Andrzej C. Leszczyński: Jest7 min czytania


30.09.2024

1.

Kilka uwag w jakimś stopniu korespondujących z tekstem JS („Infantylne zło”). Wiele lat temu pisałem w krakowskim „Znaku” („Wobec zła społecznego”), że zamiast diabolizować rzeczywistość, lepiej dostrzegać w niej konkretne zachowania ludzkie. Zamiast do rzeczownika (zło) – trzeba odwoływać się do przymiotnika (zły), a przymiotnik ten łączyć nie z człowiekiem, lecz tylko z jego postępowaniem. Pisałem też, że uzasadniana moralnie walka ze złem jest uznaniem jego realności i wzmocnieniem. Dzieje się tak już wtedy, gdy często i chętnie rozprawiamy na temat zła. Słowa zaczynają żyć swoim własnym życiem, wypełniają i brutalizują świat. A walka? Ona z samej istoty rządzi się regułami pragmatycznymi, tzn. zmierza do zwycięstwa. Troska o skuteczność skłania do przyjęcia metod przeciwnika. To znaczy – do wpisania się w jego narzędzia: język, formę. W ten sposób zło się podwaja; zwalczając je, sami stajemy się jego nośnikami. Może więc lepiej byłoby zostawić zło jego własnemu losowi, niech się samo sobą zajmuje. Uznać, że świat doznał kiedyś upadku i jest bytem ułomnym, w jakimś stopniu zniszczonym. Nie szukać zbyt skwapliwie kontaktu ze złem, pozbyć się złudzeń co do możliwości restytucji Raju. Pamiętać o okrucieństwie nadgorliwców (Witold Gombrowicz: Dlaczego, czytając moralistów, zawsze mam wrażenie, że im wymyka się człowiek?). I o słowach Fryderyka Hölderlina, że nic pewniej nie zamienia ziemi w piekło, niż pragnienie, by uczynić z niej niebo.

Dzisiaj ograniczenie się do przymiotnika widzę jako przymykanie oczu, a pozostawianie zła jemu samemu jako wygodną obojętność. O skutkach, jakie przynosi, mówi dziś Marian Turski, wcześniej przestrzegał Bruno Jasieński (Strzeżcie się obojętnych…). Czytam po raz kolejny „Szczeliny istnienia” Jolanty Brach-Czainy (mam pierwsze wydanie z 1992 roku z ceną 27 000 złotych), rozdział zatytułowany „Święte zło”, zdania budzące teraz mniej wątpliwości niż podczas dawniejszej lektury. Autorka pisze o złu w sposób mogący budzić nie tylko przygnębienie, ale i pobudzenie wyobraźni – jako o stałym, naturalnym elemencie świata; i o konieczności uznania jego roli. Gdyby moralistom udało się wykorzenić zło, świat straciłby jeden wymiar. Ale historia podsuwa przypuszczenie, że to się nigdy nie stanie. Życie jest mocne we wszystkich swych przejawach. A systemy moralne są zmyśleniem łagodzącym cierpienia ludzi niechętnych, by własny ból głęboko przeżywać. I jeszcze wyraźniej: Jeżeli jednak zło jest stałym elementem świata, w świadomości ludzkiej trzeba by złu zapewnić miejsce, to znaczy uznać je, co pozwoliłoby patrzeć na nie trzeźwiej w doświadczeniu egzystencjalnym.

Nawiązując do znanej diagnozy Tadeusza Różewicza, piszącego, że wszelkie zło bierze się „z człowieka/ zawsze z człowieka i tylko z człowieka”, Czesław Miłosz w wierszu „Unde malum?” stwierdza tonem cierpko-ironicznym, że to zbyt łatwa odpowiedź:

Niestety panie Tadeuszu
dobra natura i zły człowiek
to romantyczny wynalazek
gdyby tak było
można by wytrzymać
ukazuje pan w ten sposób głębię
swego optymizmu
wystarczy pozwolić człowiekowi
wytruć swój rodzaj
a nastąpią niewinne wschody słońca
nad florą i fauną wyzwoloną
na pofabrycznych pustkowiach
wyrosną dębowe lasy
krew rozszarpanego przez wilki jelenia
nie będzie przez nikogo widziana
jastrząb będzie spadać na zająca
bez świadków
zniknie ze świata zło
kiedy zniknie świadomość
rzeczywiście panie Tadeuszu
zło (i dobro) bierze się z człowieka.

Antropomorfizacja zła to dla Miłosza naiwność nie dostrzegająca czegoś bardziej pierwotnego – odwiecznego pęknięcia tkwiącego w bycie niezależnie od ludzkich poczuć moralnych. Gombrowicz: Ta ziemia, po której stąpamy, tak pokryta jest bólem, brodzimy w nim po kolana – i jest to ból dzisiejszy, wczorajszy, przedwczorajszy, oraz sprzed tysiącleci. Podobny pogląd wyrażał Marian Zdziechowski, który nie potrafił, nie chciał pogodzić zła, jakim jest świat przepełniony absurdalnym cierpieniem (może najbardziej tyczy to zwierząt!) z ideą dobrego, wszechmocnego Boga.

Zło jest. Jest nieuniknione. Jerzy Nowosielski: Przypatrzcie się, taka jest rzeczywistość. Cała przyroda, cała ewolucja, całe życie.

2.

Czy da się wyjść poza utrwalone odczucia związane z realnym ludzkim doświadczeniem? Fryderyk Nietzsche pisał w „Genealogii moralności”, że trzeba tę ogromną krainę moralności objechać z zupełnie nowymi pytaniami, a także z nowymi oczami… (tłum. Leopold Staff). Myślał o możliwości odnalezienia się człowieka poza podstawowymi kategoriami moralnymi. Tadeusz Sobolewski przytacza pogląd Mirona Białoszewskiego o błędzie Boga – błędzie rozróżnienia. W rozróżnieniu zaczyna się grzech. I chęć bycia rozróżnionym już jest pychą. […] Maria chyba nie rozróżniała dobra od zła, była istotą jakby sprzed bytu szatana, sprzed pierwszego grzechu.

Autorce „Świętego zła” chodzi o coś innego. O zobaczenie się w nieuniknionych objęciach jednego i drugiego. Trwałej współobecności zła i dobra nie sposób wykazać inaczej, niż odwołując się do dziejów ludzkości. Najlepiej do samego jej początku, czyli do pierwszych Ziemian, Kaina i Abla, z których jeden od razu zabija drugiego, co zapoczątkowało nieustający rozlew krwi. Do wojen: od czasów sumeryjskich do współczesnych zliczono ich piętnaście tysięcy, wypadają trzy na rok. Brach-Czaina przywołuje fragment „Human Aggression” Anthony´ego Storra, który pisze: Żadne inne zwierzę nie znajduje przyjemności w praktykowaniu okrucieństwa wobec innych reprezentantów swego rodzaju. […] jesteśmy najbardziej okrutnym, najbardziej bezlitosnym gatunkiem, jaki kiedykolwiek pojawił się na ziemi…

3.

Łączenie zła z człowiekiem każe zastanowić się nad pojęciem człowieczeństwa. W „Przyborniku etyka” (The Ethics Toolkit: tytuł zrównujący etyka np. ze ślusarzem – toolkit to zestaw narzędzi) Julian Baggini i Peter S. Fost piszą, że zły człowiek ma w sobie mniej z człowieka aniżeli dobry. Takie wywyższające pojmowaniem człowieczeństwa trudno zaakceptować komuś, kto – jak przytoczony wyżej Anthony Storr – unika wartościujących założeń. Ritchie Calder, profesor uniwersytetu w Edynburgu, wyraża się jednoznacznie („Człowiek i Kosmos”): Umysł, wola, sąd, natchnienie, moralność, dobroć, tolerancja, zło, brutalność – wszystko to przynależy organizmowi ludzkiemu w nie mniejszej mierze niż oddychanie, pokarm, wydzielanie i wydalanie (tłum. Krzysztof Wolicki).

Pozbawioną złudzeń diagnozę przedstawia Jonathan Littel w powieści pt. „Łaskawe”. Jej bohater, Maksymilian Aue, ma za sobą udział w zbrodniach, które później racjonalizuje tłumacząc je uwikłaniem w wojskowe struktury. Zeźlony uwagami dotyczącymi wyzbycia się przez podobnych mu oprawców człowieczeństwa, mówi: Cóż, wybaczcie, nie ma czegoś takiego, jak brak człowieczeństwa. Jest tylko człowieczeństwo i raz jeszcze człowieczeństwo (tłum. Magdalena Kamińska-Maurugeon).

4.

Zdaniem Alberta Camusa jedyną postawą wobec zła, niechby nieuchronnego, winna być niezgoda. Daremność wysiłku nie oznacza, że jest pozbawiony sensu. Pogląd Camusa dobitnie wyraża Jean Tarrou, jeden z bohaterów „Dżumy”: Zło jest w każdym z nas i w relacjach międzyludzkich nieustannie zarażamy się od innych. Przez głupotę, lekkomyślność i skłonność do łatwego życia prowokujemy mroczne siły, które wyzwalają się w nas i między nami. Możemy stawić im czoła, ryzykując życie, albo poddać się bez walki (tłum. Joanna Guze). Podobnie sądzi Marian Zdziechowski, kiedy mówi o zażartej, niechby i beznadziejnej, obronie wartości duchowych przed złem cywilizacji technologiczne i politycznej świata. O obowiązek przeciwstawiania się złu upominał się Étienne Pivert de Senancour, francuski pisarz-samotnik z przełomu XVIII i XIX wieku. W powieści „Obermann” pisał, że jeśli nawet tym, co nas czeka, jest nicość, nie winniśmy postępować tak, aby była to nicość sprawiedliwie zasłużona (Lʹhomme est périssable. Il se peut; mais périssons en résistant, et, SI le néant nous es réservé, ne faaisons pas que ce soit une justice).

Ale też – zwraca uwagę Jean Grondin („Piękno metafizyki”) – trzeba unikać nadmiernej skłonności do skarżenia się, narzekania, widocznej zwłaszcza u tych, których nie dotyka ogrom zła doświadczanego przez innych. Ludzie starożytni mieli większą łatwość akceptowania świata razem z obecnym w nim złem, przebłyskami szczęścia i dobrodziejstwami. Z całą pewnością lepiej od nas znali wojny, epidemie, katastrofy, krwawe okrucieństwo i cierpienie fizyczne, które dotykały ich bardziej bezpośrednio niż nas. Coś jednak kazało im uznać, że są one częścią życia i że prawdziwa mądrość polega na tym, by nauczyć się je akceptować i z nimi mierzyć (tłum. Maria Marczak).

Andrzej C. Leszczyński

 

3 komentarze

  1. slawek 03.10.2024
  2. Kazio 04.10.2024
  3. Senex 04.10.2024