Dariusz Wiśniewski: Marchewki i tak już nie ma. Pora na gruby kij3 min czytania

02.04.2020

Podziały polityczne i światopoglądowe zmalały. W sensie: straciły na znaczeniu.

Paweł Adamowicz miałby dzisiaj większe szanse na przeżycie niż rok temu. Gdyby ktoś teraz publicznie zaczął lżyć kobiety, wyzywać LGBT od tęczowej zarazy, albo gdyby narodowcy przemaszerowali polskimi ulicami, wrzeszcząc, że szukają zdrajców ojczyzny, zostałoby to powszechnie odebrane jako skandaliczne. Na palenie kukły Żyda nawet na placu dużego miasta nikt by dzisiaj nie przyszedł z wyjątkiem Międlara i Rybaka.

Jedyny podział, który wyłania się z dawnych waśni, i który ma dzisiaj znaczenie, to na zdrowych i chorych, a potem – ale może do tego nigdy nie dojdzie – na żywych i umarłych.

Pandemia jakby połączyła nas w jeden sort. Co za czarna ironia! Dzisiaj wszyscy jesteśmy ponownie, pozornie, razem. Katolik, niekatolik, lewak czy homofob, lepszy, gorszy sort. Bez znaczenia. Szpital nie pyta o poglądy. Krematorium też nie.

Hejt jest teraz rządzącym niepotrzebny. Powszechny strach przed wirusem wystarczająco subordynuje społeczeństwo. PiS chce tę sytuację wykorzystać. Przy okazji.

Zapotrzebowanie na Państwo narodowo-socjalistyczne wkrótce sięgnie zenitu. Nie można przecież ignorować oczekiwań suwerena.

Po doświadczeniach z wirusem obywatel zwróci się do Państwa z błagalną prośbą o zapewnienie bezpieczeństwa. I zrobi wszystko; przymknie oko na złodziejstwo i nepotyzm władzy, wypisze się z KOD-u, zamknie konto na fejsie, sam się ocenzuruje, zagłosuje na Dudę i już nigdy nie będzie drwił z Kaczyńskiego. Zgodzi się też potulnie na konsekwencje kryzysu gospodarczego, który nadejdzie zaraz po wirusie, łącznie z godziną policyjną, reglamentacją żywności i obowiązkiem pracy.

Na razie chce tylko przeżyć.

Państwo polskie stanie się bardziej agresywne. Otrzyma zielone światło od większości społeczeństwa. Każdy dyktator o tym marzy. Unia daleko, za gęstą mgłą niepewności. Nawet nie wiadomo, czy nadal istnieje.

Autorytarne Państwo polskie szybko rozleje się na całą Polskę. Szeroka inwigilacja, dostęp Państwa do historii zdrowia obywateli, zakaz zgromadzeń, stowarzyszeń, zakaz aborcji, przymusowe przyjmowanie leków, regulacja rynku i cen żywności, przepływu towarów, ruchu ludności, kontrola rynku pracy, usług medycznych, nacjonalizacja niektórych gałęzi przemysłu, pacyfikacja mediów, koniec swobody akademickiej, cenzura internetu oraz permanentny powrót do państwowych granic.

To już za chwilę. PiS czeka tylko na Dudę, który będzie wszystko parafował. Rząd nie wycofa się z wielu tych niby tymczasowych prerogatyw nawet wtedy, kiedy będzie już szczepionka na koronawirusa i nie trzeba będzie wchodzić do „Biedronki” w gumowych rękawiczkach.

Tak mówi historia. Nie musimy jej powtarzać, bo historia tylko skłania, ale nie zmusza do powtórek. Dzieje już spisane podpowiadają jednak, że naród, który odradza się po apokalipsie, oczekuje od Państwa, od dyktatora czy jakiegoś duce, poczucia bezpieczeństwa, nawet iluzorycznego, w zamian za wolność. A Kaczyński przecież przewidział „nieznaną chorobę” przywleczoną przez obcych.

Marchewkę rozdano wcześniej. Pora na gruby kij.

Dariusz Wiśniewski

 

4 komentarze

  1. jas fasola 02.04.2020
  2. Obirek 02.04.2020
  3. Mr E 02.04.2020
  4. Andrzej Goryński 02.04.2020