23.03.2020
Zapowiadało się całkiem obiecująco. Na wywiad opublikowany na portalu onet.pl 15 marca 2020 r.
Prof. Stanisław Obirek: polski Kościół to skamielina, która musi umrzeć [WYWIAD]
Polski katolicyzm, który nie ma nic wspólnego z religią, już dawno temu przestał być sposobem przeżywania mojej wiary. Stąd decyzja o odejściu z zakonu. Doszedłem do wniosku, że to już nie jest mój dom, a ostatnie lata tylko potwierdziły, że się nie myliłem.
zareagował dawny druh z zakonu jezuitów Henryk Dziadosz listem otwartym, który rozesłał do różnych mediów. Dwa z nich, portale wPolityce i doRzeczy list opublikowały 18 marca:
O. Henryk Dziadosz SJ odpowiada prof. Obirkowi: Dlaczego patrzysz na Kościół jedynie przez pryzmat polityki?
Drogi Staszku, Ponieważ Twój wywiad w Onecie pl z 15.03.2020 roku: polski Kościół to skamielina, która musi umrzeć , ukazał się publicznie, to pragnę publicznie odpowiedzieć na Twoje przemyślenia a także oskarżenia. Znamy się długie lata i dlatego będę bezpośredni. Jest wiele wątków, które chciałbym poruszyć, ale ograniczę się do najważniejszych a to są moje refleksje na kanwie Twojego wywiadu.
Co ciekawe, opublikowały tego samego dnia moją odpowiedź.
Prof. Stanisław Obirek: Moje spojrzenie na Kościół
Swoim otwartym listem sprawiłeś mi ogromną i miła niespodziankę. To pierwszy publiczny głos jezuity odnoszący się do moich poglądów na temat katolicyzmu od czasu gdy opuściłem zakon w 2005 roku. Odnosisz się tylko do wywiadu opublikowanego na portalu onet.pl 15 marca tego roku.
a już następnego dnia 19 marca pojawiła się polemiczna reakcja mojego oponenta.
O. Henryk Dziadosz odpowiada prof. Obirkowi. „W naszej dyskusji gdzieś umyka nam Bóg”
Drogi Staszku, W odpowiedzi na Twoją odpowiedź pt. Moje spojrzenie na Kościół (DoRzeczy.pl z 19.03.2020). Wydaje mi się, że używając w kilku miejscach pochwał pod moim adresem, próbujesz mnie przeciągnąć na stronę swoich argumentów… Tak np. odbieram: Dzisiaj mi tej powagi w Kościele brakuje, również wśród jezuitów. Jak wspomniałem Ty Henryku jesteś wyjątkiem.
Owszem mniej łagodna niż „list kontaktowy”, powiedziałbym nawet agresywna i kończąca właściwie spór, który jeszcze się na dobre nie zaczął. Niemniej jednak postanowiłem odpowiedzieć tego samego dnia, zapowiadając, że jeśli mój list się nie ukaże, to go mimo wszystko opublikuję z odpowiednim komentarzem.
I to właśnie robię. Komentarz jest dość oczywisty. Polska prawica z przyjemnością, a nawet godną podziwu pasją, wdaje się w ideologiczne potyczki. Jednak warunek jest jeden. Te spory nie mogą naruszać fundamentalistycznego spojrzenia na religię, a zwłaszcza polski katolicyzm. Moja publicystyczna działalność uniemożliwia utrzymanie tej błogiej iluzji, że oto fundamentalizm jest jedyną opcją dla człowieka wierzącego, gdyż wskazuję na możliwość otwarcia i autentycznej wymiany myśli. Nawet między ludźmi różniącymi się ideologicznie.
Jezuita, Henryk Dziadosz, zapewne bezwiednie, okazał się kolejnym użytecznym idiotą w tej rozgrywce. Swoją rolę odegrał bezbłędnie. Podobną rolę wyznaczył w tej grze również mnie. Nie wpasowałem się ani w jego oczekiwania, ani w oczekiwaniu wspomnianych portali. Szkoda. Może przyjdzie jeszcze czas, gdy niezaczętą nawet rozmowę będziemy mogli podjąć. Obawiam się jednak, że nie będzie to na tym świecie.
A tu mój wysłany, ale nie opublikowany list:
Drogi Henryku,
W odpowiedzi na Twoją odpowiedź pt. „W naszej dyskusji gdzieś umyka nam Bóg” (DoRzeczy.pl z 21.03.2020).
A mnie się wydaje, że chcesz zakończyć naszą wymianę poglądów jeszcze nim się naprawdę zaczęła, bo tak odbieram Twoje ostatnie zdanie z listu z dnia 21 03, który przesłałeś tym razem do tygodnika dorzeczy.pl. Piszesz bowiem: „Rozumiem Twoje dywagacje, ale w zupełności się z nimi nie zgadzam. Potrafię oczywiście odróżnić osobiste poglądy od Osoby. Proponuję zatem zamknąć naszą dyskusję w tej odsłonie”. Nie jest to zbyt eleganckie. Mam nadzieję, że Redakcja dorzeczy.pl nie będzie tak zamknięta na odmienne opinie, jak Ty. Swoją drogą, skoro tak bardzo zależy Ci na szukaniu i znalezieniu Prawdy, to dziwię się, że nie napisałeś do mnie bezpośrednio ani pierwszego, ani tym bardziej drugiego listu. Przecież w dzisiejszych czasach to nie jest takie trudne, skoro znalazłeś drogę do tylu portali, to mogłeś spokojnie napisać i do mnie bezpośrednio. Być może nasza wymiana nie nabrałaby tak „oficjalnego i doktrynalnego” charakteru. Utrzymuję kontakt nie tylko z byłymi księżmi czy jezuitami. Wielu księży i jezuitów (głównie spoza Polski, ale z kilkoma utrzymuję kontakt również w kraju) to nadal moi przyjaciele. Owszem różnimy się, ale to nam nie przeszkadza po ludzku się przyjaźnić.
Widać, że sztuka dialogu nie zawsze idzie w parze z pobożnością, której w istocie nigdy Ci nie odmawiałem. A poza tym, jeśli w istocie jak już w tytule swego listu zaznaczasz, zależy Ci na tym, by nie „umknął nam Bóg”, może warto pozostawić otwartą kwestię, po czyjej stronie On właśnie stoi, bo to wcale nie jest przecież przesądzone. Jak wiesz równie dobrze, jak i ja (wszak obaj czytaliśmy w młodości wspaniałe dzieło Ericha Przywary) Bóg jest zawsze większy (Deus semper maior) od tego, co my na jego temat możemy nie tylko napisać, ale i pomyśleć. Tymczasem z wielką pewnością siebie stwierdzasz apodyktycznie, że moja „diagnoza jest błędna”, z czego wynika, że moja „propozycja terapii jest nietrafiona”, zapomniałeś tylko w swojej skromności dodać, że takie jest Twoje zdanie.
Używasz mocnych wyrażeń godnych złotoustego jezuity z XVI wieku, u którego i ja terminowałem, a nawet poświęciłem mu sporo publikacji. Naprawdę Piotr Skarga nie powstydziłby się takiej oto figury stylistycznej: „Poza tym reformatorem nie jest ten, kto wychodzi z Kościoła i pluje na niego »czarną śliną« z zewnątrz”. Przypominam Ci Henryku, że żyjemy w XXI wieku i po 500 latach od wystąpienia Lutra w Wittenberdze za równie ważnych reformatorów Kościół katolicki uznaje dzisiaj Marcina Lutra, jak i Ignacego Loyolę. Obaj odnowili chrześcijaństwo, choć Bóg ich prowadził odmiennymi drogami, dlaczego odmawiasz mnie prawa do pójścia moją własną drogą. Kto Ci udzielił tego prawa, w czyim imieniu przemawiasz i piszesz?
Spróbuję sobie odpowiedzieć na te pytania, a być może będziesz mniej apodyktyczny w swoich osądach i twierdzeniach.
Powiadasz, że tylko osoba pozostająca wewnątrz Kościoła ma prawo go reformować. Czyżby?
Wspomniałem o Marcinie Lutrze, którego zresztą ostatni papieże wysoko ocenili jako tego, który na powrót włożył w ręce chrześcijan Biblię. Mogę dodać do tego przykład z innego obszaru. Czyż Leszek Kołakowski należący przecież do najwybitniejszych polskich komunistów nie zobaczył wyraziściej, na czym polega jego istota, gdy znalazł się poza nim? Jako członek partii zapewne nie napisałby tych wspaniałych trzech tomów krytyki marksizmu, które mógł napisać jako człowiek wolny i patrzący na struktury partyjne z zewnątrz. Dlaczego odmawiasz mnie i tylko innym prawa, do krytycznej oceny instytucji kościelnych, właśnie nam, którzy poznaliśmy ich ciemne strony bardziej niż wy pozostający w nich i niejako z urzędu ich broniący? Ja zresztą, jak Ci wspomniałem w poprzednim liście, naprawdę interesuję się możliwością przezwyciężenia coraz większej polaryzacji współczesnych społeczeństw, w czym fundamentalizm religijny odgrywa kluczową rolę. I to nie tylko fundamentalizm islamski czy hinduski, ale również chrześcijański. Jednym z jego wyróżniających cech jest odmawianie innym prawa do innej oceny ludzkiej seksualności czy podtrzymywanie służebnej roli kobiet. W tym, obawiam się, wyróżnia się właśnie Kościół katolicki.
Tak więc tym razem to Twój wybór i Twoja poetyka drugiego listu, jaki do mnie skierowałeś, zmusza mnie do bycia mniej subtelnym w Norwidowskiej sztuce pięknego różnienia się. Jednak jestem gotów podjąć ten rodzaj debaty, jaką proponujesz. Chcesz, by było ostro — to będzie.
Od razu zaznaczam, że nie stosowałem żadnej captatio benevolentiae, naprawdę nie zależy mi na pozyskaniu Twojej czy kogo innego przychylności, po prostu chciałem wierzyć, że potrafisz docenić moją dobrą wolę w podjęciu pewnych krytycznych uwag, jakie skreśliłeś pod moim adresem, nawet nie próbując zgłębić przyczyn i źródeł naszych różnic. Twój kolejny list pozbawił mnie złudzeń – Ty nie chcesz ze mną rozmawiać, chcesz mnie pokonać, podobnie zresztą, jak i moi zakonni przełożeni w 2005 roku, gdy decydowałem się wystąpić z zakonu. Podobnie jak oni twierdzisz, że się mylę i popełniłem i popełniam straszliwe błędy.
Dziwi mnie, że stawiasz się na ich miejscu, co gorsza stawiasz się w miejscu Boga i szermujesz ocenami z wysokości udzielonej Ci tajemnej wiedzy. Pod frazeologią pokory skrywasz, a właściwie wcale nie skrywasz, tylko pokazujesz, wcale tego nie skrywając, poczucie wyższości z jednej strony i pogardy dla moich poglądów.
Wybacz, ale odpowiem Ci w tej samej poetyce. Jestem bowiem przekonany, że to ja mam rację i mogę to uzasadnić w sposób spokojny i racjonalny. Nie oceniam twoich wyborów życiowych, bo to nie moja sprawa, jednak muszę się bronić przed oszczerstwami, jakie kierujesz pod moim adresem i to nie w liście prywatnym, ale właśnie otwartym i publicznym. Od razu też zaznaczam, że jeśli Redakcja dorzeczy.pl odmówi mi prawa do godziwej obrony na swoich łamach, znajdę inne miejsce i wtedy mój list opatrzę dodatkowym komentarzem odnośnie do praktyk wyciszania niewygodnych głosów. A teraz już przechodzę do sedna sprawy.
Piszesz, że mój tekst Polski Kościół jest skamieliną, która musi umrzeć, obraził uczucia wielu wierzących w moim kręgu duszpasterskim. Wybacz Henryku, ale to nie jest poważny argument. Wiesz doskonale, że takim argumentem można zamknąć każdą dyskusję. Mogę też go użyć i powiedzieć, że wielu moich przyjaciół czuje się głęboko upokorzonych i zakłopotanych wypowiedziami wielu ludzi Kościoła, które zaprzeczają nie tylko elementarnym wymogom rozumu, ale wręcz są skandaliczne i spełniają wszelkie znamiona mowy nienawiści.
Poczynasz sobie bardzo śmiało, osądzając moje poglądy jednoznacznie jako sprzeczne z magisterium Kościoła. Szczególnie leży Ci na sercu teoria gender (w tym akurat dzielisz obsesje wielu polskich teologów i hierarchów). Piszesz: „usiłuję patrzeć na Twoją próbę zredukowania kerygmatu ewangelicznego do kulturowego. Stąd już blisko do neomarksistowskiej ideologii gender, która szarogęsi się w obrębie świata zachodniego, postsekularnego – a Ciebie tak rajcuje. Co do LGBT czy związanych z nim ideologii, dobrze jest trzymać się samej nauki”. Odsyłasz mnie też do mało komu znanych „autorytetów”.
Czy zdajesz sobie sprawę, że takimi poglądami stawiasz się poza debatą akademicką i zamykasz się w gronie sekciarskich i agresywnych ideologów, którzy występują z pozycji wszechwiedzących? A poza tym, czy obce Ci są próby nawiązania autentycznego i partnerskiego dialogu właśnie ze zwolennikami teorii gender choćby przez amerykańskiego jezuitę Jamesa Martina, czy rektora jezuickiego kolegium Sankt Georgen Ansgara Wucherpfenniga. Wspominam tylko jezuitów, ale jak dobrze wiesz, takich teologów jest bardzo wielu. Więc proszę — nie ustawiaj mnie w pozycji osobistego wroga Pana Boga czy nawet Kościoła. Owszem prezentuję nurt liberalny, ale przecież mieszczący się w szeroko rozumianej refleksji humanistycznej, do której nawiązują co światlejsi teologowie i teolożki różnych wyznań chrześcijańskich, a nawet Kościoła katolickiego.
Cytujesz z lubością świętego Pawła, ale nie zająknąłeś się na temat przywołanego przeze mnie dokumentu Papieskiej Komisji Biblijnej z 2019 roku, która zaleca ostrożność w traktowaniu biblijnych cytatów jako rozstrzygającego argumentu i zachęcają do poznawania osiągnięć współczesnej humanistyki. Poza tym nie należy ich wyrywać z kontekstu historycznego i kulturowego, w jakim zostały napisane. Tą drogą mnie nie przekonasz, a jedynie wykopiesz jeszcze głębsza przepaść między nami.
Nic na to nie poradzę, jeśli akurat o to Ci chodziło. Ja tej przepaści sam nie zasypię. Ty utwierdzasz się we własnej świętości i wierności magisterium Kościoła (przy czym stwarzasz mylne wrażenie, że jest to jedyne dopuszczalne stanowisko) a ja w przekonaniu, że z takim betonem jak Ty nie ma sensu tracić czasu. Albo cytując klasyka, mogę powiedzieć, że takiego betonu to nawet kwas solny nie rozpuści.
Ale chyba nie tego uczył Ciebie i mnie święty Ignacy Loyola. O ile pamiętam, to Ignacemu chodziło o nawiązanie kontaktu i uratowanie każdej, a zwłaszcza duszy błądzącej. W moim przekonaniu błądzisz Ty, w Twoim przekonaniu to ja jestem w błędzie. W takich sytuacjach może lepiej zapytać innych niż wyrokować ostateczne i jednoznacznie kto ma rację. Wierz mi, że poza Kościołem katolickim jest jeszcze 6 miliardów ludzi, a niektórzy z tych miliardów wcale nie mają takich poglądów jak Ty i prezentowane przez Ciebie środowisko (bo przecież nie tak przez Ciebie wychwalane magisterium). Owszem podziwiam papieża Franciszka, ale akurat w tym, co ma on do powiedzenia w sprawie fantomowej ideologii gender, to uważam, że się głęboko myli, podobnie zresztą, jak i cały reprezentowany przez niego urząd magisterium kościelnego, które tak naprawdę należy uznać (przynajmniej w sprawie teorii gender) za prywatne opinie kardynała Josepha Ratzingera, emerytowanego papieża Benedykta XVI.
Nawiasem mówiąc, tak bardzo przez Ciebie wychwalane magisterium wielokrotnie zmieniało poglądy, więc nie widzę powodu by i w tej sprawie kiedyś nie uznało swego błędu. Zaklinanie rzeczywistości nic tu nie da, a jedynie utrwala wykluczenie i poczucie osamotnienia we wspólnocie kościelnej wielu wspólnot LGBT, dla których Kościół katolicki jest ciągle istotnym punktem odniesienia. Dla mnie nie jest, ale to mój osobisty wybór, którego nikomu przecież nie narzucam.
W Twoim pełnym inwektyw liście jedno zdanie jest sensowne: „W naszej dyskusji gdzieś umyka nam Bóg”. Z tym że ja uważam, że On umyka Tobie, a raczej zdajesz się myśleć, że doskonale wiesz co i jak On myśli. Ja jestem bardziej wstrzemięźliwy, wręcz uważam, że mówienie o nim w jasnych i zdecydowanych kategoriach jest zwykłym bałwochwalstwem, o które ociera się wiele instytucjonalnych form religii, nie wyłączając z tej pokusy Twojego Kościoła.
Piszesz dalej: „Przestańmy Panu Bogu podpowiadać, jak ma wyglądać ten Kościół”. Myślę, że to wskazanie powinieneś odnieść raczej do siebie. W mojej działalności naukowej i publicystycznej ograniczam się raczej (zresztą zwykle o to pytany lub prowokowany, jak to się stało w tym przypadku, przez Twoje listy) do wskazywania nadużyć urzędników Pana Boga. To, że pochwaliłem Cię za Twoją przykładną pobożność, nie przeszkadza mi widzieć w Twoich listach, jakie do mnie skierowałeś, fanatycznego zacietrzewienia, które i mnie prowokuje do gniewnej odpowiedzi. Po prostu Heniu nie stawiaj się w miejsce Pana Boga! On sobie bez Ciebie, podobnie jak i beze mnie poradzi. Natomiast łagodząc własne opinie o innych, choćby i o mnie wystawisz lepsze świadectwo i sobie i instytucji, którą reprezentujesz. A już zdanie jakoby mającej mnie pocieszyć „kto znajduje się poza Kościołem, nie wykluczamy ze zbawienia eschatycznego” to doprawdy zbytek łaski. Już wolę wpaść w ręce Boga niż nawet najpobożniejszych ludzi, nawet jeśliby należeli do bliskiego mi do dzisiaj zakonu jezuitów.
Twoja „góralska anegdota”, którą oczywiście znam i to bezpośrednio z ust nieodżałowanej pamięci księdza profesora Józefa Tischnera zabrzmiała nader paternalistycznie. Nie ja nie uważam, że Pan Bóg mnie nie lubi, bo ani się na mnie nie uwziął, ani nie sprawił, że spadły na mnie hiobowe doświadczenia. Odwołałem się do Hioba tylko jako do mistrza pokory, który potrafił zmienić zdanie pod wpływem egzystencjalnego spotkania z Bogiem właśnie. Mnie te spotkania były dane wielokrotnie i to one decydują, że patrzę na świat jako na Boży świat. Większy od katolicyzmu, większy od chrześcijaństwa, a nawet większy od wszystkiego, co jesteśmy w stanie pomyśleć.
Piszę ten list w odpowiedzi na Twoją prowokację i próbę przekreślenia mnie jako człowieka. Podpierasz się nawet, tak jak to zresztą robi abp Marek Jędraszewski (dla mnie najbardziej odrażający przykład ideologizacji religii dla doraźnych celów politycznych), papieżem Franciszkiem. Ja też to zrobię ze świadomością, że obaj, podobnie jak cały nasz świat, jesteśmy potencjalnie zagrożeni koronawirusem. Może powinniśmy na moment zrezygnować z polemicznej pasji i wsłuchać się w takie oto słowa papieża Franciszka, które powiedział dziennikarzowi La Stampa 20 marca 2020 roku: „Nie chcę rozróżniać wierzących od niewierzących. Wszyscy jesteśmy ludźmi i jako ludzie wszyscy jesteśmy w tej samej łodzi. I żadna ludzka rzecz nie może być obca chrześcijaninowi. Tutaj płaczemy, ponieważ cierpimy. Wszyscy z nas. Pomaga nam synergia, wzajemna współpraca, poczucie odpowiedzialności i duch poświęcenia generowany w wielu miejscach. Nie musimy rozróżniać wierzących od niewierzących, przejdźmy do korzenia: ludzkości. Przed Bogiem wszyscy jesteśmy dziećmi ”.
Tak, wszyscy jesteśmy dziećmi Jednego Boga, albo po prostu ludźmi, jeśli nie potrzebujemy odwołań do siły wyższej. Może więc warto podkreślać to, co nas łączy, a nie to, co wydaje się nam, że nas dzieli.
AMDG
PS. Twoim zwyczajem wyślę ten list do trzech redakcji: dorzeczy.pl, wpolityce.pl i do onet.pl
No cóż, powiem tak: mimo wszystko jednak warto się dowiadywać czego druga strona się boi, jak mnie/nas postrzega. Najbardziej zdumiewa mnie pewność siebie i przekonanie, że gender to naprawde największe niebezpieczeństwo z jakim ludzkości musi sobie poradzić, zgłębianie źródeł tych obsesji jest niezwykle ciekawe. Tym bardziej, że w Polsce taka wiedza jest wprost bezcenna bo tak myśli większość ludzi, a nie tylko większość księży. I jeszcze jedna rzecz budzi moje najwyższe zdumienie. 30 września 2019 roku Papieska Komisja Biblijna opublikowała ciekawy dokument zatytułowany „Kim jest człowiek? Droga antropologii biblijnej.” Na razie jest dostępny tylko w formie książkowej w języku włoskim. Przesłał mi ją znajomy jezuita i wydaje mi się, że ta książka pozbawi polskich fundamentalistów jednego – arogancji w przywoływaniu wyrwanych fragmentów Biblii do uzasadniania najbardziej kretyńskich tez. Ale może się mylę, bo fundamentalista ma to do siebie, że zdania nie zmienia.
Bardzo ciekawe. Unikalne warunki badawcze dla badań z pogranicza paleopsychologii, antropologii i psychologii kultury na jeszcze żywym organizmie. Czas, dzięki królewskiemu wirusowi, uległ gwałtownemu przyspieszeniu. Ciekawe, ciekawe…
Heroiczne wysiłki zasilane szczerym przekonaniem o własnych dobrych intencjach czynienia dobra. Cel: pokojowe przekonanie bestii do pozwolenia na spiłowanie sobie kłów i pazurów, wyrzeczenie się pasożytowania i przejście na dietę praktykowaną przez całe społeczeństwo przy wspólnym stole. Tak widzę postawę prof. Obirka. W historii polemiki z kościołem katolickim ta powyższa odpowiedź prof. Obirka zajmie swoje poczesne miejsce.
Ale to odbijanie się od tego muru… Ta sekta! To poczucie wyższości. Ta pogarda. To przekonanie o obcowaniu z Absolutem. Bliższym niż ktokolwiek inny. To szczytowanie na główce od szpilki. Ta ekstaza przerabiania owieczek przez ucho igielne. Ubermensche nad Ubermenschami. Nic, tylko złapać za włosy i wytrzaskać po pysku. Trudno i darmo, jak mawiała moja babcia. Nie ma tutaj partnerstwa ani debaty. I nie będzie. Oni wiedzą swoje, a my czyhamy na ich cnotę. W ich oczach my uzasadniamy rację ich bytu i trwania przy pryncypiach. Do śmierci! Taka atawistyczna chrześcijańska karma – umrzeć za wiarę. Aż mnie korci, żeby tutaj złośliwie dodać, że w nagrodę czekają ich hurysy (a nie hurysowie) i na pewno będą w siódmym niebie. Na lwy i Colosseum jest już za późno, a bo to ustawa o ochronie zabytków i ustawy o ochronie zwierząt, no wiadomo… Mogli się wcześniej zdecydować.
Jeśli nie daje się zasymilować tego organizmu do naszej społeczności, a jednocześnie zużywa on zasoby, które można właściwiej spożytkować na rzecz całej społeczności, to w teorii wojny jest wiele stosownych taktyk na taką okoliczność przyrody. Tutaj nawet nie ma potrzeby kordonu sanitarnego, bo oni sami się izolują. Dla niepoznaki – w wieży z kości słoniowej. W głowie się nie mieści, że tak wielu ludzi lewituje intelektualnie i znajduje się w … innym czasie niż obecny. To jest jakiś teatr absurdu! Tytaniczne zmagania dawidów z neomarksizmem, gender, feminizmem i czym tam jeszcze gdzieś w okolicach lat 30.-40. ubiegłego wieku. Ciągle, z niedowierzaniem zerkam na kalendarz po lekturze powyższej polemiki. Chcę się upewnić, że to nie ja odleciałem… Widzę, że prof. Obirek ma podobny odruch.
Z sekty powstali i w sektę się obrócili. Amen
Nie tyle podziwiam wysiłek intelektualny Pana Profesora, ile współczuję straty czasu i energii. Mi się wydaje, ze obecnie polski Kościół Katolicki istnieje głównie dzięki strumieniowi pieniędzy, jaki w niego pompują politycy. Gdyby nie te pieniądze i idąca za nimi potęga medialna, to kogo by obchodziło, ilu diabłów czy aniołów oni się doliczyli i na czym?Jakie książki czytali i co napisali na tematy, które mają intelektualne znaczenie zeszłorocznego śniegu? Jeśli nie znają angielskiego i nie rozumieją słowa „gender”, albo nie chcą znać i chcą to słowo zakłamać, to z czym i z kim tu dyskutować? To trochę jak dyskutowanie z Kaczyńskim na temat prawomocności majowych wyborów. Tutaj nie trzeba dyskusji, ale raczej sanitariuszy pospołu z policjantami.
Traktowanie tego towarzystwa na poziomie intelektu to jest pomyłka. Te wszystkie rozważania takie i owakie to są albo urojenia, albo świadomie wypracowana taktyka służąca gnojeniu, kneblowaniu, oszukiwaniu, i zastraszaniu przeciwnika. Zamiast dyskutować, lepiej byłoby zastosować taktykę każdego czworonoga: jeśli nie możesz rozgryźć i nie możesz przepędzić z podwórka, to podnieś nogę, zrób co trzeba, i udaj się swoją własną drogą.
Jako entuzjasta mowy jednoznacznej, adekwatnej i zwięzłej poszukuję ciągle odpowiednich określeń. Właśnie mi dostarczyłeś brakującego : „fantomowa ideologia gender”. Zrewanżuję się. Obecny kościół polski nie jest wcale katolicki. On jest parakatolicki. (gr. para: poza, obok, mimo).
Parakatolickość (dziękuję za ciekawy neologizm) polskiego katolicyzmu jest oczywistą oczywistością. Poszczególne egzemplarze tego zjawiska można opisywać tak jak entomolodzy opisują owody – ostrożnie, z podziwem, ale jednak jako przykłady z obcej chrześcijaństwu planety. Dla mnie wdawanie się w te potyczki nie jest ani przejawem masochizmu (są tacy, kórzy mnie o to posądzają) ani pogardy. Po prostu kieruje mną czysta ciekość i potrzeba rozumienia świata. A niektórzy się zastanawiają czy Dziadosz mi odpowie. Nie wiem, zobaczymy. Jeśli to do niego w ogóle dotrze, od koleżanki z pracy mam taki komentarz: „No właśnie ja zgłębiam te źródła i dlatego nie mam iluzji. To współczesna wersja antymodernizmu który 100 lat temu miał formę antysemicką. Ta sama konstrukcja, te same lęki, ta sama zapiekłość”. Jezuita o. Dziadosz nawet nie wie jak głęboko tkwi w fundamentalistycznym getcie katolickim i wcale bym się nie zdziwił gdyby mną wzgardził po wsze czasy. Zwłaszcza, że wszyscy jezuici polscy tak myślą (no, może jest parę milczących wyjątkow). Jeden z nich mi napisał: „Myślenie jezuitów polskich jest bardzo proste. Kościół katolicki tylko on ma prawdę, wszyscy inni są w błędzie. Występując z Kościoła i zakonu jesteś zdrajcą, renegatem. Czeka Cię potępienie i piekło”. Jestem pewien, że oni naprawdę tak myślą i dlatego chyba coś o tym napiszę, bo mnie to zaczyna intrygować jak wspomnianego entomloga rzadkie owady.
Znajomy zwrócił mi uwagę na pewne podobieństwa, które jak sądzę nie dla wszystkich są tak wyraziste: ” Wy towarzyszu, chcielibyście, by partia zakwestionowała kluczowe przesłanie naszej wiary, a mianowicie tezę (czerpaną wprost z naszych pism świętych), że droga do komunizmu wiedzie poprzez dyktaturę proletariatu (uosabianego przez partię, a raczej tych, którym mądrość ducha czasów powierzyła na danym etapie jej przywództwo – czasem to działacze, a czasem intelektualiści, tak chciała dialektyka). No więc, towarzyszu, tak się nie da, i nawet jeśli partia czasem błądzi, Historyczna Racja stoi po jej stronie. A kto się partii przeciwstawia w imię jakichś wyimaginowanych burżuazyjnych i pseudohumanistycznych wartości, ten zamyka przed sobą – i przed Narodem – drogę do komunistycznego raju. Pisało na ten temat bardzo wielu naszych towarzyszy, również tych, którzy za swą wiarę zostali zamęczeni. A przede wszystkim nawet jako były członek elity naszej partii doskonale wiedzieć musisz, że nam, skromnym funkcjonariuszom przewodniej siły, nie godzi się oceniać tych, którym Duch Dziejów powierzył przewodzenie światu. A przynajmniej naszej partii. Ten zaś, kto tak czyni, sam stawia się poza kręgiem wierzących (partyjnych) i traci szansę na zbawienie, bowiem jak głosi nasze święte pismo, poza partią nie ma zbawienia. Tam jest tylko, jak orzekł sam święty Jan Paweł II, „cywilizacja śmierci”. I cała ta wstrętna sodomia i gomoria”.
Ja mam trochę kontaktów z neokatechumenatem. To dobrzy ludzie. Ciągle się spotykają, wyjeżdżają na „konwiwencje”, czytują pismo, i tak dalej. To jest życie socjalne, które doceniam. Studiowanie Biblii to jest mniej czy bardziej uświadomiony pretekst. Tak naprawdę to jest grupa wsparcia dla ludzi z rozmaitymi problemami, którzy dzięki temu zupełnie normalnie funkcjonują w społeczeństwie. Jeśli potrzebują wsparcia, to mają je skąd wziąć. Im to jest potrzebne i ja to doceniam. Nie widzę potrzeby dyskusji z ich światopoglądem. Oni mnie nie nawracają, i ja ich tez nie.
Jak rozumiem, Pan Profesor ma do czynienia a zupełnie inną kategorią. Panu raczej chodzi o osobnika, który przystępuje do dyskusji z archaniołem na każdym ramieniu, Matką Boską w klapie, Trójcą za plecami, i kubłem pełnym smoły dla każdego, kto się z nim nie zgadza. Moim zdaniem, takiego osobnika należy izolować kordonem sanitarnym. Praktyczny problem jest oczywiście taki, ze tacy są dobrze zorganizowani, agresywni (choć na szczęście nie fizycznie, jak państwo islamskie), i dobrze opłacani przez polityków. To jest groźne dla państwa i społeczeństwa. Ale moim zdaniem to nie jest wyzwanie intelektualne. Ideologia agresywnych katolików jest warta tyle samo, co ideologia agresywnych kiboli. Nie ma potrzeby się wgłębiać w chore urojenia ani jednych, ani drugich.
Ten crucivirus odpowiada za bardzo długotrwałą w dziejach pandemię. Infekuje mózgi homininów. Wywołuje halucynacje i stany lękowe na przemian z euforią. Wiemy, że towarzyszył Homo sapiens od samego początku istnienia ale wczesne jego formy różniły się znacznie od współcześnie występujących. Sam crucivirus w znanej nam formie pojawił się około III wieku n.e. w rejonie śródziemnomorskim. Wiemy, że wywodzi się z wymarłych już form opisywanych z rejonów Żyznego Półksiężyca, dorzeczy Tygrysu, Eufratu i Indusu. Zanika obecnie i staje się endemiczny. Zanim zniknie na dobre ktoś dysponujący nowoczesnym aparatem badawczym powinien go opisać i porządnie udokumentować jego RNA. Prof. Obirkowi należy się nasze wsparcie, bo a nuż mu jeszcze odbiorą granty badawcze.
Powinienem wstawić smile, że to żart? Jestem pewien, że nie ale bywają na SO różne osoby, więc dla nich 🙂
Pan Profesor wybaczy, że skomentuję trochę żartobliwie. Po prostu nie potrafię inaczej po przeczytaniu w liście o. Henryka Dziadosza tej „dobrej” rady jezuickiego profesora, bądź co bądź, teologii::”trzymajcie się Magisterium jak pijany płotu, to nigdy nie pobłądzicie”.
Na co mam tylko jedna odpowiedź, co prawda nie św..Ignacego Loyoli, ale autora zakonnej Reguly benedyktyńskiej: „Nie wypowiadać słów czczych lub pobudzających do śmiechu”. (4:53)
.
Uroczy są księża uważający się za jedynych słusznych wiernych, a wszystko poza ich faryzejskim podejściem to już „plucie czarną śliną”… Tak sobie własnie wyobrażam tych ewangelicznych faryzeuszy, siedzących godzinami nad pismem żeby znaleźć coś na Jezusa, chociażby cuda w szabat 😀
ah no i to łaskawe zapewnienie, że poza kościołem też jest zbawienie, bo każdy oczywiście wielbi Boga tylko dla nagrody, jak on, i 99% wszystkich plebanów 😉