25.11.2019
Czytelnicy „National Catholic Reporter” dobrze znają teologicznie pogłębione teksty, dzięki którym można aktualne problemy Kościoła katolickiego zobaczyć w szerszej historycznej i właśnie teologicznej perspektywie. Pozwalają nabrać dystansu do nazbyt obciążonych doraźnymi medialnymi emocjami enuncjacji dziennikarzy, którym bardziej zależy na błyskotliwym komentarzu niż uchwyceniu istoty problemu.
Do takich tekstów należą niewątpliwie eseje znanego amerykańskiego franciszkanina, autora wielu książek teologicznych, Daniela P. Horana. Do książek, a właściwie jednej z nich, która właśnie ujrzała światło dzienne przejdę za chwilę. Tymczasem tytułem wprowadzenia przybliżę dwa teksty ze wspomnianego pisma liberalnych katolików amerykańskich.
Otóż właśnie na łamach „National Catholic Reporter”, już kilka dni po zakończeniu synodu dla Amazonii 30 października w artykule „Święty John Henry Newman zaaprobowałby końcowy dokument synodalny” Horan przypomniał dwa bodajże najważniejsze teksty brytyjskiego świętego. Dla porządku przypomnijmy, że Newman został kanonizowany przez papieża Franciszka w czasie trwania synodu 13 października 2019 roku. Otóż chodzi o dwa eseje, jeden poświęcony rozwojowi doktryny chrześcijańskiej z 1878 roku i drugi na tema konieczności konsultowania wiernych również w sprawie doktryny z 1859 roku.
Jak wiadomo Newman jako konwertyta z anglikanizmu był traktowany przez anglikanów jako zdrajca a przez katolików jako podejrzany neofita. Tymczasem dzięki swoim głębokim studiom historycznym potrafił uchwycić najgłębszy sens katolicyzmu jako wyznania, które w pierwszych wiekach nie tylko rozwijało się w stałym dialogu z innymi religiami i kulturami, ale również dzięki wsłuchiwaniu się w nastroje wspólnot wierzących (sensus fidelium). To właśnie te dwa wymiary zapewniły chrześcijaństwu spektakularny rozwój i bezprzykładny sukces. Jednocześnie odejście od nich sprawiły, że katolicyzm (i każde inne wyznanie chrześcijańskie) kostniało i traciło żywotność.
Dwa tygodnie później, 13 listopada, na tych samych łamach opublikował kolejny tekst związany z tym samym wydarzeniem: „Synodalność to nie jest tylko opcja, ale to jedyna droga bycia Kościołem”. Tutaj z kolei przypomniał, że istotą katolicyzmu jest wrażliwość na zmieniające się okoliczności i umiejętność odkrycia elementów zgodnych z nauczaniem Jezusa z Nazaretu.
Horan zwraca też uwagę, na lekceważące głosy, jakie się pojawiły w USA ze strony białych katolików wobec postanowień Synodu dla Amazonii (nawiasem mówiąc jako żywo przypominają podobne głosy w Polsce). Jego zdaniem są one objawem nie tylko ignorancji, ale nawet rasizmu. Poza tym przypomina rasistowsko myślącym białym fundamentalistom katolickim: to właśnie lekceważeni przez nich katolicy hiszpańskojęzyczni byli na terenie dzisiejszych USA jeszcze przed emigrantami z krajów anglosaskich.
Dodaje też rzecz, która nie wszystkim biskupom się spodoba, że to lokalne Kościoły decydują o żywotności katolicyzmu, a nie konferencje episkopatów czy Kuria Rzymska. Owszem Kościół katolicki nie jest demokracją, ale strukturą hierarchiczną, niemniej jednak o jego specyfice decyduje wspólnota eklezjalna, czyli właśnie łączność ze wspólnotami lokalnymi i wrażliwość na ich potrzeby. Krótko mówiąc, zdaniem Horana synodalność nie jest tylko możliwością, którą należy odkryć na nowo, ale jest w istocie jedyną autentyczną drogą bycia Kościołem. A cały Kościół w USA zrobiłby dobrze, gdyby przyswoił sobie lekcję Kościołów latynoskich, które od lat praktykują właśnie synodalność.
Jednak to dopiero lektura książek ojca Daniela Horana daje wgląd w źródła teologiczne i filozoficzne, z których czerpie swoje spojrzenie na dzisiejszy katolicyzm. Podaję w polskim tłumaczeniu tytuły trzech najważniejszych pozycji, a dla zainteresowanych również tytuły angielskie z rokiem i miejscem wydania. Może znajdą się zainteresowani przełożeniem ich na język polski.
Postmodernism i jednoznaczność. Krytyczne spojrzenie na radykalną ortodoksję i Jana Dunsa Szkota (Postmodernity and Univocity: A Critical Account of Radical Orthodoxy and John Duns Scotus. Minneapolis: Fortress Press. 2014).
W tej książce Horan rozprawia się z nader wpływowym myślicielem brytyjskim Johnem Milibankiem, twórcą tzw. radykalnej ortodoksji, który wszelkie zło współczesnej teologii łączy z myślą Jana Dunsa Szkota. Horan nie tylko przekonująco dyskredytuje wywody Milibanka, ale wskazuje przede wszystkim na jego błędne odczytanie myśli Szkota.
Cztery lata pózniej opublikowana książka
Wszystkie stworzenia Boga. Teologia stworzenia (All God’s Creatures: A Theology of Creation. Lanham: Lexington Books/Fortress Academic. 2018)
jest przede wszystkim polemiką z tradycyjnym spojrzeniem na stworzenie, w którym człowiek był przeświadczony, że cały świat jest mu podporządkowany i może nim się posługiwać do własnych celów (tzw. model podporządkowania) i propozycją nowego spojrzenia, w którym dominuje świadomość wspólnoty z całym stworzeniem.
Nie trzeba dodawać, że to nowe postkolonialne i ekologiczne myślenie jest głęboko zakorzenione zarówno w Biblii, jak i w tradycji chrześcijańskiego, która do tej pory było zwyczajnie „zapomniana”. Dopiero papież Franciszek uczynił ją programem swojego pontyfikatu.
Wreszcie trzecia książka, na której chciałbym się skupić to
Katolickość i rodząca się osobowość (Catholicity and Emerging Personhood: A Contemporary Theological Anthropology New York: Orbis Books, 2019).
Można powiedzieć, że to najnowsze, ale z pewnością nie ostatnie słowo franciszkańskiego teologa (ma dopiero 36 lat, ur. w 1983 roku), który dotychczasowe intuicje na pewno rozwinie i pogłębi. Jestem też przekonany, że spotkają się z radykalną krytyką, zwłaszcza religijnych konserwatystów, dla których teologia Horana stanowi w wielu wymiarach zerwanie z esencjonalistycznym myśleniem. Nie muszę dodawać, że było ono nie tylko dominujące, ale również obowiązujące przez wiele stuleci w Kościele katolickim.
Zacznę od uwagi ogólnej. Lektura Katolickości i rodzącej się osobowości była dla mnie prawdziwą ucztą intelektualną, chwilami wręcz duchowym olśnieniem. W dużym stopniu zapewne dlatego, że wiele z zaproponowanych w niej interpretacji teologicznych już od dziesiątków lat stały się moim sposobem przeżywania świata.
Nie miałem jednak świadomości, że są one tak głęboko zakorzenione w tradycji katolickiej, a zwłaszcza w myśli Jana Dunsa Szkota (1266-1308). Owszem z filozofią „doktora subtelnego”, jak zasadnie był nazywany Duns Szkot, zetknąłem się przy okazji poezji jezuity Gerarda Manleya Hopkinsa (1844-1889), a zwłaszcza jej interpretacji przez innego jezuitę Waltera Onga (1912-2003). Wiedziałem również, iż pojęcie haecceitas (termin właściwie nieprzetłumaczalny, a oznaczający jedyność i niepowtarzalność każdej jednostki, nie tylko człowieka zresztą) jest kluczowe dla jego filozofii, podobnie jak i dla odwołującego się doń poezji Hopkinsa, nie miałem jednak świadomości, że może być tak skutecznym narzędziem rozprawy z systemem Tomasza z Akwinu.
Ten ostatni nie tylko zdominował teologię katolicką przez ostatnie stulecia, ale stał się swoistym taranem, niszczącym inne sposoby rozumienia chrześcijaństwa. Nie muszę dodawać, że to właśnie ideologia tomistyczna i neotomistyczna była w dużym stopniu odpowiedzialna za mnożenie heretyków i herezji, które były bezwzględnie zwalczane przez oddanych jej bez reszty „papieskich urzędników”.
Łatwo też sobie wyobrazić jak inaczej mogłyby wyglądać dzieje katolicyzmu bez spalenia na stosie Jana Husa w 1415 roku, ekskomunikowania Marcina Lutra w 1520 roku, nie wspominając już o prawdziwej histerii antymodernistycznej rozpoczętej przez papieża Piusa IX w 1864 roku ogłoszeniem zbioru błędów (Syllabus errorum), która do dzisiaj nie opuściła wielu „prawdziwych katolików”. Dopiero w tym kontekście widać radykalizm propozycji Daniela Horana, który nie tylko proponuje nowe podejście do rzeczywistości, ale przekonująco pokazuje, że jest ona jedynie słuszne.
Oczywiście w tym krótkim omówieniu nie jestem w stanie wyczerpać bogactwa wątków poruszonych w Katolickości i rodzącej się osobowości. Wskażę więc na te wymiary książki, które moim zdaniem mogą wpłynąć na nowy sposób postrzegania katolicyzmu.
Oczywiście nie chodzi o to by teraz wszyscy zaczęli używać pojęć wywiedzonych z filozofii i teologii Dunsa Szkoda. Dobrze jednak wiedzieć, że istnieje alternatywa dla sztywnego dogmatycznego myślenia, które przez wielu (i to zarówno przez samych katolików, jak i przez przeciwników katolicyzmu) jest uważane za jedynie obowiązujące i gwarantujące przynależność do wspólnoty ortodoksów. Otóż tak nie jest, a dobrze rozumiana zasada haecceitas sprawia, że rzeczywistość jawi się jako zbiór jedynych i niesprowadzalnych do niczego jednostek.
By zdać sobie z wszystkich implikacji tej nowej zasady rozumienia teologii, Horan wprowadza odmienną hermeneutykę katolickości. Odwołuje się przy tym do zupełnie zapomnianego artykułu Waltera Onga na temat właściwego rozumienia katolickości, które nie wyklucza, ale obejmuje całość. Oznacza to również nowe rozumienie teologii stworzenia (temat wspomnianej wcześniej książki Wszystkie stworzenia Boga).
Jednak, co ważniejsze haecceitas pozwala również w nowym świetle zobaczyć teorię ewolucji, która nie tylko nie jest w konflikcie z teologią, ale pozwala ją właściwie rozwijać. Tak więc nauka nie tylko nie jest dla teologii zagrożeniem, ale wprost przeciwnie, jest szansą i możliwością głębszego rozumienia zamysłu Boga wobec całego stworzenia.
Dla wielu czytelników największym zaskoczeniem będzie zapewne druga część książki, gdzie mowa jest o tak bardzo nacechowanych emocjami problemach, jak grzech, łaska, obraz Boga (imago Dei), gender, osoby LGBT, a zwłaszcza osoby transgenderowe.
Okazuje się, że w nowym ujęciu, uwzględniającym właśnie haecceitas, czyli niepowtarzalność każdej osoby, zmiana płci jest nie tylko możliwa, ale wręcz zgodna z zamysłem Boga, który kocha każdego człowieka i nie ma nic przeciw by zmienił płeć, jeśli to odpowiada jego niepowtarzalnej i jedynej w swoim rodzaju istocie.
Ciekawe, że w polskim wydaniu Wikipedii nie odnotowano nawet problemów związanych z gender dysphoria (zakłócenie tożsamości płciowej). Trudno się więc dziwić, że dla teologów polskich jest to temat tabu w najlepszym wypadku, a zwykle jest traktowany jako fanaberia i brak zgody na zamysł Boga. Oczywiście nie jest tak tylko w polskim katolicyzmie, jest to myślenie dominujące wśród konserwatywnych teologów.
Jednak jest sprawą znaczącą, że papież Franciszek mianował już w 2014 roku amerykańskiego jezuitę Kevin FriztGerard na członka Papieskiej Rady ds. Kultury, który w omawianej książce jest cytowany jako ekspert od spraw związanych z osobami transgenderowymi.
Dla mnie osobiście dodatkowym urokiem związanym z lekturą Katolickości i rodzącej się osobowości były niezwykle istotne przypisy i nazwiska teologów i teolożek, na które powołuję się Daniel Horan. Wiele z nich było mi dobrze znane (Pierre Teilhard de Chardin, Karl Rahner, Roger Haidt, Elisabeth Johnson), ale pojawiła się też plejada nowych, zupełnie mi nieznanych wcześniej, jak koreański teolog Andrew Sung Park i jego rozumienie grzechu (koreańskie pojęcie han) czy wspomniany jezuita z Georgetown University Kevin FriztGerard, który pokazuje zgodność operacji zmieniających płeć z katolicyzmem. Takich odkryć jest znacznie więcej, można ich dokonać tylko dzięki lekturze całości.
W moim przekonaniu książka powinna trafić przede wszystkim do polskich seminarium duchownych i powinna wpłynąć na polską teologię, by pozbawić ją głęboko zakorzenionej nieufności wobec wszystkiego, co nie wpisuje się w ideologiczny model tradycyjnej doktryny opartej na ideologii tomistycznej.