Jerzy Dzięciołowski: Co potem?4 min czytania

04.10.2018

Jakiś czas temu odbyliśmy w gronie rodzinnym wymianę poglądów, dość żywiołową, na temat naszej rzeczywistości. W jednym się zgodziliśmy: o upadku obozu rządzącego zdecyduje brak kasy.

Z grubsza mamy tak, że od środowiska „Krytyki Politycznej”, (obóz) Koalicji Obywatelskiej, przez PSL Kosiniaka-Kamysza, SLD z Czarzastym bez sweterka, „niezależnym” Razem, po Biedronia, który ma zamieszać na politycznej scenie w lutym, przerabia się w nieskończoność, kto do jakiej ideologii się skłania i jakie z tego wynikną (albo nie) alianse. Gospodarka, to nie jest to, co porusza wyobraźnię i rozpala namiętności.

Załóżmy, że Zjednoczona Opozycja (co się jeszcze musi dokonać) – wygra wybory parlamentarne w 2019 roku – do czego pewnym wskazaniem będzie rezultat wyborów samorządowych. „Wiano”, które otrzyma, wygląda tak: 500 plus – 24,5 mld zł rocznie do wypłacenia, nowych emerytów przybędzie (w związku z obniżeniem wieku emerytalnego) około 400 tysięcy. Ostrożnie 4-5 mld zł z kasy. Idźmy dalej: powiedzmy, że „piórnikowe” uda się ograniczyć i będzie nie więcej niż miliard złotych do wydania. W przyszłym roku, zgodnie z przyjętym już budżetem, mamy się rozwijać w tempie 3,8 – 4,0%. To, w zaokrągleniu, 1% mniej niż w 201 roku. Każdy 1% mniej PKB, to mniejsze wpływy do budżetu około 17-18 mld. W nowym budżecie Unii (na lata 2023-2030) przewiduje się zmniejszenie środków dla Polski, nawet o kilkanaście procent. I wprawdzie jest to kłopot kolejnych rządów, ale tę lukę w finansowaniu rozwoju wcześniej trzeba będzie uwzględniać. Przed wyborami samorządowymi premier obiecał 5 mld zł na drogi lokalne. Do tego wszystkiego dochodzi sięgająca dziesiątków miliardów złotych spłata odsetek z tytułu długu publicznego (powiększył się o 28 mld zł, w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku) oraz słowotok kandydatów do rządzenia w samorządach, wcale nierzadko mocno zadłużonych.

Tak się pechowo składa, że nie jest to jakaś wyimaginowana rzeczywistość, że zacytuje klasyka, a niestety stan jak najbardziej realny. I nie zmienią tego sondaże poparcia dla obozu władzy. W Grecji też były znakomite sondaże przed zapaścią.

Gospodarkę poważnie ciągnie jeden silnik: konsumpcja. To jest obecnie 180 mld wpływów do budżetu z VAT. Rosnące ceny części żywności, energii, paliwa, usług – wymuszają oszczędności i ograniczenie wypływów VAT. Aktualnie Polacy, ci, którzy wytwarzają dochód narodowy, żyją według zasady: muszę mieć od razu wszystko, więc nie oszczędzają, przeciwnie, są coraz bardziej zadłużeni. Powodować to będzie nacisk na płace: skoro poprzednia zła władza dawała, i jak przekonywała opozycja, to tym bardziej niech daje to lepsza. Jakiś czas będzie można te oczekiwania odsunąć dostarczając igrzysk typu: Jacek Kurski pod sąd za działania na szkodę TVP (nie za propagandę, za wydawanie milionów złotych na sondaże, żeby przekonywać Nowogrodzką) czyli działanie na szkodę przedsiębiorstwa. Igrzyska to jednak zabieg krótkookresowy i chleba nie zastąpią. Wprawdzie sentymenty po wspaniałej epoce Gierka trwają do dziś, ale spłaty długów też tylko co się skończyły. I to dzięki umorzeniom za zasługi pierwszej Solidarności. W ten krajobraz wpisać trzeba ograniczenie dzietności. 500 plus niczego tu nie zmieniło. Czyli stałe dodatkowe olbrzymie wydatki budżetu, zderzą się z malejącą liczba tych, którzy wytwarzają dochód narodowy. Według GUS wolnych jest w tej chwili 200 tys. etatów. Sprowadzamy pracowników z Nepalu i Filipin. Bez pracowników z Ukrainy stanęłyby całe sektory gospodarki rolno-spożywczej, pogłębiłyby się napięcia w budownictwie i usługach.

Po euforii zwycięstwa nowa ekipa obejmująca władzę staje przed perspektywą napięć społecznych o skali, z którą miałaby trudności poradzić sobie władza autorytarna.

Pomijam niebłahą sprawę sformowania rządu, uwzględniającą rozwinięte ego uczestników wygranej.

Przed zbliżającym się maratonem wyborczym trudno tonować oczekiwania. Ale może zacząć dodawać do zalewu opinii kto z kim się będzie zadawał i jakie wartości ma w pogardzie, również treści przed jakimi staniemy wyzwaniami. I że powrót do kraju, w którym obywatele decydują się jak chcą żyć – ma swoją cenę.

Jerzy Dzięciołowski

Print Friendly, PDF & Email
 

źródła obrazu

  • dzieciol: BM