Jeśli zwykli ludzie nie dostrzegają niczego istotnego w demokracji, ponieważ wydaje się, że nie ma ona żadnego odniesienia do ich codziennego życia […], nie uczynią oni nic dla jej obrony. Jeśli wybory, stawiane przed nimi przy okazji wyborów, nie stanowią dla nich żadnej różnicy, ponieważ politykom brak kompetencji albo woli zmiany […]; jeśli podstawowe prawa obywatelskie i polityczne nie są dostatecznie zagwarantowane, by dać ludziom zdolność organizowania się i prowadzenia bez obaw [wytłuszczenia moje – MF] kampanii co do zagadnień publicznych; nade wszystko, jeśli ludzie nie mają żadnej kompetencji, by przedstawiać swoje sprawy na najbardziej lokalnym szczeblu miejsca pracy i miejsca zamieszkania – znaczy to, że demokracja przemieniła się w pustą półkę, w formę pozbawioną jakiejkolwiek substancji.
Tymi słowami kończy się książeczka Davida Beethama i Kevina Boyle’a pt. „Demokracja: pytania i odpowiedzi”, opublikowana z inicjatywy UNESCO w 1994 roku (ISBN 83-85709-95-9).
Uderzyło mnie, jak niewiele brakuje, aby polską demokrację nazwać „pustą półką”, „formą pozbawioną substancji”. I to w groźnej sytuacji międzynarodowej, gdy kilkadziesiąt kilometrów za wschodnią granicą Polski szaleje wojna. U nas zaś demonstracje, częściowo uzasadnione, przybierają na sile w roku wyborczym. A my nie mamy na kogo głosować i stopniowo tracimy demokratyczną substancję.
W takiej chwili myślę o dzieciach. Mam bowiem świadomość, że moje pokolenie – ludzi urodzonych w latach 80. XX wieku – nie zdąży już skosztować owoców pozytywnych, długofalowych reform, jeżeli takowe nastąpią, i nawet jeśliby nastąpiły zaraz. Oby przynajmniej oszczędzono nam goryczy wojny, obyśmy mogli przeżyć w spokoju, choćby skromnie. I tak będziemy mieli wtedy lepiej niż nasi dziadowie, którzy ścierpieć musieli niewyobrażalne okrucieństwa minionego stulecia.
Dzisiaj jest czas stosowny do tego, aby pomyśleć o lepszej przyszłości dla tych, którzy przyjdą po nas. A im więcej myślę o dzieciach, tym więcej znajduję podobieństw między nimi a politykami…
Oprowadzałem kiedyś grupy szkolne po ratuszu (nieważne, w jakim mieście). Dla dzieci największą atrakcją była piwnica, za panowania pruskiego pełniąca funkcję aresztu. Jednak tę uciechę zostawiałem na deser. Wcześniej prowadziłem milusińskich do sali obrad. Po wejściu do sali prosiłem o zamknięcie drzwi (zgiełk mógłby podrażnić układ nerwowy urzędującego obok prezydenta) i zajęcie miejsc wokół dużego, owalnego stołu. Dzieci rzucały się na najbliższe krzesła, a kiedy już siedziały w miarę spokojnie, zaczynałem autorską lekcję demokracji.
Zwracałem się do ucznia siedzącego na krześle, które podczas obrad rady miejskiej należało do najwyższego włodarza i mianowałem to dziecko prezydentem. Towarzysze wybrańca otrzymywali stanowiska wiceprezydentów. Następnie wskazywałem przewodniczącego zgromadzenia oraz radnych. Czasami grupa była tak liczna, że nie dla wszystkich starczało miejsc przy stole. Tych, którzy przycupnęli pod ścianą, prosiłem o wcielenie się w dziennikarzy, mieszkańców, obserwatorów itp. Skoro każdy uczeń poczuł się ważny i doceniony, przechodziliśmy do rządzenia. Pytałem dzieci, co chciałyby zmienić w mieście, czego im brakuje albo co powinno zostać wybudowane. Oczywiście najczęściej otrzymywałem gromką odpowiedź, że trzeba by postawić nową lodziarnię, pizzerię czy plac zabaw. I oczywiście traktowałem taką odpowiedź jak najpoważniej. Po czym przechodziliśmy do głosowania: kto jest za wybudowaniem nowego placu zabaw, proszę podnieść rękę itd. Z największym zaciekawieniem obserwowałem reakcje uczniów, kiedy padały dwie propozycje, a można było przegłosować tylko jedną z nich. Czyli gdy trzeba było się zdecydować: albo lodziarnia, albo pizzeria. Dyskusje, jakie wywiązywały się w takich sytuacjach, przypominały mi do złudzenia prawdziwe obrady z udziałem dorosłych polityków. Tyle że – jeszcze – bez wyzwisk.
Może to pomysł niegłupi, żeby traktować polityków jak dzieci? Może oni też potrzebują wychowania? I może psujemy ich, niczym nieodpowiedzialni rodzice, przymykając oko na błędy, byle oddalić wizję większego zła?
Być może, ale przecież są pośród polityków ludzie godni szacunku, tacy, od których my, wyborcy, moglibyśmy się uczyć. Na przykład Włodzimierz Cimoszewicz, mówiący w Newsweeku o braku polityków wagi ciężkiej. Co gorsze, nie ma ich także w nowym pokoleniu, w którym dominują populistyczni i niedouczeni karierowicze, troszczący się jedynie o własne korzyści. Wpisują się oni jednak w ogólne światowe tendencje: zero poważnych idei i wszystko na sprzedaż.
Rzeczywiście marketing polityczny przyćmiewa konsekwentną pracę nad wizerunkiem polityka wiarygodnego. Każdy humbug ma jednak krótkie nogi. Przypominam sobie jeszcze jedną historyjkę z dziećmi…
Na ferie w muzeum przebierałem się za ducha i chowałem w XIX-wiecznym pomieszczeniu kuchennym. Drzwiczki mojej kryjówki otwierały się na korytarz, którym przechodziły dzieci. Gdy tylko słyszałem zbliżającą się grupę, zaczynałem zawodzić, jak na ducha przystało. Później zaś, zgodnie z planem, osoba oprowadzająca grupę uchylała drzwiczki. Dzieci piszczały, po chwili oswajały się z duchem, wysłuchiwały jego historii (właściwie legendy) i odchodziły ucieszone, machając rączkami na pożegnanie.
Ale pewnego razu coś poszło nie tak. Jedna dziewczynka przestraszyła się nie na żarty i zaczęła płakać. Koleżanka z muzeum, która akurat opiekowała się grupą, zareagowała odruchowo. Nie bójcie się, powiedziała do dzieci. To pan Marcin Fedoruk przebrał się za ducha. Znacie przecież pana Marcina z biblioteki. Jakiś chłopiec, lider w swojej klasie, podbiegł do mnie i szarpnął za prześcieradło, którym byłem owinięty, odsłaniając fragment mojej prawdziwej garderoby. Przejrzawszy mistyfikację, dzieci poczęły skandować: Fedoruk oszust! Fedoruk oszust…! Wycofałem się czym prędzej do schowka, zablokowałem drzwiczki od środka – rozwścieczony tłum szykował się już do wtargnięcia i wymierzenia kary należnej blagierowi – skuliłem się w najdalszym kącie i czekałem w ukryciu tak długo, aż nabrałem pewności, że na korytarzu nie ma żywej duszy.
Niech ta anegdota stanie się przestrogą dla politycznych wilków w owczych skórach. Wszystkim bez wyjątku polecam „Demokrację” w pytaniach i odpowiedziach. Pytajmy nieustannie, szukajmy wciąż odpowiedzi – zanim wyczerpie się nasza substancja.
Marcin Fedoruk
Obawiam się, że ma Pan rację, twierdząc, iż polska polityka to forma pozbawiona substancji. Cały wysiłek idzie w proces wyborczy, a potem zwycięzcy są bezradni wobec zastanej rzeczywistości. To co w dojrzałych krajach jest uznawane za zdarzającą się patologię polityki, u nas uznano za akceptowalną normę. Demokracja i jej polityczna emanacja wzbudza szacunek obywateli, gdy o coś istotnego w niej chodzi, gdy zwycięzcy politycy i partie, mimo popełnianych błędów, są w stanie rozumnie realizować sensowne strategie. Gdy kluczowe punkty programu partii są ważniejsze od ew. spadku sondaży, a tym samym wypowiadane słowa mają pewną wartość, zaś decyzje rządzących układają się we w miarę logiczne ciągi zdarzeń. Pozerstwo zwane pijarem, jeśli zastępuje racjonalne działania, nie buduje zaufania obywateli. Oto polska polityka właśnie…
Myślałam, że to ktoś o Polsce pisze. Brzmi marnie, a nawet źle.
Panie Marcinie, bardzo dziękuję za piękny tekst poruszający najgłębsze struny i skłaniający do refleksji.
Dziękuję tym bardziej, że to głos tego pokolenia, z którym o swych troskach i obawach, wstyd się przyznać, ale boję się rozmawiać. Bo pan jest z pokolenia moich dzieci, a moje obawy o przyszłość są z roku na rok czarniejsze.
Ja z pierwszego pokolenia, które nie zaznało wojny coraz częściej boję się, że moje dzieci takimi szczęściarzami nie będą i swoimi troskami nie śmiem im zakłócać spokoju, radości życia i wbijać w poczucie lęku.
Czy tylko nie wychowaliśmy polityków? Nie wychowaliśmy (dostatecznie powszechnie, a nie w jednostkach) następnego pokolenia, które potrafiłoby sensownie działać. Dokoła mnie odbywa się chocholi taniec udawanych postaw, udawanych zasad, towarzystwo z przylepionym do ust uśmiechem odgrywa jakieś role …
I nie mogę pozbyć się natrętnej myśli – jeśli narzekacie na nowe pokolenie, to pobijcie się we własne piersi – drodzy rodzice i nauczyciele, właśnie Wy z tego starszego od nich pokolenia.
@SAWA
Miło mi bardzo, że rozmawiamy tak szczerze. Dziękuję Pani za to.
Proszę się nie bać rozmów na trudne tematy z młodszym pokoleniem. Ono prawdopodobnie boi się jeszcze bardziej i może właśnie dlatego ich unika. Nie obwiniajmy się ponad miarę ani nie poddawajmy się zwątpieniu, tylko rozmawiajmy. Bo jeśli nie będziemy rozmawiać, to… Co nam zostanie?
Serdeczności!
czuję sie wywołana do odpowiedzi- jako przedstawiciel tego starszego pokolenia ktore przezyło wojne – i mam zamiar uderzyc – sie w piersi,jak sugeruje Autor. Problem w tym że nie mam pojęcia co poszło zle -byłam naiwnym członkiem Solidarności wierzącym w uczciwośc i pryzwoitośc jej luminarzy.I co sie okazało ? że ci uczciwi ( jak n.p.Karol Modzeleewski czy Tadeusz Mazowiecki – odeszli- jedni sami,drudzy zepchnieci przez spryciarzy,karierowiczów,cyników . Patrze na pokolenie moich dorosłych wnuków i jest mi ich żal – jakie Panstwo im zostawiamy ? dokładnie takie o jakim mowil minister rzadu pan Sienkiewicz- no,jesli minister tak sie okresla – to co maja mówic obywatele ? a on nawet nie czuje sie zobligowany nazwiskiem i stanowiskiMem Czy mam sie dziwic że młodzi tego Panstwa nie szanuja ,pogardzaja politykami i widza przyszłośc na emigracji ? Moje pokolenie czuje sie bezradne – kolejne ekipy rzadzace okazuja sie coraz gorsze – bezkarne , bezczelne. Moze istotnie demokracja w polskim wydaniu nie jest demokracja ale wydmuszka – ?. Pozostaje mi jedynie przeprosić – za to że pozwolilismy doprowadzic nieszczęsny dar wolności do upadku .
“zero poważnych idei i wszystko na sprzedaż.”
Z drugiej jednak strony, co to są “poważne idee”? Obserwuję w ostatnich latach trend do niszczenia wszystkiego, co się poważnym być wydaje. Na ogół załatwia się to poprzez przyklejanie etykietek “radykałów”, “zacofańców” itp. Traktując to jako dalszy ciąg dyskusji pod pańskim poprzednim tekstem, można by sądzić, że to jest kierunek wręcz zaprogramowany. A stąd już niedaleko do teorii spiskowej (kolejna etykietka), że skoro to jest celowe, to znaczy, że gdzieś ma źródło, że komuś na tym zależy itd.
Dzieci są w tym rzeczywiście ważne. Ciekawe byłoby zaobserwować, w którym momencie przestaną krzyczeć “Fedoruk oszust!”. Bo przestaną, niestety.
Dzięki za ten tekst.
Panie Jerzy,
zdaje się, że obaj cenimy konsekwencję. Jednak czasami warto postawić myślom tamę, żeby nie popaść w czarną rozpacz…
Na szczęście nikt z nas nie ma mocy zbawienia świata w pojedynkę. Dlatego staram się – po pierwsze: nie szkodzić; po drugie: robić coś pożytecznego w dobrym towarzystwie; po trzecie: uśmiechać się, mimo wszystko.
A jeśli kogoś nastraszyłem (swoim artykułem), to tylko po to, by pobudzić.
Pozdrawiam!
“Spraszywajtie rebiata, spraszywajtie” – śpiewał Galicz. Ale wyszło “wsio nie tak, wsio nie tak, rebiata!” (Wysocki)
Naszych piosenek, tutaj, też mało kto słucha.
Ma Pan rację takie zjawiska widzimy na codzień. Oprócz diagnozy warto byłoby się zastanowić jak napełnić “pustą” demokrację. Jak przeciwdziałać fasadowości, fikcji marketingu politycznego uciekającego od zmieniania świata. Jak poprawić jakość klasy politycznej – jak odpartyjnić wybory samorządowe, jak wyeliminować słabych i nie mających nic do zaoferowania polityków. To wszystko jest także dyskusją o naszej własnej i szerzej społecznej aktywności publicznej. Czy na pewno umiemy i chcemy wykorzystać demokrację dla realizacji naszych wielkich aspiracji? Czy przypadkiem wolimy pozostawić tę dziedzinę w rękach mniej zdolnych ale bardziej bezczelnych rodaków?
Owe poważne zadania polityków to nie jakieś wizje zmiany świata i pouczanie społeczeństwa, lecz jako tako skuteczne realizowanie złożonych zadań ważnych dla państwa. Np. przeprowadzenie racjonalnej analizy sensowności budowy energetyki jądrowej, a w razie pozytywnych wniosków, stworzenie wieloletniego planu ich budowy i jego realizacji. Np.
Rok 1 – decyzja o lokalizacji
Rok 2-3 – przetarg na budowę i planowanie oraz ew. zmiany w ustawodawstwie
Rok 4-10 – budowa
Rok 10 – uruchomienie
Punkt po punkcie, rok po roku itd. To jest racjonalne działanie.
Polityczy pijar królujący w polskiej polityce to działanie tu i teraz, bez związku ze wcześniej podjętymi decyzjami, wydanymi środkami i włożoną ludzką pracą. Profesjonalne zarządzanie to sztuka logicznych i spójnych ciągów działań zmierzających do sensownego celu. Aby taki styl działania był normą, konieczne jest umieszczanie na odpowiedzialnych stanowiskach ludzi kompetentnych, których kompetencja jest uwiarygodniona jakścią wykonywania.
Pijar może robić wrażenie gdy patrzymy na pojedyncze wydarzenie, lecz jest “bezradny” przy analizie ciągu wydarzeń. Przykładów jest bez liku.
Gaz łupkowy ogłoszony za przyszłość rozwoju Polski. Realizacja: bałagan prawny, kompletna klapa.
Tusk ogłosił, że tylko PO pod jego przywództwem jest gwarantem bezpieczeństwa Polski w kontekście agresji Rosji na Ukrainie. Realizacja: mimo zaostrzenia sytuacji na wschodzie, Tusk odchodzi z urzędu premiera, a jego miejsce zajmuje kompletnie niekompetentna PEK.
Zespół Boniego przyjmuje plan rozwoju Polski do 2030 roku. Realizacja: plan jest martwy już po kilku miesiącach.
Można wymieniać w nieskończoność. Oczywiste jest, iż kierowanie krajem nie jest tym samych co zarządzanie dużą firmą. Ale pewne mechanizmy planowania i racjonalnego działania są podobne. Zaś ich brak powoduje olbrzymie straty: pieniędzy, ludzkiej pracy i wiarygodności.
Ma Pan absolutna racje- politycy czy rządzacy ogłaszaja plany,programy i.t.p. ale jestesmy jak te małpy w dzun gli – niczego nie doprowadzamy do konca- ba! nikomu z opowiadajacych nam bajki nie chce sie tłumaczyc ,dlaczaego pozbawione są zakonczenia.Porzucamy nasze zabawki w pół zabawy – i dlatego ludzie oduczaja sie traktowac powaznie słowa politykow – w.g.starej zasady – “jak rząd mowi,to mówi- ale jak mówi ze zabierze- to zabierze.” Dlatego sensu nie ma chodzenie na przedwyborcze wiece, a niedługo straci sens chodzenie na wybory – czym sie różnic beda rządy PIS od rzadów PO ? możę mniejsza indolencja rzadzacych – bo platformersom sie juz po prostu nie chce- – natomiast podobna niekompetencja i głupota.
@MaSZ, pan Cimoszewicz powiedział “idee”, a to jednak nie to samo co “zadania”. Idea to coś, co te zadania uzasadnia. To ona wskazuje, co jest “ważne dla państwa”.
Mimo wszystko jest tu jednak pewna zgodność logiczna. Nie ma idei – nie realizuje się zadań.
MaSZ pisze:
2015/02/12 o 22:04
To wszystko prawda ale jaki mieliśmy wybór? Rycerzy XIX wiecznej “cywilizacji” z PiS! Nie będziemy mieli wysokiej klasy menedżerów na stanowiskach politycznych tak długo jak długo wszystkie strony sporu politycznego będą zajmować sie władzą dla władzy a nie władza dla zrobienia czegoś dobrego dla Polaków. Mówie tu o wszystkich stronach sceny parlamentarnej:
TR – partia w rozsypce po narcyźmie Palikota,
SLD – pogrobowcy aparatu PRL i bezideowa młodzież,
PSL – lodziarze od zawłaszczania stanowisk, funkcji i funduszy UE,
PiS – przyboczni naczelnego schizofrenika RP,
PO – racjonalni jako antyPiS ale to o wiele za mało.
Ktokolwiek chce reformować polską demokrację musi zacząć od zastanowienia się czy w ogóle można to zmienić a jeśli można to od czego zacząć?
Chciałbym być optymistą….
@Jerzy Łukaszewski
Trafna uwaga. Owe idee to lista priorytetów, czyli kilka spraw które są ważne.
@Sławek
Kaczyński nie jest schizofrenikiem, lecz cynikiem głoszącym katolicki socjalizm i będący pasjonatem politycznych gierek. Zaś PO to nie jest partia racjonalna, lecz klasyczni populiści udający “pięknych, racjonalnych i walczących z zacofaniem”. W ocenie pozostałych partii – pełna zgoda Jak wyjść z tego błędnego koła?
Albo biologia: za kilka-kilkanaście lat wodzów i ich dwory zastąpi młodsze pokolenie. Problem w tym, że w międzyczasie może nas czekać gospodarcza zapaść, bowiem mimo talentów Polaków, tak bezmyślnej polityki gospodarczej i politycznej degrengolady nawet silne państwo nie wytrzymałoby. Dodatkowo agresja rozhisteryzowanej Rosji.
Albo potężny kryzys polityczny powodujący gwałtowną wymianę tzw. “elit” politycznych. W partiach nie brakuje sensownych ludzi, ale co najmniej w drugim szeregu.
Ja wolę drugi scenariusz: gorączka i dreszcze zamiast groźby śmierci.
@slawek, ja nie jestem.
Prosty przykład: mamy tu wielu takich, którzy lubią pozować na “ludzi kultury”, a przynajmniej “z kulturą za pan brat” (nomina sunt odiosa). A teraz niech pan spojrzy na stronę apelu o zachowanie dotacji dla “Migotań”. Widzi pan tam któreś ze znanych sobie nazwisk? Ja jakoś nie.
I tak to działa.
Wszyscy mają usta pełne frazesów, a jak przychodzi co do czego, to dudy w miech.
A to jedyna droga, żeby coś zmienić. Od gadania jeszcze się nic nie zmieniło.
Ten przykład to tylko drobiazg, ale bardzo znamienny. Jak mam wierzyć, że ktoś kto nie poprze takiej drobnej, a oczywistej sprawy, odważy się na cokolwiek gdy sprawa będzie poważniejsza?
Zero solidarności, zero wyobraźni, zero konsekwencji – ot, i cała nasza “inteligencja.
Za to pozerstwo na potęgę.
A puszczając w ruch wyobraźnię, można by zobaczyć te znane nazwiska robiące szum w tej dość prostej do załatwienia sprawie. Ale po co, prawda?
Jutro będą do załatwienia trudniejsze sprawy. I kto spróbuje je ruszyć?
Chyba kupię sobie traktor.
Jerzy Łukaszewski pisze:
2015/02/13 o 01:15
Dziękuję za informację – nie znałem kwartalnika Migotania, bo moja aktywność życiowa dotyczy innych rzeczy. Po lekturze tego co znalazłem i przeczytałem pod apelem SO uważam, że muszę poprzeć ich inicjatywę i napisac do Ministerstwa w sprawie zachowania dotacji. Rzeczywiście pobieżna nawet lektura treści zamieszczonych w kwartalniku Migotania pokazuje, że to wartościowy periodyk i znakomite teksty.
Co do luminarzy miewających “…usta pełne frazesów” to stara zasada. Wszystko na pokaz. Świat zmieniają bezimienni ludzie a celebryci i “luminarze” zaspakajają swój narcyzm w aktywnosci na użytek publiczny. Ponieważ takich Migotań nie widać, to trudno się spodziewać ich wsparcia.
Jerzy Łukaszewski pisze:
2015/02/13 o 01:15
Żartobliwie w piątkowe popołudnie – kupna traktora odradzam, bo jakiś asesor komorniczy zajmie Panu na poczet długów tych luminarzy polskiej “inteligencji”.
@slawek, Bóg zapłać za ostrzeżenie 🙂