Paweł J. Dąbrowski: O większe ciastko, czyli jak podnieść płace i zatrudnienie,  a nie zniszczyć gospodarki8 min czytania

zarzadzanie2015-10-27.

Obserwacja wielu dyskusji toczonych w Polsce, a dotyczących płac zdaje się dowodzić, że wielu jej uczestników mentalnie tkwi w filozofii „walki klas”.   Z jednej strony mamy przekonanie – najdobitniej  wyrażone przez jednego z byłych premierów, mówiącego że „płace zbyt szybko rosną”. Z drugiej mamy zapędy wielu neo-populistów najrozmaitszego autoramentu chcących budować państwowe fabryki, by dawać ludziom pracę i radosne rozdawanie dotacji by utrzymywać nieefektywne, nierentowne kopalnie.  Co najbardziej absurdalne, wysiłki na rzecz ratowania nieefektownych kopalń wpędzają te najbardziej efektywne – jak lubelską Bogdankę – w kłopoty, gdy nie jest ona w stanie konkurować z cenowo z węglem wyprzedawanym poniżej kosztów.

Równocześnie coraz większy opór społeczny budzi bezkrytyczne i bezrefleksyjne głoszenie mitu „wolnego rynku”, gdzie silniejsi, bogatsi, lepiej poinformowani są w stanie narzucać narodom korzystne dla siebie rozwiązania prawne, a pracownikom upadlające warunki pracy i płacy.  Ogromna większość obywateli nowoczesnych społeczeństw chce dobrych, „godziwych” płac dla szerokich rzeczy pracowniczych.  Chcą tego niezależnie od tego czy wychodzą oni z chrześcijańskiej nauki społecznej, z lewicowego poczucia „sprawiedliwości społecznej”, czy zwykłego pragmatyzmu, wskazującego, że ceną za krótkowzroczny egoizm klas posiadających jest społeczna frustracja, wysoka przestępczość, a wyższych sferach poczucie ciągłego zagrożenia i niepewności.

Wreszcie, ogromna część wyborców, mając poczucie, że to oni zarabiają znacznie mniej niż na to zasługują, jest gotowa poprzeć kogokolwiek kto da im nadzieję na poprawę sytuacji. W Polsce na to zapotrzebowanie coraz chętniej odpowiadają politycy obu głównych partii PO i PiS. (Ta trzecia – PSL, zapewniła swym wyborcom uprzywilejowaną pozycję w systemie emerytalnym KRUS, a wraz ze swymi odpowiednikami na zachodzie Europy zdołała sobie wywalczyć najbardziej idiotyczny, bezsensowny ekonomicznie i niegodziwy z punktu widzenia jakiegokolwiek poczucia sprawiedliwości społecznej system dopłat, w którym uprzywilejowanej grupie posiadaczy dopłacamy do ich majątku.

Argumentem, który należy też wziąć pod uwagę w Polsce, jest też ogromny problem masowej emigracji: znaczna część najbardziej dynamicznych, wykształconych ludzi wyjeżdża z kraju. Tylko wyraźne podniesienie płac realnych może ten proces zahamować.  Spójrzmy na naszego sąsiada i największego partnera gospodarczego – Niemcy. Tam zarobki są znacznie wyższe niż w Polsce, „socjal” też, ale dzięki wysokiej jakości i innowacyjności eksport jest wysoki, a poziom bezrobocia jest niski (wg. Banku Światowego 5,3% – w Polsce to 10,4%).

Generalnie rzecz biorąc, do problemu wyższych płac można podejść na dwa sposoby – zająć się wyszarpywaniem możliwie dużego kawałka „tortu” (lub obrony swojego), bądź też zadamy sobie pytanie, czy ten „tort dochodu” może być większy, dbając równocześnie o bardziej równomierny podział dodatkowych korzyści. Jak wykażemy później, postulat „proporcjonalnych korzyści” nie jest luksusem, ale wręcz warunkiem koniecznym strategii „większego ciastka”.

Powiedzmy sobie też jedno – administracyjne metody rozwiązywania jakichkolwiek problemów są z zasady kosztowne, mało efektywne a czasem wręcz przynoszą rezultaty przeciwne do oczekiwanych. Tak na przykład zakaz zwalniania z pracy na trzy lata przed emeryturą  powoduje, że ci, z myślą o których ten przepis został stworzony zostają często zwalniani przed wejściem w „okres ochronny”. 

Jaki jest więc sposób na „większe ciastko do podziału”?  To przecież oczywiste – to efektywna i szybko rozwijająca się gospodarka.  Pomarzmy przez chwilę. Firmy w Polsce rozwijają się tak dynamicznie, że zaczynają na gwałt szukać pracowników..  Co drugi, co trzeci dzień dostajesz telefon od „headhuntera”  z pytaniem „a może by Pan” przeszedł do nas?  A szef dwoi się i troi, by nie stracić tak cennego pracownika jakim jesteś…

Abstrakcja? Niemożliwe?  A może jednak…

Przyjrzyjmy się konkretnym przykładom:

  • Ryszard Florek, twórca firmy Fakro, która podbija Europę nowoczesnymi oknami twierdzi, że gdyby zmniejszyć biurokratyczne ograniczenia, mógłby podwoić zatrudnienie;
  • Polska ma najlepszych na świecie szybowników – Sebastian Kawa jest dziesięciokrotnym mistrzem świata, a na wszelkich liczących się międzynarodowych zawodach na czołowych miejscach aż gęsto jest od Polaków. Mamy też świetne szybowce i niezły przemysł małych samolotów. Ale… Pół Europy, również polscy biznesmeni uczą się latać w Czechach. Dlaczego? Bo tam jest dużo mniej biurokracji ze zdobywaniem licencji lotniczych.
  • Podziwialiśmy niedawno bicie rekordu świata w swobodnym spadaniu. Ale… gdzie się to działo? Znowu w Czechach. Zgadliście, znowu z powodu biurokratycznych barier..
  • Z wielką energią promowano swego czasu agroturystykę. Atrakcją tych „wczasów pod gruszą” miało być między innymi to, że będziemy mieli na stole domowe powidła i własnej roboty wędliny. Ale… liczne ograniczenia powodują, że jedynie najbardziej wytrwali są w stanie przez nie przebrnąć. Obniża to atrakcyjność oferty, zadowolenie klientów – a skutkiem tego sektor ten ma znacznie mniejszą zyskowność, a zatem i płace, i zdolność tworzenia miejsc pracy.
  • Ponownie obserwujemy w telewizji intensywną i kosztowną kampanię promocyjną na rzecz mediacji. A jednocześnie obowiązuje absurdalny przepis Ministerstwa Sprawiedliwości o wielkiej sile blokującej, który ogranicza stawkę za prowadzenie mediacji sądowych do 60 zł za pierwszą sesję, po 25 zł za każdą następną. Jeśli sobie uświadomimy, że w nawet relatywnie nieskomplikowanej sprawie są to kilkugodzinne sesje, wymagające wysokich kompetencji, widzimy, że nie jest to jakkolwiek odpowiednie wynagrodzenie. Stąd też mamy tysiące wyedukowanych, a bezrobotnych mediatorów… I totalnie niewydolny system wymiaru sprawiedliwości.
  • Branża szkoleniowa, dająca pracę nie tylko trenerom, hotelarzom i firmom cateringowym, ale też stymulująca innowacyjny rozwój firm w skutek źle pomyślanej serii programów unijnych w padła w szaloną sinusoidę. Od bezkrytycznego rozbuchania, gdy tysiące młodych ludzi zaraz po studiach, a bez doświadczenia zawodowego kształcono na trenerów, a ogromne kwoty przeznaczane na szkolenia powodowały trudności w naborach nawet na darmowe kursy, po kompletne nieomal zatrzymanie rynku trwające już ponad rok, gdy urzędnicy postanowili zmienić zasady.

Znaczna część – jeśli nie wszystkie – tych ograniczeń powstaje, zdaniem wielu osób obserwujących proces legislacyjny, na skutek lobbingu wielkich firm i wpływowych lobby.   Prof. Rybiński w swych badaniach wykazał np. że o ile w początkowym okresie „Wolnej Polski” ok. 70% ustaw było korzystne dla gospodarki, a 30% realizowało interesy lobbystów, to obecnie te proporcje się odwróciły.

Przykładem takiej bezsensownej, a kosztownej regulacji są atesty przeciwpożarowe. W myśl tychże, np. wszystkie drzwi muszą przez dwie godziny wytrzymać wysoką temperaturę określonej wysokości. Z tym, to OK. Tylko.. ważność tych badań to jedynie trzy lata. Po tym okresie badania trzeba powtórzyć. Po co? Czy zmienią się przez to prawa fizyki, czy struktura molekularna owych drzwi?  Nie, ale odpowiedni instytut będzie miał zlecenia…

Związek Firm Deweloperskich przeprowadził badania, które pokazały, że systematyczne opóźnienia, związane w wydawaniem pozwoleń budowlanych, a przekraczające dopuszczalny czas, powodują, że ceny oddawanych mieszkań są o całe 5% wyższe.  Zastanówmy się przez chwilę: gdyby nie nieudolność biurokracji, mielibyśmy tu o 5% niższe ceny, a więc o ok. 6% większy popyt (bo przy niższych cenach więcej ludzi było by stać na mieszkania i na większy metraż).  Przy 400 000 osób zatrudnionych w budownictwie znaczyło by to (z grubsza), że było by zapotrzebowania na 24 000 miejsc pracy.

Doświadczenie pokazuje, że najskuteczniejszym sposobem „wymuszania” jakości i dobrej oferty dla klienta nie są normy, ani regulacje, ale rynek. Podobnie najlepszym sposobem na „wymuszenie” dobrych płac jest konkurencyjny rynek pracy. I nie chodzi tu o ograniczanie przywilejów pracowniczych, lecz o likwidację wszystkich zbędnych, wręcz szkodliwych regulacji.

W teorii negocjacji rozróżnia się dwie strategie: kooperacyjne (razem coś wygrywamy) i rywalizacyjne (chcę wygrać Twoim kosztem).   Póki co, obie strony dialogu społecznego zdają się być więźniami rywalizacyjnej filozofii „walki klas”: pracownicy żądają wyższych płac i przywilejów, a pracodawcy ich ograniczania. Nawet świetne skądinąd raporty pokazujące skutki biurokracji ograniczają się do danych związanych z punktem widzenia biznesu, a nie są pokazywane skutki tych ograniczeń dla rynku pracy. Wiem, nie jest to łatwe, ale częstokroć – jak to pokazaliśmy wcześniej – jest możliwe.

Ale największy potencjał obustronnych korzyści leży w likwidacji zbędnych, kosztownych regulacji. Badania, przeprowadzone przez znaną firmę consultingową Deloitte na zlecenie ministerstwa finansów pokazało, że ogólny koszt wypełniania obowiązków podatkowych przez polskie firmy to 77,6 mld zł., czyli 6,1% PKB Polski!  Znaczna część tych pieniędzy – i ludzkiej energii – to zwyczajne marnotrawstwo. Według Banku Światowego polski przedsiębiorcza marnuje 286 godzin rocznie na sprawy podatkowe, podczas gdy Norwegom, Irlandczykom czy Estończykom zajmuje to zaledwie 80-83 godzin…  Co istotne, przedsiębiorcy polscy nie skarżą się tak bardzo na wysokość podatków, co na ich kłopotliwość i niejasność.

Tak więc uporządkowanie prawa, uproszczenie i wyeliminowanie zbędnych regulacji, uwolniło by energię polskich przedsiębiorców, umożliwiło by ich bardziej dynamiczny rozwój, z przez to dało impuls do zatrudniania nowych ludzi, inwestycji w kadry i dbania o płace dotychczasowych pracowników. 

Niestety, mimo konieczności zmniejszenia biurokracji niewiele się w tej kwestii robi: kolosalna praca wykonana przez zespół Palikota, rokroczne „Czarne Listy” Konfederacji Lewiatan jak i szereg innych raportów są ignorowane przez ogół klasy politycznej skoncentrowanej na podjazdowych wojenkach, a częstokroć dającą ucha podszeptom lobbystów wielkich korporacji, by wprowadzić regulacje dające im uprzywilejowaną pozycję.

Potrzebny jest więc sojusz strategiczny pracowników i przedsiębiorców, dla odbiurokratyzowania gospodarki, bo jedynie taki sojusz jest w stanie przełamać marazm i wygodnictwo politycznej „klasy próżniaczej”.

Dr Paweł J. Dąbrowski

www.Kreatywne-Strategie.pl

Holistyczny Instytut
Negocjacji i Przedsiębiorczości
Print Friendly, PDF & Email