22.11.2019
Spod wielkiego sombrera widać tylko stopy faceta, siedzącego w kucki pod ścianą. – To prawda, że nikt z twoich kumpli już nie żyje – mówi stojąca naprzeciw kobieta – ale przynajmniej każdy był prezydentem chociaż przez dzień!

Wymieniani: Szymon Hołownia, Jerzy Owsiak, Rafał Trzaskowski, Bartosz Arłukowicz, Adam Bodnar, Marcin Matczak, Radosław Sikorski, Marek Borowski, Olga Tokarczuk, Klaudia Jachira, a nawet – jako żart (?) tabloidu „Fakt” – Magda Gessler.
Panowie Trzaskowski, Bodnar, Sikorski i Arłukowicz przytomnie oświadczyli, aby na nich nie liczyć. Ale ambitnych, godnych i szlachetnych ci u nas dostatek. Konia kują – żaba nogę podstawia. Ci naśladowcy Zełenskiego, których ktoś potraktuje poważnie, a może i do wyborów wystawi, zwrócą na siebie uwagę i choć ani przez chwilę nie będą prezydentami, to przez chwilę jakoś tam na kampanię wpłyną. Szymon Hołownia zastrzygł uszami i nie zarzeka się. Jak by ktoś poparł, założył komitet, zebrał kasę i wolontariuszy, to kto wie…
Tutaj pozwolę sobie na dygresję. Lubię go czytać. Nie przekona mnie o istnieniu Boga, czy czegokolwiek nadprzyrodzonego, ale z jego katolicyzmem byłoby mi po drodze. Tyle tylko, że lat temu wiele trafiłem w telewizji na „Mam talent”, czy jakoś podobnie. Nie pamiętam z czym, niezdarnie, występował tam jakiś zagubiony i zabiedzony staruszek. A siedzący w jury Szymon Hołownia, młody, odkarmiony, przystojny i pewny siebie, długo i z satysfakcją, pastwił się nad nim, doprowadzając go do coraz większego zagubienia. Chrystus, jaki go znamy z Ewangelii, nie byłby tym zachwycony.
Wyższa konieczność
A teraz wracamy do hochpolitik i cytuję siebie, bo nie każdy z PT. Czytelników lubi się grzebać w linku.
Pisałem tu już i powtarzam, że za mojej pamięci Polska przeżyła o wiele większe katastrofy, ale teraz, w końcu drugiej dekady XXI wieku ta władza jest największym nieszczęściem naszego kraju.
Kiedyś, jak każda władza, się skończy. Cofnie nas przedtem na lata. Odbudowa ładu i demokracji może zająć okres pokolenia, jeśli nie dłużej. Straszy nas katastrofa Grecji, która wychodzi z niej wolno i mozolnie, a na pewno szybko nie wyjdzie. Straszy nas, już nie katastrofa, a wręcz kataklizm Wenezueli, ale aż taki dramatyzm jest jakoś trudno przystawalny do Polski. „My Sławianie, my lubim sielanki”? Wystarczający groźny jest natomiast rozpoczęty przez PiS proces peronizacji. Właśnie kolejni peroniści wygrali w Argentynie demokratyczne wybory. Mija już tam trzecie pokolenie, które nie może zapomnieć dobrego wujka Perona, kupującego mocną władzę za przychylanie nieba swoim poddanym. A kraj jest do dziś w praktycznie nieustającym kryzysie. Całkiem to prawdopodobna perspektywa, nawet długo po dobrym wujku Jarku. A świadomość tej groźby nie jest powszechna, nawet wśród głosujących na demokratyczną opozycję. Gorzej, że albo nie ma jej wśród liderów opozycji, albo nie biorą jej pod uwagę.
Osiemdziesiąt lat temu katastrofa zaczęła się wejściem smoka, po czwartej nad ranem, na Westerplatte i w Wieluniu. Zaś rok 2015 to coś takiego jak przestawienie zwrotnicy. Pociąg wjeżdża na szyny, które łagodnie się oddzielają od dotychczasowych. Przez jakiś czas odnosi się wrażenie, że jedziemy prawie w tym samym kierunku. Większość pasażerów nie zdaje sobie sprawy, że jedzie już zupełnie gdzieś indziej, że trzeba pociągnąć za hamulec bezpieczeństwa, że „larum grają, a nieprzyjaciel w granicach”. Nie ma powszechnej trwogi, poczucia egzystencjalnego zagrożenia i to wśród polityków, z definicji do tego zobowiązanych. Toczy się rutynowa gra polityczna, business as usual, nie na miarę faktycznego wyzwania.
Dzisiaj można jeszcze dopisać Boliwię z katastrofą po populistycznej polityce Moralesa.
A wracając do kolejowej analogii; Senat Senatem, spowolni tylko pociąg destrukcji. Dopiero odebranie Kaczyńskiemu narzędzia, jakim jest prezydentura Andrzeja Dudy będzie hamulcem bezpieczeństwa.
Dla kraju ta kampania to gra o wszystko, a dla polityka kampania jest jak proces sądowy dla adwokata, któremu wolno robić tylko i wyłącznie to, co służy wygranej. Primum non nocere, szczególnie w takiej kampanii. I na tym tle trzeba oceniać pomysły od czapy z niewydarzonymi kandydatami i ich ambicyjkami. Sam fakt, że w tej sytuacji robią z wyborów pośmiechujki dowodzi, że nie nadają się na prezydenta RP, ani na żadną poważną funkcję. Zaś centralnym problemem opozycji staje się to czy Grzegorz Schetyna pozostanie liderem Platformy.
Mickiewicz
W słowach tylko chęć widzim, w działaniu – potęgę
Wyjść z tego pata można na dwa sposoby.
Pierwszy: Schetyna jak najszybciej rezygnuje z funkcji lub zapowiada, że nie będzie kandydował i poprze każdego kto zajmie to miejsce.
Drugi: PO akceptuje zasadę, że nie zmienia się zaprzęgu na środku brodu, czyli przed wyborem prezydenta. To lepsze wyjście niż konflikt wizerunkowy w partii.
Ale, jak pisał w „Polityce” Ludwik Dorn, podstawowym celem lidera partii przed wyborami jest pozostanie nim po. Więc usunięcie go staje się takim samym celem dla jego konkurentów. W pierwszej kolejności liczy się bowiem interes osobisty polityka, nie partii. A interes partii liczy się przed interesem kraju. Takie są realia, kiedy tak naprawdę nie czuje się narastającej katastrofy. Chodzić więc nam powinno o to, aby zgadzał się interes partii z dobrem kraju, a interes polityka z dobrem partii. Ta harmonia wydaje się osiągalna, choć z wielkim trudem.
Jeśli do ruchu wokół wyboru kandydata na prezydenta dodać równoległe zaangażowanie w wybór szefa klubu, to może brakować czasu, uwagi, energii, na jednoczesną, szarpaninę z wyborem przewodniczącego PO. Tak to przynajmniej wygląda.
Kiedy Małgorzata Kidawa-Błońska zostawała kandydatem na premiera nikt nie pytał o prawomocność tej desygnacji. Nikt by też nie pytał o jej legitymację kandydata na prezydenta, gdyby to ogłoszono w momencie rezygnacji Tuska. Wydawało się to naturalne: zmarł król, niech żyje król.
Procedura wyboru jest kłopotliwa i szkodliwa politycznie. Amerykański system z konwencją, na której kandydaci na kandydata wściekle ze sobą walczą, a potem wszyscy popierają zwycięzcę, w Polsce jest egzotyczny. Wzajemne oskarżenia, wypowiadane z naturalnym zacięciem, mogą utkwić w pamięci. Można było sobie wyobrazić, że Sikorski nie zechciałby po raz drugi odgrywać roli sparring partnera i zagra ostro. Zwolennicy przegranych i oni sami zostaliby z poczuciem krzywdy i to mogłoby zaszkodzić w kampanii.
Z drugiej strony, jeśli – jak się zanosi – pani Małgorzata ma wygrać w miłej atmosferze, pozostanie wrażenie ustawki, braku powagi. Będzie to jednak mniejsze zło niż zacięta walka, po której zwycięzca wyszedłby poturbowany. Pożyteczne są różnorodne koncepcje, dyskusje, spory i konkurencja w prawyborach. Były na to aż cztery zmarnowane lata, będzie czas po wyborach i oby to nie było roztrząsanie kto jest winny kolejnej klęski. A teraz piłka w grze, idzie atak na bramkę i potrzebne są celne podania, a nie dyskusje. Zaś centrum ataku, twarzą partii, postrzeganym, acz nieformalnym, jej liderem ma się stać kandydat na prezydenta. I Kidawa for president to najbardziej pożądane i chyba prawdopodobne wyjście z niepotrzebnego zamieszania, więc to powinien być moment ostrego startu intensywnej, profesjonalnej kampanii. As soon as possible.
Na tym tle zaskakuje mądry inaczej upór Schetyny, żeby jednak były te prawybory. Jeszcze bardziej zaskakuje Jacek Jaśkowiak, który uległ Schetynie i zgodził się zagrać w tym przedstawieniu. Nic mu nie mówi postawa Rafała Trzaskowskiego, który oświadczył, że nie zaryzykuje oddania Warszawy komisarzowi z PiS. A co, Poznań gorszy? Powierzyli go Jaśkowiakowi Poznaniacy na cztery lata nie po to, aby po roku z kawałkiem przymierzał się do prezydentury RP.
A teraz znowu cytuję siebie.
Przy porównywalnym potencjale wyborczym i pełnej mobilizacji obu obozów, o wyniku zdecyduje wahające się centrum. Kaczyński zdaje sobie z tego sprawę i już się nie licytuje z narodowcami. Prawdopodobnie przed wyborami, nie będąc pewny ich wyniku, nie wykorzysta sytuacji, w której jeszcze ma swego prezydenta, by przeforsować, przepychając przez Senat, pęczek ustaw rozwijających dobrą zmianę. Poparcie centrum więcej dlań waży niż to co mogą mu zabrać narodowcy. W drugiej turze będzie liczyć na ich głosy oddane przeciw kandydatowi opozycji.
Centrum na pewno nie poparłoby Biedronia czy Zandberga, a nawet Czarzastego. Liderzy lewicy powinni by się zastanowić, czy wolą to uznać … czy zostać z prezydentem z PiS… PO-KO nie ma walczyć z lewicą o elektorat, przesuwając się w jej kierunku, dalej od centrum. I nie powinna wchodzić w ostry spór z konserwatywnym PSL przed pierwszą turą. Jeśli w drugiej nie WKK będzie kandydatem całej opozycji, to MKB będzie bardziej od kogokolwiek innego akceptowalna dla międzypartyjnego centrum i dla Lewicy, która mogłaby mieć zastrzeżenia do PSL.
I w tym kontekście spójrzmy na prezydentów Warszawy i Poznania.
Trzaskowski ma na koncie kartę LGBT, co mu nie przeszkadza w Warszawie, lecz w owym centrum, w Rykach, Łańcucie, Wałczu?
Jaśkowiak też jest postępowy, antykościółkowy, popiera LGBT. I te właśnie cechy, które odstręczałyby od niego wyborców decydującego centrum, wywołały entuzjazm lewicującej publiki. Taki ton: jak nie będzie można wybrać Zandberga czy kogoś innego z Lewicy i ma być kandydat z PO-KO, to niech to będzie twardy zawodnik, Jaśkowiak, a nie ugodowa Małgorzata Kidawa-Błońska.
Zakładamy jednak, że to ona zostanie kandydatem PO w pierwszej turze i konkurentem Dudy w drugiej. A jeśli, co nie daj Boże, przeszedłby Jaśkowiak, to on i Schetyna będą winni decydującej klęski.
Kidawa for president
Wśród braków i zalet kandydatki wyróżnia się brak zauważalnej przez publikę własnej historii politycznej. Praktycznie trudno jej więc postawić zarzuty, które zbiera aktywny i ekspansywny polityk. Atak na nią już szedł i dalej pójdzie po linii jej niesamodzielności. Wchodzenia w rolę Dudy czy Szydło przy Schetynie. I trzeba dodać, że kampania przed 13 października ilustrowała ten zarzut. Ludzie kupują oczami, a prawie na każdym zdjęciu stał obok niej Schetyna.
Przewodniczący nie ubiega się o żadne stanowisko publiczne i nie musi się publicznie eksponować. Im go będzie mniej na widoku, tym lepiej. Dla niego też. W partii ocenią go po tym na ile skuteczne zaplecze stworzy dla kampanii wyborczej, powierzonej tym, którym na tym zależy i profesjonalistom. Ma zadbać, by nie zabrakło pieniędzy na pizzę dla wolontariuszy. Jego osobisty interes polega na tym, by pani Małgorzata wygrała.
Oczywiście, jeśli będzie mu dane pozostać na tym stanowisku. Ambicjonerów trudno będzie do tego skłonić, ale może da się przekonać nieco szersze grono, że racje racjami, ale teraz walka w partii jest zabójcza. Liczy się skuteczność. Siła na haku, jak kiedyś kolejarze oceniali parowóz.
Znowu to kolejnictwo!?
MKB to nie La Passionaria i nie taka jest konieczna w walce o najwyższą godność w państwie. Lecz poza spokojem, ciepłem, wręcz urokiem osobistym, prezydent musi przynosić ze sobą coś wielkiego, właśnie wizję, coś, co kreuje męża – po przecież nie żonę – stanu. I powinno to być postrzegane jako wkład własny, a nie program partii, bo to nie mają być wybory parlamentarne. Inny sznyt, inna atmosfera.
Charyzmatyczny przywódca ma prezentować swoją wizję, która nie jest wypracowanym w sporze kompromisem. Ma ją narzucić swojemu otoczeniu, nad którym musi nieco górować i posiadaniem którego ma się wykazać. To wymaga określonych cech osobowych. Pokazali je Wałęsa, Tusk, Kaczyński. Może można w jakimś stopniu się tego nauczyć.
Proste i klarowne wybory prezydenckie, skupiające uwagę na dwóch osobach, są dla większości wyborców najważniejsze. Nie jest przez nich brany pod uwagę konstytucyjny zakres kompetencji prezydenta, co kandydatom ułatwia prezentowanie różnorakich obietnic.
Aktualna sytuacja nie skłania do kontynuowania i mnożenia obietnic natury socjalnej. Kiedy już Kaczyński przewiduje spowolnienie i wymawia słowo „kryzys”, byłoby to odbierane jako demagogia. Szczególnie w tej centrowej części elektoratu, która stanowi target w wyborach. W tej grupie najprawdopodobniej dużo jest ludzi zdających sobie sprawę, że to oni właśnie ponoszą koszty polityki rozdawnictwa. Są tam też obywatele z szerszym zrozumienie tego czym jest władza, państwo i jego instytucje, czyli to do czego przede wszystkim jest powołany prezydent.
Program przebudowy państwa. To właśnie wydaje mi się merytorycznie właściwą agendą dla głowy państwa. Prezydent nie jest władny, by to zarządzić, lecz może zapowiedzieć skorzystanie z prawa inicjatywy ustawodawczej. Oczywiście, po pracach i dyskusjach fachowców, debacie publicznej i raczej w drodze referendum. To na pewno wzbudzi zainteresowanie, narzuci temat, zmusi do trudnej merytorycznie odpowiedzi. A o to przecież chodzi w kampanii.
Praktyczny walor takiego programu: nie budzi obaw, bo nie zmienia ekonomicznego i społecznego położenia obywateli, jeśli by miał być realizowany. A bezkosztowe są badania i dyskusji.
I jeszcze: wydaje się, że elementem kampanii naszego człowieka nie powinny być kontrowersyjne sprawy obyczajowe. Linie podziału na tym obszarze częściowo tylko pokrywają się z podziałami politycznymi. Lewica tu i tak nie odpuści. Centrowy kandydat na prezydenta nie można nie zauważać tych problemów, czy lekceważyć je, lecz warto by zapowiedział zostawienie ich do publicznej dyskusji i rozstrzygnięć zgodnie z osobistym podejściem, bez dyscypliny partyjnej. Uwspółcześniona formuła: nie będę prezydentem waszych sumień.

„Atak na nią już szedł i dalej pójdzie po linii jej niesamodzielności. Wchodzenia w rolę Dudy czy Szydło przy Schetynie”. Ależ to rzuca się się w oczy z całą jaskrawością. Nie trzeba żadnego spin doktora, by to wymyślić i wykorzystać. Moi znajomi pisowcy szczerze się uśmiali na wiadomość o kandydaturze pani Kidawy, antypisowcy byli zrezygnowani i zawstydzeni powtórką z Kaczyńskiego i Dudy. Ciemno widzę wybory prezydenckie.
Problem PO – KO po odejsciu Tuska jest aż nadto widoczny. Tusk ogołocił partię z osobowości i nie tylko nie wychował następcy, ale na złość babci odmroził nasze uszy tj. forsował Panią Ewę Kopacz. Dla poniżonego i zdeptanego Schetyny władza po wyborach leżała na ulicy i on z tej ulicy ją podniósł. Niestety, mimo iż sam jest najsilniejszą osobowością w PO, to jego cechy kadrowca, sztabowca i organizatora tylko częściowo pomogły PO. Zapobiegły jej całkowitej DEKOMPOZYCJI. Tylko, że to zdecydowanie za mało aby odegrać poważniejszą rolę w życiu publicznym. Stopniowo, przez 4 lata i kolejne kampanie wyborcze rola Schetyny i jego otoczenia kadrowego okazywała się coraz bardziej destrukcyjna dla PO-KO. Kolejne kampanie w wyborach ogłaszanych jako bardzo ważne lub najważniejsze prowadzone były na warunkach Schetyny i jego ludzi. Stare grzechy PO jeszcze z czasów Tuska, że nie korzystamy z mózgów na zewnątrz, z wybitnych polskich uczonych i ekspertów, bo … mamy swoich obnażały coraz bardzoj miałkość tych „swoich”. W końcu przed nami do wiosny ostatnia kampania, oceniana jako najważniejsza a Schetyna i jego otoczenie walczą o swoje interesy w PO. Wszystko co napisał Pan Redaktor Skalski niby wiemy, niby jest oczywiste ale tutaj, dla nas, na SO. Dla Schetyny i jego współpracowników już takie oczywiste nie jest. Mam wrażenie, że oni nie chcą wygrać wyborów prezydenckich wszelkimi, dostepnymi metodami. Oni chcą wygrać te wybory na własnych warunkach i własnych zasadach, tak jak chceili wygrać wybory samorządowe, eurowybory czy ostatnie – parlamentarne. I rzeczywiście prowadzili je na własnych warunkach i zasadach a wygranej jak nie było tak nie ma nadal.
*
Tak jak Tusk pozorował demokracje wewnętrzną w PO tak teraz podobnie postepuje Schetyna, a fikcja prawyborów jest widoczna gołym okiem. Zresztą nikt powazny nie chciał w niej wziąc udziału a Jacek Jaśkowiak jest świetnym kandydatem gdyby zgłosił akces rok temu a nie dwa dni wstecz.
*
Im bardziej sie temu przygladam tym mniej rozumiem zachowania głównych działaczy PO. Czy oni rzeczywiscie tak bardzo oderwali się od „bazy”, że nie widzą przekraczania kolejnych granic śmieszności własnej?
Jeżeli w prawyborach PO wyłoni kandydata i ten wejdzie z Dudą do drugiej tury to to samo w sobie będzie wielkim osiagnięciem. Nie chce zabierać głosu kto będzie kandydatem, bo uczciwie biorąc pojęcia nie mam kogo wybiorą władze PO.
Przy całej sympatii do MKB uważam ją za zbyt mało wyrazistą i nie samodzielną kandydatkę na fotel prezydencki. Z maszyną wyborczą PiS może wygrać tylko polityczny czołg. Ktoś, kto już dobrze zaistniał w polskiej polityce i ma za sobą konkretne dokonania, których brak aksamitnej rewolucji: MKB… Taką osobą może być z powodzeniem prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak. Dziwi mnie, że Pan Redaktor Skalski tego nie dostrzega, i uparcie samemu sobie zaprzecza dość akrobatycznie argumentując za kandydaturą MKB!
Jednocześnie dostrzegam (w końcu!) pozytywną zmianę Pana Redaktora Skalskiego w postrzeganiu Schetyny (jako kotwicy dla obozu opozycyjnego). Czas tego polityka dobiega końca, on też ma za uszami utrącanie wyrazistych konkurentów. Nie wydaje mi się, że trzymanie tego polityka na pozycji lidera do wyborów prezydenckich pomoże Po i KO. Tam zmiana lidera może bardzo pozytywnie wpłynąć na postrzeganie PO-KO, a to także wpłynie na prezydenckie wybory. Życzę panu Jaśkowiakowi udanej kampanii prezydenckiej. Warszawski prezydent Trzaskowski musi jeszcze dojrzewać, stąd nie miał innego wyjścia po błędach jak zrobić unik „nie oddając Warszawy PiSowi”. Prezydent Poznania jest dobrze postrzegany przez centrum ale także przez lewicę. Ostatnie wybory pokazały, że tam drzemie spory elektorat. Nie należy tego bagatelizować.
Jaśkowiak jest lepszym kandydatem na prezydenta, lecz gorszym kandydatem na kandydata. Może zrazić wahliwe centrum. Na MKB powinna zagłosować cała dem. opozycja. Lecz czy lewicy starczy rozumu?
Wydaje mi się, że myślisz życzeniowo. Jaśkowiak już powiedział wyraźnie, że chce; to raz. Nie kryguje się. Gra fightera i ma podstawy. Zapowiedział, że nie pozwoli sobie nic dyktować przy winie i kawie, że założy całkowicie własny komitet wyborczy i osobiście będzie nim kierował. To się bardzo podoba wyborcom, zwłaszcza młodym. A także wszystkim tym, którzy na dźwięk skrótu AWS dostają ataku wściekłości. Czyli całej lewicy, poszerzonej o apolityczną klasę średnią. Nie wypowiadając explicite swoich pragnień, powiem tylko jak przewiduję rozwój sytuacji: na konwencji wyborczej PO-KO Jaśkowiak wygra przytłaczająco. To nie są czasy dla pań z dobrych domów.
Szanowny Panie Andrzeju, drogi Bogdanie. Może być różnie i nie jest roztropnie stanowczo przewidywać taki a nie inny wynik. Są jednak powtarzające się okoliczności. Otóż w Europie przy zbliżonych szansach dwóch sił o wyniku decyduje chwiejne centrum. I partie, licząc na lojalność swych radykalnych wyborców, łagodzącą swe stanowiska pod gust tego centrum, które nie poprze wyrazistych polityków i ostrych programów. To skutecznie praktykuje Kaczyński, rok 2015 i teraz. Radykalny Jaśkowiak raczej zrazi to centrum. To, że nam może się podobać tego nie zmieni..Delikatna MKB może pozyskać centrum, ale zniechęcić może nieodpowiedzialną lewicę, która będzie się dąsać, zostanie w domach i zapewni zwycięstwo Dudzie.
Mój syn – który bardzo lubi Jaśkowiaka, a jeszcze bardziej Zandberga – powiada, ze smutkiem: trzeba być realistą. U nas, w Warszawce, świetnie wiemy kim jest jeden i drugi. Ale już 50 km stąd chyba mało kto ich zna. Potrzebna by była kolosalna i kolosalnie droga kampania PR-owska. Bez szansy.
Ciekawie może być — to jedno pewne.
Ciekawie już się zaczyna. A wybory z walką kandydatów i pokazanie ich osobowości to niezbędnik, który wreszcie może ruszyć uśpionych wyborców. Jak można wybierać polityka z kieszeni innego polityka? To niesławne działanie posła K, których opozycja nie powinna praktykować. Teraz oboje kandydaci mogą wreszcie się odsłonić i pokazać to, czym mogą przyciągnąć lub wręcz porwać wyborców, albo ich zniechęcić. To jest gra warta świeczki.
Panie Erneście, Jaśkowiak to bardzo ciekawa postać. Polecam krótki opis co w swoim życiu robił i osiągnął: http://www.poznan.pl/mim/prezydent/-,p,7785.html
Przedstawienie MKB jako kandydatki na prezydenta przez Szchetyna spowodowało u wszystkich powiew nadziei: nareszcie nowa twarz, jakże inna od Schetyny! Ale pani MKB praktycznie nic sobą nie reprezentuje. Jej dorobek jest mizerny, niczym nie zarządzała i w sumie została wybrana z kapelusza jak czołowi politycy PiS są wybierani przez posła K. To wszystko tylko powód do zmartwień. Jeśli już chcemy wybierać kobietę, to naturalną kandydatką na prezydenta byłaby tu Hanna Gronkiewicz-Waltz: tu mamy bardzo wyrazistą osobowość, zaprawioną w bojach liderkę z krwi i kości, która mogłaby zagonić w kozi róg nijakiego (dosłownie) Dudę. Dlatego popieram kandydaturę pana Jacka Jaśkowiaka, to bardzo polityczne zwierzę, które wie, czego chce!
Niewyraziste (a właściwie politycznie leniwe) centrum nie pójdzie na niewyrazistego kandydata. Będzie na pewno głosować lepiej na silną osobowość. To w polityce liczy się najwięcej.
Obawiam się, że Polska jeszcze nie dorosła do wybrania kobiety na Prezydenta RP i nawet najlepsza kandydatka poległa by w starciu z mężczyzną nie mówiąc już o Pani Kidawie. Jeżeli ona zostanie wyłoniona w wyniku prawyborów to wielkie pole do popisu będzie miała lewica pod warunkiem, że wyłoni dobrego kandydata i że poprowadzi on kampanię z uwzględnieniem ostatniego akapitu teksu Pana Skalskiego.
Szczególnie fajni są tacy kandydaci którzy mówią, że jeszcze nie zdecydowali a cierpliwy naród wstrzymuje oklaski; więc jakiś autorski program ? przecież przyszły prezydent… no jedna duża sprawa, nie przesadzajmy, że po amerykańsku na przykład cztery; powiedzmy do wyboru: opieka zdrowotna, edukacja, klimat-energia i emeryci, niby klasyka a u nas jak znalazł, i nie musi być po świetnych uczelniach, weteranem, burmistrzem, homoseksualistą, ale żeby na pewno chciał.
A jakie Pan Redaktor widzi szanse na głosowanie na MKB przez „nic nie wartą” Lewicę? Pan sobie jaja robi z inteligencji wyborców. I nie piszę o „pisowskim” betonie. A Pani MKB już „pozyskała” całe grono wiernych „niewyborców”. W tym kraju już nikt nie zagłosuje na mniejsze zło. A Jaśkowiak to jest dużo większe dobro niż ta pańciaramcia. Jaśkowiak jest jedyną nadzieją białych ludzi na drugą turę!! …..”A jeśli, co nie daj Boże, przeszedłby Jaśkowiak, to on i Schetyna będą winni decydującej klęski.”….. – Pana wróżby z fusów są tyle warte, że wskazują konieczność obrania kierunku wręcz odwrotnego. I chwała Ci Panie za to.
Czy MKB w drugiej turze kochać będą wyborcy PIS, wyborcy Konfederacji i wszyscy wyborcy PSL? – Nie. Jakie zatem faktyczne szanse ma kandydat PO w drugiej turze? Marek Migalski powiedział, że Kosiniak miałby szansę wygrać z Dudą. Problem, że nie jest w PO. I to jest problem Polski, największa opozycyjna Partia walczy o swoją dominującą pozycję a nie o niedopuszczenie Dudy do drugiej kadencji. Szkoda, że Pan Redaktor do tego się nie ustosunkował. Nie ma nacisku na zwycięstwo, jest nacisk, żeby to było zwycięstwo kandydata PO, który może z Dudą nie wygrać. Chcemy się odpisić czy chcemy, żeby platforma nie przegrała? Tego nie da się na starcie połączyć. Ja się na to nie godzę, Platforma, zostawiający Ewę Kopacz w roli premiera D. Tusk, a teraz G. Schetyna nikogo już nie przekonują, Poziom 27 % w pierwszej a w drugiej turze 40% murowane a dalej powraca pytanie czy PO czy Polska?
Jak czytam,że ma być utworzony sztab wyborczy przez PO,to obstawiam przegraną. Prowadzeniem kampanii powinni zajmować się niezależni specjaliści. Partia (koalicja) powinna wytypować kilka nazwisk, z tych kandydatur dopiero przy zachowaniu dyskrecji może zostać wyłoniony ktoś mający największe szanse. Oceniają przeszłość,dorobek, prezencję,odporność na krytykę (haki!), potencjał medialny,rozpoznawalność,itp. Dopiero wtedy mogą zasugerować kandydata/kandydatkę. W drugim etapie rozpoczyna się „doskonalenie”, ćwiczenia.treningi,testy. No i kosztowna kampania medialna. Prawybory to jakieś jaja. Czy to ma być prezydent partii, czy państwa? Współczesne wybory,nie tylko u nas, to plebiscyt skrzyżowany z „Mam talent”. Dobrze to zrobili „ludzie od Dudy” robiąc z nikomu nieznanego urzędnika prezydenta. Antykampania Komorowskiego,Kopacz niczego nie nauczyły.No,ale koniak i cygara i tak czekają.
Stan opinii na 26 listopada, bardzo ciekawy — i chyba po myśli Ernesta:
W II turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda uzyskałby 53 proc. głosów, a Małgorzata Kidawa-Błońska – 47 proc. – wynika z sondażu Instytutu Badań Pollster na zlecenie „Super Expressu”. Jeśli kandydatem KO zostałby Jacek Jaśkowiak, w II turze zdobyłby 44 proc., a urzędujący prezydent – 56 proc.
Więcej:
W zasadzie zarówno MKB jak i Jaśkowiak są bardzo blisko Dudy zważywszy, że jeszcze nawet nie wiadomo które z nich będzie kandydowało. Teraz wszystko w rękach decyzyjnych stosownych ciał statutowych PO.
No, proszę!
Polecam lekturę p. Pęgowskiego – poniżej.
Od 2015 PIS rządzi dzięki partyjnemu egoizmowi i indolencji demokratycznej opozycji. Te 2-3 miejsca w Senacie, to jak ślepej kurze ziarno czy kulawemu psu pojebać.
Zgadza się Panie Erneście PIS rządzi dzięki głównie egoizmowi platformy, liczy się partia a nie Polska. Pan się zdał, że nie ma innej drogi jak przez PO ale to nie przekonuje, bo PO jest od kilku lat marna. Cała energia podporządkowana na utrzymanie 27%, koszenie wokół co się da ale plan się nie udał, już odpuszczenie Lewicy skutkuje osłabieniem monopolu PO. Ludzie to widzą i się nie garną. Działania obiektywnie na rzecz państwa a nie partykularyzm lidera i jego grupki mogą zostać docenione. Tylko to jest drogą do poprawy notowań. A takie wymuszanie poparcia tymi samymi łapami i bez szlachetnych pobudek nic nie dadzą ponad 40% w drugiej turze do której się dołączą zniesmaczeni, którym nie wszystko jedno. Ci, którym wszystko jedno, się nie dołączą. Najprawdopodobniej się wyłączą przy takiej partii. Nie zawierzą takiej partii.Czy kiedyś to do Państwa dotrze? Nie szuka się kandydata wspólnego a partyjnego. Jeśli koalicja nazwała się europejską i zjednoczyła L i PSL, to bez takich wspólnych działań możemy zapomnieć o sukcesie. Wspólny kandydat mający największe szanse a nie partyjny, który wygra I rundę i stanie przed tym partyjnym murem 40%. A sondaże są ku pokrzepieniu działaczy partyjnych i piszących często dla nich dziennikarzy. Kto za nie płaci, ten ustala pytania i wymaga.
Na pewno lepszą metodą na wyłanianie kandydata na prezydenta byłaby konwencja wyłonienia najlepszego przedstawiciela spośród wszystkich kandydatów opozycji, a nie wewnętrzne wybory partyjne. To co się teraz dzieje trąci arogancją Platformy i nie ma przełożenia na inne partie. Tylko wskazuje na partyjne uwikłanie obecnych kandydatów prezydenckich…