Polska Kaczyńskiego. Przeszłość, która chce być przyszłością.
Portal SokzBuraka przytoczył kilka dni temu tweet Joanny Senyszyn, w którym stwierdza ona, że nie jest tragedią obecna sytuacja geopolityczna Polski pod rządami PiS ale tragedią jest to, że z tej sytuacji zadowolona jest połowa Polaków. To nieco przesadna reakcja, ale niemal wszyscy ulegamy lekkiej histerii raz po raz po kolejnych „sukcesach” obecnego rządu.
Można podejrzewać, że nasza reakcja jest pożądana przez Kaczyńskiego. Wszyscy poniekąd zostaliśmy zamknięci w jego głowie, świecie Realpolitik i polskiego patriotyzmu w rozumieniu Kaczyńskiego. A ponieważ jest to konstrukt o cechach innowacyjnych, nieprędko i niełatwo z niej wyskoczymy.
Wiele można zrozumieć czytając raport z badań dr. Macieja Gduli „Dobra zmiana w Miastku. Neo-autorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Charakterystyczne, że jedną z niewielu cech, która łączy wszystkich zwolenników „dobrej zmiany” jest wg. Gduli niechęć do elit. Wyzwolona energia tego obozu dominuje, korzystając z chwilowego zniechęcenia polityką ludzi niepodzielających wizji Kaczyńskiego. Gdula proponuje termin „neoautorytaryzm”, opisując stan świadomości zwolenników PiS i politykę tej partii, przy czym czyni uwagę: „A jednak współczesny autorytaryzm nie jest po prostu powtórzeniem historii, bo wyrasta z innego gruntu i jest osadzony w zupełnie innym kontekście społecznym. Najprościej rzecz ujmując, autorytaryzm, który znamy z przeszłości, był zjawiskiem społeczeństwa masowego, a dzisiejszy – społeczeństwa niszowego”.
Teraz widać, po co Kaczyńskiemu była potrzebna antysemicka afera. Jak z poparcia społeczeństwa niszowego uzyskać poparcie większości tu i teraz? Poruszyć emocje plemienne. Pokłady emocji, które są. Nie trzeba tutaj wymyślać żarówki. Wystarczy wykorzystać gotowe, sprawdzone rozwiązanie. Pokazać społeczeństwu „nowych Żydów”.
Nie ma tutaj zaskoczenia. Konsekwentnie budowana narracja – my prawdziwi Polacy i oni, ci gorsi. Użycie oenerowskiego języka nienawiści i wykluczenia, w którym wystarczyło zamienić słowo Żyd na słowa „gorszy sort”, „zdradzieckie mordy” lub inne z bogatego repertuaru Kaczyńskiego. Mamy autentyczny powrót do późnych lat 30. ubiegłego wieku. Osiemdziesiąt lat wstecz. Wielki projekt narodowego radykalizmu spod znaku falangi wyciągnięty z zamrażalnika dziejów. Wizja klerykalnie faszystowskiego państwa z centralną rolą Kościoła rzymskokatolickiego i z konsolidacją społeczeństwa wokół radykalnego projektu nacjonalistycznej ekskluzywności. ONR-bis. IV RP.
Społeczeństwo daje się w to wciągać krok po kroczku, powoli ale konsekwentnie. Nie spiesząc się, uważając żeby nie wytrącić ludzi ze stanu sytego zaspania, Kaczyński serwuje kolejne porcje narkotyku.
Należy sobie uświadomić, że nie mamy tutaj zwykłego sporu politycznego na gruncie demokratycznego państwa prawa. Na naszych oczach rozgrywa się dramat sporu cywilizacyjnego. Czy odpowiada nam wizja Polski Kaczyńskiego? Czy to przypadkiem nie jest ślepy zaułek historii? A jeżeli to tylko roboczy etap tworzenia „lepszej” Polski, to jakie są pomysły na zapędzenie dżina z powrotem do butelki?
To zmartwienie pozostawmy Kaczyńskiemu.
Nas interesuje pozostanie w głównym nurcie historii. Można wiele wniosków wyciągnąć z analizy dzisiejszej sytuacji. Można na własny użytek rozumieć to co się w ostatnich dwu latach wydarzyło w Polsce, ale też w innych miejscach na świecie, chociażby w USA, jako „rewolucja maruderów” albo „historyczne podciąganie taborów”.
Wydaje mi się, że najważniejszym wnioskiem byłoby przyjęcie tezy, że mamy do czynienia z nowym, innowacyjnym projektem politycznym, twórczo wykorzystującym stare radykalne projekty, które działały, ale z różnych przyczyn skompromitowały się i zostały porzucone. I z tym nowym innowacyjnym projektem można konkurować jedynie innym innowacyjnym projektem.
To oczywiste, że nowatorskie rozwiązanie nie pojawi się na zawołanie. Ale im wcześniej zaczniemy pracować nad jego stworzeniem, tym wcześniej możemy oczekiwać osiągnięcia pożądanych rezultatów. Jeżeli przytomna część społeczeństwa i te „wyklęte” elity nie dają zgody na realizację wizji Kaczyńskiego, to wydaje się, że trzeba zażądać rozwodu. Rozwodu z wizją, logiką i językiem obozu „dobrej zmiany”.
Rozsądnie byłoby więc zrezygnować z całego kanonu klasycznych pojęć i terminologii, bo nie opisują już rzeczywistości. Pamiętajmy, że ekipa Kaczyńskiego przewróciła tradycyjne znaczenie wielu pojęć do góry nogami. Chociażby znaczenie terminu „elita”. W mojej opinii powinniśmy teraz przeorać całą naszą świadomość historyczną, całe pokłady wiedzy wsączane nam do głów od dziecka. I stworzyć alternatywę. Wyraźną, z krwi i kości, kroczącą na zupełnie innym gruncie i zmierzającą w zupełnie innym kierunku. To też – moim zdaniem – nie będzie całkiem nowy świat. Ten świat istniał w naszej historii od setek lat, ale nie miał szczęścia przebić się na pierwszy plan na dłużej.
Można się zżymać, że de facto mamy dwie Polski. To oczywiście boli, ale czas przyjąć do wiadomości fakty. Dwie Polski funkcjonują nie od dzisiaj. Dzisiaj jest bardziej niż potrzebne wsparcie dla tej drugiej Polski.
Żeby dać próbkę nazywania spraw przy pomocy innego języka niż pisowski, nazwijmy tę Polskę „Polską uśmiechu” od „Orderu Uśmiechu” – dla mnie symbolu „mojej” Polski. Takim symbolem dla mnie jest też WOŚP i Jurek Owsiak. To oczywiste, że dla PiS to będą elementy komuny i złodziejstwa ale pies im … lizał. Oni już nie są z mojego świata, ich język nie jest moim, ich wartości i nazewnictwo nie są moimi. To dla mnie przedstawiciele innej cywilizacji, którzy żyli w sąsiedztwie, ale chwilowo zamieszkali w moim domu i demolują go, nie wiedząc jak z niego korzystać. Do tego żądają żeby mówić w ich języku. Ale ja kocham mój język, który oni oczywiście pogardliwie nazywają językiem miłości, bo zupełnie nie przypomina ich języka i nie rozumieją go.
Istniejące partie polityczne opozycyjne wobec PiS dały sobie narzucić reguły gry i język, a nawet logikę sporu. To oznacza, że są w pełni kontrolowane przez Kaczyńskiego. Spełniają rolę listka figowego. I wydaje się, że są już nawet pogodzone ze swoją rolą.
Nowy projekt polityczny musi zostać oparty na całkowicie nowej i odmiennej wizji Polski. Całkowicie, czyli jak gdyby kompletnie z innego świata pojęć, wartości i języka. Musi to być projekt odważny i odważnie prezentowany w całkowitej kontrze do projektu PiS. Przywołam tutaj przykład Ruchu Palikota, któremu nikt nie dawał szans, a oni zebrali 10% w wyborach w 2011 roku, głosząc otwarcie antyklerykalny program. A mamy dzisiaj inną sytuację. Korzystną dla rozwiązań radykalnych.
Edukacja
W centrum projektu neoautorytarnego Kaczyńskiego stoi edukacja. I związana z tym polityka historyczna. O znaczeniu edukacji dla obecnej władzy świadczy chociażby wysokość premii rocznej dla min. Zalewskiej. Znalazła się w gronie 4 najwyżej premiowanych ministrów – sprawy wewnętrze, sprawiedliwość, oświata i gospodarka. To mnie mało dziwi.To dzięki tradycyjnej polskiej edukacji patriotycznej Kaczyński uzyskał władzę. Ryzykowna teza? Nie sądzę. Dlaczego Kaczyński odnosi takie duże sukcesy na polu zdobywania zwolenników dla własnej wizji historii i polskości? Wykorzystał bezpośrednio ideologię polskiego romantyzmu, prostego, łopatologicznego patriotyzmu i mesjanizmu. Martyrologii, powstań narodowych i 1000 letniego państwa i Kościoła. Zgodnie zresztą z tezą Jana Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Tak, tak – sami wychowaliśmy wyborców Kaczyńskiego. Wychowywaliśmy tak całe pokolenia.
Spróbujmy wyobrazić sobie alternatywną Polskę. Zupełnie inną od Polski „boguojczyźnianej” z obecnych szkolnych podręczników do historii. Mamy już istniejące potężne wsparcie w postaci badań historyków. Jest się czym chwalić i jest z czego być dumnym.
Dwa miesiące temu w Cambridge odbyła się międzynarodowa konferencja “O niezwykłej różnorodności Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wczesnego nowoczesnego państwa integrującego różne grupy etniczne, kultury, języki i religie, często o we wzajemnym szacunku i tolerancji. Jednocześnie różnorodność doprowadziła również do konfliktów i kontrowersji”. Nowoczesna wiedza o Rzeczpospolitej tego okresu zaczyna dopiero przebijać się do międzynarodowej świadomości dzięki grantom unijnym i historykom-popularyzatorom naszej historii, piszącym po angielsku.
Dlaczego nie zamienić akcentów opowiadając o naszej historii? Dlaczego nie przywołać dokonań cywilizacyjnych naszego państwa i naszego narodu z XV-XVI wieku? To jest przecież także nasza tradycja. I nie musimy wcale dalej hołdować tej tradycji, za którą stoi martyrologia i 1000-letni Kościół Katolicki.
Mikołaj Kopernik przytrafił się nam właśnie dlatego, że w Krakowie na uniwersytecie pracowali ludzie, którzy czerpali z całej dostępnej wiedzy i, w przeciwieństwie do astronomów z Zachodniej Europy, swobodnie rozwijali swoje pasje i mieli nieskrępowany dostęp do dzieł arabskich astronomów. Dzieł, które Kościół Katolicki umieścił na Indeksie Ksiąg Zakazanych i stały się niedostępne w innych krajach.
Tacy ludzie inspirowali i właśnie w Krakowie młody Mikołaj został zaszczepiony bakcylem przygody naukowej. Ówczesna Rzeczpospolita rozwijała własną wizję państwowości i miała wszelki potencjał do tego, żeby stać się centrum cywilizacyjnym ówczesnej Europy. Mieliśmy liczne przewagi konkurencyjne, liczniejsze niż dzisiaj. Odwołajmy się do tego potencjału! Do państwa swobód religijnych, państwa, w którym 55% szlachty wyznawało różne odłamy protestantyzmu, w tym własny, rodzimy projekt Braci Polskich (notabene to bujda na resorach, że Polak to tradycyjnie katolik). Państwa, w którym żyły różne grupy etniczne, tłum nie ekscytował się polowaniami na czarownice, i w którym rodziły się nowe koncepcje i idee.
Rzeczpospolita była popularna i szanowana na Zachodzie. W najstarszej gazecie francuskiej La Gazette, była stała rubryka wiadomości z Warszawy. Do czasu. Mieliśmy znakomitych, światowej klasy myślicieli, naukowców, nauczycieli, pisarzy i poetów. Ich dzieła były czytane, a ich koncepcje przyjmowane i rozbudowywane przez sławnych dzisiaj ludzi z Zachodniej Europy. Nasze szkolne wychowanie każe nam pamiętać nazwiska i dzieła tych drugich. Dlaczego tylko ich? Za to każe nam pamiętać wszystkich polskich świętych kościoła katolickiego jako tych lepszych świętych. Co się takiego stało Rzeczpospolitej, że zamiast centrum Europy stała się jej zaściankiem?
Różne czynniki przyczyniły się do upadku I RP. Polityka, gry dynastyczne, klimat, ekonomia, przypadek. Wiele złego ma swoje źródło w naszych cechach narodowych. I jest się nad czym pochylić, bo źródła historyczne pokazują, że nasi szlachetnie urodzeni przodkowie wykazywali się znajomą nam współczesnym niechęcią do wprowadzania zmian i niechęcią do samokrytycyzmu.
Notabene, Konfederacja Targowicka wydaje się kwintesencją tego, co doprowadziło do upadku I RP, a czym dzisiaj jest PiS.
Zostawmy na boku cechy charakteru na rzecz ekonomii. Dla mnie fascynującą historią jest fakt, że zanim Hiszpanie odkryli koszenilę w Meksyku, Europa i reszta świata zaopatrywały się w czerwony barwnik produkowany w Rzeczpospolitej. Ruś Czerwona vel Grody Czerwieńskie brzmią znajomo? Tak, to polska koszenila z polskiego czerwca. Tym małym owadom zawdzięczamy nazwę koloru czerwonego i nazwę miesiąca czerwca (pora zbiorów). Zawdzięczamy im, oprócz soli, kruszców, zboża, potażu i drewna, potęgę I Rzeczpospolitej. Koszenila była droższa od złota. Klimat się zmienił, czerwiec zaczął wymierać, do hiszpańskich portów zaczęły wpływać galeony wyładowane złotem, srebrem i amerykańską koszenilą. I RP zaczęła upadać. Ale to też tylko jedna z wielu przyczyn.
Istnieją dziesiątki fascynujących historii związanych z czasami nie tylko I Rzeczpospolitej. Nie mogę w to uwierzyć, że dotychczas nie powstały kompendia wiedzy, książki, podręczniki zbierające w jednym miejscu tę wiedzę w postaci popularnej. Przynajmniej nie dotarłem do takich pozycji. Przeglądam od lat różne portale i fora i widzę ujawnianą potrzebę wiedzy na temat polskich dokonań.
Owszem, istnieją na przykład publikacje Łukasza Wierzbickiego, opisujące bezprecedensową wyprawę rowerową Kazimierza Nowaka, który w dwa lata samotnie przebył Afrykę z północy na południe i z powrotem na północ. Pod koniec lat 30. Gigant. Ale nie jedyny.
Kto wie, że Europa po raz pierwszy poznała Chiny, jej tradycje, faunę, florę i geografię dzięki Polakowi? Nazywał się on Michał Boym. Albo jak dużo osób wie, że pewien Polak stworzył nowoczesną literaturę angielską? Niemal wszyscy pisarze angielskojęzyczni naśladowali go przeczytaniu jego powieści. Ów zdolny rodak pochodził z Berdyczowa i w Krakowie uczęszczał do gimnazjum, którego zresztą nie skończył.
A kto słyszał lub czytał rewelacje pewnego hiszpańskiego historyka, w końcu naukowca, który dowodzi, że Krzysztof Kolumb był synem polskiego króla – Władysława Warneńczyka, który wcale nie poległ w bitwie pod Warną? Historyk odnalazł dowody na obecność polskiego poselstwa na portugalskiej wyspie Maderze, gdzie król się ukrył i tam posłowie namawiali go do powrotu do kraju.
Czy my, Polacy, mamy się czego wstydzić? Zastanawiam się dlaczego polskie podręczniki do historii nie kipią od tych wszystkich fantastycznych i inspirujących historii. Moje dziecko uwielbiało słuchać takich historii. Zamiast tego podstawa programowa zmusza do nudnego zapamiętywania dat, z których rodacy i tak przeciętnie zapamiętują tylko jedną – 1410. Zapamiętywali, bo teraz sam nie wiem, która data wg „dobrej zmiany” będzie godna tej jedynej. 2010?
Wyobrażam sobie, zupełnie na serio, polską szkołę bez ławek, gdzie uczniowie siedzą na podłodze i zapartym tchem słuchają nauczyciela historii czytającego im lub opowiadającego barwną historię o tym jak skostniali, konserwatywni Brytyjczycy nie pozwolili polskim pilotom włączyć się do walki w początkowej fazie Bitwy o Anglię ze względu na nieukończony kurs brytyjskiego pilotażu, a później sami szkolili własnych pilotów z taktyki walki jaką pokazali polscy piloci. Taktyki opracowanej i nauczanej w Polsce, w Dęblinie.
Ważniejsza jest inspiracja niż mozolne wtłaczanie faktów i dat. Zainspirowane dziecko samo zacznie poszerzać swoją wiedzę. Dobrowolnie i z radością. Matematyki też da się uczyć w ciekawy, intrygujący sposób i przy okazji wprowadzać podstawową wiedzę ekonomiczną. Podobnie jest z filozofią. Ale religia to już osobny temat, bo w Polsce uśmiechu będzie ona sprawą prywatną, intymną, podobnie jak inne emocje, czy subiektywne przekonania. Dobra wiadomość jest taka, że gotowe wzorce wyśmienitych systemów edukacji istnieją i funkcjonują. Każdy może pojechać, obejrzeć, ocenić. Finlandia pierwsza mi przychodzi do głowy .
Polska uśmiechu. Remont kapitalny domu
W ślad za wykreowaniem zmienionego historycznego wizerunku Polski, nowoczesnego i w kontrze do martyrologicznego, narzucanego Polsce dzisiaj przez PiS, idzie innowacyjny projekt polityczny. Projekt oparty od początku na nowym aparacie pojęciowym. Nowatorski, czyli skierowany w przyszłość i zakładający, że początek to „dzisiaj”, a nie wczoraj.To bardzo trudne zadanie wziąwszy pod uwagę, jak bardzo przywiązani jesteśmy do konstrukcji świata istniejącej w naszym umyśle, a utkanej ze starych elementów. Trzeba będzie włożyć dużo pracy w wymyślenie od nowa znaczenia patriotyzmu, wolności, religii, świeckości, tradycji, edukacji, elity, egalitaryzmu, kompetencji, odpowiedzialności władzy, życia społecznego, wolności słowa, etosu pracy, wyrównywania szans, opieki medycznej i wielu innych.
Tym samym lepiej dać spokój zachodnioeuropejskim ideom lewicowym sprzed ponad 40 lat, takim jak neomarksizm, które już w niewielkim stopniu odpowiadają na wyzwania nowoczesności. Może zamiast od nowa definiować takie mało zrozumiałe dzisiaj pojęcia jak lewica, czy prawica, może je zastąpić nowymi terminami? Na przykład w miejsce „idei lewicowej” wprowadzić „ideę postępową”, a w miejsce prawicowej – „konserwatywną”. Postępowcy i konserwatyści. I jedni, i drudzy potrzebni.
A dlaczego i jedni, i drudzy? Dobry temat na publiczny dyskurs. W takim na nowo umeblowanym świecie sprawy ukażą się ludziom w nowym świetle. Stracą swoją moc wszelkie rzucane klątwy, zarzuty o antypolskość, wrogość wobec Ojczyzny, zdradę, komunizm i brak patriotyzmu. Szczególnie w uszach młodzieży. Młodzi ludzie z reguły instynktownie wybierają pozytywny przekaz nasycony nowościami i wciągający nieznanymi historiami.
Dzięki zupełnie nowej narracji będzie można odzyskać inicjatywę. Pamiętajmy przy tym, że „takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Jeszcze raz – nowoczesna edukacja. Hipernowoczesna.
W mojej opinii nie mamy innego wyjścia.
To znaczy mamy. Możemy pozwolić Kaczyńskiemu realizować jego wizję i się tej wizji podporządkować. W przyszłości zawsze będziemy mogli powiedzieć, że my tylko wykonywaliśmy rozkazy. Zakładam jednak, że chcemy mieć wpływ na nasze życie. A ono nie dzieje się w próżni.
Odsetek „społeczeństwa niszowego” sam się nie skurczy. Z raportu dr. Macieja Gduli „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta” płynie pewien ważny wniosek. Ewentualne załamanie gospodarcze i pogorszenie się warunków życia nie oznacza automatycznie odpłynięcia elektoratu od PiS. „Prawdziwi Polacy” trwają na reducie do końca, przy swoim bohaterskim wodzu, którego kochają, i z którym się identyfikują. A jeśli kampania antysemityzmu wobec „nowych Żydów” odniesie sukces, to nie będziemy mieli czego szukać w IV RP. Kto stawia na scenariusz „im gorzej, tym lepiej” może się gorzko pomylić.


 
                     
											 
											 
											 
											
Arkadiuszu, napisz do mnie czy jest szansa się z Tobą spotkać w realu. Mój mail to hazelhard@o2.pl
Moc pobożnych życzeń. Tylko… kto niby miałby realizować te wszystkie „trzeba” i „należy” ? Dzisiejsza sytuacja to o wiele bardziej wynik działań PO niż PiS. PiS czekał, aż PO wychowa mu elektorat i w końcu się doczekał. To, że mamy dziś w Polsce prężny ONR i kolejną falę antysemityzmu to przede wszystkim zasługa poprzedników PiS. Tak naprawdę wszystko zaczęło się w latach 90-tych. Wtedy był czas na przemyślenie wszystkich „trzeba” i „należy” – zwłaszcza w wychowaniu i edukacji (wychowanie zawsze przed edukacją!). Polska nie jest podzielona na dwie Polski ale co najmniej na trzy: fanatyków PiS, fanatyków anty-PiS (bardziej europejska wersja PiS) i największą, całą resztę, która ma wszystko głęboko w …, bo na co dzień nie ma czasu po tyłku się podrapać. Największą szansę wbicia klina w ten marazm miał niewątpliwie Janusz Palikot, niestety zagubił się w swojej alternatywnej rzeczywistości. Czy można na ten proces jakoś wpłynąć ? Bardzo wątpliwe, ponieważ głupawka dotknęła całą – zacytuję klasyka – „cywilizację białego człowieka”. Biała rasa rzekomo „broniąc praw kobiet i dzieci” ma duże szanse pójść wkrótce śladem dinozaurów. Myślę, że jest to już raczej przesądzone. Nawet przekopanie Mierzei Wiślanej, aby polskie okręty podwodne mogły swobodnie dopływać do Stoczni Marynarki Wojennej w Radomiu a promy z Gdańska dowieźć pasażerów do portu lotniczego w Baraniej Głowie nic tu nie pomoże.
Polska była podzielona również w latach 80-tych. Na „komuchów” i „solidaruchów” i w zasadzie ten podział pozostał, a nawet utrwalił się, tyle że pod innymi hasełkami i przy licznych, okolicznościowych wymianach miejsc. Jedni się cieszą ( głównie autor „Polski Jego Marzeń”), inni popadają w depresję, tak mniej więcej pół na pół. I tego już się nie da skleić. Piszę to z przykrością, ale skoro mamy, jak mamy, to może, tak całkiem zwyczajnie, na nic lepszego nie zasługujemy ?
A czy przypadkiem tamten podział nie szedł w poprzek? Bo zarówno wśród „komuchów” jak i „solidaruchów” byli ludzie otwarci i byli „zindoktrynowani do cna”.
Może ten podział szedł w poprzek, a może na ukos, któż to teraz wie … wobec „kameleonowatości” zbyt wielu polityków. A i zaufaniem do przedstawicieli tej „profesji” jest coraz trudniej.
Bardzo chciałabym odzyskać ( bo utrzymać to już nie ma czego ) optymizm, ale pojęcia nie mam, jak się to tego zabrać.
PiS czekał, aż PO wychowa mu elektorat…..Nieocenione zaslugi w tej dziedzinie ma Kosciol , bezrozumnie wpuszczony do edukacji…. 🙁
http://pl.radiovaticana.va/news/2017/09/22/luksemburg_wyrzuci%C5%82_religi%C4%99_ze_szko%C5%82y/1338445
Wklejam ten link dla podtrzymania ducha 🙂
Sprawdziłem sobie, kto też zasłużył sobie na tytuł kawalera orderu uśmiechu, do którego skaczący w przyszłość autor się dowołał. Jedno z najpopularniejszych źródeł informacji w necie, czyli wikipedia
podaje: Kawalerami Orderu Uśmiechu są m.in.[3]: dostojnicy religijni, arystokraci i politycy – papieże Jan Paweł II i Franciszek, Dalajlama XIV, kardynałowie Henryk Gulbinowicz, Franciszek Macharski, Ignacy Jeż; ks. bp Antoni Długosz, (…) ks. Arkadiusz Nowak (…) Matka Teresa z Kalkuty (…) Zbigniew Religa”.
Są też oczywiście inni laureaci, które bardziej pasują autorowi, jednakże widać od razu, że ten cały order nijak nie pasuje do antyklerykalizmu, a już raczej na pewno nie w wydaniu Palikota. Może ta druga Polska, do której A. Głuszek się przyznaje, mówi coś całkiem innego, niż by chciał. Pełno w niej arystokracji i hierarchów. Mamy tutaj podobną wtopę jak ta, którą znalazłem w tekście Marka Jastrzębia „Porządek w burdelu”.
http://orderusmiechu.pl/?q=node/2219
Kryteria są jasne. Który z najnowszych Kawalerów nie zasługuje na Order?
Świat Polski uśmiechu, drogi Humanożerco, nie jest światem czarno-białym. Dobre uczynki są zauważane i doceniane bez względu na pochodzenie, czy zawód dobrodzieja – pisarza, wychowawcy, arystokraty, papieża, aktora, czy sportowca.
Order Uśmiechu też ma w dorobku decyzje „graniczne”, podobnie jak Pokojowa Nagroda Nobla.
Poza wszystkim antyklerykalizm oznacza jedynie usunięcie kościołów z życia publicznego. To nie jest negacja religii jako takiej i jej pozytywnego wpływu na życie człowieka. Religia to sprawa prywatna każdego z nas i taką ma pozostać. I dokładnie tak to wyglądało w wykonaniu Palikota.
Rzecz w tym, że wymienione osoby zostały nagrodzone z powodu ich działalności o charakterze publicznym, a nie prywatnym. Prowadzi to wprost do tego, że preferowana przez Pana wersja antyklerykalizmu, który jak rozumiem jest oderwany od szerszej podbudowy światopoglądowej (tzn. antyreligijnej), okazuje się antyklerykalizmem wybiórczym i instrumentalnym. Prowadzi to wprost do politycznej niewiarygodności, daje skuteczną broń do ręki oponentom, zwłaszcza wówczas gdy w społeczeństwie istnieją zasadnicze różnice aksjologiczne. Powiedzmy jedni zgadzają się, że aborcja jest czymś, co powinno być zakazane, a inni nie. Intelektualista, który w takim społeczeństwie będzie, z jednej strony, doceniał charytatywną pracę Kościołów, a z drugiej, potępiał akcje proliferów, wyjdzie na obłudnika. Chce prywatyzacji religii tylko wówczas, gdy mu pasuje. A kiedy indziej potrafi dla odmiany wręcz domagać się społecznego zaangażowania. Ostatnio przewinęło się to tu w kontekście walki z antysemityzmem.
Chyba Pan wie, że już samo nazwanie kapłaństwa zawodem, czyli czymś co z konieczności realizuje się raczej publicznie, to pewne ustępstwo z punktu widzenia konsekwencji. A jak nie wie, to odsyłam do kontrowersji, które wybuchły, gdy na prowadzoną przez ministerstwo oficjalną listę zawodów wpisano wróżbiarstwo i inne tego typu praktyki. https://bendyk.blog.polityka.pl/2009/02/26/zawod-wrozbita-czyli-list-otwarty-w-obronie-rozumu/
Ps: Istnieje pewna różnica między pisownią małą i dużą literą. Napisał Pan, że antyklerykalizm polega na usuwaniu kościołów, tzn. budynków sakralnych. Coś czuję, że Pan tej sprawy dogłębnie nie przemyślał, prawdę powiedziawszy raczej pobocznej dla całego artykułu. Przyznaję, pisałem komentarz z rozpędu.
Szalenie mi się podoba Polska Usmiechu,
Polskę Uśmiechu wyobrażam sobie, jako Polskę życzliwą, przyjazną dla swoich obywateli.
Nie gardzącą biedniejszymi, nie oburzającą się na myśl o wsparciu dla słabiej sobie radzących, Nie tę Polskę, która likwidowała publiczny transport (kto zaradny sam sobie poradzi).
Więc, podpbie, jak Artu nie bardzo widzę, kto mógłby taką Polskę tworzyć.
Jedyne, co pozostaje, to budować taką małą Polskę Usmiechu wokół siebie, na ile się potrafi.
To niełatwe zadanie. Trzeaby życzliwie odnieść się także do „moherowej babci” wracającej właśnie z pielgrzymki do Rydzyka, czy uśmiechnąć się do wielodzietnej rodziny, która dzięki 500+ może pierwszy raz wyjechała na wczasy itp.
Polska usmiechu bedzie mozliwa tylko pod warunkiem realnego rozdziału Koscioła od panstwa…
W tym temacie bardzo dobra analiza płk Mazguły :http://thefad.pl/aktualnosci/prezydenta-wybral-dziwisz/
Wspaniały link..
W krótkich żołnierskich słowach wszystko wyjaśnione…
Pułkownicy też nadają się do rządzenia Polską a nie tylko generałowie.
Dla mnie to jak światełko w tunelu.
ps.
Jak tu nie kochać Internetu?
Dla tych jeszcze nie znaja tego wywiadu : http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22800121,prof-tadeusz-bartos-polski-katolicyzm-atakuje-kazdego-kto.html#opform22800121
„Jeśli izolacja się powiedzie, będzie można namówić, zmusić czy podbić sąsiednie kraje, stworzyć wielkie państwo chrześcijańskiego Międzymorza.”
PiS nie ma szans na zbudowanie silnego i nowoczesnego państwa. Plany Morawieckiego należy między bajki włożyć. Polacy są obciążeni „genetycznie” klątwą bezinteresownej nienawiści. I nie jest to tylko antysemityzm. Proszę sobie przypomnieć te wszystkie odkrycia i wynalazki, których autorami byli Polacy. Większość z nich (w zasadzie chyba wszystkie) została zaprzepaszczona poprzez zawiść, zazdrość lub głupotę. Państwowa administracja zamiast pomóc lub chociaż nie przeszkadzać rzucała kłody pod nogi wszystkim, którzy wyrastali ponad przeciętność. To ciągle działa. Potrzeba gruntownej reformy WYCHOWANIA i kilku dekad, aby stworzyć pokolenie ludzi, którzy zamiast nienawidzić zaczną się szanować i ze sobą współpracować. Na razie Polska idzie w przeciwnym kierunku. Poza tym, trudno mi uwierzyć, że tak głębokie zmiany można byłoby przeprowadzić w Polsce w procesie demokratycznym.
Nie mam zamiaru krytykować Autora, bo idea mi się podoba. Jest świeża a przez to może być innowacyjna i twórcza. Nie ma sensu udowadniać, że się tego nie da zrobić – trzeba się zastanowić jak to można zrealizować!!! Autor przedstawił wizję pewnego projektu politycznego, a szerzej społeczno-politycznego. Nasuwają się rozmaite pytania, przy czym z góry zastrzegam, że nie oczekuję na nie odpowiedzi od Autora. Ograniczę się do kilku zasadniczych pytań:
Czy Autor zastanawiał się jak ten projekt ma wyglądać konkretnie czy na razie istnieje tylko idea zarysowana w tekście?
Jak można byłoby pomóc w tworzeniu (uszczegółowianiu) koncepcji a potem w realizacji projektu?
Jak Autor wyobraża sobie operacyjną stronę realizacji projektu?
Jak miałaby wyglądać ścieżka dojścia od stanu dzisiejszego do fazy rozwiniętej projektu?
Czy i w jakim zakresie mógłbym wesprzeć projekt?
Od Autora oczekuję ustosunkowania się do problematyki zawartej w pytaniach w stylu – wiem, rozumiem, wiem jak zrobić, bądź – nie wiem, nie rozumiem, nie wiem jak zrobić, potrzebuję współpracy w konkretyzowaniu, etc. Bardziej zależy mi na tym abyśmy wiedzieli jaki jest stan zaawansowania koncepcyjnego i wykonawczego projektu, niż oczekiwali od Autora gotowych recept na wszystkie zagadnienia.
Autora pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki!.
Dziękuję SLAWKU za wsparcie. Oczywiście, że możesz pomóc włączając się do realizacji punktu 1) podanego poniżej :). Nie zdziwisz się chyba jeśli powiem, że tylko praca zespołowa pozwoli wypracować szczegóły zarówno koncepcji jak i wdrożenia projektu. Powodzenie zależy od akceptacji ludzi. Czy szerokie środowiska opozycyjne podzielają taką wizję rozwoju Polski, czy są pojedyncze osoby i organizacje skłonne włączyć się w realizację projektu, a przede wszystkim, czy można zapewnić źródła finansowania? W sferze koncepcyjnej i operacyjnej mam oczywiście pomysły, których nie przedstawiłem, a które i tak wymagają konsultacji ze specjalistami. Nie mam rozeznania w stanie organizacyjnym stowarzyszeń. Czy mają siły i środki do pozyskania specjalistów i konsultantów, do przeprowadzenia konsultacji społecznych? Na to potrzeba przede wszystkim pieniędzy. Może partie polityczne zobaczą w tym projekcie swoją szansę? Szczególnie mam tutaj na myśli te partie opozycyjne, które dysponują środkami na rozwój. Mówiąc krótko, dobrymi chęciami niewiele się tutaj zdziała. Ale wierzę, że w obecnej sytuacji wiele osób uświadomi sobie, że to chyba jedyna szansa. Niezwykle pomocne będą tutaj doświadczenia Ruchu Palikota i Twojego Ruchu, bo pokazują szanse i zagrożenia. Oczekiwałeś krótkiej odpowiedzi więc na koniec podsumowanie:
1) Rozesłanie tekstu „Skok w Przyszłość” do opozycyjnych mediów, stowarzyszeń, partii, ważnych osób – dyskusja i uzyskanie akceptacji wizji Polski uśmiechu przez szerokie środowiska opozycyjne.
2) Włączenie się stowarzyszeń, partii politycznych i niezależnych ekspertów w dopracowanie koncepcji i opracowanie planu wdrożenia.
3) Powołanie do życia Zjednoczonej Opozycji Dla Polski Uśmiechu.
Szanowny Arkadiuszu – dziękuję za sympatyczną odpowiedź. Kilka uwag na gorąco. Rozumiem, że odpowiedź na moje pytania brzmi następująco: (jeżeli czegoś nie zrozumiałem lub źle zrozumiałem proszę wyprowadź mnie z błędu)
AD 1). Jak rozumiem idea zarysowana w tekście daje się zdefiniować jako: „Polska moich marzeń”, i znajduje się w fazie koncepcji i nie masz gotowego planu jak ten projekt zrealizować konkretnie, poza ogólnymi marzeniami o Polsce ludzi uśmiechniętych, życzliwych, światłych, otwartych, przyzwoitych, tolerancyjnych, proeuropejskich, etc. Częścią tego rozumowania jest położenie akcentu na zmianę edukacji, zredefiniowanie świata pojęć i znaczeń, czy odwołanie się do innych niż obecnie inspiracji w historii Polski. (Takie inne odwołania od lat popularyzuje Redaktor Stefan Bratkowski w swoich książkach i publicystyce.)
AD 2.) Jeśli dobrze zrozumiałem oczekujesz pomocy przede wszystkim w spopularyzowaniu Twojego artykułu tak, aby entuzjazmem nowej idei „zarazić” jak największe grono osób, decydentów, ekspertów i przyszłego elektoratu. Tyle bowiem oznacza: „…dopracowanie koncepcji i opracowanie planu wdrożenia”. Proponujesz skorzystać z doświadczeń Ruchu Palikota, który w krótkim czasie osiągnął sukces a niektórzy jego przedstawiciele (vide Robert Biedroń) okazali się utalentowanymi politykami.
AD 3.) Z Twojej odpowiedzi wynika, że operacyjnie projekt mieli by skonsultować (i uzyskać dla niego akceptację społeczną), przemyśleć, przygotować a potem realizować liczni eksperci, konsultanci oraz działacze stowarzyszeń społecznych oraz opozycyjnych partii politycznych.
AD 4.) Analogicznie do odpowiedzi na pytanie 3 ścieżka dojścia od stanu dzisiejszego do rozwiniętego projektu należałaby do ekspertów i działaczy społecznych oraz politycznych, a pilotowanie tego procesu miałoby należeć do „Zjednoczonej Opozycji Dla Polski Uśmiechu”.
*
Jeżeli przedstawione wyżej rozumienie projektu politycznego jest poprawne rozważ proszę parę moich przemyśleń oraz sugestii pod adresem tego zamysłu:
A. Najważniejsza rzecz została sformułowana – marzenie jest podstawą wszelkich wielkich projektów społecznych, biznesowych czy politycznych. (I have a dream Marthina Lutera Kinga doprowadziło do zasadniczych zmian w Ameryce). Warto tę koncepcję przedyskutować i rozwinąć – skonkretyzować marzenie – kształt, cele, sposoby realizacji, itd.
B. Jeżeli projekt ma zmienić wzorce integracji społecznej poddawanie go konsultacjom na tym etapie jest przedwczesne, bo odwoła się do dzisiejszej wiedzy i świadomości społecznej, w której projekt nie istnieje. Z kolei szeroka popularyzacja medialna samego tekstu, nawet gdyby dysponować dużymi środkami finansowymi, ma niewielkie szanse trafienia do wielkiej liczby czytelników. Nie tylko dlatego, że czytelnictwo, zwłaszcza publicystyki, jest w skali społecznej szczątkowe. Przede wszystkim dlatego, że tekst jest specjalistyczny, dla zainteresowanych, których może być w Polsce stosunkowo niewielka liczba osób – kilkadziesiąt, kilkaset, kilka tysięcy?
C. Próba wciągnięcia partii opozycyjnych i stowarzyszeń społecznych w realizację projektu niesie ze sobą ryzyka, z których niektóre lub wszystkie mogą się zmaterializować. Począwszy od ryzyka obojętności i wzruszenia ramionami – pies z kulawą nogą nie zainteresuje się projektem. Przez ryzyko wykrzywienia i kompromitacji idei projektu – zamiast Polski Uśmiechniętej może być śmiech przez łzy, lub coś podobnego. Wreszcie ryzyko przejęcia w celach odmiennych od założonych – np. w celu wygrania wyborów i zapomnienia o projekcie, etc.
D. Wreszcie ostatnia negatywna uwaga. „Powołanie do życia Zjednoczonej Opozycji Dla Polski Uśmiechu.” Piękna idea, która na tym etapie rozwoju sytuacji politycznej jest mało prawdopodobna. Opozycja nie umie powołać koalicji nie dlatego, że nie wie jak się to robi. Nie umie ponieważ nie pozwalają na to różnice interesów, kalkulacje polityczne, „wyuczona nieudolność” oraz zwykła, przerażająca niekompetencja większości klasy politycznej. Próba przechytrzenia wzajemnego prowadzi do porażki, ale oni wiedzą lepiej i nikt im nic nie pomoże. Żadna wielka idea – Polska uśmiechu, Polska aniołów czy Polska pana boga nie skłoni małych graczy do zaprzestania małej gry. Muszą ją dograć do końca i tak jak onegdaj AWS, UW, SLD, LPR, Samoobrona i Palikot polec w walce z własną próżnością.
E. Moje pozytywne spojrzenie na ten projekt polityczny zakłada:
 szerokie przedyskutowanie na SO, bądź w innym miejscu, koncepcji Polski uśmiechniętej i życzliwej; wszystkich za i przeciw projektu,
 zgromadzenie w trakcie dyskusji kilku lub kilkunastu pasjonatów i powołanie stowarzyszenia społecznego na rzecz realizacji celów projektu, z ewentualnym celem przekształcenia w partię polityczną, (nie wykluczam zainteresowania w tej fazie projektu Owsiaka, Biedronia, Palikota czy innej znanej postaci jako jednego założycieli stowarzyszenia),
 opracowanie operacyjnej i wykonawczej części projektu,
 pozyskanie środków na cele statutowe,
 przyjmowanie członków stowarzyszenia zainteresowanych w realizacji projektu,
 wykorzystanie mediów społecznościowych do promowania idei projektu,
 dopiero w dojrzalszej (operacyjnej) fazie zainteresowanie projektem mediów, partii politycznych i stowarzyszeń, z założeniem że projekt będzie nieporównanie bardziej rozpoznawalny niż obecnie,
 przekształcenie stowarzyszenia w partię polityczną lub w think-tank, a więc organizację meta-polityczną, zależnie od rozwoju sytuacji wokół projektu.
* * *
Wszelkie ważne czy wielkie idee społeczne bywają procesem a nie jednorazowym aktem. Ruch Ghandiego, Solidarności, przeciw apartheidowi, ruch na rzecz równouprawnienia, etc. wymagały leaderów, działaczy, zwolenników, zainteresowania i czasu. Dzięki technologii komunikacji międzyludzkiej czas realizacji idei, współcześnie można skrócić.
Moi drodzy interlokutorzy z SO.
W moim muzycznym zawodzie, panowało i panuje myślenie abstrakcyjne.
Fantazja dźwiękowa powstająca w głowie twórcy przekładana jest na wykonanie, które przez chwilę jest konkretem i znika zostawiając czasem ślady w psychice słuchacza.
Kompozytor własne myślenie abstrakcyjne(!) zapisuje w nutach i tu kończy się jego rola.
Dalej zaczyna się prezentacja tego co zostało zapisane jako konkret, w nutach.
I tu zaczynają się schody, wykonawca ma prawo do interpretacji bo ma duszę artysty i wie….
Na podstawie zapisanego konkretu i uwag kompozytora wykonawca kombinuje co miał na myśli kompozytor a w tym miejscu po cholerę umieścił takie oznakowanie rytmu!
Kombinuje, kombinuje i sprowadza cudzą abstrakcję do własnego poziomu intelektualnego.
Są dwie możliwości, zaprezentuje utwór lepszy niż napisał kompozytor, albo spaprze, wbrew intencjom kompozytora …..
Geniusz kompozytora polega na tym, że muzyka sama się broni i czasem naprawdę trzeba postarać się aby ją pokaleczyć.
I pomyśleć, że wszystko zależy od umiejętności jednej osoby która może popsuć koncert dużej orkiestry.
Winni są zawsze wykonawcy!!
A teraz do naszych dyskusji….
Pan Krzysztof Łoziński jest niewątpliwie Kompozytorem Poematu Symfonicznego pod tytułem KOD!
Na początku było mało grających ale prezentowali dzieło ze wszech sił, śpiewali i grali namiętnie, a wykonawców przybywało! powstawały orkiestry i chóry bo fajnie jest grać i śpiewać w kupie, serce rośnie.
Powstaje kakofonia? Nic to, śpiewajmy.. że śmieją się z nas?, że fałszujemy? że cwaniacy chwytają pałeczkę dyrygenta?
każą śpiewać tylko tak jak im pasuje ale my słyszymy fałsze! To nie tak! Będziemy dalej śpiewać i grać z pasją. nawet jak nie mamy o tym pojęcia!
I przychodzi moment, że wszyscy milkną, a tak fajnie się śpiewało…
ps.
Napisanie piosenki to mały pikuś, najtrudniej jest znaleźć wykonawców, dobrych wykonawców którym nie trzeba wyjaśniać jak należy trzymać instrument.
No to naprawiamy Naród Polski?
Uczymy go śpiewać?
Bez nut, rytmu i właściwych dźwięków, wszak melodię znamy…
Trzy…cztery.. jeszcze Polska…
A sąsiedzi zaśmiewają się i sprzedają nam instrumenty jakie chcemy, bo instrumenty same grają…
Z Autorem wymieniliśmy maile i myślę, że będziemy współpracować, choć to trudne, bo jesteśmy oddaleni o kilka tysięcy kilometrów. Sławek może jest bliżej. Do Jerzego mam „tylko” 300 km. Studio Opinii jest wspaniałym medium, ale, niestety, tylko dla kilkudziesięciu tysięcy Czytelników, którzy i bez SO się uśmiechają. Potrzeba nam znacznie więcej lekkości przekazu (piszę, bom smutny i sam pełen winy), humoru, a nawet perwersji. Na razie zachwycony jestem twórczością Jerzego (dlaczego nie umiemy jej wypromować?), ale potrzeba rzeczy jeszcze weselszych i jeszcze inteligentniejszych. Wzorem niech będzie Sok z buraka. Czy ktoś wie, jak ten Człowiek (Ludzie) działa (działają)? Może Jego (Ich) warto by mieć on-board?
@HAZELHARDZIE – SO jest rzeczywiście wspaniałym medium aż dla kilkudziesięciu tysięcy Czytelników. Nie wiem czyja to zasługa i patent, że nie zmagamy sie tutaj z trollami, hejterami i kretynami jakich pełno na mass-mediach elektronicznych. Podejrzewam, że to patent Redaktora @BM. W ten sposób możemy swobodnie rozmawiać o ideach, bez konieczności zwalczania nieproszonych gości.
Dlaczego SO jest świetnym miejscem dla projektów takich jak zaproponowany przez Autora @AGLUSZEK mieliśmy okazję oglądać na podstawie pierwotnego sukcesu KOD. Koncepcja zgłoszona przez Krzysztofa Łozińskiego odniosła być może największy sukces w polskim życiu publicznym po 1989 r. Jej późniejsza klęska jest niezależna od SO – człowiek, który zdominował KOD zniszczył ideę na własny rachunek; wolałbym wierzyć, że z niekompetencji i chorych ambicji a nie z gorszego powodu.
Ten przypadek dostarcza kilku ważnych lekcji:
– nie wolno formułować idei zbyt prostych, bo istnieje ryzyko że podchwycą ją zawodwi działacze lub przeciwnicy; w obydwu przypadkach sknocą projekt, nawiasem mówiąc takim sknoconym projektem jak na razie jest Nowoczesna, bo lider poległ od własnej próżności, a obydwie panie dowodzące skończą podobnie, bo żadna z nich nie ma elementarnych kwalifikacji w dziedzinie zarządzania tak wielkimi projektami, z podobnych powodów Tusk sknocił PO i nawet nadludzkie wysiłki Schetyny nie przynoszą rezultatów,
– projekt Polski Uśmiechniętej i Życzliwej jest zatem wystarczająco skomplikowany aby nie podchwycił go żaden psuj, bo na tym etapie nie gwarantuje ani kasy ani władzy; owszem gwarantuje masę roboty,
– chcąc osiągnąć sukces zapropnowałem wyżej Autorowi kilka praktycznych etapów i jeśli będzie taka nasza wspólna wola to SO może kolejny raz być inkubatorem sukcesu; ewentualny sukces nię bedzie ani tak szybki ani tak spektakularny jak KOD ale może dzięki temu bedzie przynajmniej trwały,
– podzielam admirację dla portalu „Sokzburaka” choć nic wiecej o nim nie wiem niż krótka informacja na Facebooku, może warto poprosić Redaktora BM aby oficjalnie zwrócił sie do twórców (twórcy?) o przedstawienie historii przedsięwzięcia pt. Społeczność satyryczna?
Padają tutaj niezwykle cenne uwagi i propozycje. Mam nadzieję na złożenie Panom osobistych podziękowań w nieodległej przyszłości. Pomyślałem też sobie, że każda inicjatywa, szczególnie tak wspaniała i znacząca jak KOD przybliżają nas do celu i stanowią niezbędny etap. To jest przecież proces jak słusznie podkreślił SLAWEK. Wydaje mi się, że jednak wiekszość osób, które chciałyby/mogłyby włączyć się do nowego projektu, potrzebuje czasu na oswojenie się z niektórymi warunkami brzegowymi Polski uśmiechu. Mam tutaj na myśli szczególnie kwestię świeckiego państwa. Wspominam o tym, ponieważ doskonale pamiętam początki Ruchu Palikota. Już na samym poczatku, zaledwie 3 miesiące po kongresie założycielskim, pojawiały się głosy osób zaangażowanych w tamten projekt, że antyklerykalizm jest niepotrzebny, że to przesada i najlepiej byłoby go schować żeby nie odstręczać ludzi. Antyklerykalizm nie został schowany i 10. procentom wyborców to nie przeszkadzało, a może nawet przyciągnęło. Wszysce dobrze wiemy, jak głęboko wytresowani zostaliśmy (przynajmniej większość z nas) przez kościół katolicki i nasze rodzinne środowiska. Wiele osób nie jest w stanie sobie od razu wyobrazić sytuacji, że Kościół może zniknąć ze sfery publicznej, i że w konsekwencji nic wielkiego się nie stanie dla codziennej realizacji ich potrzeb religijnych. A tu trzeba będzie mężnie znieść wściekłe ataki kleru 🙂
I te 10 proc., nawet jeśli zostanie osiągnięte (patrz rywalizacja ze strony Razem i innych lewic), ma się niby pokrywać z listą laureatów i sympatyków orderu uśmiechu? Nie żartuj. Zostaniesz uwalony jako zwolennik „sztucznego uśmiechu” albo „urbanowego rechotu”. Skoro Ty swoją relację z religią instytucjonalną określasz jako tresurę, to twoja sprawa. Ale jeśli oczekujesz od innych, że z czasem przyjmą twoją optykę i po przemyśleniu zaakceptują warunki brzegowe, to się zaczynasz zachowywać protekcjonalnie i niedemokratycznie. Światopogląd nie jest matematyką i ludzie. nawet jeśli zaczynają w tym samym miejscu, rozchodzą się w różne strony. Idea świeckiego czy światopoglądowego państwa jest urojeniem i wewnętrzną sprzecznością, próbą osiągnięcia punktu widzenia znikąd, jakby powiedział „wielki klerykał” F. Nietzsche. I to samo powiedziałbym, gdyby powiedzmy, pochodził z Marsa. 🙂
„czy światopoglądowo neutralnego państwa” – powinno być.
Na jednej ze stron znalazłem komentarz użytkownika Arkadiusza Głuszka, nie wiem czy to pański, ale brzmi on tak: „Polacy to nie jest naród bohaterów. Żaden naród taki nie jest. Za to w każdym narodzie byli i sa bohaterowie. My też mamy swoich bohaterów. Antypolonizm należy zwalczać, szczególnie ten najbardziej wyniszczający – wewnętrzny, zionący wrogością do innych Polaków, tylko dlatego, że myślą inaczej niż my. ” http://telewizjarepublika.pl/artur-warzocha-trzeba-robic-wszystko-zeby-zwalczac-antypolonizm,60522.html
Tymczasem domyślnie napisał pan, że ludzie realizujący praktyki religijne to psy. No cóż, psy się tresuje, nie ludzi. To, że sami się przy tym nisko cenicie i macie nadzieję na co najwyżej 10 proc., które zrobi Reytana przed inaczej myślącymi, to inna sprawa.
Drogi Humanozerco, tego typu wpisy jak Twój zazwyczaj zbywa się milczeniem. Ale ponieważ mimowolnie stałeś się przykładem, ilustracją do tego, co wcześniej napisałem, skorzystam z tego, że podałeś się „na talerzu”. Bardzo trudno jest człowiekowi uświadomić sobie w jak wielkim stopniu patrząc na realny świat widzi świat indoktrynowany w procesie tresury, czy wychowania, jak kto woli. Ludzie mimowolnie operują kalkami i stereotypami wsączonymi do mózgu za młodu i podawanymi codziennie przez propagandę wybranych mediów, tych po „mojej stronie”. Nie ma tutaj jednak symetrii. Tam, gdzie w grę wchodzi religia, tam nie ma miejsca na niuanse, wątpliwości. Jest łupucupu. Dorosłość polega między innymi na tym, że człowiek uświadamia sobie co mu zrobiono w procesie wychowania i przepracowuje to w konfrontacji z rzeczywistością, realnym światem, który przeżywa. Wskazane i to ze wszechmiar jest podróżowanie i poznawanie (rozumienie) innych światów, bo pełnią one rolę zwierciadła. Kapitalne znaczenie ma tutaj język, czyli aparat pojęciowy. Po języku najłatwiej poznać, czy ktoś jest dorosły.
Ale może źle Ciebie oceniam? Może po prostu jesteś tutaj żeby wyładować własne frustracje albo próbować manipulować dla rozrywki? To byłaby w takim razie sprawa do Redaktora BM.
„Drogi Humanozerco, tego typu wpisy jak Twój zazwyczaj zbywa się milczeniem. Ale ponieważ mimowolnie stałeś się przykładem, ilustracją do tego, co wcześniej napisałem, skorzystam z tego, że podałeś się „na talerzu”.”
______
Dziękuję w takim razie za łaskę odezwania się o jaśnie oświecony… Cały czas piszesz protekcjonalnie i niezależnie od twoich intencji i mojego nastawienia do twojej koncepcji i na tym możesz się przejechać, gdy wyjdziesz poza opłotki swojego kręgu znajomych i przyjaciół. Właściwie nie odnosisz się do sedna moich wywodów. Stwierdzę, że jest inaczej, gdy mi pokażesz światopoglądową podbudowę swojego (wybiórczego?) antyklerykalizmu, której jak na razie nie widzę.
„Bardzo trudno jest człowiekowi uświadomić sobie w jak wielkim stopniu patrząc na realny świat widzi świat indoktrynowany w procesie tresury, czy wychowania, jak kto woli.”
______
Ty zaś, o ile dobrze rozumiem, masz pretensję do obiektywnego poznania? A może właśnie jego brak w pewnych sferach jest istotnym fundamentem ludzkiej wolności i kultury (w tym tej objawiającej się w sferze społecznej)?
” Bardzo trudno jest człowiekowi uświadomić sobie w jak wielkim stopniu patrząc na realny świat widzi świat indoktrynowany w procesie tresury, czy wychowania, jak kto woli. ” Wolę „wychowania”, nie uważam się za pieska albo inne zwierzątko.
„Nie ma tutaj jednak symetrii. Tam, gdzie w grę wchodzi religia, tam nie ma miejsca na niuanse, wątpliwości. Jest łupucupu. ” Owszem, w dużej mierze jest. Tam gdzie w grę wchodzi twardy antyklerykalizm lub antyreligijność nie ma miejsca na niuanse. Religii a już zwłaszcza instytucjonalnej ma nie być. A jeśli nie da się tego osiągnąć lub cena zbyt wysoka (grozi widmo totalitaryzmu), no to wówczas „niech nam zejdzie z oczu”, tzn. w sferę prywatną. Człowiek zniuansowany postawiłby pytanie, które jest logicznie możliwe tylko wówczas, gdy się odrzuci różne fanatyzmy, w tym fanatyzm antyklerykalny. Brzmi ono: „jaka powinna być religia?”. Odesłanie religii do sfery prywatnej nie jest w ogóle rozwiązaniem. A już zwłaszcza w czasach, w których zamazuje się różnica między prywatnym i publicznym. Kiedyś było np. nie do pomyślenia, by prawo ingerowało w stosunki wewnątrzrodzinne…. Tam gdzie w grę wchodzi religia jak najbardziej możliwe są niuanse i wątpliwości. W samej I RP., którą przywołujesz w artykule, jak najbardziej odbywały się dysputy między różnowiercami. Różnica między wierzącym i ateistą nieraz polega wyłącznie na tym, że odmiennie je kształtują. W czym nie ma nic dziwnego, niewierzący chce powstrzymać swoje odseparowanie od religii, a wierzący religijne zaangażowanie.
Swoje domysły i podejrzenia na temat mojej obecności w „Studiu…”, kieruj do moderatorów. To chyba lepszy adres…
Cyt.1: “…nie jest tragedią obecna sytuacja geopolityczna Polski pod rządami PiS ale tragedią jest to, że z tej sytuacji zadowolona jest połowa Polaków. To nieco przesadna reakcja…”
Dlaczego przesadna? PiS nie ma realnej konkurencji w czytelnej dla mas wizji Polski, ani nawet skutecznego oporu opozycji…i to właśnie jest tragiczne w skutkach. Wybór poparcia dla PiS może wynikać z prostego (wąsko rozumianego) pragmatyzmu, zgodnego z zasadą: żyjemy tu i teraz i nie ma co kaprysić – zwłaszcza, gdy nie widać żadnych realnych perspektyw na jakąkolwiek alternatywną rzeczywistość.
Cytat.2”A ponieważ jest to konstrukt o cechach innowacyjnych, nieprędko i niełatwo z niej wyskoczymy.”
Co niby w tym innowacyjnego?
Żeby mieć szansę o coś walczyć i zarażać innych swoją wiarą potrzebna jest determinacja. Prawda stara jak świat. Kaczyński ją ma …i zaraża, i poraża. Cała opozycja zaś ma poważne problemy z elementarną wiarą w siebie.
Cytat 3:”Charakterystyczne, że jedną z niewielu cech, która łączy wszystkich zwolenników „dobrej zmiany” jest wg. Gduli niechęć do elit.”.
Rewolucje zawsze są szansą dla tych, co w normalnych warunkach nie mają żadnych szans (na awans) . Ta rzekoma “niechęć do elit” w praktyce to bardziej pretekst do ich wymiany “na swoich”.
Cytat 4:”A jeżeli to tylko roboczy etap tworzenia „lepszej” Polski, to jakie są pomysły na zapędzenie dżina z powrotem do butelki?
To zmartwienie pozostawmy Kaczyńskiemu.”
Zapewniam, że to nigdy nie będzie zmartwieniem Kaczyńskiego. On tu nie widzi żadnego problemu. Skłócenie, podziały i izolacja to dla niego skuteczne środki wzmacniania i utrwalania władzy własnego ugrupowania.
W momencie gdy negatywne skutki zacznie odczuwać jego własny elektorat to już będzie za późno na odwrócenie biegu wypadków. W rękach jego ugrupowania będzie na tyle potężny aparat represji, że rzeczywiste poparcie elektoratu okaże się już zbędne.
To tyle na początek. Uwag mam dużo więcej.
Tekst interesujący.
@HUMANOZERCA
Bardzo Proszę, tylko bez ataków personalnych!!!
Oceniajmy tylko wypowiedź.
Geniuszowi trafić się może wypowiedź idiotyczna, a idiocie genialna. Kto nie szuka, ten nie błądzi.
Ja zdecydowanie wolę tych, co poszukują, niż tych, którym wydaje się, że JUŻ WSZYSTKO WIEDZĄ… i mają wewnętrzne przeświadczenie, że mają prawo oceniać autorów tekstu.
Proszę się nad tym chwilę zastanowić.
Do Powyższych: „Tu moc ludzka nie poradzi, tu potrzeba jest kondona samo**ba” (Fredro). Sam nieraz się dziwię. Mówię do kogoś, on słyszy co innego, bo słyszy to, wokół czego akurat krążą jego myśli i już za chwilę nie wierzy mi, że ja tego wcale nie powiedziałem. Nawet ze słowem pisanym się to zdarza, stąd ta dyskusja powyżej, bo brakuje jakiegoś egzegety, co by wyjaśnił na spoko, że przynajmniej połowa tego jest o nic. Najwyraźniej brakuje nam tu nie jakiegoś interfejsu (po polsku – międzymordzie), tylko interbrejnu (międzymóżdża), co by pozwolił komunikować „sine ira et studio”. Nobla temu, kto to wymyśli. Może jakiś nowy Zamenhofer?)
Po wpisie GORYŃSKIEGO,
moją uwagę skierowaną do HUMANOŻERCY proszę traktować jako ANULOWANĄ. To tylko były słowa wyrazu irytacji.
Skoro przyznajesz, że sednem twojej poprzedniej wypowiedzi skierowanej do mnie była czysta ekspresja irytacji, to tym samym potwierdzasz, że nie zaprosiłeś mnie do żadnej merytorycznej dyskusji.
Ps: nie uważam swoich kompetencji komentatora tekstów SO za specjalnie lepsze lub gorsze niż cudze, jednakże oceniając tekst publicystyczny, przynajmniej pośrednio wypowiadamy się także o autorze.