Na złość tacie zrobię w gacie!
Zbliżają się ważne wybory. Ich wynik może zmienić nasze życie w sposób radykalny na wiele lat. Są wśród wyborców tacy, którzy dokładnie wiedzą, jaka to będzie zmiana i właśnie takiej wyczekują. Ich prawo, nie będę ich przekonywał, chociaż nie rozumiem.
Jest też spora grupa wyborców, którzy bardzo chcieliby tej zmiany uniknąć. Bo dobrze im tak, jak jest, bo chcieliby zmiany, ale zupełnie innej, bo co prawda nie obchodzi ich specjalnie co się wokół dzieje, ale nie chcą, żeby to „wokół” zaczęło się interesować nimi…
W pierwszej grupie widać myśl przewodnią, organizację, dyscyplinę i powszechne wzmożenie. Nic dziwnego zresztą, bo i te zmiany w kierunku dyscypliny i wzmożenia zmierzają.
W drugiej grupie króluje twórczy ferment. Miliony pomysłów, tysiące realizacji, emocje, plany, gorące deklaracje. Pełna wolność. Wszystko można powiedzieć, wszystko zrobić. I… coraz więcej robi się grupek, które skupiają się na mówieniu do siebie samych, na przekonywaniu przekonanych, na umacnianiu swojej kanapy. Brakuje rzetelnej analizy i wspólnego działania. Czyżbyśmy chcieli oddać tę rundę walkowerem?
Jest jedna inicjatywa, która łączy i dociera do wszystkich. Polska w ruinie. Wspaniała i niezwykle cenna. Ale ona (celowo i świadomie) obejmuje jeden konkretny fragment rzeczywistości. Odkłamywanie. Nie zajmuje się strategią ani taktyką. Bardzo skutecznie przygotowuje grunt. Tylko czy umiemy z tego skorzystać?
Pytań, jak się zachować, jest coraz więcej. Bo oprócz trzech ważnych głosowań w najbliższym czasie jest cały obszar kampanii i ogólnie debaty publicznej, w której tak naprawdę rozstrzygnie się wynik. Mało realne jest, żeby duża większość wyborców w trakcie kampanii zmieniła zdanie. Ale trzeba pamiętać, że przekonanie 3% to zmiana różnicy wyników o 6% (po jednej stronie spadło o 3%, po drugiej o 3% wzrosło). No i że ostateczne znaczenie ma nie to, kogo wyborcy popierają, ale jakie głosy zostaną wrzucone do urn. Po prostu – żeby nasze sympatie miały wpływ na wynik, musimy zagłosować.
Żeby dotrzeć do wszystkich i zostać zrozumianym, potrzebny jest jasny i jednoznaczny przekaz. W poprzednich wyborach ktoś wymyślił sarnę oraz krzesło. Proste. Każdy zrozumiał. I wielu wykonało. Teraz musimy wypracować podobnie jasny komunikat, chociaż o poważniejszej treści. A na co powinien dać odpowiedź? Jakie pytania stoją na wokandzie?
- Czy iść na referendum wrześniowe?
- Jak w nim głosować?
- Czy iść na referendum październikowe?
- Jak w nim głosować?
- Jak zadbać o frekwencję w wyborach?
- Jak nie zmarnować połowy głosów?
I na koniec najważniejsze – jak o tym wszystkim mówić, żeby przekonać ludzi, że to dobry plan, że jak wszyscy się zastosują, to sukces murowany. I jeszcze pokazać, że inne działanie to obciach i żenada…
Można zrozumieć, że każdy chce przeprowadzić własną analizę zagrożeń lub wyrazić swoje oburzenie dla skandalicznych zachowań i wypowiedzi. Niestety powstaje w ten sposób chaos. Nie ma koncepcji, nie ma przekazu, nie ma pomysłu co robić. I tak przekonując się nawzajem, jacy jesteśmy wspaniali i jak bardzo nam się różne rzeczy nie podobają, przygotowujemy pole pod to, czego najbardziej nie chcemy.
Może czas na rzetelną debatę i opracowanie strategii? Mamy dwa miesiące do wyborów. Skończyły się żarty, zaczęły się schody. Politycy sami tego za nas nie załatwią.
Wybory parlamentarne to nie Eurowizja!
Kiedy opublikowałem na moim blogu powyższy tekst pojawiło się sporo komentarzy i otworzyło się kilka dyskusji. A dyskusja zawsze skłania do refleksji. Podzielę się zatem moją refleksją. Zapraszając do dalszej rozmowy w celu poszukiwania dobrych rozwiązań. Bo wierzę, że w rozmowie wykuwają się najlepsze pomysły.
Pojawił się zatem wątek deterministyczny. PiS musi wygrać. Musimy przez to przejść. Tak… Przypominam, że w ostatnich wyborach wiele miesięcy przed głosowaniem było wiadomo, kto wygra. A wyszło inaczej… Nie warto się nad tym wątkiem rozwodzić. Szkoda czasu.
Było też wiele głosów, że PO prowadzi kampanię tak, żeby przegrać, że się nie starają, że już się poddali. I tutaj warto się chyba zatrzymać.
Po pierwsze trzeba sobie zadać pytania: Czy tylko PO może nas bronić przed zagrożeniem? A gdzie jest lewica? Co robią ludowcy? Czy nie ma innych sił politycznych, które mogłyby pomóc?
To oczywiście pytania pomocnicze, które nie zmierzają do meritum. Ale istotnie zmieniają perspektywę.
Po drugie, i chyba ważniejsze, zastanówmy się, po co w ogóle idziemy do wyborów.
- Oni nas oszukali!
- Nie spełnili obietnic!
- Nie wystarczająco szybko modernizują nasz kraj.
- Są ulegli wobec kościoła!
- Nie słuchają ludzi…
Kto z nas tego nie słyszał? Kto z nas tego nie mówił? No tak. Lubimy być sędziami. Chętnie bierzemy udział w różnych tańcach na lodzie, gwiazdach w show, konkursach miss, na najlepszego celebrytę lub na najlepszego kandydata na celebrytę… Oceniamy, analizujemy i głosujemy. Komu dać nagrodę, kogo do następnego etapu, komu podziękować. Ślemy ciężko płatne SMS-y żeby mieć wpływ na werdykt. Na koniec możemy być dumni. Głosowałem na niego i wygrał! Ona była moją faworytką, wysłałam 15 SMS-ów i udało się! A jaki to ma wpływ na nasze życie? No właśnie, żadnego…
Wybory to nie Idol czy Szansa na sukces. Nie siedzimy przed szklanym ekranem i nie bawimy się wpływając na życie tych, którzy próbują nas uwieść. Wręcz przeciwnie. Tutaj decydujemy o naszym życiu, o naszej przyszłości. Politycy nie są w tym w ogóle ważni. Nie o nich chodzi. Chodzi o to, jakie życie nam urządzą. Kiedy szukam opiekunki do dziecka, to nie obchodzi mnie czy potrzebuje pracy ani czy jest piękna, ale to, czy umie się zaopiekować moim dzieckiem. Kiedy szukam dyrektora kreatywnego do agencji reklamowej, to nie pytam, czy jest rozwiedziony albo jak spędza wolny czas, ale co może dać mojej agencji. Kiedy chcę zatrudnić sprzedawcę, interesuje mnie ile sprzeda, a nie na co wyda zarobione pieniądze.
Z niejasnych dla mnie przyczyn utarło się w Polsce uważać, że egoizm jest zdrową postawą zawsze, poza wyborami. W czasie wyborów nagle pałamy altruizmem i próbujemy wychowywać polityków. Tego nagrodzimy, bo ładnie powiedział wierszyk, tego ukarzemy, bo się pomylił, tamtemu damy szanse…
Ludzie! Pomyślmy przy urnie o sobie! Jak będzie wyglądać nasze życie! Jaką przyszłość sobie szykujemy, wrzucając kartkę do urny… Na wychowywanie polityków, informowanie ich o naszych oczekiwaniach, stawianie żądań i oczekiwań, formułowanie postulatów mamy całą kadencję. Kiedy głosujemy, powinniśmy być skrajnie egoistyczni. Wybierać to, co dobre dla nas i dla naszych bliskich.
A jaki wybór jest dobry dla nas i naszych bliskich? Większość z nas pamięta nie tylko ostatnie 2 lata, ale i wiele lat wcześniej. Wiemy, co mają nam do zaoferowania konkretni politycy i ich ugrupowania.
Oczywiście, że ludzie się zmieniają. Ale wtedy o tym mówią. Ogłaszają. Zmieniają barwy, publikują manifesty. Kto jest wierny tej samej opcji i tym samym poglądom od 20 lat, ten będzie robił to samo, co robił przez ostatnie 20 lat. Nie liczmy na cuda. Zaufajmy swojemu doświadczeniu.
Bo wybory to jak kupowanie butów. Można kupić ładne albo brzydkie. Ale najważniejsze, żeby były wygodne. Żeby dało się w nich chodzić. Co zrobić, żebyśmy po wyborach nie mieli permanentnych odcisków na stopach?
Stawiam na egoizm i wyrachowanie!
O egoizmie pisałem już wcześniej. To oczywiste, ale warto przypomnieć, że do wyborów nie idziemy po to, żeby nagrodzić lub wychować polityków, ale po to, żeby zadecydować o naszej własnej przyszłości. A wyrachowanie? To nieodłączny sojusznik egoizmu. Chcemy zadecydować o własnej przyszłości… no dobrze. Czyli co chcemy osiągnąć? I jak to osiągnąć?
Pomyślmy… Czy kiedy jest kumulacja w lotku, to jesteśmy gotowi wykupić wiele zakładów, żeby zwiększyć swoje szanse? A kiedy widzimy ostrzeżenie o fotoradarze, to zwalniamy, żeby się nie narażać? Dobrze, wiadomo, że każdy stara się pomóc szczęściu, kształtować swój los, zabiega o lepsze jutro. To naturalne i zrozumiałe.
Jeżeli chcemy zadbać o swoją przyszłość, to udział w wyborach jest oczywisty. Bojkot ma sens, kiedy nie wierzymy w uczciwe liczenie głosów. W każdym innym przypadku bojkot to rezygnacja ze swojego głosu.
No to zastanówmy się, jakie mamy realne opcje w najbliższych wyborach. Jaka będzie większość parlamentarna? Kto utworzy rząd? Kto będzie premierem? Nie wiem, czy wiem wszystko. Ale według mojej orientacji wszystkie te pytania sprowadzają się do jednego – czy funkcję premiera obejmie po wyborach Beata Szydło (przynajmniej na początku, później może się objawić jej prezes, który znudzi się rządzeniem przez telefon), czy też tej funkcji nie obejmie. Tutaj jest zasadnicza różnica. Wszelkie niuanse w ramach drugiej opcji są znacznie mniej istotne.
Jeżeli ktoś wybiera Beatę Szydło, to ja nie będę doradzał, jak postępować. Jeżeli jednak ktoś wybiera inaczej, to chętnie się z nim pochylę nad analizą możliwości.
Serce mam po lewej stronie. Nie dopuszczam zatem głosowania na faszystów, narodowców i innych prawaków. Zresztą, nikt na prawo od PiS nie ma żadnych szans. Już PiS o to zadba… Przejmie wszelkie najbardziej skrajne idee, wchłonie w charakterze przystawek wszystkich, którzy mogliby zyskać jakiekolwiek realne poparcie. Popatrzmy zatem za sercem, na lewicę…
Ale zaraz, zaraz na którą? No jak to, na zjednoczoną! Ale… którą? No właśnie… Podobno jest jedna prawdziwa lewica. Partia Razem. Przynajmniej tak twierdzą jej członkowie i sympatycy. Tylko czy uda się jej zarejestrować listy? I przekroczyć próg wyborczy? Przecież nie chciałbym zmarnować mojego głosu. Kiedy Ojczyzna w potrzebie, każdy głos jest na wagę złota.
Kto zatem pozostaje? Na kogo głosować? Nie patrzmy na sympatie czy preferencje. Bądźmy wyrachowani! Myślmy egoistycznie!
Kukiz? Nowoczesna? Wszystkie Zjednoczone Lewice? Ludowcy? Na te ugrupowania odda głos w sumie jakieś 20% głosujących. Na 6 ugrupowań, to średnio po 3,5%. Ile z nich przeskoczy próg wyborczy? A ile głosów się zmarnuje? No właśnie. Jeżeli nawet dwa z tych ugrupowań zdobędą po 5 %, to nadal mamy 10% głosów, które przybliżą do wygranej panią Beatę Szydło i wszystkich, którzy dzisiaj chowają się za jej spódnicą. Jeżeli nie będziemy się rozpraszać, narażać się na oddanie nieważnego głosu i zajmiemy jasne stanowisko, to bez niepewności i bez ryzyka dajemy 20% przeciwko temu, czego się najbardziej obawiamy. 20% więcej głosów to dużo. Znacznie więcej, niż dwóch niewielkich potencjalnych koalicjantów. Zwłaszcza, kiedy nie ma pewności, z kim chętniej wejdą w koalicję…
Matematyka nie kłamie. To, czego się najbardziej obawiamy, ma przewagę 15% w sondażach. Dodatkowe 20% dla oponentów to sukces dla nas wszystkich. Tylko czy my umiemy być wyrachowanymi egoistami?
W tym momencie większość z Was właśnie mówi „Co? Znowu głosować na mniejsze zło? Dosyć tego!” Tak. Daliśmy się zarazić tym głupim stereotypem. Jakby w ogóle było możliwe, żeby każdy miał partię idealną, dopasowaną do jego potrzeb i oczekiwań w 100%. Zapewniam Was, że są w PiS-ie takie aspekty i elementy, które nie podobają się ani Beacie Szydło, ani Jarosławowi Kaczyńskiemu. Zapewniam, że i w PO są takie, których nie znosi Ewa Kopacz, Grzegorz Schetyna i wielu innych liderów.
Głosowanie to wybór spośród dostępnych opcji, nie szukanie ideału. Czy ktoś z Państwa wierzy, że realne jest, aby po jesiennych wyborach premierem nie była ani Beata Szydło (lub ktoś, kto wyjdzie zza jej spódnicy) ani Ewa Kopacz (lub jej ewentualny następca w partii)?
Mateusz Kijowski
Czytaj też: Mateusz Kijowski: Jak żyć, Panie Prezydencie?
Tylko czy uda się jej zarejestrować listy? I przekroczyć próg wyborczy? Przecież nie chciałbym zmarnować mojego głosu…
W demokracji nie ma “zmarnowanych głosów”. No, chyba że ktoś idzie na wybory z przekonaniem, że trzeba głosować przeciw komuś, a nie za kimś. Można i tak, rozumiem, bo sam żywię obawy przed zmianą na gorsze. Aczkolwiek trzeba mieć świadomość, że takie podejście utwierdza partyjny duopol!
Przez konformizm wyznawców przegrywają idee. Pytanie: czemu robisz tak i siak? Odpowiedź: bo większość tak robi. Właśnie, co to za odpowiedź…
Na referendum radziłbym nie iść wcale. Im mniejsza frekwencja, tym większa nadzieja, że nic się nie spieprzy. Pardon.
Są sytuacje, kiedy trzeba walczyć o idee. Są sytuacje, kiedy trzeba ratować to, co jest.
Budować poparcie dla idei trzeba stale. Kiedy nagle, przed wyborami, powstają nowe ugrupowania, to popieranie ich jest zawsze ryzykiem. Jeżeli nie ma poważnego zagrożenia dla demokracji, to można sobie pozwolić na poparcie niszowego ugrupowanie, które nie ma wielkich szans na przekroczenie progu wyborczego. Kiedy wszystko wskazuje, że dojdzie do wygranej partii antydemokratycznej, która może spowodować, że demokracja zostanie znacząco ograniczona i że w kolejnych wyborach nasz głos po prostu nie będzie liczony, to eksperymentowanie nie jest odpowiedzialnym zachowaniem.
A co do referendum… bojkot – to właśnie jest konformizm. Pójść na referendum i zagłosować zgodnie z własnymi przekonaniami, to poparcie dla idei.
Podobnie, jak głosowanie na to, co realne, a nie na marzenia.
Chciałbym, żeby władzę sprawowali młodzi idealiści o lewicowym nastawieniu. Partia Razem bardzo mi się pod wieloma względami podoba. Ale po pierwsze, nie nadaje się do rządzenia, bo oni jeszcze bardzo mało wiedzą o funkcjonowaniu świata (o gospodarce gadają głupoty, i generalnie starają się wzbudzić poczucie winy u każdego, kto zarabia więcej, niż najniższe wynagrodzenie). Po drugie nie mają żadnej zdolności koalicyjnej. Po trzecie nie mają szans na przekroczenie progu wyborczego.
Oddając na nich głos pomógłbym w marszu PiS do władzy. Trzeba być odpowiedzialnym i liczyć się z konsekwencjami swoich działań.
Budować poparcie dla idei trzeba stale. Kiedy nagle, przed wyborami, powstają nowe ugrupowania, to popieranie ich jest zawsze ryzykiem.
Bez urazy, ale drugie zdanie kłóci się z pierwszym. “Nowe ugrupowanie” składa się z ludzi znanych od lat. Gdzie tu ryzyko i dla kogo? Jeśli nie teraz, to kiedy…?
A co do referendum… bojkot – to właśnie jest konformizm. Pójść na referendum i zagłosować zgodnie z własnymi przekonaniami, to poparcie dla idei.
Bojkot w moim wykonaniu będzie działaniem całkowicie świadomym (konformizm wykluczałby świadomość). Jestem zdecydowanie przeciwny zarówno JOW-om, jak i zmianom (zresztą nie wiadomo jakim) w finansowaniu partii. Mało tego, jestem przeciwny stawianiu takich, właściwie niekonstytucyjnych, pytań w referendum.
Kiedy wszystko wskazuje, że dojdzie do wygranej partii antydemokratycznej…
Od lat dziwię się organom państwa, że w imię demokracji tolerują antydemokratyczną działalność…
Szanowny autorze,
Zupełnie mnie Pan nie przekonał. Gdybym miał głosować “egoistycznie” do czego Pan namawia, to głosowałbym na zielonych, prawdziwą lewicę czy Kukiza – w zależności od obietnic. Jeśli miałbym oddać głos na premier Kopacz to jedynym uzasadnieniem mogłoby być odwołanie do idei – troszkę mniej kłamstw. Pisał Pan, że znamy kandydatów, wiemy co robili, jak się zachowywali. No tak się składa, że pamiętam. Gospodarka za rządów PiS się rozwijała. Być może głównie dzięki temu, że nie było zmian i funkcjonował model wypracowany przez rząd Belki. Pamiętam vicepremiera Giertycha który w Sejmie opowiadał się przeciwko płaceniu przez państwo pieniędzy wielkim korporacjom finansowym za przechowanie pieniędzy w OFE, wtedy nazywanego oszołomem.
Pamiętam sporo głupich zachowań w rządzie ale też biorąc pod uwagę tylko egoizm to nie widzę żadnego powodu by wszczynać alarm. Dyplomatolki? Takie jak minister Schetyna który uznał że front ukraiński tworzyli Ukraińcy? Egoistycznie, jak Pan do tego namawia, zagłosuję na małą partię której poglądy będą mi najbliższe. Jak się okaże że zdobywa poparcie społeczne to rządząca partia pod bierze najciekawsze postulaty i przedstawi jako swoje. I tak będę miał szansę na to, że zostaną zrealizowane. Kukiz nie był zwycięzcą a referendum w sprawie JOWow się pojawiło i PO przyznaje się do nieustannego popierania JOW. Tylko wspierając ugrupowania głosząc ideę zgodna z moimi przekonaniami mogę się spodziewać ze kiedyś zostaną spełnione.
Czyli miesza Pan egoizm z koniecznością wyrażenia siebie.
Gdybym miał głosować na to, co mi się najbardziej podoba, to głosowałbym na partię, którą bym sam założył. Dostałbym 5 głosów i byłbym dumny!
Egoizm, to zabieganie o swoje dobro, a nie podbijanie sobie ego. Chyba, że dla kogoś ego jest najważniejsze.
Wyrachowanie wymaga działania rozumnego, zbliżającego do osiągania celów. W tych wyborach głosowanie inaczej niż PO to popieranie PiSu. A w referendum o JOWach trzeba głosować przeciwko. Podobnie, jak trzeba za utrzymaniem systemu finansowania partii. Bo nie o realizację linii partyjnej tutaj chodzi, ale o to, co rzeczywiście ma wpływ na nasze życie.
Aha, ego lepiej sobie poprawiać większym samochodem, niż marnowaniem głosu w wyborach. Za to po wyborach warto popracować, żeby w następnych był szerszy wybór i większe możliwości. na te wybory już za późno. Wybór jest prosty. Premier Szydło albo premier Kopacz.
Egoizm to zabieganie o moje dobro – rozumiem.
Nie bardzo za to rozumiem, co ma z moim dobrem wspólnego premierowanie pani Szydło lub Kopacz? Co one zmienią?
Najprawdopodobniej nie zmienią kompletnie nic. Nadal będę wstawał o 6.45, szykował dziecko do szkoły, szedł do pracy itp. itd.
Naprawdę niewielką różnicę zrobi mi czy Rosjan i zdrowy rozsądek będzie obrażał Schetyna, czy Fotyga.
Czy Kluzik-Rostkowska będzie ministrem w rządzie Kopacz czy aniołkiem prezesa Kaczyńskiego itd. itp.
.
Marnowanie głosu to w mojej ocenie ograniczanie swojego wyboru do A i B. Jeśli uważam, że dobrze zrobi mi czystsze powietrze (zwłaszcza w Krakowie) to muszę głosować na partię, która na sztandarach ma rozwiązania zmierzające do poprawy jakości powietrza. W przeciwnym razie ten głos wogóle nie będzie usłyszany i za 4 lata nic się nie zmieni – dalej będę straszony PiSem. Ale jeśli nie dam się zastraszyć, jeśli zagłosuję na partię X, która na sztandary wzięła odpowiednie rozwiązania, to w ramach zabiegania o poparcie wyborców partii X któraś z dużych przejmie moje hasło i być może zrealizuje. Tylko w ten sposób mogę osiągnąć cel służący mojemu dobru.
Żal, że nie ma już Azraela…
Żal…
“Czy ktoś z Państwa wierzy, że realne jest, aby po jesiennych wyborach premierem nie była ani Beata Szydło (lub ktoś, kto wyjdzie zza jej spódnicy) ani Ewa Kopacz (lub jej ewentualny następca w partii)?”
* * *
Moim zdaniem to nie kwestia wiary a prawdopodobieństwa w prognozie. Według dzisiejszych informacji, mozliwość innej konfiguracji jest mało prawdopodobna.
* * *
“Chciałbym, żeby władzę sprawowali młodzi idealiści o lewicowym nastawieniu.” “Młodzi idealiści” w XX wieku konstytuowali oraz popierali reżimy, które przyniosły ludzkości największą falę zbrodni ludobójstwa: vide stalinizm i hitlerryzm.
* * *
Moim zdaniem artykuł zdecydowanie przegadany, a jego główne przesłanie (egoizm, jeśli to ono właśnie) ginie w dość dziecinnej dydaktyce oraz rozlicznych dygresjach. Autor, byc może mimowolnie i nieświadomie, trochę obraża inteligencję czytelników SO, tłumacząc rzeczy oczywiste.
Z całą pewnością nie jest moim zamiarem obrażanie czyjejkolwiek inteligencji.
A czy są to rzeczy oczywiste?
Wystarczy poczytać komentarze.
Do wczoraj zgadzałbym się z Autorem. Jednak wczorajsza decyzja wpisania na listy PO jednej z najczarniejszych, najparszywszych postaci ze świata polityki, Dorna, sprawia, że na pewno nie zagłosuję na nikogo z listy PO. Przełknąłem swego czasu Kluzik-Rostkowską, z obrzydzeniem pogodziłem się z wielbicielem Pinocheta, Kamińskim, zniósłbym w końcu mało liczącą się osobę Napieralskiego /tak jak zniosłem Arłukowicza/, w uznaniu inteligencji pogodziłem się z poparciem dla Giertycha. Ale Dorn? Nigdy z nikim, kto z Dornem!
Myślę, że podobnie myślących i czujących jest więcej. Sądzę, że dzięki tak fajnej decyzji kierownictwa PO – szanse na przekroczenie progu wyborczego przez Petru zdecydowanie wzrosły.
A mnie zastanawia, czym akurat Dorn się sroce naraził?
W czym był gorszy od Kamińskiego czy choćby Rokity (kandydata na premiera PO)? Albo Sikorskiego? Jakieś konkretne wypowiedzi/działania Ludwika Dorna panu przeszkadza? Czemuż to akurat Dorn miałby być jedną z najczarniejszych postaci polityki?
.
Nie kwestionuję Pana decyzji. Tylko zastanawia mnie, dlaczego akurat “trzeci bliźniak” tak bardzo Pana uwiera?
@sroka to jest niestety “rynsztok” polityki. Dorn, Napieralski, MAzowiecki zostali przyjecie aby przyciągnąć zwolenników nie głosujących dotad na PO. Dorn ma szanse przyciagnąć tę część zwolenników PiS, którzy sa konserwatywni ale nie podoba im sie katotalibański kurs tej formacji i całego bloku. Zgadzam się, że takie posuniecia odrażają poczucie przyzwoitosci kazdemu przywoitemu człowiekowi. Zgadzam się z poglądem, że “…dzięki tak fajnej decyzji kierownictwa PO – szanse na przekroczenie progu wyborczego przez Petru zdecydowanie wzrosły”. Najlepiej gdyby od tego wzrosły takze notowania PO a PiSu zmalały.
Czym mi się naraził Dorn? Przecież to jeden z kilku liderów PiS, swego czasu zwany “trzecim bliźniakem”, arogancki, butny, chamski marszałek sejmu, autor pogardliwego określenia przeciwników – “wykształciuchy”, ten, co chciał brać lekarzy “w kamasze”, ten od “pokaż lekarzu co masz w garażu”. Mało?
Chamskim buntnym i obrazajacym przeciwników marszałkiem był Stefan Niesiołowski. Dorn w porównaniu z nim jest łagodny. Weźmy same obelgi wyksztalciuchy vs pornogrubasy chociażby. Trzecim blizniakiem był w partii jeszcze nośnej. Jarek najpierw Dorna usunął z ministerstwa – jak podano – ze wzgledu na rozbieznosci zdan w sprawie funkcjonowania resortu, chwilę później z rządu w ogole. Jarek już bez Dorna odjeżdżał coraz bardziej w opary absurdu – po śmierci Lecha, który był chyba mocno prostowany przez żonę, nastąpił odlot totalny z którym jednak Dorn nic wspólnego nie miał. A np. Kaminski i Joanna KR jak najbardziej to firmowali. LD Zakładał własne ugrupowanie i w zasadzie główny zarzut jaki bym miał to próba ponownego łaszenia się do prezia – nieskuteczna.
Szczerze powiedziawszy mało.
Bycie liderem założycielem PiS nie jest niczym nagannym. PiS nie było ugrupowaniem antydemokratycznym w założeniu.
T była w miare normalna prounijna (!) partia, w wielu aspektach bardziej stonowana niż PO – jej koalicjant w wielu samorządach i zapowiadany współkoalicjant po wyborach 2005.
Rząd PiS, rząd Marcinkiewicza i rosnąca wzajemna niechęć z PO to raczej kłótnia w rodzinie niż faktyczne spory programowe. Dowodzą tego głosowania w Sejmie – wspólne PO i PiS.
Dorn urząd ministra SWiA opuscił w lutym 2015, jak podano do wiadomości z powodu rozbieżności zdań z już-premierem Kaczyńskim w sprawie funkcjonowania resortu. W tym samym czasie odszedł z rządu Radek Sikorski – minister ON. Dorn składał dymisję, rezygnował także z funkcji wicepremiera.
Ta druga dymisja przyjęta nie została. LD członkiem rządu pozostał do 27 kwietnia 2015. Opuścił rząd 2 dni po śmierci Barbary Blidy.
Od przejęcia sterów władzy przez JK PiS zalicza coraz większy odjazd od norm demokratycznych. Najwyraźniej LD był jednak przeszkodą w rządzeniu. Został najpierw pozbawiony resortu a potem miejsca w rządzie wogóle.
Jesień 2007 roku – LD składa rezygnację z funkcji partyjnych i zostaje wykluczony z PiSu.
.
Chciałbym raz jeszcze zauważyć – PiS jeszcze na jesieni 2005 był normalną partią. Początkowo rząd PiSu jechał po bandzie, ale nie przekraczał demokratycznych norm. Przejęcie sterów władzy przez JK rozpoczęło odlot, któremu na przeszkodzie stał Dorn, przez co musiał opuścic resort siłowy, (najwyraźniej potrzebny do czegoś) tak jak i Radek Sikorski.
2 miesiące później została smobójcowana Barbara Blida.
2 dni po tej smierci Dorn całkowicie wylatuje z rządu.
Jeszcze parę miesięcy póxniej z partii wogóle. PiS w coraz większym odlocie, a po katastrofie smoleńskiej całkowicie w innym świecie.
W tym czasie Misiek Kamiński robi kolejne kampanie wyborcze dla PiSu, a Joanna-Kluzik Rostkowska jest “aniołkiem prezesa”.
.
Pisał Pan o chamstwie i arogancji marszałka Dorna.
Mnie się wydaje, że to i tak tylko ułamek popisów marszałka Niesiołowskiego.
“wykształciuchy” – mnie się przypomina, że wykształciuchom LD przeciwstawiał inteligencję techniczną, inżynierów, matematyków, informatyków – tych co się zajmują konkretami.
W innym wątku Bogdam Miś dzieli ludzi z wyższym wykształceniem na “magistrów zarządzania i marketingu absolwentów amerykanistyki itp.” oraz inżynierów, matematyków, lekarzy. Poczucie, że humanistyczne studia (tylko z nazwy!) są mało warte jest zdaje się bardziej owszechne, czemu się zesztą (ja – humanista-germanista) nie dziwię patrząc na wielu absolwentów róznego rodzaju szkół wyższych. czy zresztą wykształciuchy jest tak duzo bardziej obraźliwe niż np. “pornogrubasy z pornoprezydentem” Stefana Niesiołowskiego?
.
Ja rozumiem niechęć do Dorna. Mnie jednak dużo bardziej od samego LD odrzucał np. Niesiołowski, Rostkowska czy Kamiński. Gdybym był wyborcą PO to znacznie łatwiej byłoby mi przełkąć Dorna właśnie niż Kamińskiego chociażby. Stąd moje zdziwienie.
Pozdrawiam serdecznie.
Odpowiadałem w sprawie L. Dorna wczoraj wieczorem (3ego września)- ale pisałem na smartfonie. Dziś rano – już przy normalnej klawiaturze nie zauważyłem mojego komentarza więc napisałem go ponownie wychodząc z założenia, że urządzenie typu smartphone jest dobre dla ludzi poniżej 30 roku życia, a ja coś źle mogłem wcisnąć.
Ale teraz mnie olśniło.
Komentarze przecież czasami oczekują długo na moderację.
W związku z tym być może dwa moje wpisy o podobnej treści się ukażą (chyba, że uda się wpis z 3.IX usunąć w toku moderacji). Za zamieszanie najmocniej przepraszam.
Spowodowane będzie (jeśli będzie) nie brakiem cierpliowści lecz zaufania do siebie samego i obsługi smartphonea. (Swoją drogą – urządzenia robią się coraz bardziej “smart” a ludzie nie…)
Nie będę bronić Niesiołowskiego. Też mnie uwiera. Tym bardziej, że miał bronić swojej partii przed Dornem jak Rejtan, a tymczasem pełna zgoda. A co do PiS, czy to była to kiedykolwiek partia, do której można mieć zaufanie? W momencie zakładania na chwilę i mnie urzekła nazwa, że prawo i sprawiedliwie. Po czym przygarnęli dwóch posłów PSL /czy właśnie wyrzuconych z PSL/, którzy zasłynęli z głosowania na cztery ręce. Czyli po prostu przygarnęli ewidentnych oszustów. No i taka to była od początku partia prawych i sprawiedliwych, ale inaczej.