18.11.2019

Zachwycił nas mądry esej Stevena Pinkera pod tytułem Dlaczego nie żyjemy w epoce postprawdy, więc długo dyskutowaliśmy z żoną, czy wkładać pracę w tłumaczenie, bo bardzo długi, a pewnie niewielu przeczyta. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że warto, nawet dla kilkudziesięciu osób. Byliśmy w błędzie, okazało się, że wzbudził zainteresowanie większe niż się spodziewaliśmy i przeczytało go grubo ponad tysiąc dwieście osób.
Pilnie od lat obserwujący naszą stronę czytelnik pisze: „Wracaj do swojej piaskownicy, staruchu. Mam nadzieję, że niedługo zdechniesz”. Zaintrygował mnie swoją namiętnością, bo chociaż nie był to komentarz do Pinkera, jednak skłaniał do pytania, jak działa umysł. Jego głęboka niechęć związana jest z jego nienawiścią do Żydów i wszystkich, którzy tej nienawiści nie podzielają, która wydaje się dominować jego całą duchowość.
Wielu obserwatorów wyrażało przekonanie, że Internet wyzwolił ukryte wcześniej zasoby psychopatii. Steven Pinker we wspomnianym eseju pisze o tym inaczej. Przypomina, że Internet i media społecznościowe przyjęto jako obietnicę nowej, praktycznie nieograniczonej wolności słowa.
Powinniśmy byli być ostrożni z tym, czego sobie życzyliśmy. Nadal niezbyt rozumiemy dynamikę sieci mediów społecznościowych, ale nie mają one jeszcze mechanizmów sprawdzania i recenzowania, które są niezbędne, by prawdziwe przekonania wypływały na wierzch z mętnych bagien autoprezentacji, solidarności grupowej i pluralistycznej ignorancji. Stały się odskoczniami dla spirali moralistycznego pozerstwa i prewencyjnych denuncjacji.
Możemy się zastanawiać, czy jest to tylko zmiana ilościowa, czy jakościowa? Czytając te rozważania amerykańskiego psychologa wróciłem myślami do przypomnianego kilka lat temu przez Jerzego Klechtę zapisu rozmowy Piłsudskiego z Narutowiczem:
Siedział w fotelu głęboko poruszony. Nie chciał mi opowiadać szczegółów. […] Rzucił na stół plik listów i kopert. „Patrz pan!” – zawołał. Spojrzałem na niektóre. Były to anonimy wszelkiego rodzaju, pełne brudu, inwektyw, płaskich dowcipów, gróźb. Nie mogłem się powstrzymać od głośnego śmiechu. Spojrzał na mnie zdziwiony.
– A telefony? – zapytałem – rozmyślne pomyłki, pytania, zadawane udawanym żydowskim akcentem, czy zdarzają się już u pana?
Zerwał się z fotela.[…]
– Skąd pan o tym wie?
– Ależ panie, ja byłem w Polsce Naczelnikiem Państwa i Naczelnym Wodzem, więc wszy wyłaziły zewsząd. Zwykłe rzeczy!
Oczywiście, że psychopatia nie jest niczym nowym, otrzymała tylko nowe niebywale sprawne narzędzie. Łatwość, z jaką można przesłać pełen jadu anonim, wydaje się w równym stopniu zachwycać uczniów szkoły podstawowej, jak i ministrów. Jest jednak gorzej, nie tylko otwarte fora dyskusyjne zmieniły się w agorę, na której grasują postaci nierozumiejące zasad toczenia sporów, ale również psychopaci, świadomie i z premedytacją siejący maksymalne zamieszanie. Czy ta nowa formuła „wolności słowa” wpłynęła również na charakter debat w mediach, które (przynajmniej teoretycznie) powinny być podporządkowane odwiecznej regule, iż dżentelmeni nie spierają się o fakty? Skąd się właściwie wzięła absurdalna idea, że żyjemy w jakiejś epoce postprawdy?
Sam termin podobno pojawił się po raz pierwszy w 1992 roku w artykule na temat Iran-Contras. Zapomniana dziś afera jeszcze z czasów prezydentury Reagana, dotyczyła łamania własnych zasad i sprzedaży broni krajowi objętemu własnym zakazem zaopatrywania w broń. (Chodzi o tę samą Islamską Republikę Iranu co dziś, która już w 1986 uznawana była za kraj propagujący i stosujący terroryzm). Autor artykułu przekonywał, że społeczeństwo zaakceptowało, iż karmione jest przez władze i media kłamstwami i nie ma już zdolności bronienia się przed zalewem krętactw. Termin niemal natychmiast stał się tak modny, jak modne z czasem miały stać się dżinsy z dziurami na kolanach i niebawem pojawiły się uczone książki o „erze postprawdy”.
Steven Pinker nie przypomina historii kariery tego określenia, uważa jednak, że to pojęcie wprowadza w błąd, że już sam fakt, iż zauważamy kłamstwo, świadczy o tym, że nadal cenimy prawdę. Absolutnej prawdy nie ma, poszukiwanie prawdy nigdy nie było łatwe, a dziś jednak jest łatwiejsze i bardziej dostępne dla każdego niż kiedykolwiek.
Politycy kłamali zawsze, a tych, którzy kłamali bardziej niż inni, nazywano demagogami. Media nie były nigdy krynicą uczciwości, częściej bywały partyjnymi biuletynami głoszącymi Prawdę niż źródłem bezstronnych informacji. Religie manipulują ludźmi od zarania dziejów. Takich możliwości bronienia się przed mitami, jakie mamy dziś, nie było nigdy. Ci, którzy mówią o jakiejś erze postprawdy, twierdzą oczywiście, że mówią prawdę i że prawda jednak jest wartością. Ci, o których uczeni mówią, że żyją w epoce postprawdy, też zazwyczaj uważają, że są bliżsi prawdy niż wszyscy inni.
Tak więc nie, nie żyjemy w erze postprawdy, żyjemy w czasach udoskonalonych narzędzi komunikacji, które służą zarówno popularyzacji demagogii, środowiskowych narracji, ale również sceptycyzmu i racjonalizmu. Proste apelujące do uczuć narracje jednoczą sprawniej i szybciej, sceptycyzm, racjonalizm, uporządkowana dyskusja to sztuka trudniejsza.
Czy ojciec Rydzyk to postprawdziwek, czy też kapłan, wierny długiej tradycji, o której zachowanie tak dzielnie walczy Jarosław Kaczyński? Fakt, że mamy u władzy formację niezwykle oszczędnie posługującą się prawdą, nie oznacza, że rządzą nami postprawdziwki, a pokazywanie ich kłamstw i krętactw nie jest żadną ponowoczesną dekonstrukcją. Oni stosują starą jak świat demagogię, ci, którzy analizują, co w tym przekazie jest łgarstwem i manipulacją, zazwyczaj posługują się równie starą, klasyczną logiką.
Oczywiście możemy sobie nazwać Rydzyka, Macierewicza i gromadkę biskupów postprawdziwkami (co może być nawet zabawne), ale osobiście zgadzam się ze Stevenem Pinkerem, że twierdzenie, iż żyjemy w jakiejś erze postprawdy, jest bałamutne i zgoła niebezpieczne. Takie twierdzenie może być również formą okazywania cnoty, czyli dawaniem do zrozumienia, że głupie społeczeństwo daje się oszukiwać, a ja należę do ostatnich sprawiedliwych, którzy nadal dążą do prawdy. Przy takim podejściu możemy skutecznie utrudniać „głupiemu społeczeństwu” zaakceptowanie logicznych argumentów.
Jak napisał w komentarzu jeden z naszych czytelników:
Oczywiście, że żyjemy w czasach postprawdy. Wyjątki jedynie potwierdzają ten fakt. W oparach błędnych, ideologicznych i propagandowych informacji nie sposób dojść do prawdy, racjonalista może dostrzec absurd, ale poszukiwanie prawdy może kosztować go zbyt wiele czasu. I cóż to jest prawda? Od zawsze ludzkość żyje postprawdą, i od zawsze zdecydowana większość nie myśli racjonalnie.
Pinker przypomina, że nasza racjonalność jest zawsze ograniczona, a prawda nigdy nie jest absolutna. Nowe narzędzia komunikacji są wspaniałe, ale równie niebezpieczne jak samochody i podobnie jak samochody wymagające przepisów wymuszających zachowanie pewnego porządku. Prawdą jest jednak, że tu trudność może być większa niż z ruchem drogowym. Kolejne pokolenie znajdzie zapewne jakiś sposób radzenia sobie z chaosem w sieci, ale głupstwo o jakiejś erze postprawdy będzie pokutować jeszcze długo. Szaleństwa niemiłościwie nam panujących postprawdziwków w końcu zostaną obnażone nawet przed tymi, którzy dziś spijają miód z ust sejmowego marszałka seniora i patrzą podejrzliwie na krytyków dobrej zmiany.
Zasadnie możemy uważać, że dostrzeżenie łgarstw postprawdziwków przez ich wyborców związane będzie bardziej z bezpośrednim wpływem polityki dobrej zmiany na ich życie niż z jakąkolwiek werbalną krytyką. Jednak mamy do czynienia z długim i powolnym procesem, w którym o zmianach układu sił decydują dziesiątki czynników, a dyskusje na różnych forach nie są tu tak całkiem bez znaczenia (aczkolwiek ich wpływu nie będziemy mogli zmierzyć).
Mój wielbiciel, zalecający mi powrót do mojej piaskownicy, ma zapewne na myśli, iż próby komunikacji z innymi, to zabawa dla frajerów, bo oni (psychopaci) zdobędą świat. Nie mają szans. Z tego prostego powodu, że poza ludźmi z trwałymi zmianami w mózgu, większość mimo wszystko nadal szuka prawdy i większość nadal przedkłada uczciwość nad jazdą na gapę.
Kilka dni temu po raz czwarty złodziej włamał się do mojego garażu. Paskudne uczucie i pewnie złościłbym się na niego znacznie bardziej niż na antysemickiego półgłówka życzącego mi szybkiej śmierci, gdyby nie fakt, że złodziejaszek zostawił w moim samochodzie pięknie wydrukowany kartonik z napisem „Prosimy nie przeszkadzać”. W głowę zachodzę jak on to wsunął do samochodu nie niszcząc zamka i jak działał jego umysł. Nie jest jednak tak, że był to osobnik postuczciwy. Przeciwnie, bardzo tradycyjny typ, wyznający filozofię, że łatwiej ukraść niż zarobić. W tym przypadku poczucie humoru może rokować nadzieję, że jednak w pewnym momencie dojdzie do wniosku, iż jego kalkulacja oparta była na błędnych przesłankach o bezkarności.
Postprawdziwki wydają się rozumować podobnie i warto korzystać z dobrodziejstw nowoczesnych środków komunikacji, by przekonać ich zwolenników, że postprawdziwki nie tylko popełniają błędy, ale w tej kluczowej sprawie o bezkarności są w błędzie.
Tak czy inaczej, twierdzenie, że warto być uczciwym nadal wydaje się interesujące.

Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.

Ja też nie mam przekonania do wszelkich post – postprawda sugeruje, że kiedyś to panowała prawda a teraz obyczaje się pogorszyły. Także w polityce panuje przekonanie, że wystarczy wrócić do dawniejszych rządów i stosunków i zaraz będzie dobrze. Na tle obecnego świństwa jakoś jaśnieją dawniejsi politycy, a często niesłusznie. Obficie się cytuje Lecha Kaczyńskiego, sugerując często że on by nie dopuścił do czegoś co wprowadza jego braciszek, rzekomo mszczący się na tych, co są winni śmierci Lecha. Na wzorce tego co najlepsze wyrośli Zoll i Rzepliński, a jako żywo nie powinni pretendować do wzorców.
Jak mówi Koheleth: Nie pytaj: „A cóż to się dzieje, że dawne czasy były lepsze od dzisiejszych” – albowiem to nie jest mądre pytanie.
Nie irracjonalni lecz podlegający wpływom, znacznie bardziej podatni na argumentację zgodną z własnymi poglądami, oraz z poczuciem bezpieczeństwa i możliwościami realizacji własnych dążeń związanymi z przynależnością grupową.
I tu pojawia się m.in. internet np. z garścią zdjęć Pirsa w durszlaku na głowie, lecz jednak bez skarpet, biegającego wokół warszawskiej Syrenki. Zdjęcia znikają a podmiot żyje dalej. Koniecznie jednak zdjęcie durszlaka w samochodzie Pirsa znajduje się gdzieś po miesiącu.
Lecz to nie epoka postprawdy lecz nowych możliwości wpływu wśród tych o których powyżej, czyli wśród nas no bo jak się o nich wyrazić inaczej. Problem nie byłby chyba taki poważny gdyby majstrowali to psychopaci (może by się np. spełniali i ktoś by przez to przeżył) – robią to jednak pragmatycy wpływu, np. komentatorzy Studia Opinii, i żyją sobie dalej.
To bardzo ciekawe konstatacje. NIe wiem tylko czy ludzie nieustannie poszukujący potwierdzenia swojej dość prostej, by nie rzec prostackiej, wizji świata są najlepszym odniesieniem dla stwierdzenia, że „… większość mimo wszystko nadal szuka prawdy i większość nadal przedkłada uczciwość nad jazdą na gapę”. Miałbym niejakie wątpliwości.
To odwieczne pytanie, czy wiekszość CHCE BYĆ OSZUKIWANA, czy też większość jest pozbawiona dostępu do narzędzi szukania prawdy? Dobra przedszkolanka, nauczyciele nauczania poczatkowego mają tu sporo do powiedzenia. Wrodzona ciekawaść dziecka zabijana jest od początku nauki szkolnej (a w domu wcześniej). Kiedy dziecko dostaje narzędzia krytycznego myślenia, to niezależnie od poziomu wrodzonej inteligencji może i chce go używać. Oszukujący chętnie mówią, że ludzie chcą być oszukiwani („ciemny naród to kupi”). A jak to jest z tą uczciwością? Często rozmawiałem o tym z uczniami, którzy lubili powtarzać, że wszyscy kradną. Pytałem ich o ich zainteresowania o zakupy i zadowolenie z zakupów i o to jak często zostali oszukani, okazywało się, że robią tysiące razy zakupy i są zadowoleni, ale myślą, że wszyscy kradną i oszukują. Najpiekniejszy przykład to kiedyś byłem świadkiem jak do sklepu weszła zapłakana staruszka. Chwilę wcześniej gówniarz wyrwał jej torebkę z emeryturą. Ludzie w sklepie natychmiast zorganizowali się, postanowili zorganizować składkę, żeby mogła przeżyć ten miesiąc. Staruszka powtarzała jak w transie: „Jaki ten naród podły”.
No właśnie, to dylematy chyba do końca nierozstrzygalne. Pewnie odpowiedzi są ambiwaletne jak w dowcipie o pieniądzach w Związku Radzieckim. Pewnie sa ludzie w których proces socjalizacji zabija skłonnośc do poszukiwania prawdy i tacy, którzy nie podzielaja takiej postawy. Są także zapewne tacy, którzy poszukuja prawdy tam, gdzie na pewno nie mozna jej znaleźć – jak w przypadki antyszczepionkowców czy płaskoziemców.
Ano warto wiem to z doświadczenia
A ze nie wszyscy tak myślą to tez prawda