś zrobić wrażenie, to tym kimś na pewno nie była to nasza ukochana władza, która prowadząc Polskę według jedynie słusznej idei i wyposażona we wszystkie możliwe atrybuty nie przelęknie się byle pokrzykiwania. To zresztą oczywiste, ona sama kiedyś nie takie rzeczy urządzała na ulicach. Z podobnym rezultatem.
Relacje z demonstracji – też przewidywalne – nieukrywana pogarda z obu stron wobec inaczej myślących, prześciganie się w wymyślaniu epitetów pod adresem strony przeciwnej, co na przyszłość zapowiada jedynie utrwalenie się istniejącego pęknięcia, które wylezie na wierzch przy pierwszej lepszej okazji.
Szczerze mówiąc, dziwi mnie to szczególnie ze strony tej „światlejszej” części, a przynajmniej tej, która się za światlejszą uważa, bo logika podpowiada, że niezależnie od perturbacji parlamentarnych przyszła władza, jakakolwiek by była, rządzić będzie musiała przy pomocy siły. Innego wyjścia nie ma. Cały proces zachodzący w polskim społeczeństwie prowadzi właśnie w tym kierunku.
Prof. Czapiński już jakiś czas temu zauważył rosnące w naszym kraju przyzwolenie dla rządów autorytarnych. Skąd się ono wzięło? Z niczego?
Oczywiście, jak to u nas bywa, zawsze będziemy za to obwiniać stronę przeciwną. Po swojej stronie wolimy dostrzegać jedno wielkie pasmo osiągnięć, które sprawiają, że bilans polityczno gospodarczy mamy zawsze dodatni. Nawet jeśli ujemny. No tak, bo jeśli lansujemy linię pokazującą Polskę w ruinie, to im więcej tej ruiny znajdziemy, tym bardziej nasz bilans dodatnieje.
Polska zaś jest krajem tak bogatym w przeżycia wzrokowo mentalne, że każdy znajdzie w niej to czego szuka.
Nie po raz pierwszy zresztą w naszej historii. Kiedy po I wojnie powstała wreszcie wyśniona, wymarzona wolna Polska – pierwsze co Polacy zrobili, to pokłócili się na amen. Komuś coś to przypomina? Inwektywy jakich pełna była ówczesna prasa pod adresem politycznych przeciwników wciąż stanowią niedościgniony wzorzec „dyskusji politycznej” dla naszych walczących stron, które mocno jeszcze zatrącają amatorszczyzną w porównaniu z antenatami.
Nie przypominam sobie, by epitety pod adresem np. grupki modlących się przed siedzibą TK (swoją drogą interesujące zjawisko samo w sobie) szybowały jakoś wysoko. Nie, płaskie, małe i bez polotu. Parę nawet trafiło na SO, na dodatek – kompletne „odrzuty z eksportu”.
Jak to porównać z przedwojennym wysiłkiem intelektualnym starającym się przekonać Polaków, że nie ma większego złodzieja, niż Piłsudski – niemiecki szpieg, którego wypuszczono z więzienia tylko po to, by wykończył rodzącą się właśnie Ojczyznę. Taki drugi Lenin. I to jeszcze nie wszystko co „szło” w ówczesnej prasie.
Strona przeciwna odwrotnie – pod niebo wynosiła zasługi marszałka, nie do końca wiadomo jakie, bo stojąc na gruncie twardych faktów trudno je jakoś odszukać, chyba że za takowe uzna się walkę po stronie zaborcy, co potem było przedmiotem licznych sporów w czasie konferencji wersalskiej i Dmowski nabiedził się tłumacząc pokrętnie, czyli po naszemu, jak to wódz rozbijał od środka siłę wroga.
Coś wam to przypomina? A mnie owszem, ostatnio pana posła Piotrowicza, PRL-owskiego prokuratora ścigającego w stanie wojennym kolporterów bibuły, który dokładnie według tego starego scenariusza tłumaczy swoją obecność w szeregach komunistycznych władz. I oczekuje kolejnego orderu, tym razem od wolnej Polski. Mało tego – założę się, że go dostanie.
Piłsudski mógł, a Piotrowicz nie? Dlaczemu?
Wychowani na „Konradzie Wallenrodzie” rodacy, sami nieraz mający za uszami, chętnie korzystają i pozwalają korzystać innym z możliwości, jaką dał narodowi romantyczny wieszcz.
A kapitan Kloss? Nieformalny bohater narodowy kształtujący dusze młodego pokolenia za moich czasów – to pies? Jak on tych Niemców od środka, boszsz…
Nie ma się więc co dziwić, że wierzy się Kaczyńskiemu, wierzy się Piotrowiczowi, sędzia skazujący niegdyś p. Komorowskiego cieszył się większym uznaniem społecznym, niż jego eks-podsądny, a taki np. były minister Jasiński w ogóle na nikim nie robił niekorzystnego wrażenia, nawet na politycznych przeciwnikach.
A kim był wysławiany Piłsudski, człowiek, którego portret znalazłem kiedyś nawet w jednym z warszawskich kościołów (bez wyjaśnienia, że to odstępca, kalwin i rozwodnik)? Demokrata? Mało jest satyryków, którzy określiliby go w ten sposób.
A to on przecież jest idolem obecnego führerka, o czym wiadomo było od dawna i on sam tego nie ukrywał. Jeśli więc ktoś taki zdobywa rzesze wyznawców, to co to oznacza? Tylko to, że wartość demokracji nie jest bezwzględna, obiektywna, a zależy od kontekstu kulturowego, historycznego, a mówiąc zwyczajnym językiem – od ludzkich potrzeb, od tego czego chce społeczeństwo, niezależnie czy komuś się to podoba czy nie. Lekceważenie tej prawdy przyniosło wiele bólu i cierpień w krajach nawiedzanych przez notorycznych wprowadzaczy demokracji na terenach obfitujących w zasoby naturalne, leżało u podstaw źle rozumianej poprawności politycznej i przyniosło w sumie więcej konfliktów, niż jakiekolwiek inne przyczyny.
Czy można wprowadzić demokrację wbrew społeczeństwu? Można – siłą. Ale czy to wciąż będzie demokracja? Na pewno? I w imię czego?
Nie oszukujmy więc nikogo twierdząc, że robimy to dla czyjegoś dobra. Robimy to bo NAM to odpowiada.
A jeśli tak to czym w gruncie rzeczy różnimy się od starszych pań modlących się do Jarosława i błagających go by „zbawił Polskę”? One też chcą Polski swoich wyobrażeń, niczego innego.
Ktoś ma receptę na dobro uniwersalne? Bzdura. Nie po to pokolenia filozofów poddawały w wątpliwość każdą prawdę, by teraz nie znalazł człowiek jakiegoś teoretycznego podkładu pod swoje potrzeby.
A spierać się o wyższość jednych nad drugimi? Za pomocą jakich argumentów? Przecież my w Polsce rozmawiamy już kilkoma językami tak od siebie odmiennymi, że nawet nie wysilamy się, by zrozumieć drugiego.
Skąd się bierze to przyzwolenie na „branie za mordę”, które w coraz szybszym tempie, nie biorąc na dodatek żadnej za to odpowiedzialności (jak to urodzony tchórz) serwuje nam pokraczny „wzorzec polskości”?
Przykro to mówić, ale też z ludzkiej potrzeby. Z potrzeby pewności i spokoju.
Dyktatura, cokolwiek by o niej powiedzieć, to spokój dla tzw. szarego obywatela.
Wolność, wolność słowa? A co to jest?
Wolność to odpowiedzialność. Za siebie, za innych. My zdążyliśmy tylko przećwiczyć wolność inwektyw wzajemnych, niewiele więcej. I do niczego innego ta wolność nie jest potrzebna sporemu procentowi naszego społeczeństwa.
Wolność to nie tylko swoboda działania, to odpowiedzialność za jego wyniki. Komu potrzebna wolność przy nieumiejętności działania? Jeśli sam nie potrafię zapewnić sobie podstaw bytu, to muszę mieć kogoś kto to dla mnie zrobi. Oczywiście – nie za darmo.
Jeśli ktoś zapewnia mi bezpieczeństwo, też nie zrobi tego z dobroci serca, choć teoretycznie jest to z góry opłacany jeden z podstawowych obowiązków państwa.
Jeśli w tzw. starych demokracjach słyszę dziś propozycje dyskusji o ograniczeniu praw obywatelskich za cenę zwiększenia bezpieczeństwa, to znaczy, że nie jest to tylko polski problem.
Mała dygresja: swego czasu Cosa Nostra dziwiła się jednemu ze swoich szefów, który wdał się w „romans” z Mussolinim. Dziwiła się, bo mafia z zasady nie lubiła dyktatur. Jak na jej metody działania, dyktatura bywa zbyt skuteczna. Tylko w państwie demokratycznym mafia czuje się jak ryba w wodzie.
A szary człowiek chciałby być bezpieczny, nie bać się żyć, chciałby spokojnie egzystować w sposób jaki JEMU jest potrzebny, nie wąskiej grupie elit przerzucającej się szczytnymi hasłami, które dla wielkiej liczby rodaków nic nie znaczą.
I zawsze poprze dyktatora, szczególnie jeśli ten pognębi tak nielubianych przez lud tych, którym się w życiu powiodło.
Zdelegalizować podłość, zawiść, szujowatość, czyli wańkowiczowski kundlizm? Jak?
Jeśli więc dziś w obliczu tego co się dzieje (zaczyna dziać, bo to dopiero początek) pada pytanie co robić, to moim zdaniem jedna z ważniejszych odpowiedzi brzmi – rozmawiać. Rozmawiać ze sobą, bez poczucia wyższości, bez złych emocji, bez traktowania kogoś o innych poglądach jako wroga.
Tłumaczyć swoje sąsiadom, krewnym i znajomym, panience na spacerze, pani w kiosku, dziadkowi przy wigilijnym stole. Życzliwie, z miłym uśmiechem tak, by zobaczył w nas wreszcie człowieka, a nie przeciwnika politycznego.
Nie ma innej drogi. Wszystko inne jest chwilowe i nie zapewnia trwałości wartościom, o które ponoć gotowiśmy walczyć.
Dlaczego? Już kiedyś mówiłem: bo sytuacja jest inna, niż w PRL-u. Dziś nie będziemy się bić z Kaczyńskim. Nie on jest groźny. Dziś będzie wojna ze współobywatelami, którzy według wyznawanych przez nas zasad mają prawo do swoich poglądów i swojego stylu życia.
A takiej wojny wygrać się nie da.
Jerzy Łukaszewski
“Skąd się bierze to przyzwolenie na „branie za mordę”?”
Niestety jest Pan jedynym tutaj autorem, który zadaje pytania – cała reszta, razem z komentatorami wie wszystko najlepiej w stu procentach i pisze jedynie o swoich słusznych poglądach na wszystko. Smutny to obraz, gdy dzisiaj każdy chce mówić, ale nikt prawie nie chce słuchać i zadawać pytań …
Jak zawsze do wyborów poszła połowa narodu. Z tej połowy wybierających większość opowiedziała się za zmianą, a cała reszta za status quo. Siłą rzeczy parlamentarny obraz tej zmiany prezentuje PiS z Kukizem bo zwyczajnie żadnego innego obrazu tej zmiany nie było (no może poza KORWIN). Wielu ludzi nie rozumie, że tutaj nie chodzi o PiS, Kukiza czy PO. Ci którzy chcą zmiany głosują na tych, którzy tę zmianę obiecują, ale to wcale nie oznacza, że oni tę partię popierają. Po prostu, nie mają na kogo głosować to wybierają tych, którzy jako jedyni o naruszeniu status quo mówią. To jest tak jak z religią, że każdy ma swojego Boga i każdy inaczej rozumie ten status quo i inaczej definiuje zmianę.
Natomiast tutaj, i nie tylko na tym portalu, serwowany jest jakiś fałszywy bipolarny obraz polskiego społeczeństwa, że jak nie z nami jesteś to przeciwko nam. Najśmieszniej się robi wtedy, gdy ci którzy tak patrzą na rzeczywistość między wierszami wtrącają, że jednak czegoś nie rozumieją. No nie rozumieją … Nie rozumieją tego, że to parlamentaryzm opiera się na rządzie i opozycji i wobec tego wymusza tę bipolarną perspektywę. Natomiast społeczeństwo takie nie jest. Ci którzy tak najgłośniej piszą o obronie demokracji (jak i ci którzy są przeciw) bredzą, że tutaj rzecz się tyczy jakiś dwóch stron barykady. Ile osób przyszło na ten śmieszny protest przed TK ? A ile Polaków to w ogóle obchodzi ?
Nie tylko władza, ale i opozycja jak i cały parlamentarny polski kraj coraz bardziej rozjeżdża się ze społeczeństwem i coraz gorzej te społeczeństwo rozumie. No tak to demokracji robić się nie da, gdy ci co zasiadają w Sejmie i ich zwolennicy (z prawa i lewa – jeżeli jeszcze taki podział ma logiczny sens w Polsce, a zapewne nie ma) wiedzą wszystko najlepiej i nikogo nie chcą nawet posłuchać.
Brawo, panie Jerzy. Liczyłem na głos rozsądku i nie zawiodłem się. A komentować pod artykułami tych, którzy mają do zaoferowania tylko odpowiedzi, już mi się nie chce.
Jeszcze jedno, Rockefeller (człowiek, który stworzył Standard Oil) miał swój ulubiony rym o którym wielu ludzi z jego otoczenia oraz którzy kiedykolwiek mieli z nim styczność mówili, że pełnym wymiarze oddaje duszę tego człowieka. Rym idzie tak:
“A wise old owl lived in an oak
The more he saw the less he spoke
The less he spoke the more he heard.
Why can’t we all be like that wise old bird?”
W wolnym tłumaczeniu idzie to tak: “stara mądra sowa żyła w dębie; im więcej widziała tym mniej mówiła; im mniej mówiła tym więcej słyszała; Dlaczego ludzie nie mogą być jak ten sędziwy ptak ? “
Nie ma z czym polemizować, pozostaje mi tylko zgodzić się z Autorem i Brentano.
Pozdrawiam
Dodam tylko jedną uwagę: Nieswojo się czuję słysząc o walce o demokrację lub o jej wprowadzaniu.
Od razu kojarzy mi się, z jakim skutkiem i w jaki sposób robią to Amerykanie wśród Arabów. A dlaczego, obnaża choćby film “W.”.
Dziś nie będziemy się bić z Kaczyńskim.
Oczywiscie, ze nie. Kaczynski bedzie siedzial za murem ochroniarzy, jak przez ostatnie dziesiec lat. Nikt nie podejdzie. Ani z kwiatuszkiem, ani z kamieniem. Nikt sie bedzie bił ani z nim, ani z ochroniarzami. Dyskutował zreszta tez nie, bo jesli Pan zacznie, to Pana pobija ochroniarze.
.
Nie on jest groźny.
W tym samym sensie, w jakim Pinochet nie był grozny. Ani Pol Pot. Oni osobiscie byli bardzo niegrozni. Pol Pot byl podobno czarujacy. Na pewno z najwieksza przyjemnoscia posłuchałby, jak Pan mu tłumaczy Życzliwie, z miłym uśmiechem tak, by zobaczył w nas wreszcie człowieka, a nie przeciwnika politycznego.
.
Pan jeszcze nie przyswoił sobie zalecenia Kuronia “tworzcie komitety”? Pan nie rozumie, co to jest samoorganizacja społeczna oraz walka o prawa obywatelskie? Pan uwaza, ze panstwo prawa polega na tym, ze prezydent łamie prawo, a w odpowiedzi Pan osobiscie “tłumaczy sąsiadom, krewnym i znajomym, panience na spacerze, pani w kiosku, ze prawo to jest dobra rzecz?
Łukaszewski: ja tam byłem. Więc perspektywa trochę inna, nie mówię że lepsza, bo np. nie poszedłem przez dwa kordony, posłuchać od wewnątrz konkurencji. Nie żebym się bał pobicia, jako obcy element, ale mi się zwyczajnie nie chciało. Ale zapewniam cię, że w naszej grupie nie dawało się zaobserwować nienawiści albo pogardy. Owszem, raczej rodzaj lekceważenia, wobec komunikatów z prawej (twarzą do jezdni) przez megafon, że w naszej straży porządkowej wykryto właśnie sześciu etatowych pracowników policji w służbie czynnej, (ges-ta-po!???).
*
Oczywiście zdaję sobie sprawę z “oscylatora” konfrontacji ulicznych i niemiłych rezultatów, owocujących głupieniem haseł obu stron. Najsensowniejsze na ten temat zamieściłem tu, parę lat temu, w moim komentarzu. Był to cytat z dość ważnej książki Lorenza “Odwrotna strona zwierciadła”. Nie przytoczę, bo gdzieś się zapadła, a portal wycina komentarze do starych wpisów.
*
Twój tekst jest z pozoru niezatapialny, ale jak nim pohuśtać…
Jak wiemy, najstabilniejszy w czasie tekst, bo przepisywany nawet ze zliczeniem liter, czyli Tora, dała pole najrozmaitszym rozhuśtaniom i w rezultacie – Talmud. Z którego już najwścieklejszy antysemita może czerpać pełnymi garściami.
Twój daje się pohuśtać od nihilistycznego stwierdzenia Kuby Sienkiewicza: “Wszystko ch..!” do wezwania, żebyśmy się wzięli do pracy od Podstaw.
*
Krótkie podsumowanie: To co? Propagujemy Falun Gong?
@j.Luk:
Piotr Rachtan Panu odpowiedział. Jego artykuł nie jest bezposrednią polemiką. Nie ten kaliber. Pan Piotr przypomina, ze gra nie toczy sie o milutkie rozmowy z panią kioskarką (ktorą przy okazji grzecznie pozdrawiam – prosze przekazac moje ukłony). Gra toczy sie o przyszłosc kraju, kultury, a takze gospodarki.
.
Piotr Rachtan: Analogie – List 59
(tuz obok)
bitwa o Trybunał Konstytucyjny nie zmieniła niczego.
Nie zmieniła wynikow wyborow i arytmetyki w sejmie. Bo i nie mogła tego zmienic. Poza tym zmieniła bardzo wiele.
.
1. Wielu ludziom opadły złudzenia. Jak wielu i komu – tego nie wiemy. Ale wiemy, ze takich jet wielu.
2. Zmobilizowała do aktywnosci obywatelskiej. Wiekszej, mniejszej, ale jednak. Sa metody, zeby te aktywnosc podliczyc, organizowac, i podsycac.
3. Dostarczyła motywacji tej czesci opozycji, ktora jeszcze nie popadła w letarg. Ta motywacja byc moze skonsoliduje PO i inne partie.
4. Skonsolidowała niektore srodowiska zawodowe, ktore wiedza, ze niedługo przyjdzie na nie kolej. Te srodowiska moga sie upolitycznic i tym samym wzmocnia opozycje. Nic tak nie jednoczy, jak poczucie zagrozenia i wspolny wrog.
5. Zaalarmowała EU i sojusznikow. Jak bardzo – nie wiemy. Czesc tego alarmu jest zakulisowa.
6. Zaalarmowala kregi gospodarcze. Jak bardzo – nie wiemy, ale te kregi wiedza.
7. Nie wiemy, jak ta awantura wpłyneła na armie. Oni nie sa idiotami i szykuja sie na przyjscie Macierewicza. Awantura pokazała, jak mysli ten, ktory pociaga za sznurki. Pytanie, czy to bedzie miało znaczenie, kiedy Kaczynski kaze Macierewiczowi strzelac do cywilow. Bo to, ze byc moze kaze, juz zaczyna byc podnoszone w dyskusjach publicznych (nie mowie o trollach).
.
Kraj “przed” i “po” to jest inny kraj. Tu nie chodzi o pania z kiosku. Tu chodzi o zorganizowane srodowiska i grupy nacisku. Niektore zacieraja rece, a niektore wiedza, ze potem na nie kolej. Obserwuja i wyciagaja wnioski. Mozna załozyc, ze te wnioski nie maja znaczenia. Najezdzcy pewnie tak zakładaja. Ale to jest złe załozenie i najezdzcy zapewne sie o tym przekonaja.
Goryński: nie wszystko co piszę odnosi się do waszej demonstracji, bądź tak miły i zauważ. A pogarda jest widoczna tu, na SO i znajdziesz ją bez wysiłku. Nie wskażę Ci bo bierze mnie obrzydzenie jak to czytam. Najbardziej zasmucił mnie jeden z komentarzy z zachwytem opowiadający, jak to śpiewano “Mury”, bo to jeszcze jedno świadectwo, że mało kto tę pieśń rozumie. Wystarczy, że “się walczy”, a reszta nie ma znaczenia. Tak też odbieram i KOD i większość tego typu inicjatyw. One mają dać uczestnikom lepsze samopoczucie, a jak sobie pomyślą z rozrzewnieniem, że kiedyś za to sadzano to natychmiast przenoszą się myślą, słowem i uczynkiem w tamte czasy i kompletnie tracą poczucie rzeczywistości.
Pamiętasz scenę z “Żywota Briana”, tę z oddziałem zwolenników pod krzyżem? Nie przypomina Ci to niczego?
Nie będę propagował Falun Gong. Nie mam takiej potrzeby.
Natomiast jeśli widzę to co się dziś dzieje, to się zastanawiam skąd się to wzięło, skąd się wzięło poparcie dla takiego politycznego zbydlęcenia. I uważam, że tam trzeba uderzyć z naszymi światłymi (niewątpliwie) inicjatywami, bo ziemia i niebo przeminą, Kaczyński przeminie, ale zadry w ludziach pozostaną i zatrują chleb nasz powszedni, jak powiada Pismo.
@Jerzy Łukaszewski
Uważam, że skończył się czas na rozmowy. To czas zwierania szeregów. Grupowania się i oczywiście należy pozyskiwać sprzymierzeńców, rozmawiać, jednak nikt nie przekona przekonanych. Musi im coś dopiec, więc “im gorzej, tym lepiej”.
.
Nikt nikomu nie chce niczego narzucać. Każdy ma prawo do osobistego dyktatora, jeżeli tak lubi. Kółko różańcowe ma prawo do modlitw, jeżeli nie łamie prawa. Ale prawo musi być symetryczne. Każdy ma prawo być sobą, po swojemu, jeśli nie krzywdzi innych, a nie tylko kółko R.
.
@Brentano
Robi Pan to, co pozostali. Udziela odpowiedzi. Bo na tym polega dyskusja, że ktoś pyta, aby ktoś inny odpowiedział. Dla mnie każda odpowiedź jest tożsama z pytaniem, bo tam gdzie jest otwartość, mogę zakwestionować każdą tezę i przedstawić własne argumenty.
.
@narciarz2 – TAK
.
@A. Goryński – TAK
a tu pełny komentarz:
http://notyw.blogspot.com/2015/12/kazdy-ma-prawo-byc-soba-po-swojemu.html
@j.Luk
“Tak też odbieram i KOD i większość tego typu inicjatyw. One mają dać uczestnikom lepsze samopoczucie, a jak sobie pomyślą z rozrzewnieniem, że kiedyś za to sadzano to natychmiast przenoszą się myślą, słowem i uczynkiem w tamte czasy i kompletnie tracą poczucie rzeczywistości.”
.
Dlaczego zakłada Pan, że za KOD nie będą wsadzać? Jest Pan optymistą. Zanim kliknęłam “dołącz” kiedy było ok. 800 członków grupy długo o tym myślałam – jak to się skończy, bo pamiętam jak było wtedy. To nie jest zabawa. Dziś dołączamy do KOD jawni, więc skrupi się na innych, bardziej niż wtedy. Mają nas na tacy. Jesteśmy wystawieni na odstrzał. Może nas ochronić wyłącznie masowość tego ruchu. Wątpliwości dotyczące KOD, w obecnej sytuacji wynikają z błędnej oceny sytuacji. Ja zgadzam się z panem Krzysztofem Łozińskim.
https://studioopinii.pl/krzysztof-lozinski-bronmy-trybunalu-bronmy-polski/
Allways look for sunny side of life… naturalnie. Te “Mury” też mnie zbrzydziły. Oni je mieli nagrane na cipie (to moje prywatne, obelżywe z lekka określenie pendrajwów i innych datatravellerów.) i przyłożyli do megafonu, jako zapiewajłę. Więc orzeł zaczął, a reszta podchwyciła. Ja wtedy, jak ta hiena, nie mogłem nie zachichotać, więc powiedziałem do nieznajomego sąsiada, że pasowałoby też zaśpiewać “szła dzieweczka do laseczka”, ale obdarzył mnie (przyjaznym) spojrzeniem pełnego niezrozumienia. Ze wspomnień, już nie całkiem niedawnych. Napisałem kiedyś, na zamówienie społeczne, krótki scenariusz do filmu rysunkowego. Taki mur i pojawia się ludek, co chce przejść. I zaczyna walić głową w mur. Wbrew znanemu przysłowiu. Ale za chwilę (czasu filmowego – 5 sek.) pojawia się drugi ludek. I się przyłącza. Dalej tak samo, więc za niedługo jest tłumek, który w końcu rozwala mur. Zostaje kupa cegieł i rozentuzjazmowani ludkowie, co jednak wkrótce mobilizują się do roboty i wznoszą szybciutko wielki, wspólny dom. Kraty pojawiają się w oknach tego domu w ostatnim momencie filmiku. Zamówienie społeczne było zadowolone, ale nie znalazło sponsora.
@BM
Czy moglbym zwrocic uwage na absolutna niedopuszczalnosc wypowiedzi trolla “Sir Jarek”?
“Sir Jarek” został skierowany do stałej moderacji. Żaden jego wpis bez mojej zgody się już nie ukaże. Jego chamskie teksty wykasowałem. Jeśli spróbuje raz jeszcze – usunę całą jego historię i wszystkie dotychczasowe wpisy.
Ad. “Ser jakiś tam” – doskonała ilustracja mojego komentarza, że mimo najlepszych chęci i sprawdzonych procedur, “światłym” trudno zapanować nad hejtem.
.
A tu dobry i ważny materiał:
DYSYDENT I UCHODŹCA Jerzy Sychut (67 lat), Sztokholm
“Dlaczego jestem w KOD? Po 1989 r. mało interesowałem się wydarzeniami w Polsce. Wszystko szło ku lepszemu. Zaniepokoiłem się, gdy kilka razy usłyszałem określenie: „IV Rzeczypospolita”. O co chodzi? Zacząłem się przysłuchiwać obradom Sejmu. Nauczyłem się odróżniać polityków po retoryce – niektórzy gadają przez zaciśnięte zęby. Uważnie obserwowałem ostatnie wybory. Byłem przerażony sukcesami hołoty i ich argumentacją: żądaniami głów, krwi, zemsty. Nic nie mogłem zrobić. Nawet głosować, bo nie mam polskiego paszportu.”
http://www.komitetobronydemokracji.pl/aldona-wisniewska-zakodowani-na-wolnosc/
Problem w tym, że tęsknota za zamordyzmem jest pochodną wielu grzechów i grzeszków naszych polityków: nieróbstwa, bałaganu prawnego, niesprawiedliwości, słabości opieki społecznej, omijania restrykcyjnego systemu podatkowego i ZUS przez wiele małych i średnich przedsiębiorstw. Bezsilność uczciwych i zmarginalizowanych została cynicznie wykorzystana przez PiS i Kukiza. Nadal jednak to tylko 37,6% głosujących i 19% ogółu uprawnionych. Zgoda, rozmawiać trzeba wszędzie gdzie się da, ale również trzeba się organizować. Bez twardego “nie” zamordysta nie odpuści.