03.09.2022

Nudno nie jest. Raj dla dziennikarzy, zauważył były prezydent Aleksander Kwaśniewski w rozmowie w TOK FM. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów wymyśliła, że w ramach inwestycji będziemy budować ławeczki obramowane konturem Polski z regulaminem, że tylko dla trzech osób i z wchodzeniem po schodkach. Te schodki to mi się kojarzą z inwestycjami publicznymi na rynkach średniowiecznych miast. Dla gawiedzi, żeby sobie obejrzała osobników, którym wydawało się, że kara to nie dla nich.
Przez siedem lat gospodarka ciągnęła na jednym silniku – konsumpcji. Była koniunktura, rezerwy, wpływy z rozpędzonego popytu i wpływy do budżetu z VAT, wystarczyły na równoważenie wydatków. Doświadczeni ekonomiści ostrzegali, że tak gospodarki uprawiać się dłużej nie da. Obajtek „wszystko mogę” (już trochę mniej, bo szef wszystkich szefów ma nowego pupila) wezwał Steinhoffa, Grabowskiego, Woźniaka… i kilku innych ekspertów, żeby się wycofali z wypowiadania o gospodarce, bo już jej nie rozumieją. To przy okazji krytyki przyłączenia Lotosu do Orlenu. No i doczekaliśmy się inwestowania – w ławeczki. Ile ich będzie? Za jakie pieniądze? Tego dopiero mamy się dowiedzieć. Rzecz kwalifikuje się do kabaretu, gdyby nie była serio. Pierwsze ławeczki w otoczeniu barw narodowych już są. Ministerstwo Obrony Narodowej na swoje ławeczki (bez schodków) wydało 4 mln zł. Frakcja KPRM nie może być gorsza.
Największą inwestycją władzy po 2015 roku, zresztą częściowo tylko z udziałem aktywów skarbu państwa, jest blok elektrowni w Jaworznie za 6,5 mld zł. Reszta to „znikające cele” (posługując się metaforą ze znanego filmu), począwszy od stępki pod prom w Szczecinie, na sławetnej Ostrołęce kończąc. Blok w Jaworznie, o mocy 910 MW ma być podstawą bezpieczeństwa energetycznego Polski. Chwilowo jest wyłączony, bo kocioł został przystosowany do dobrego węgla, a nie miału z kamieniami, i niedomaga.
Nie wiem, czy ławeczki ze schodkami się społeczeństwu spodobają.
Obserwacja dokonań półdyktatury w Polsce nauczyła mnie pokory w wypowiadaniu opinii. Starsza pani pytana przez reporterkę, jak sobie radzi z drożyzną odpowiedziała: „ledwo daję radę, ale i tak będę głosować na PiS”. Przemawiają do mnie rzeczowe informacje Beaty (40 lat, singielka, pracuje w biurze) spisane w Ekonomii+: „Lata doświadczeń nauczyły mnie dwóch rzeczy: biednego nie stać na kupowanie dziadostwa, a od pieniędzy w kieszeni ważniejszy jest zapas jedzenia. Kiedy zachorowałam i nie chodziłam do pracy, zamiast 1100 zł na konto wpływało mi 700 zł. Za pokój płaciłam 420 zł. Po kupieniu karty miejskiej i opłaceniu rachunków zostawało mi ok. 150 zł na przeżycie miesiąca. W takich chwilach wolałam mieć w szafie zapas ryżu i kaszy niż odłożone w skarpecie 100 zł… Dziewczyna, która mieszka za ścianą również jest bardzo oszczędna. Na przykład cały czas mamy podniesione rolety i odsunięte firanki, żeby jak najdłużej korzystać ze światła dziennego. Urządzenia elektryczne, z których korzystamy od czasu do czasu, całkowicie wyłączone z kontaktu, standby też pobiera prąd… Często gotuję na parze. Wygląda to w ten sposób, że w garnku na dole gotują się ziemniaki, a na sitku warzywa… Przy takiej inflacji, jaką mamy obecnie, wolę kupić coś z długą datą ważności niż odłożyć te 100 czy 200 zł, bo kiedy będę zmuszona po nie sięgnąć, będą już dużo mniej warte. Zapas kaszy, jęczmienia, ryżu (tak po 3 kg każdy) przechowuję w słoikach, żeby mole nie były szybsze ode mnie. Do tego czerwona soczewica, suszone kotlety sojowe, trochę kostek rosołowych. Nie jestem zadowolona, że do nich wróciłam, ale gotowanie zupy na mięsie, nawet na kościach, stało się dla mnie za drogie. Mrożenie jest drogie, bo wtedy lodówka ciągnie więcej prądu, więc warzywa suszę… Kiedy stałe wydatki pochłaniają wypłatę (mieszkanie wraz z opłatami średnio 1100 zł, internet 40 zł, karta warszawiaka 98 zł miesięcznie plus 150 zł leki, razem 1388 zł), to człowiek właściwie wegetuje. Każdego miesiąca odkładam 75 zł na dentystę. Trzy zęby wymagają kanałowego koszmarnie drogiego leczenia. Zastanawiam się, czy ich nie wyrwać. Tak będzie taniej”.
Ludzie starają się radzić sobie, jak potrafią. Według przewidywań GUS inflacja w czwartym kwartale może przekroczyć 20 proc. Bochenka chleba za 30 zł (o czym się spekuluje) jednak nie ogarniam wyobraźnią.
Wśród znajomych przeważa pogląd, że ławeczka ze schodkami nie rozbawi narodu. Agnieszka Kublik w „Gazecie Wyborczej” pisze, że władza stawia te ławeczki dla siebie. Będą siedzieć po przegranych wyborach trójkami. Na przykład:
– Kaczyński, Duda i Morawiecki;
– Przyłębska, Manowska i Ziobro;
– Kurski, Czabański i Lichocka;
– Holecka, Adamczyk i Lewandowska…
Zgodnie z regulaminem.
Jerzy Dzięciołowski
źródła obrazu
- dzieciol: BM