15.10.2020
15 lat po paradnym pogrzebie polskiego generała i bohatera rewolucji amerykańskiej wiadomo, że był on… kobietą. Czy to trafi do szkolnych podręczników?
Piętnaście lat temu, 10 października 2005 roku w katedrze Świętego Jana Chrzciciela w Savannah chowano złudzenia. W trumnie znajdowały się szczątki, ale nikt nie wiedział, czy tego, kto w niej powinien spoczywać.
– Nie ma żadnego znaczenia, że nigdy nie dowiedziono, iż szczątki należały do Kazimierza Pułaskiego. Dla większości ludzi w Polsce to nieistotne. To kwestia czy się w coś wierzy, czy nie – brzmiały słowa ambasadora RP w Stanach Zjednoczonych. Były one chętnie cytowane przez amerykańskie media.
Media amerykańskie nie kryły tonu kruriozalności dla polskich poczynań. W Nowym Jorku, aby pochować szczątki wielu strażaków, poległych 11 września 2001 roku nie wystarczyła „silna wiara”, a brutalny wymóg weryfikacji w badaniach genetycznych. Niekiedy trwało lata, ale nikomu do głowy nie przyszło chowanie niezidentyfikowanych w stu procentach szczątków. Rozumiały to nawet rodziny bohaterów. Dla tych samych powodów polska ceremonia w Savannah jawiła się Amerykanom egzotyczna.
– Polacy powinni być znacznie ostrożniejsi w swym zapale religijno-narodowego inkorporowania tych szczątków, jeżeli brak pełnego dowodu, że należą do Pułaskiego. Bo jeżeli nie są jego, to kogoś innego, kto ma potomków, a ci mogą sobie zwyczajnie nie życzyć takiego zawłaszczania, choćby z powodu innej religii – mówił pastor James Harris, baptysta z Georgii.
Dziś, wszystko zdaje się wskazywać na to, że wtedy chowano jednak Kazimierza Pułaskiego. Tyle że to, czego się dowiedzieliśmy może wielu wprawiać w zdumienie. I wprawia.
Sam pogrzeb powtórzony w 226 lat po pierwszym był pointą do osobliwego związku Kazimierza Pułaskiego z Ameryką. Nigdy nie był pieszczochem tego odległego geograficznie i mentalnie kraju. Nigdy go nie zrozumiał. Nigdy nie pozbył się wobec niego żalów, goryczy i pretensji. A także… wyższości.
Banita rewolucjonistą…
Kazimierz Pułaski przybył na amerykańską ziemię jako banita ścigany w Europie. Miał trzydzieści dwa lata. Był uczestnikiem rebelii barskiej, zaocznie skazanym na śmierć za próbę zgładzenia swego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, w „autorskim” nieudanym zamachu. Omal nie został pojmany w Turcji, ale zdołał ujść pościgowi. Z pensjonatu w Stambule wymknął się myląc ścigających go agentów najprawdopodobniej dzięki przebraniu za kobietę. Nie trafił na szubienicę, a na statek płynący do Ameryki. Dotarł tu 23 lipca 1777 roku.
Od razu postanawia zostać zbawcą rewolucji. Najpierw jednak poznaje młodego kapitana Paula Bentalou, z którym połączy go płomienna przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Nie rozstaną się już do śmierci Pułaskiego. Bantelou będzie trzymał dłoń konającego przyjaciela do końca.
Już 28 lipca 1777 roku Pułaski dyktuje Bantelou — bo angielskiego nie zna i nie pozna nigdy — memoriał do Kongresu Kontynentalnego w sprawie… „sytuacji militarnej”, z którą ma do czynienia… cztery dni. Ruga legislatorów za to, że za mało łożą na armię. Pisanie takich połajanek stanie się jego specjalnością i szybko zjedna mu w Kongresie wielu wrogów. Uważał, że skoro jego woluntariat zaakceptowano na równi z rewolucyjnym akcesem markiza La Fayette’a czy baronów von Staubena i de Kalba, a do tego jeszcze wniósł trzos na prywatny zaciąg jazdy, pozycję ma w Ameryce „ekstraordynaryjną”. Dlatego szybko zaczął upominać się o nominację na… generała. Kilka żądań w tej sprawie Kongres odrzucił, jako… niesmaczne.
Pułaski kontra Kościuszko
Pułaski nie mógł się pogodzić, że powszechnym mirem cieszy się u Amerykanów pułkownik Tadeusz Kościuszko. Ten zdolny inżynier-strateg, elokwentny rozmówca, ozdoba towarzystwa, a przy tym człowiek przysłowiowej skromności, często przeciwstawiany był hucpie Pułaskiego. Zapewne bardzo dolegliwe psychicznie były także walory męskiej urody Kościuszki, wyższego odeń o ćwierć metra lwa salonowego, za którym podążały tęskne spojrzenia dam wszelkiego wieku — gdziekolwiek się pojawiał. To bolało. Wbrew polskiej mitologii, Kościuszko do końca pobytu w Ameryce nie otrzymał formalnej i oficjalnej nominacji generalskiej. W październiku 1783 roku dostał tytuł Brevet Brigadier General. Termin „brevet” był zapowiedzią otrzymania szarży generała brygady, ale bez bieżącej możliwości korzystania z władzy i zwierzchności generalskiej oraz wymogiem podporządkowywania się ‘pełnym’ generałom. Był to rodzaj generalskiej poczekalni. Kościuszko honorowo kilka ofert interwencji w tej sprawie (m.in. Marty Waszyngton) odrzucił.
Pułaski odwrotnie. Generała… wyprosił sobie u Waszyngtona, wypominając m.in. „finansowanie rewolucji amerykańskiej”. Zresztą tylko Waszyngtona uważał za „generała z prawdziwego zdarzenia”. Obok siebie rzecz jasna. Od Kościuszki jak najdalej. Wielokrotnie oznajmiał to swoim żołnierzom. Szczerze znienawidził natomiast generała Nathaniela Greena, który krytykował rzemiosło wojenne Polaka i przydatność jego militarnych pomysłów.
Kawaleria bez głowy?
Wbrew polskim opiniom na temat wojennych dokonań Pułaskiego w Ameryce, sami Amerykanie nie popadają w euforię. Uczestniczył w sześciu bitwach i potyczkach. „Pod” generałem Waszyngtonem walczył w bitwach pod Brandywine i Germantown w stanie New Jersey. Zyskał zróżnicowane recenzje. Bardzo różnej ocenie jako dowódcy można było przeciwstawić troskę Pułaskiego o żołnierza. Dbał o ekwipunek i prowiant, a jak czegoś brakowało przymykał oko na plądrowanie okolicznych miasteczek, farm i zajazdów. Cierpliwy anielsko wobec Polaka Waszyngton wreszcie „doniósł” nań do Kongresu: „Zjawia się ta hałastra nie wiadomo gdzie, zużywa zaopatrzenie, ogałaca magazyny, i wreszcie cię opuszcza w najbardziej krytycznym momencie”.
Pułaski przez cały czas toczył dyskusje na temat roli i koncepcji kawalerii w rewolucji amerykańskiej. W związku z powszechnym i sprawnym stosowaniem przez Anglików artylerii (w tym mobilnej – lekkiej) rola konnicy była postrzegana marginalnie. To Polaka frustrowało i pchało do kolejnych konfliktów z Kongresem.
Dał on w końcu zgodę na formowanie oddziału lansjerów, zwanego „Legionem Pułaskiego”.
Po jego sformowaniu Pułaski wziął udział w czterech starciach. Walczył pod Egg Harbor i Charlestonem, gdzie „jakby się zagubił i zatracił swoje walory”. W pierwszej bitwie dał się zaskoczyć jak nowicjusz i omal nie wpadł w ręce Anglików. W drugiej, wbrew sztuce wojennej, wdał się w walkę z dużo silniejszym przeciwnikiem. I tu, i tu poniósł duże straty. Z kolei za akcję pod Haddonfield nad rzeką Delaware, wespół z generałem Anthony Waynem, chwalono go. Latem 1779 roku lansjerzy poszli w odstawkę na boczny tor.
Znów zasypywał Kongres pisanymi żółcią listami, sugerującymi knuty przeciw mu spisek: „Każdy krok względem mnie przedsięwzięty był tak mnie na wskroś obrażający, że nic już prócz szczerości mego serca i zapału gorącego nie popiera mnie do tej służby”.
Szarża po śmierć
Sfrustrowany brygadier stał na kwaterze na farmie wdowy Mary Gibbons opodal Savannah i rżnął w karty. Domagał się skierowania go tam, gdzie więcej Anglików. Znaleźli się sami.
9 października 1779 roku na polach pod Savannah dochodzi do bitwy wojsk amerykańsko-francuskich z angielskimi. Lansjerzy Pułaskiego mają czekać w odwodzie. Gdy szala zwycięstwa przechyliła się na stronę wroga, Pułaski porwał lansjerów do beznadziejnej szarży. Przerażony Bantelou próbował go powstrzymać. Nawet chcąc ściągnąć za nogę z siodła.
Pułaski wyrwał do przodu. Gnał na czele swej jazdy odkrytym polem, a Anglicy spokojnie czekali z muszkietami i kartaczami. Wypalili, gdy jazda podeszła na pewny strzał. Ranny w pachwinę Pułaski runął z konia. Krwawił. Żołnierze zaciekle walcząc wynieśli go z pola bitwy. Próbowano go operować. Wdało się zakażenie.
11 października postanowiono na pokładzie brygu „Wasp” przewieźć do Charlestonu. Był nieprzytomny. Śmierć spotkała go, gdy statek był na pełnym morzu. Jej świadkami byli żołnierze Pułaskiego, w tym wierny adiutant, tłumacz i towarzysz jego amerykańskiej epopei — Paul Bentalou i zastępca generała — pułkownik Peter Horry oraz załoga „Waspa”. Ciało Pułaskiego, zgodnie z ceremoniałem należnym kapitanowi statku, „powierzono morzu”. Fakt ten został odnotowany w pamiętnikach uczestników pochówku oraz zrelacjonowany przez „The South Carolina and American General Gazette” wychodzącą w Charlestonie, gdzie 21 października dokonano symbolicznego pogrzebu lądowego. Była to sensacja. Generałowie nie ginęli wszak codziennie i w tak spektakularnych okolicznościach.
W 1854 roku w Savannah, na Placu Monterrey, stanął pomnik Kazimierza Pułaskiego. Płyta frontowa pokazywała rannego generała na koniu (zdjęcie niżej).
Kolejny, w 1910 roku w Waszyngtonie. Stał się częścią legendy rewolucji amerykańskiej. Jego zasługi zmitologizowano, ciemniejsze barwy biografii wybielono.
Szkielet w skrzyni
W 1996 roku podczas wzmacniania podmurówki monumentu w Savannah odkryto metalową skrzynię z tabliczką „Brigadier General Casimir Pulaski”. To, co stało się dalej godne jest filmu. Środowiska polonijne w swej większości uznały, iż napis ten unieważnia całą dotychczasową wiedzę historyczną, dotyczącą polskiego bohatera. Pozostały jednak pytania. Jakim cudem szczątki znalazły się pod pomnikiem, skoro ciało wrzucono do morza około 100 mil od tego miejsca? Jaki jest dowód, że to są kości generała?
Uznano, że wystarczy udowodnić, że kod genetyczny szczątków odpowiada kodowi potomków Pułaskiego. Stało się to celem życia działacza i dziennikarza polonijnego Edwarda Pińkowskiego z Florydy. Poświęcił ponad 30 tysięcy dolarów własnych oszczędności na zbadanie zgodności DNA kości ze skrzyni i kości krewnej Pułaskiego z linii matki, prasiostrzenicy Teresy Witkowskiej.
Ani pierwsze, ani kolejne badania nie dały potwierdzenia ekscytującej hipotezy. W oficjalnym stanowisku do władz Savannah historyk Chuck Powell szef komitetu badajacego szczątki stwierdził, że metodami naukowymi nie rozwiązano zagadaki szkieletu ze skrzyni.
W zgodzie z potocznie rozumianą logiką rzec by można „causa finita”.
Nic z tych rzeczy. Rozpoczęta „polska szaraża” nie ulegla załamaniu.
W wyniku nacisku środowisk polonijnych władze Savannah uległy i zgodziły się na kompromis. Ceremonie złożenia do krypty monumentu Pułaskiego „szczątków”. Jakich? „Znalezionych pod pomnikiem”. Ponieważ Amerykanie są legalistami uregulowano to specjalnym dokumentem lokalnego koronera (lekarza medycyny sądowej), który musi dać zgodę na pochówek każdych odkrytych szczątków ludzkich. Dr. James C. Metts Jr., zgodę dał, ale odmówił, napisania, że chowany będzie… Pułaski.
We wcześniejszym raporcie Metts kwestionował nawet… płeć właściciela szczątków. Napisał, że kości miednicy mają cechy spotykane u zaledwie 5 procent mężczyzn. Wypada przypomnieć, że na podobnej podstawie zakwestionowano rzekome szczątki Witkacego pochowane wcześniej z honorami w Zakopanem, a które potem okazały się szczątkami kobiety.
Córka swego ojca
W 2005 roku Lisa Powell, studentka antropologii na Georgia Southern University zajęła się przekazanymi jej przez ojca Chucka materiałam dotyczącymi próby identyfikacji szkieletu spod pomnika w Savannah. Dziewczyna zafascynowana dokumentacją poszła z nią do znanej i lubianej z zająć asystentki Virginii Hutton Estabrook. Postanowiły połączyć siły i przeprowadzić weryfikację badań.
Uznały, że testy DNA powinny zostać powtórzone z pobraniem materiału z innych okolic szkieletów. Zakładały, że te z pierwszego badania mogły zostać zanieczyszczone. Po drugie, że typowo kobieca budowa szkieletu z Savannah może być wynikiem właściwości osobniczych Pułaskiego. Opisywanego w przekazach jako mężczyzna niewielkiej wzrostu i delikatnej budowy. Może jednak nie z powodu specyficznej męskiej anatomii, a udziału genetyki kobiecej.
Oczywiście na badania potrzebne były środki. Udały się do znanego telewizyjnego kanału historycznego Smithsonian Channel, który postanowił badania sfinansować. Do obu pań dołączyła trzecia — profesor antropologii i medycyny sądowej Megan Moore z Eastern Michigan University, autorytet w badaniach układu kostnego osobników interseksualnych, wykazujących cechy zarówno męskie, jak i kobiece.
Badania genetyczne nowych próbek kostnych, wykonane przez dr Stephena Fratpiero, znanego eksperta z Lakehead University, ku radości zespołu, potwierdziły, że materiał pobrany ze szkieletu Teresy Witkowskiej w Polsce i materiał ze szkieletu znalezionego w Savannah wykazuje zgodność genetyczną na poziomie 99.98 procent. Pomiary tego drugiego pokazały, że należał do osobnika o wzroście pomiędzy 155 a 160 centymetrów. Odpowiadało to szacunkom wzrostu Pułaskiego na podstawie źródeł historycznych, opisów, rycin, obrazów przy pomocy m.in. technologii komputerowej. Dokładne badanie szkieletu wykazał zmiany typowe dla długotrwałych odkształceń w wyniku jazdy konnej. Uszkodzenie kości prawej reki odpowiadało ranie bojowej doznanej przez Pułaskiego.
Przyszła pora na najważniejszą konkluzję badań. Jak twierdzi dr Virginii Hutton Estabrook, wytłumaczenie odkrytych osobniczych cech szkieletu jest tylko jedno:
Pułaski miał wrodzony przerost nadnerczy (congenital adrenal hyperplasia). Powoduje to nadmierne wydzielanie androgenów nadnerczowych z niedoborem kortyzolu. Organizm osoby będącej biologicznie kobietą produkuje duże ilości męskich hormonów, co prowadzi do nietypowego rozwoju. Był po prostu mężczyzną uwięzionym w kobiecym ciele.
Dodajmy od razu — z którego starał się uwolnić.
Próba wiary
Taka też konkluzja została przedstawiona w 50-minutowym filmie dokumentalnym wyprodukowanym przez Smithsonian Channel „Ukryte historie Ameryki: generał był kobietą?” (”America’s Hidden Stories: The General Was Female?”), którego premiera odbyła się 3 kwietnia ub. roku. Stając się oczywistą sensacją. Podawały ją wszystkie media:
Należy sądzić, że wyniki badań i ich metodologia poddane zostaną wnikliwym naukowym recenzjom. Na razie, na podstawie samego filmu, uznawanego za rzetelny dokument, trudno się do czegoś przyczepić.
Rodzą się pytania.
Co było łatwiejsze? Czy uwierzenie 10 października 2005 roku, że odbywa się pogrzeb prawdziwego Pułaskiego, choć ówczesna ekspertyza mówiła, że nie jego kości są trumnie? Czy uwierzenie dziś, że w trumnie faktycznie są szczątki Pułaskiego i że był on… kobietą?
Czy wolimy, aby złudzenia były rzeczywistością? Czy może, aby jednak rzeczywistość była złudzeniem?
Los gra z nami w kości Pułaskiego. Wystawiając na próbę. Na przykład odpowiedzi na pytanie, czy ów wojak był człowiekiem, czy może tylko… ideologią.
Patryk Małecki
Waszyngton
“Los gra z nami w kości Pułaskiego. Wystawiając na próbę. Na przykład odpowiedzi na pytanie, czy ów wojak był człowiekiem, czy może tylko… ideologią.” Tyle cytat.
Dla mnie to przewrotne zakończenie. W języku polskim “człowiek” jest rodzaju męskiego, a “ideologia” żeńskiego.
Cokolwiek byśmy nie powiedzieli sama historia jest ciekawa. KOgo w takim razie pochowano na morzu?
Tą historią niewątpliwie powinna się zająć Podkomisja od wyjaśnienia wiadomo czego. Skoro tajemnica brzozy i parówek pozostaje niewyjaśniona to, od sasa do lasa, można by wyjaśnić przynajmniej czy aby ideologia LGBT nie wzięła się przypadkiem z poczynań krewkiego jenerała.
Na wszelki wypadek trzeba (bezskutecznie) żądać od Amerykanów, żeby wydali trumnę ze zwłokami.
Wszystko można wyjaśnić przy pomocy Teorii Trzech Wielkich Wybuchów (na morzu).
Coraz bardziej prawdopodobna wydaje się teza wygłoszona w pewnym kultowym filmie, że Kopernik był kobietą 😉
A gdyby Francuzi się rzucali widelcami wykażemy, że Maria Skłodowska to po prostu Marian (na co istnieją już pewne poszlaki gdyż dlaczego by niby nie).