Sławek: Pasjonująca książka o Jarosławie Kaczyńskim23 min czytania


13.12.2024

Przystępując do prezentacji książki Roberta Krasowskiego – Klucz do Kaczyńskiego[1] – stanąłem przed trudnym zadaniem. Z jednej strony zamierzam rekomendować książkę, której wysłuchałem i przeczytałem[2]. Z drugiej, mimo uznania dla nowatorskiej i odkrywczej formuły opisu rzeczywistości przedstawionej w pracy, radykalnie się z niektórymi jej tezami i twierdzeniami nie zgadzam. Brak zgody z autorem nie umniejsza znaczenia jego dzieła i doniosłości sformułowanych ocen i wniosków. Przeciwnie – książka stanowi inspirację w procesie myślenia, wnioskowania i dokonywania ocen 35-ciolecia III Rzeczypospolitej Polskiej.

Przedstawiam treść książki, nie formułując własnych opinii, uciekając się, gdzie to tylko możliwe, do wykorzystania cytatów. Trzeba podkreślić, że praca jest „gęsta” intelektualnie, porusza wiele problemów w różnych przekrojach. Przedstawienie jej treści w recenzji, także przez dobór cytatów, może nie być reprezentatywne dla wrażenia z lektury całości. Dlatego warto książkę przeczytać lub wysłuchać od początku do końca.

Na pracę składają się przedmowa, pięć rozdziałów z podrozdziałami, oraz posłowie[3]

Autor tak zapowiada przedmiot rozważań: „To nie jest biografia Kaczyńskiego, to próba wyjaśnienia zjawiska. Interesuje nas splot okoliczności, który sprawił, że polityk, który pojawił się w 1989 roku, stał się tym Kaczyńskim, jakiego znamy. Co nadało impet jego karierze? Czym się różnił od innych polityków? Ile w Kaczyńskim jest jego cech własnych, a ile świata, z którego się wywodzi? No i co to za świat, który wykuł jego talenty i jego słabości? Druga grupa pytań dotyczy sytuacji, w których Kaczyński zdobywał władzę. Co robił wtedy? Co robił z władzą człowiek, który przez trzydzieści lat głosił, że Polska jest na skraju upadku i tylko błyskawiczna interwencja może ją uratować? Co robił, gdy dostawał szanse niesienia ratunku? Wreszcie sprawa najważniejsza, pytanie o rolę Kaczyńskiego w historii. Bez wątpienia stał się centralną postacią III RP. Przez dwie dekady polityka kręciła się wokół jego osoby. Czy były to lata politycznie udane? Czy Polacy coś mu zawdzięczają, czy też rozpalił ich emocje, nie dając nic w zamian?” Książka jest skierowana do: „…do czytelnika, który dużo o Kaczyńskim wie i którego ciekawią ostateczne wnioski: co o nim myśleć, jak go rozumieć, jakimi słowami podsumować jego dobiegającą końca karierę.”

„Co do tytułu. Autor nie twierdzi, że znalazł klucz do Kaczyńskiego, ale że klucza szukał, że podjął takie wyzwanie. Co też powinno być wyzwaniem dla recenzentów tej książki. Jeśli ten klucz was nie przekonuje, nie poprzestawajcie na krytyce, ale pokażcie własny, lepszy. Ale klucz prawdziwy, a nie serie impresji. Póki co ambicji zrozumienia Kaczyńskiego w polskiej debacie nie widać. Królują uogólnienia, doraźne i pospieszne, oraz cząstkowe krytyki i cząstkowe pochwały.”

W rozdziale pierwszym „Portret Kaczyńskiego” Krasowski przedstawia tę postać przez omówienie czterech cech, które jego zdaniem różnią Kaczyńskiego od konkurentów politycznych. Składają się na nie: niechęć do władzy – Kaczyński nigdy nie chciał rządzić, chciał być zapleczem politycznym i głównym doradcą Lecha Kaczyńskiego, aż do śmierci tego ostatniego w 2010 roku. Drugą cechą była miłość do partii – Jarosław marzył o własnej partii i dwukrotnie takie stworzył. Najpierw Porozumienie Centrum, a potem Prawo i Sprawiedliwość. Obydwie w różnym czasie i okolicznościach nosiły charakter prywatnych partii JK. Trzecią z cech odróżniających, nazwaną przez autora: „wojna jako metoda” była nieustająca skłonność „…do rozwiązań siłowych, zarówno w słowach, jak i w czynach. Zawsze uderzał mocniej niż przeciwnik, szybciej i bardziej zaciekle, zawsze przekraczał dopuszczalną w danej epoce normę agresji. Lubił się bić, lubił przeciwnika skopać, lubił go poniżyć.” Ostatnia z cech Kaczyńskiego na tle konkurentów określa go jako „lidera opinii”. Wojna o duchowe przywództwo JK obecna była od początku jego pojawienia się w polskiej polityce w 1989 r. i taka pozostała do dzisiaj. Kaczyński formułował wiele analiz i diagnoz, które przez jego zwolenników uważane były za trafne, odkrywcze i dobrze definiujące stan spraw w Polsce. Wszystkie 4 cechy autor szeroko omawia na tle wydarzeń historycznych od 1989 r. do współczesności.

W rozdziale II sportretował świat widziany oczyma Kaczyńskiego. Punktem wyjścia jest w oczach prezesa „prymat inteligencji”, która jako warstwa społeczna rozwinęła się w Polsce w XIX wieku i przeniosła wartości narodowe i społeczne przez okres zaborów, II RP, II WŚ i okupację, epokę komunizmu 10944-1989 do dziś. Dominację inteligencji nad życiem politycznym w Polsce autor odnotowuje na przestrzeni dziesięcioleci i powołując się na autorytety twierdzi, że trwa ona nadal. Kaczyński od początku swojej kariery zabiegał o poparcie inteligencji. Z różnym skutkiem. Walczył o jej poparcie aż do wyborów w 2005 r. Po wygranych wyborach w 2005 roku na skutek działań Lecha i Jarosława zaczęła się „wielka inteligencka wojna na górze” w wyniku której, po dwóch latach rządów JK wybory przegrał – został zdeptany, w co sam wierzył, przez „metapolityczną” elitę liberalną, skutecznie na to pracując razem ze swoim bratem. Okres 2007 – 2023 Krasowski opisuje jako wielką smutę, w której dwa zwalczające się obozy – liberalnej inteligencji oraz inteligencji prawicowej walczyły ze sobą w sposób bezpardonowy i nienawistny, a JK obok Donalda Tuska odgrywał w tym procesie kluczową rolę.

Analizę destrukcji systemu politycznego III RP przez Kaczyńskiego i PiS w okresie 2015-2023 kończy zaskakującą puentą: „Po głębszym zastanowieniu zagadką jest nie to, czemu Kaczyński pogwałcił tak wiele reguł, ale czemu pogwałcił tak mało.”

W rozdziale III opisany jest „czas pisowskiego triumfu”, czyli lata 2015-2023. Zastanawia się dlaczego „zgwałcił” nie państwo, jak pisze, ale elity liberalne. Kolejne ciosy zadał prawnikom KRS, TK i Sądowi Najwyższemu, następnie uderzył w media, oraz we wszystkie inne instytucje gdzie brutalnie, ręcznie wymieniał elity na „nową elitę”, złożoną z ludzi typu bmw, ale swoich. Dobrze to opisuje Krasowski „Kaczyński przejął władzę w takiej logice, w jakiej przejmuje się państwo po wrogim reżimie. Ale nie w wersji łagodnej, różowej, tylko w wersji stanowczej. Nie zgodził się na grubą kreskę, nie zgodził na weryfikację kadr, ale wyrzucał wszystkich po kolei.”

Autor zarzuca ówczesnej opozycji, że źle oceniła działanie Kaczyńskiego: „Główny błąd polegał na fałszywym schemacie poznawczym, na rzekomym autorytaryzmie. Była mowa o tym, że polska inteligencja stawia katastroficzne diagnozy, bo to jej jedyny aparat analityczny. Wszędzie szuka ostatecznej katastrofy – śmierci demokracji albo utraty niepodległości. Widząc, że Kaczyński robi złe rzeczy, zamiast opisać realne zło, opisała nierealny zamach na demokrację. Opisała autorytarną władzę, która coraz mocniej bierze państwo i społeczeństwo pod but. A przecież było odwrotnie, jeśli w myśli politycznej szukać słowa pasującego do praktyk Kaczyńskiego, nie będzie to autorytaryzm, raczej anarchia. Kaczyński nie narzucił swojej woli państwu. Spójrzmy na jego najsławniejsze podboje: na Trybunał Konstytucyjny, na Sąd Najwyższy. To nie były instytucje zdobyte przez Kaczyńskiego, a raczej rozstrojone, wprowadzone w stan kompletnego chaosu. Z resztą państwa było podobnie. Wojowniczość Kaczyńskiego nie prowadziła do brania państwa pod but, przeciwnie, ona państwo anarchizowała. Kaczyński rozstrajał reguły i  instytucje, aby mu nie przeszkadzały. Państwo nie stawało się coraz surowsze, ale coraz bardziej bezzębne, dziurawe, słabe. Pisowska ekipa nie zaprzęgła państwa do własnych interesów, przeciwnie, osłabiała państwo aby móc te interesy bezpiecznie prowadzić. Rzekome represje – inwigilacja polityków, ukaranie kilku sędziów, podeptanie praw kilku prywatnych osób – były ekscesem.”

Filozofię rządzenia opisuje w taki sposób: „Kaczyński dał zielone światło na skalę eksploatacji państwa, jakiej w III RP nigdy nie było. To było Wielkie Żarcie. Wszystkie problemy polityczne rozwiązywał rozdawaniem posad i pieniędzy, co dało efekty, po raz pierwszy w historii jego obu partii przez tak długi czas nie doszło do rozłamu. Kaczyński pozwolił, aby cały obóz ogarnęła gorączka złota. Ona partię scementowała, ona jej nadała stosowną drapieżność, ona sprawiła, że partia ciągle zasysała inteligentne kadry, dzięki czemu w politycznej sprawności, w technice walki o władzę PiS deklasował rywali. Kaczyński dał swoim ludziom nie tylko wielkie dochody, dał im również bezpieczeństwo.”

Zasługi Kaczyńskiego w całym okresie 2015-2023 tak postrzega: „Z ośmiu lat władzy Kaczyńskiego dwie sprawy nadają się na podziw, a nawet na pomnik. Pierwszą było rozpoczęcie budowy nowoczesnego państwa opiekuńczego, to było jedno z najważniejszych wydarzeń w całej historii III RP. Drugą była postawa Polski po wybuchu wojny na Ukrainie.” To drugie osiągnięcie było takie – „W sztabie wojennym, który codziennie obradował, zasiadał Kaczyński, wszystkie decyzje polskich władz albo były jego pomysłem, albo miały jego zielone światło. I były to decyzje, w których po raz pierwszy Polska tak mocno wpłynęła na wydarzenia poza jej granicami. Jako pierwsza, jeszcze przed Amerykanami, postawiła na kartę, że Ukraina nie musi przegrać wojny. Jako pierwsza przełamała tabu w kwestii dostawy ciężkiej broni. Odegrała istotną rolę w przełamywaniu bierności Europy w krytycznych tygodniach, gdy ważyły się losy Ukrainy.”

Rozdział IV. Wielkie diagnozy Kaczyńskiego.

„Kaczyński poległ, opisując polską rzeczywistość. Wszystkie jego diagnozy były chybione. W jego opowieściach było mnóstwo trafnych obserwacji cząstkowych, ale wszystkie wnioski ogólne były fałszywe. Wielki realizm szczegółu zderzył się z kompletnym irrealizmem ogółu. Do tego dochodziła całkowita asymetria wzroku, Kaczyński widział wyłącznie mechanizmy hamujące rozwój, a przegapił wszystkie mechanizmy rozwojowe, które jak wiemy, były radykalnie silniejsze. Czemu tak inteligentny człowiek pomylił się tak bardzo? Czemu widział tylko defekty, a nie widział porządkującej ręki, która pracowała silniej niż te defekty? Czemu widział dezorganizującą rękę układu, a nie widział porządkującej ręki Zachodu? Czemu nie dostrzegł najważniejszego wydarzenia epoki, czyli owczego pędu społeczeństwa ku demokracji i Zachodowi, nawet u takich grup jak postkomuniści? Mówiąc brutalnie czemu widział wszystko poza realną Polską, rozwijającą się w zawrotnym tempie? Bo wiecznie patrzył w złą stronę. Na elity. Skanował ich wąskie horyzonty, ich miałkie teorie. A nie widział rzeczy najważniejszej, że polski statek płynie w dobrą stronę. Spisywał listę wad kapitana, nie widząc potężnego prądu historii pchającego nas wiecznie we właściwym kierunku.”

„Ale również w opisie elit popełnił poważny błąd. Sprawa jest ciekawa, paradoksalna i mało znana. Pod koniec lat 90., nie mając nic do roboty, Kaczyński postanowił napisać książkę podsumowującą jego całościową diagnozę. Ukazała się ona w 2001 roku pod tytułem Uwagi o źródłach patologii życia publicznego… Kłopot w tym, że pod tą książką mógłby się pod pisać Geremek, gdyby się odważył na szczerość. Analiza wymknęła się Kaczyńskiemu spod kontroli, krytyka elit zamieniła się w ich usprawiedliwienie.”

Kurs na prawo, który obrał Kaczyński doczekał się w książce takiej relacji: „Po wojnie z elitami w 2006 roku doszło do wielkiego zwrotu ideowego, prezes przeszedł na twardo prawicowe pozycje. Kiedyś miał pretensję, że „Gazeta” nieodpowiedzialnie gra tożsamościami, że niszczy resztki wartości obecnych w polskim społeczeństwie. Teraz sam zaczął grę bardziej nieodpowiedzialną, zaczął tymi resztkami grać. Podpalał je, wyostrzał, a przede wszystkim prymitywizował. Katolicyzm wspierał w wersji Radia Maryja, konserwatyzm w duchu przedwojennej parafii, patriotyzm w wersji endeckiej. Nie była to reakcja na złe cechy ludu, ale raczej próba aktywowania w nim tego, co było echem złej przeszłości.”

„Ostentacyjne przejście na pozycję ojca Rydzyka było dopiero początkiem, potem były opowieści o smoleńskim zamachu, o polskim premierze, który z rosyjskim carem zabił polskiego prezydenta, o Polsce jako rosyjsko-niemieckim kondominium, o Berlinie, który wobec Polski kontynuuje misję Bismarcka i Hitlera, czyli odebranie suwerenności, odebranie tożsamości i zmuszenie do niewolniczej pracy. O Brukseli, która chce zmienić Polskę w Sodomę. Były w tym intencje, o których wcześniej była już mowa, czyli obrona swojej pozycji w partii, łowienie skrajnego elektoratu, aktywizowanie postaw radykalnych. Ale było coś więcej, Kaczyński tworzył wizję kolejnej wielkiej katastrofy, jaka zbiera się nad Polską. Kolejnego układu, tym razem międzynarodowego. Aksamitnych rozbiorów Polski, których głównym reżyserem są Niemcy, a potulnym wykonawcą polskie, inteligenckie elity. Archaiczna prawicowość, sięgnięcie po wzory polskości z Trylogii to sposób, aby uświadomić Polaków oraz zmobilizować ich do oporu. Wywołać w nich wstrząs, moralną rewolucję. Kaczyński poszedł w prymitywną, prawicową ludowość, bo uznał, że tylko z takich pozycji może stawić czoła dekadenckiej inteligencji, która woli się wyzwolić z polskości, niż się o nią zatroszczyć.”

„Przeskok do diagnozy, że Polakom grozi utrata tożsamości narodowej, nie miał żadnego uzasadnienia. Dlaczego naród, który przeżył wielkie nieszczęścia XIX i XX wieku, ma się raptem rozpuścić? Jaki inny naród się rozpuścił w Unii? Nawet liberalna inteligencja nie uważa Polaków za aż tak „marną wspólnotę”. Kaczyński postrzegał siebie jako tropiciela inteligenckich obsesji. Kłopot w tym, że każda jego diagnoza była zwielokrotnieniem inteligenckich obsesji.”

Ostatni, V rozdział zatytułowany „Kwestia inteligencji. Klucz do Kaczyńskiego”, stanowi próbę odpowiedzi na tytułowe pytanie – o tenże klucz.

„Kaczyński przez całe życie tropił wady inteligencji, słusznie wyczuwając, że tam się kryją problemy polskiej polityki. Ale nie zdołał ich prawidłowo opisać, był fragmentem grupy, którą diagnozował, nie potrafił spojrzeć na nią z góry, nie potrafił wyrwać się z jej pojęć, z jej emocji. Czuł, że popełnia ona kardynalne błędy, ale nie potrafił tego wyrazić. Parł w dobrym kierunku, jego podstawowe przekonanie, że inteligencja pełni w polskiej polityce rolę dominującą, było słuszne. Podobnie jak przekonanie, że wady klasy dominującej stały się wadami całej polityki.”

„Kaczyński celnie punktował błędy inteligencji, ale jako jej generalny diagnosta był niewiarygodny. Już w latach 90-tych uosabiał najgorsze wady inteligencji, czyli niepodrabialny rys inteligenckiego szaleństwa, który w tamtym pokoleniu symbolizowali Kaczyński i Michnik. Na każdym etapie historii III RP Kaczyński zderzał się z absurdalnymi poglądami rywala. Że nie można pokonanej komunistycznej partii odebrać władzy i  majątku, bo to polityczna zemsta i wołanie o krew. W istocie, trudno wymyślić coś równie niedorzecznego. Potem mówił, że Polska jest na krawędzi wojny domowej. Potem, że jest o krok od dyktatury. Ale w odpowiedzi na te niedorzeczności Kaczyński mówił rzeczy jeszcze bardziej niedorzeczne: że Polska nie jest Polską, że demokracja nie jest demokracją, że suwerenność nie jest suwerennością. Nie było roku, żeby nie wytropił kolejnych agentów, kolejnych spisków, kolejnych układów. A prawicowa inteligencja mu wtórowała.”

W części „Grzech największy. Odmowa abdykacji” autor przeprowadza wywód dotyczący szkodliwości inteligencji etosowej i niedopuszczenia przez nią do głosu, po roku 2000, nowej warstwy – nowoczesnej elity wiedzy o państwie i gospodarce będącej owocem normalności, ukształtowanej przez normalność.

„I właśnie wtedy ujawniło się ciekawe zjawisko, nowe elity nie zostały dopuszczone do debaty publicznej. Ani po stronie lewej, ani w centrum, ani po prawej. Etosowi inteligenci nadal występowali w mediach w roli wyłącznych znawców nowoczesności, przez dekadę nauczyli się kilku sloganów i nie mieli zamiaru oddawać pozycji publicznych autorytetów. … Symbioza etosowych elit oraz mediów sprawiła, że zablokowano w Polsce narodziny merytokracji. Czołowi eksperci w strategicznych dziedzinach – a jest to grupa coraz większa, a jej wiedza coraz bardziej imponująca – do dziś pozostają postaciami publicznie mało znanymi, przez co nie mogą oddziaływać ani na władzę, ani na społeczeństwo. Kiedy Kaczyński nazwał panujące w Polsce elity etosowe „łże-elitami”, wypowiedział całkiem trafną diagnozę, choć zbyt gniewnymi słowami.”

Krasowski tak opisuje inteligencką rewoltę. „Polityczna kariera Kaczyńskiego była kulminacją politycznej siły inteligencji. Oraz jej egoizmu, skupienia się wyłącznie na sobie, na swoich obsesjach, na swoich interesach, na swojej pozycji. Ta grupa społeczna nie ma umiaru, ma poczucie, że może robić z Polską, czego zapragnie. Dojście Kaczyńskiego do władzy w 2005 roku było inteligencką rewoltą przeciw inteligenckiemu salonowi, na co salon zareagował inteligencką kontrrewoltą. Od tej pory obie strony biją się nieprzytomnie. Kaczyński poddaje rzeczywistość wściekłej krytyce, która nie ma nic wspólnego z populistyczną logiką buntu mas. To jest bunt elit, prawicowa inteligencja krytykuje III RP nie za krzywdy, jakich doświadczały masy, ale za lekceważenie, jakiego ona sama doznała ze strony liberalnego salonu. Podobnie jest z liberalną inteligencją, największe zbrodnie Kaczyńskiego to te, które wyrządził liberalnym prawnikom i  liberalnym dziennikarzom. Obie strony myślą wyłącznie o swoim wąskim światku. Zaskakujące w ich wojnie jest to, że obie strony zamiast się wzajemnie wykrwawić, kumulują swoją potęgę. Im bardziej Kaczyński zwalcza salon, tym silniejszy salon się staje, im mocniej salon bije w Kaczyńskiego, tym łatwiej i szybciej ten zmierza do władzy.”

„Nie patologie III RP uczyniły Kaczyńskiego najważniejszym politykiem epoki, ale patologie inteligenckiego myślenia o polityce. Katastrofy, które od trzydziestu lat wieszczą na zmianę salon oraz anty salon, nie są stanem Polski, ale stanem inteligenckiego umysłu. Nie było układu, nie było Rywinlandu, nie było faszyzmu, nie było upadku demokracji. Były tylko szalone kasandry, które wprowadziły Polskę w stan, który Max Weber nazywał „jałowym podnieceniem”. Najgorszą z tych kasandr był Jarosław Kaczyński. Przez całe życie tropił fałszywe schematy myślowe polskiej inteligencji, a po drodze sam ich stworzył najwięcej. Ignorancję leczył szaleństwem. Był wybitnym politykiem, jeśli chodzi o warsztat, miał świetny słuch społeczny, miał odwagę, zimną krew. Gdyby potrafił wybrać, czy chce być politykiem, czy liderem opinii, nie byłoby problemu. Jako lider opinii byłby kolejnym fałszywym prorokiem, jakich w Polsce bez liku. Jako polityk byłby największym killerem, większym od Millera, co jest potrzebne, podeptałby kilka pozornych świętości, których w polskiej polityce nadal jest zbyt wiele. Kłopot w tym, że on chciał być i jednym, i  drugim. Przez co siał zamęt i w polityce i w umysłach. Osobno jako polityk, osobno jako intelektualista potrafił budzić uznanie. Ale połączenie tych dwóch natur w jednej postaci stworzyło mieszankę, która gwałciła i państwo i rozum.”

„W 2007 roku rzeczywistość przemówiła do Kaczyńskiego głośno i kategorycznie: nie ma żadnego układu, twoja wizja była bez sensu, uspokój się. Kaczyński nawet nie usłyszał, nadal dowodził, że układ istnieje, nadal podpalał nastroje, nadal deptał instytucje. To był festiwal pychy inteligenckiego rozumu. Ale nie tylko jednostkowej pychy samego Kaczyńskiego, ale całej prawicowej inteligencji. Prawicowa inteligencja to osobliwa formacja, jeszcze bardziej oderwana niż liberalna i jeszcze bardziej szkodliwa. Liberalna inteligencja przez lata przeszkadzała polityce swoimi uprzedzeniami, prawicowa inteligencja nie dość, że przyszła z dłuższą listą uprzedzeń, to sprawiła, że główny nurt polityki stał się narzędziem zemsty na inteligenckim rywalu. Już od końca lat 90 widać było wyraźnie, że prawicowa inteligencja nie jest odpowiedzią na wady liberalnego salonu, ale gorszą wersją salonu. Sukcesy Kaczyńskiego to potwierdziły. Liberalna inteligencja wie przynajmniej, w co wierzy: w Zachód, w jego postęp materialny i moralny. Natomiast prawicowa popadła w nienawiść wobec własnej epoki. Trawi ją ta sama gorączka co lewicowe pokolenie 1968 roku. Jałowa pretensja do współczesnego świata, do demokracji, która nie jest prawdziwa, do gospodarki, która nie jest sprawiedliwa, do obyczajów, które są zakłamane, do kultury, która jest nieautentyczna, do Zachodu, który jest trywialny. Pomysłów na Polskę nie mają żadnych, chcą mordować salon, nic więcej. Mówią, że pilnują Polski, ale to nieprawda, oddają się jałowej krytyce epoki, obnoszą się ze swoją pogardą do świata. Dawniej tacy ludzie zamykali się w domach, aby w gronie przyjaciół uciec od epoki, którą uznali za czas marny. Ci pragną poklasku, biegają po mieście, zatrzymują naiwnych i udają, że mają dla nich ofertę. Nie ma w nich ambicji, a wyłącznie lęki.”

„Gdyby nie posiadany przez nich wpływ na politykę, w inteligencji prawicowej, jak również w liberalnej, nie znaleźlibyśmy niczego demonicznego. Ot, ekscentryczne grupy, które pielęgnują swoją wyjątkowość, żyją własnym życiem, słabo rozumiejąc współczesny świat. Obie grupy przypominają polski Kościół, są reliktem dawno minionej epoki. Jest dla nich miejsce w nowoczesnym społeczeństwie, ale na marginesie, tymczasem oni wszyscy nadal chcą iść na przedzie.”

Ostatni podrozdział, zatytułowany „Wielcy Obywatele” to metafora Polski jako pociągu. Autor tak ją charakteryzuje. „Po 1989 roku doszło do zderzenia dwóch czasów, dwóch epok. Do szybko modernizującego się społeczeństwa doczepiony był staroświecki wagonik, salonka z ubiegłego wieku. Kłopot był w tym, że pasażerowie salonki czuli się motorniczymi, choć niczego nie rozumieli z tego, co się działo dokoła. Nie potrafili się skupić na podróży, tylko na wiecznych kłótniach we własnym gronie. W trakcie tych kłótni raz wygrywał Michnik, raz Kaczyński, czasem jeszcze inni, co nie zmienia faktu, że wartość ich zwycięstwa kończyła się na granicach salonki. Na temat całego pociągu, jak też celu podróży, nie mieli nic do powiedzenia. Niełatwo było to dostrzec, bo media, czyli źródło wiedzy o tym, co się dzieje w pociągu, opisują wszystko z perspektywy salonki. Sami w niej jadą, czują się tam dobrze, nie chcą wystawić głowy za okno i spojrzeć na całość. Dla pasażerów innych wagonów oznacza to stałe kłopoty, bo optyka salonki nie opisuje ich życia.” W wagonie kolejnym z przedsiębiorcami i następnym z pracownikami panuje frustracja i złość z powodu warunków działania i perspektyw rozwoju blokowanych przez salonkę.

Ciekawy obraz zawiera relacja z wagonu dla autentycznej elity społecznej. „Mieszane nastroje panują w wagonie dla elity, ale tej prawdziwej, która nie jedzie salonką. Widzi wszystko, rozumie wszystko. Docenia, że Polska się rozwija, ale nie rozumie, czemu marnuje większość okazji, aby rozwijać się szybciej. Gdy czyta gazety, łapie się za głowę. O czym ci durnie piszą? Dzień w dzień tylko Tusk i Kaczyński. Ale najgorsze są dni, kiedy media biorą się za poważne tematy, zawsze głos oddają ekspertom z salonki, a ci są jak klony: poczciwi, naiwni, bezmyślni, mogliby się zamienić nazwiskami i specjalizacjami, nikt by nie zauważył różnicy. Powiedzą wszystko, co nie ważne, przegapią wszystko, co ważne. Najlepsze narzędzie wpływu na politykę, czyli media, jest przez nich notorycznie marnowane.”

„Bywały lata, w których wpływ salonki malał, nie zmieniało to wiele, bo inne wagony głosu nie dostawały, ale rosła w nich nadzieja, że przyszłość coś zmieni. Od dwóch dekad nadziei nie ma, salonka zdołała zagłuszyć wszystkich. Odzyskała poczucie misji, odzyskała fanatyzm dawnych zaangażowani, powróciły wściekłe media, atmosfera nie uzasadnionej wrogości i szalonych oskarżeń. Znowu skupili na sobie uwagę całego pociągu, ze stratą dla innych pasażerów. Sprawy innych, problemy innych zyskały status mniej ważnych, którymi polityka zajmie się później, kiedy salonka uratuje Polskę.”

Dobrym podsumowaniem treści książki jest przedostatni akapit: „Wracając do głównej myśli. Polska polityka może być lepsza, polskie państwo może mocniej bronić narodowych interesów, polska gospodarka może dostać lepsze warunki rozwoju, a słabsi poczuć większą ochronę. Ale warunkiem jest uspokojenie pasażerów salonki. Póki co nic tego nie zapowiada, ciągle są na wojnie, ciągle bronią Polski przed katastrofą. Kaczyński miał rację: etosowa inteligencja jest głównym problemem polskiej polityki. Zarazem Kaczyński pokazał, że etosowy inteligent może problem jedynie pogłębić.”

W posłowiu skierowanym do „wiernego czytelnika” autor przypomina inne swoje książki, które mają dać obraz polskiej polityki po 1989 r. Jakkolwiek ukazało się już sporo pozycji do całości obrazu jest jeszcze daleko.


  1. Klucz do Kaczyńskiego – wyd. Czerwone i Czarne, Warszawa 2024
  2. Książki wysłuchałem w formie audiobooka, w znakomitej interpretacji autorskiej Bartosza Głogowskiego, a potem czytałem w formacie pdf.
  3. Spis treści, Przedmowa, Rozdział I. Portret Kaczyńskiego, Niechęć do władzy, Miłość do partii, Wojna jako metoda, Lider opinii. Wojna o duchowe przywództwo, Rozdział II. Portret świata, który widzi Kaczyński, Prymat inteligencji, Początki Kaczyńskiego. Zabiegi o poparcie inteligencji, Wielka inteligencka wojna na górze, Wielka smuta, Rozdział III. Czas pisowskiego triumfu, Rozdział IV. Wielkie diagnozy Kaczyńskiego, Nieznana książka Kaczyńskiego, Kurs na prawo, Liberalna wizja świata dokoła Rozdział V. Kwestia inteligencji. Klucz do Kaczyńskiego, Grzech największy. Odmowa abdykacji, Inteligencka rewolta, Wielcy Obywatele, Posłowie do wiernego czytelnika

Sławek

Pod pseudonimem Sławek ukrywa się (na własną prośbę) polski wybitny specjalista od spraw zarządzania i ekonomii,
utytułowany pracownik naukowy uczelni wyższych oraz praktyk, zarządzający z powodzeniem kilkoma dużymi firmami.

Szczegółowe CV autora oraz inne jego dane osobowe są znane redakcji i zdeponowane w naszym archiwum.
Sławek jest stałym komentatorem naszych tekstów (od wielu lat)

 

9 komentarzy

  1. Stary outsider 14.12.2024
  2. Stanisław Obirek 15.12.2024
  3. Mr E 15.12.2024
  4. Eustachy 15.12.2024
  5. slawek 15.12.2024
  6. Mr E 16.12.2024
    • slawek 16.12.2024
  7. narciarz2 18.12.2024
    • slawek 18.12.2024