18.05.2024
Rozpoczyna się kolejna sprawa z wokandy.
Na salę wchodzi ONA i ON.
Rozwód.
Strony wnoszą o rozwiązanie ich małżeństwa bez orzekania o winie.
Kobieta zajmuje miejsce. Jest wysoka, elegancko ubrana, makijaż delikatny, stosowny do okoliczności. Na twarzy gości nieśmiały uśmiech.
Mężczyzna szczupły, wręcz chudy, mocno zarysowane kości policzkowe, ziemista cera. Na twarzy widać spokój.
Strony nie mają małoletnich dzieci, więc wydaje się, że sprawa nie będzie trwała długo, bo ograniczy się jedynie do krótkiego wysłuchania stron i ustalenia, czy wygasły wszystkie łączące strony więzi.
Zaczynam przesłuchanie powódki. Mówi, że od wielu lat nie ma wspólnych tematów z mężem, że nie dbał o siebie do tego stopnia, że ona wstydziła się z nim pokazywać publicznie, więc nie mają wspólnych znajomych i nie dzielą wspólnych pasji. Dodatkowo dzieci, które już są dorosłe też odwróciły się od ojca. Na zakończenie pada stwierdzenie, że nie widzi możliwości pogodzenia się z mężem.
Siada.
ON wstaje.
Wydaje się, że jego zeznania będą równie krótkie.
Podnosi się powoli, słychać na sali jego krótki, przerywany oddech. Zaczyna mówić, najpierw wolno cedzi każde słowo, a w miarę trwania zeznań mówi coraz szybciej, tak jakby chciał wyrzucić z siebie całe 30 lat ich małżeństwa.
„Proszę sądu to nie było udane małżeństwo od samego początku. Żona pochodzi z bogatej rodziny, ja wychowałem się w bidulu. Wydawało mi się, że spotkałem miłość swojego życia. Wesele zorganizowali jej rodzice. Potem pojawiły się dzieci.
Po 7 latach małżeństwa uległem wypadkowi i nie mogłem już pracować z uwagi na uraz kręgosłupa.
Wtedy zaczęły się pierwsze wyzwiska. Nieudacznik, łamaga, brudas, do niczego się nie nadajesz, nawet w łóżku nie jesteś mężczyzną.
Najgorsze było to, że zupełnie nie przejmowała się obecnością znajomych. Przestałem z nią wychodzić gdziekolwiek. Miałem nadzieję, że to poprawi sytuację, niestety z dnia na dzień było gorzej. Aż wreszcie pierwszy raz uderzyła mnie w twarz. Potem biła mnie już regularnie. Nie potrafiłem jej oddać.
Na policję zadzwoniłem raz, to mnie wyśmieli i powiedzieli, że widocznie nie umiem baby w ryzach trzymać. Więcej już nie dzwoniłem. Zamykałem się w pokoju, bo nie chciałem jej prowokować. Wydzielała mi też pieniądze i kazała rozliczyć się z każdej złotówki. Wiem, to ona zarabiała, nie ja, ale czułem się poniżany każdego dnia, aż wreszcie przestałem prosić.
Wtedy zaczęło się wydzielanie jedzenia, bo nieroby nie jedzą, jak nie zarabiają.
Trwałem w tym małżeństwie ze względu na dzieci, bo wydawało mi się, że jestem im potrzebny, ale z czasem zdałem sobie sprawę, że nie, bo one zaczęły mnie traktować tak jak ONA.
Wysoki sądzie, poczułem ulgę gdy odebrałem pozew. Nie chcę mieć z tą kobietą nic wspólnego”
Po zakończeniu zeznań usiadł. Na sali zapadła cisza. ONA siedziała ze spuszczoną głową.
Zapytałam, czy chce Pani jakoś ustosunkować się do tych twierdzeń?
ONA- ” Nie wysoki sądzie, ale jestem zdziwiona, że ON to wszystko opowiada, bo ja chciałam tylko jego dobra, żeby wreszcie zabrał się do jakiejś pracy”
Na sali zapadła cisza.
Małżeństwo zostało rozwiązane.
Ja zaś zastanawiam się, ile jest takich opowieści?
Ilu mężczyzn jest w stanie o tym mówić? Jak mocno działa kalka, że to tylko mężczyzna znęca się nad kobietą?
Jak trudno jest mężczyznom przełamywać TABU?
Te pytania pozostają bez odpowiedzi.
Mam jednak nadzieję, że pojawią się kolejni mężczyźni, którzy będą chcieli o tym opowiedzieć.
O tym trzeba mówić głośno, żeby nie zostali z tym problemem sami.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z różnicy skali problemu, ale to nie znaczy, że temat ten należy zamieść pod dywan.
Katarzyna Wesołowska-Zbudniewek
Tak, jest o czym myśleć. – Wyrazy szacunku dla Pani Sędzi.
Przemoc w rodzinie czy w relacjach bliskich osób jest niedopuszczalna i zasmucająca w każdym przypadku. W opisanym kontekście dodatkowo odbiega od stereotypu przewagi mężczyzny nad kobietą. Trudniej w nią uwierzyć i pewnie łatwiej sie wykręcić od odpowiedzialności.
Skrajnym przypadkiem przemocy w rodzinie jest oczywiście mord. Tu podobno przewaga mężczyzn do kobiet jest jak 5 : 1. Ale ogólnie bywa różnie. Znam przypadek, gdzie żona była zwolenniczką kar fizycznych dla dzieci. Ale żądała, żeby to mąż je bił. Bo chciała żeby dzieciaki jego znielubiły, a ją kochały. Ale on nie chciał. To ona go wtedy lała. Dzięki bogu jest dużo mocniejszy i anioł. Więc mają już wnuki i dalej są razem
W sprawach karnych dotyczących znęcania się nad członkiem rodziny oskarżonymi bywają przede wszystkim mężczyźni, co wcale nie oznacza, że panie na tym polu nie mają „osiągnięć”. W niejednym związku osobą dominującą jest ona, on pokornie znosi szykany i wstydzi się poskarżyć bojąc się, że będzie wyśmiany przez otoczenie. Pamiętam sprawę w której oskarżonego bronili wszyscy, także dzieci oraz jej rodzina, pani jednak zupełnie nie dostrzegając swoich win nawet w ostatnim słowie (była oskarżycielem posiłkowym) tak się zagalopowała,że domagała się by z nim coś zrobić bo ona nie może już „znieść tego kretyna”. Zapadł wyrok uniewinniający. W innej sprawie sąsiedzi z tej samej klatki pobiegli na pomoc gdyż najpierw usłyszeli ogromny hałas, a potem przerażliwy krzyk kobiet. Szybko się jednak okazało, że żona i teściowa zastawiły pułapkę. Przy drzwiach ułożyły stos garnków, które dały hałas przy wchodzeniu do mieszkania. Chciały by „awantura” była w bloku słyszana dlatego dodatkowo krzyczały; nie spodziewaly się, że sąsiedzi będą osobiście interweniować. Mężczyzna był spokojny, nie zrobił niczego złego,dodatkowo został oblany wodą. Cały „teatr” był potrzebny do toczącego się postępowania rozwodowego i późniejszych starań o przydział wspomnianego mieszkania. Miała w tym również „pomóc” sprawa o znęcanie. Tak więc różnie w życiu bywa. Pisząc te słowa nie próbuję nikogo usprawiedliwiać, czy cokolwiek bagatelizować. Jak zaznaczylem na wstępie częściej za znęcania odpowiadają mężczyźni. Niektórych spraw z uwagi na ich przebieg czy tragiczne dla rodzin skutki nigdy nie zapomnę.