Stefan Bratkowski: Komu to państwo6 min czytania

Polska_w_Europie2015-05-25.

No to zaczynamy od początku. Przyjdzie tu prawdopodobnie Orban, tylko bez putinowskiej elektrowni atomowej. Miejmy nadzieję, ze zwycięski kandydat na prezydenta, tak jak inteligentnie mijał się z prawdą w swojej kampanii wyborczej, będzie tak samo inteligentnie mijał się ze swoimi obietnicami. Pełnić ma urząd o władzy na tyle ograniczonej, że nawet sztab minionego prezydenta nie mógł napsuć za wiele poza tą kampanią.

Ale wszystko przed nami, głupstwo nie przebiera, jest bardziej demokratycznie rozdawane niż mądrość i kompetencje. Teraz obie strony mogą jeszcze przegrać, rządzącej koalicji nie trzeba nawet w tym pomagać. I będziemy tęsknić za tak śmiesznym do tej pory profesorem, ale bez złudzeń, proszę – może okazać się za mądry nawet na posadę premiera technicznego. Platforma zaś nie będzie potrzebowała pomocy fachowców, żeby przegrać, jak nie potrzebowała ich, będąc u władzy.

Przykład, wcale nie poniewczasie, bo tym zawsze można się zająć, a ja nawet znam pierwszego fachowca, z którym jako jedyny polityk rozmawiał Jacek Kuroń. Wierzyłem, i nadal wierzę w to, że jeśli coś innym się udało, to i nam też może. Przykładowo: lata całe starałem się przyswoić swoim Czytelnikom, jak się organizować, jak to robili inni – poczynając od prostych robotników angielskich XVIII wieku, którzy wynaleźli ubezpieczenia wzajemne. Nasi współcześni ekonomiści nie wiedzieli, że to dopiero z nich wyrosły ubezpieczenia komercyjne, i do dziś nie umieją ich rozróżnić. Ani szkoły PRL, ani jej wyższe uczelnie tego nie uczyły, a tam prości robotnicy odkryli, że pieniądze włożone w ubezpieczenia można zatrzymać dla siebie. Przedwojenna Polska była niemal światowym centrum ubezpieczeń wzajemnych, które zatrzymywały w kraju miliardy solidnych złotych z reform Grabskiego. PRL to zniszczyła. Dzisiaj zaś byle szanowny dureń może kwestionować odzyskany dzięki reformie Balcerowicza pieniądz. Nie wie, co nawet ludzie ubodzy mogą z pieniądzem zrobić. I użala się nad nimi – filantrop na koszt skarbu państwa. Nowy prezydent już zapowiedział się jako taki. Może zapomni.

Nie widzimy powodu, by traktować wyrozumiale ruch deklarujący program rozbicia państwa, państwa, o które zabiegały całe pokolenia. My też należymy do tych pokoleń. Rozbicie państwa było programem faszystów Mussoliniego. W normalnym też kraju nikt nie „naprawia” żadnych „zgliszcz”. Państwo się reformuje, zebrawszy trochę wiedzy, niezbędnej  dla programu reform.

Jeden z naszego grona studioopinii.pl, Sławomir Popowski, powiada, że uruchomił się nasz narodowy gen autodestrukcji. Może się Sławek myli? Bardzo wiele nam się w naszym państwie nie podobało, ale nadal postępuje ono krok za krokiem do przodu i jest to nasze państwo.

Nie rezygnujemy z oczekiwanych zmian, o których pisaliśmy. Nie potrzeba nam władzy i posad, jak zwolennikom Dudy, czy schowanym dzisiaj za nim Kaczyńskim i Macierewiczom. Wszelako i oni mogą nauczyć się normalnej cywilizacji, bez kłamstwa co drugie zdanie. Kukiz, dziś wrzaskliwy awanturnik, też może oduczyć się hałaśliwości demagoga. Razem z wyżej wymienionymi  I oni, i on destabilizują państwo ku zadowoleniu naszych wschodnich sąsiadów.

Nowy prezydent, nawet z tym stanowiskiem, ma pełne szanse podwójnego sukcesu – nawet z tymi ograniczonymi kompetencjami prezydenta może wiele popsuć i w gospodarce polskiej, i polskiej polityce zagranicznej. Skreślić nas z mapy intelektualnej Europy. Ale Włosi po Mussolinim odbudowali jednak swoje państwo; jest, jakie jest, ale nie faszystowskie. Zachodni alianci weszli do Niemiec z programem reedukacji narodu i od lat działa w Niemczech wzorowa demokracja. Niemcy własnymi ręcami ją zdziałali. Udało się. Może i nam się uda.

Możliwy jest i przeciwny wariant, który sam opisałem w szkicu „Kto na to przyzwolił” – tolerancji wobec rosnącego zła, co skończyło się katastrofą ludzkości. Tu grozi jedynie katastrofa kraju średniej wielkości. Na początek – perspektywa „rozliczania” przeciwników, wymiany ludzi administracji, degradowania co ważniejszych ludzi kraju, rozkładania gospodarki rozdawnictwem pieniędzy, wszystko pokrywane frazesami o dialogu, co zapowiada powtórkę z historii, którą już braliśmy.

Nie narzekam. Byłem siedem lat i potem osiem lat bezrobotny; dzięki uprzejmości ZUS-u, który tego nie musiał, uznano mi te lata jako bezskładkowe, mam więc emeryturę, tyle, że poniżej średniej krajowej. I tak dobrze. Inni siedzieli po więzieniach, czasami lata. Kiedy mnie zapytano, czy chcę skorzystać z pozycji „pokrzywdzonego”, odpowiedziałem, że to ja z kolegami krzywdziliśmy były reżim, pokazując, jakie i jak robić można rzeczy sensowne, oraz jak to robią inni. To się okazało nie do wytrzymania.

Teraz może być tak samo. I my będziemy robić to samo. Jeśli to będzie możliwe. Ale to trzeba robić możliwym. Dzięki Internetowi.

Nikt nie musi nas czytać. Nikt nie musi nas lubić. Nikt nie musi nas cenić. Nikt nie musi też do nas pisać. Ta internetowa gazeta powstaje za darmo, dla przyjemności i satysfakcji grona autorów – z jedyną normą: przyzwoitości. I my nie mamy obowiązku nikogo lubić. Nie mamy obowiązku niczyich tekstów publikować. Publikujemy teksty nam wrogie, byle dobrze napisane, nie przekraczające granic przyzwoitości i dobrego wychowania. Choć byłoby nam miło, gdyby nasi korespondenci trochę więcej objawiali sympatii. Nie nam. Sobie wzajem.

Mamy w naszym kraju dzisiaj ludzi programowej antypatii nawet u władzy, antypatii zgoła Kaczyńskiej. Wystarczy.

Co do nas, nie lubimy internetowego chamowa. Chamowo obrzuca nas obelgami, ale tylko samo sobie wystawia świadectwo. Nie trafia ani nas, ani nasze Czytelniczki i naszych Czytelników. Samo spada jako spamy. Nikt ich nie czyta, bo szkoda czasu.

Polska wyzwoli się kiedyś z mentalności i obyczajowości dudyzmu i kukizerii (używam takiej nomenklatury, skoro pisano o „michnikowszczyźnie”). Wtedy może uda się nam przekonać kilka resortów, że warto spotykać się z fachowcami. Przynajmniej z tymi, których my znamy, a znamy paru światowej klasy. Fachowcy nie wrzeszczą po ulicach, nie biegają z banerami pełnymi plugawych wyzwisk, ale i ludzie, uważający się za inteligentów, nie wymyślają od „kombatantów” tym, których nie nudzi nudna Polska.

Ci znudzeni, a łaskawi dla wyszczekanych zawadiaków, nie muszą tracić czasu, mądrząc się na próżno. Zawsze mogą wyjechać. Doradzam Rosję. Zachodnie demokracje są znacznie nudniejsze od naszej.

Stefan Bratkowski

Print Friendly, PDF & Email
 

30 komentarzy

  1. bisnetus 25.05.2015
  2. Alina Kwapisz-Kulinska 25.05.2015
  3. W. Bujak 25.05.2015
    • Magda67 25.05.2015
    • jotbe_x 26.05.2015
  4. A.P. 25.05.2015
    • bisnetus 25.05.2015
      • A.P. 26.05.2015
        • bisnetus 26.05.2015
        • A.P. 26.05.2015
        • bisnetus 26.05.2015
  5. Therese Kosowski 25.05.2015
  6. PJD 25.05.2015
  7. slawek 26.05.2015
    • pablobodek 29.05.2015
  8. PK 26.05.2015
  9. Marian. 26.05.2015
    • Quidquid 26.05.2015
  10. zenjk 26.05.2015
  11. slawek 26.05.2015
  12. zenjk 26.05.2015
  13. Magog 26.05.2015
  14. Marcin Fedoruk 26.05.2015
  15. slawek 27.05.2015
    • Magog 28.05.2015
  16. A.P. 27.05.2015
    • bisnetus 28.05.2015
  17. Anna-Maria Malinowska 29.05.2015
    • slawek 29.05.2015