24.02.2021

„Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana” to najnowsza książka Artura Domosławskiego – tego od „Kapuściński non-fiction”. O tej książce i o Zygmuncie Baumanie w ostatniej „Polityce” rozmawia z autorem Jacek Żakowski. Warto przeczytać i rozmowę i książkę.
Mam ten przywilej, że mogę napisać o Zygmuncie Baumanie, jakiego pamiętam. Pamiętam go zaś jako student Wydziału Filozoficznego – kierunek socjologia Uniwersytetu Warszawskiego. Byłem studentem socjologii w pierwszym roku po jej utworzeniu w latach 1958 -1963.
Zygmunt Bauman był pracownikiem naukowym w stopniu doktora w Katedrze Socjologii Stosunków Politycznych utworzonej przez profesora Juliana Hochfelda będącego żywym pomostem pomiędzy Polską Partią Socjalistyczną z lat międzywojennych a czasami po Polskim Październiku.
Julian Hochfeld jako kierownik katedry i twórca Studiów Socjologiczno-Politycznych nie zapisał mi się w pamięci jako wykładowca czy prowadzący seminarium. Pamiętam jednak, jak po jego pierwszym wykładzie nasza koleżanka — studentka socjologii, wręczyła mu wielki bukiet kwiatów od nas, studentów pragnących przywitać go jako nauczyciela akademickiego naszego wydziału. To Zygmunt Bauman, Włodzimierz Wesołowski, Szymon Chodak i inni byli tymi, którzy prowadzili zajęcia ze studentami.
Chodziłem na wykłady Zygmunta Baumana. Pamiętam je jako bardzo erudycyjną opowieść o skomplikowanych sprawach teorii społeczeństwa. Dodajmy, społeczeństwa socjalistycznego opisanego według marksistowskiej teorii społecznej.
To po zakończeniu tych wykładów Zygmunt Bauman wydał „Zarys marksistowskiej teorii społeczeństwa” — opasły tom, zawierający przegląd podstawowych problemów teorii społecznej w ujęciu Karola Marksa.
Zygmunt Bauman jako wykładowca nie wchodził w relację ze słuchaczami tak jak robił to mój podstawowy profesor socjologii Stanisław Ossowski. Wykłady profesora Ossowskiego to był spektakl, profesor odtwarzał różne scenki, które były ilustracją omawianych zagadnień. Zygmunt Bauman był jak maszyna, jego wykłady miały bardzo precyzyjny scenariusz, można było prowadzić notatki z wykładu równie precyzyjne, jak sam wykład.
Taki był Zygmunt Bauman w tamtych latach. W trakcie całego wykładu nie przystawał ani na chwilę, nie mówiąc o tym by zasiadł za katedrą Był zawsze w ruchu. Chodził po sali przez cały czas, z kruczoczarną czupryną, energiczny, bardzo skupiony na tym, co mówił. I jeszcze jedno: Zygmunt Bauman nie uczestniczył w tym szaleństwie, jakim były, w tamtych latach, liczne badania terenowe, badania ankietowe, badanie wszystkich i wszystkiego.
To w tamtych latach powstał termin „ankietomania”, powstawał Ośrodek Badania Opinii Publicznej przy Polskim Radio a później CBOS, w którego tworzeniu brałem udział jako poseł sprawozdawca ustawy sejmowej dotyczącej jego funkcjonowania. Nie pamiętam żadnego badania instytucji, postaw społecznych czy opinii publicznej prowadzonych przez profesora Baumana. Pamiętam go jako tego, który zawsze proponował syntezę, teoretyczne ujęcie zachodzących zjawisk społecznych.
Pamiętam go również z jednego z ostatnich pobytów w Polsce, zanim zaprzestał wizyt po nasilających się wystąpieniach polskich „patriotów” przerywających mu spotkania okrzykami – morderca. Krzyczeli to młodzi ludzie o aparycjach i rozumie kiboli, nic niewiedzący o człowieku, który był wtedy uznanym przez cały świat mędrcem, najwyższym autorytetem w opisie „płynnej nowoczesności”. Był tym mędrcem wszędzie… tylko nie w Polsce, która zmusiła go do emigracji po politycznej hucpie Gomułki walczącego z Moczarem.
Wyjechał, ale nigdy nie przestał być Polakiem mimo przyznanych mu wielu obywatelstw. Umarł jako obywatel brytyjski.
To ostatnie spotkanie miało miejsce w klubie Krytyki Politycznej w Gdańsku. Profesor, z wielką grzywą białych włosów, z nieodłączną fajką, prowadził dialog z salą. Brałem w tym, jak zawsze, aktywny udział, miałem też okazję porozmawiać z profesorem po wykładzie. Ucieszył się, gdy powiedziałem mu, że byłem jego studentem na Uniwersytecie Warszawskim w latach 60. Powiedziałem mu jak go zapamiętałem jako wykładowcę, to go ucieszyło bardzo.
Nie ma już profesora Baumana, to już pięć lat jak odszedł. Wielka szkoda, jego głos byłby nieoceniony w naszych czasach, tu i teraz, w Polsce „dobrej zmiany”.
Jak znam Profesora, nie milczałby a mówił co myśli o tym, co się u nas dzieje. Wielka szkoda, że nie usłyszymy Mędrca, którego słuchał cały współczesny świat.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Mędrcy odchodzą, ale jakaś cząstka ich mądrości, refleksji, namysłu i rozwagi pozostaje w nas, którzy mieli z nimi kontakt, choćby tylko jako czytelnicy. Czasami całkiem spora cząstka.
To już trzecia książka napisana przez polskich autorów. Pierwsza z 2019 Dariusza Rosiaka wydana przez Wydawnictwo WAM i zatytułowana po prostu „Baumana”. Znakomicie i uczciwie napisana, druga, napisana po angielsku przez Izabelę Wagner, „Bauman: A Biography”, wydana przez angielskiego wydawcę Baumana, Cambridge: Polity Press z 2020 roku. Bardzo solidna, drobiazgowa wręcz rekonstrukcja biografii intelektualnej, jest przygotowywana przez Czarną Owce polskie wydanie. No i omawiany przez Pana Szczypińskiego biografia Artura Domosławskiego. Powstaje też kilka innych książek, w tym jedna skupiająca się na ostatnich latach życia, a zwłaszcza zbliżeniu między Baumanem i papieżem Franciszkiem. Sam Bauman zresztą o tym pisał w swoich dwóch ostatnich książkach „Obcy u naszych drzwi” i „Retrotopia”. Rozmwiamy o tym równiez w naszej wspólnej książce, wydanej po polsku nie tak dawno (choć napisanej w 2014) „O świecie i sobie samych”. Nie jest więc zle z obecnościa myśli Zygmunta Baumana w Polsce. Moim zdaniem jego wpływ na nasze myślenie będzie wzrastał mimo zaklęć fundamentalistów prawicowych próbujących go wykluczyć z kulturowego obiegu. Prędzej oni zniknął niż przemująco aktualna myśl autora „Płynnej nowoczesności”.
Tak jest, potwierdzam, to była fascynująca dyskusja prowadzona pomiędzy dwoma a czasem trzema osobami. To książce 'O świecie i sobie samych”. Czytałem ją z wielkim zaciekawieniem, pamiętając Zygmunta Baumana sprzed ponad półwieku – naprawdę było warto.
Cieszę się, dodam tylko, że moje pierwsze spotkanie z ZB odbyło się w Zaułku św. Tomasza i bardzo żałowałem, że nie miałem przy sobie magnetofonu by nagrać monolog właściwie, sprowokowany pytaniem czy mógłby mi napisać na temat „W co wierzy ten, kto nie wierzy”? Była to odpowiedz w formie pytania, a są tacy? A potem to już może sobie Pan wyobrazić. Na szczęście za miesiąc nadszedł tekst dokładnie odpowiadający wcześniej wygłoszonemu monologowi. Niestety takich ludzi już nie ma i pewnie długo nie będzie.