Pisałem kiedyś o kandydatce Ogórek, jako o środku oczyszczającym polską politykę, ale kandydatka ta nawet swojej butelki nie otworzyła, a tylko mizdrzyła się do przechodniów na rynkach polskich miast i miasteczek. Nowym środkiem czyszczącym są Wojownicy Kukiza.
Tym razem pojawiło się coś naprawdę oryginalnego: trzem milionom Polaków trafił do rozumu polityk, którego programem jest nieposiadanie programu. Nie ma racji Palikot, gdy robi sobie z tego jaja. Wyborcy, którym nie podoba się żadna partia polityczna, są uprawnionym elementem demokracji. Czymś takim była amerykańska Tea Party, konserwatywno-religiancki ruch społeczny, którego jedynym celem było popieranie polityków prawicy i zwalczanie liberałów. W miarę upływu czasu, ruch ten chudł i dziś niewiele się o nim słyszy, bo bez partyjnej struktury jest nudno, ale swoją rolę odegrał: odcinali się od niego umiarkowani republikanie, przybliżając się w do zdrowego konsensusu z demokratami.
W warunkach polskich Kukiz robi potrzebną robotę turkucia podjadka, spodziewam się również, że będzie to ruch muzyczny, jego kampania zamieni się w serię koncertów – widowisk, coś ciekawszego niż pyskówki zawodowych polityków. Wojownicy Kukiza z pewnością wejdą do sejmu w pokaźnej liczbie, nie popierając żadnej innej partii, a tam, w kuchni politycznej na Wiejskiej, zamiast gotować i zmywać naczynia, będą degustatorami wybierającymi tylko te dania, które przypadną im do gustu, czyli oddawać głos na ustawy, za którymi nie wyczują “partyjniactwa”.
Ja nazwałbym ten ruch Bezpartyjni Kukiza, wysłannicy ludu, którym zbrzydła hipokryzja niedorosłego polskiego parlamentaryzmu, a może w ogóle nuda demokracji, jak kręcąca się katarynka, pozbawionej dobrych pomysłów. Wybrzydzanie na Kukiza jest tanim chwytem. Wstydzę się za Palikota, że dał się złapać na tę wędkę. To on powinien w przyszłym sejmie uwodzić wojowników Kukiza i zdobywać ich glosy. Ale odezwała się w nim niedobra polska cecha: samosiostwo i nieumiejętność zdobywania przyjaciół.
Marian Marzyński


