Krzysztof Łoziński: Problem ludzi zapomnianych8 min czytania


03.01.2024

Jednym z większych problemów społecznych jaki widzę, jest problem starych i chorych ludzi. Większość z nas myśli, że to problem niewielkiej grupy albo że mnie to nie dotyczy, bo jestem jeszcze młody i zdrowy. Większość z nas dostrzega problem dopiero wtedy, jak zresztą ja, gdy sami znajdziemy się w tej sytuacji.

To nie jest problem małej grupy. Ludzi z różnych powodów niepełnosprawnych (wypadki, choroby, starość) jest prawdopodobnie kilka milionów. Większość z nich nigdy nie występowała o przyznanie jakiejś grupy niepełnosprawności ani o żadną pomoc. Najczęściej nawet nie wiedzą, że coś takiego im przysługuje.

Trzeba uświadomić sobie, że to dotyczy wszystkich, bo wszyscy na pewnym etapie życia znajdziemy się w tej sytuacji. Wszyscy będziemy kiedyś starzy i niepełnosprawni. A w tej chwili państwo i społeczeństwo, traktuje takich ludzi okropnie. Najgorzej ludzi biednych, źle wykształconych, z małymi emeryturami lub bez pomocy rodziny.

Pierwszy problem to bariery architektoniczne i techniczne. Sam w tej chwili widzę, do ilu budynków nie mogę wejść, bo są schody, często bez poręczy, a ja po schodach nie chodzę. Na przykład nie wejdę do urzędu gminy, Sądu Rejonowego w Giżycku, do sklepu Lewiatan w Wydminach (wysoki próg), do wydziału geodezji w Giżycku (5 piętro bez windy), Sądu Apelacyjnego w Białymstoku, a nawet do niektórych szpitali. Mój niedawno zmarły przyjaciel Bogdan Miś od kilku lat nie wychodził z domu w Warszawie, bo mieszkał na czwartym piętrze bez windy.

Pomoc państwa i samorządów jest kiepska. Dostaliśmy dofinansowanie do windy schodowej, ale czekaliśmy na złożenie wniosku od listopada do marca (brak pieniędzy). W początku kwietnia dostaliśmy dofinansowanie. Chcieliśmy ubiegać się o dofinansowanie na dostosowanie łazienki, ale już w kwietniu pieniądze w Centrum Pomocy Rodzinie w Giżycku się skończyły. Dlaczego? Bo rok wcześniej państwo przeznaczyło ponad milion, a w 2023 roku 130 tysięcy (na powiat!). A złożenie wniosku, na który będzie odmowa (obojętnie z jakiego powodu) powoduje, że ponownie go składać nie można. Większość tak zwanych prostych ludzi nawet nie wie, że może się o jakąś pomoc ubiegać. Nikt im nie pomoże wypełnić wniosku, zgromadzić odpowiednich dokumentów.

W tej chwili mają wejść w życie przepisy umożliwiające odebranie prawa jazdy ze względu na wiek i stan zdrowia. Z punktu widzenia ruchu drogowego słuszne, ale dla wielu starych ludzi na wsi to katastrofa. Oznacza to brak możliwości dotarcia do sklepu, do lekarza, na pocztę, do urzędu. I nie załatwi tego problemu komunikacja autobusowa. Wieś to nie miasto, gdzie autobusy chodzą do kilka minut. Starzy ludzie nie mogą iść na przystanek w polu, odległy o ok. kilometr, i stać na mrozie czekając na autobus, który będzie za godzinę lub trzy godziny, następnie z zakupami w miasteczku znowu czekać na przystanku godzinę lub trzy, bo w tym miasteczku nawet nie ma gdzie się podziać. Zresztą taki człowiek jak ja nawet do autobusu nie wejdzie, bo wysoki próg. Może też nie mieć siły, by torbę z zakupami nieść.

Miejscy politycy gawędzący o wykluczeniu komunikacyjnym i nie znający wiejskich realiów, po prostu plotą. W mojej gminie autobusy są, ale pożytek z nich mam taki, jak z pomarańczy na księżycu. I nigdy większy nie będzie. Wieś to nie miasto. W mieście można mieć elektryczny wózek, ale na wsi, po śniegu, nigdzie się nim nie dojedzie. Tak, że politycy, którzy chcą nam staruchom odbierać prawa jazdy, powinni pomyśleć o tym, jak my się mamy wtedy poruszać.

Problem drugi, domy opieki. Większość z nich obecnie to więzienia dla starców i to bardzo drogie. Za ciężkie pieniądze zapewnia się najczęściej łóżko w dwuosobowym pokoju, telewizor w świetlicy i stołówkę z wyżywieniem takim, jakie można spożywać tylko za karę. Personel najczęściej uważa, że najlepiej, by dziadki i babcie z tych pokojów w ogóle nie wychodzili. Niech tam siedzą i się nie plączą. Oczywiście są wyjątki, np. DPS w Wydminach. Ale to są wyjątki, nie norma. W dodatku ceny, po kilka tysięcy miesięcznie, na co wielu rodzin kompletnie nie stać.

Trzeci problem, koszty życia. Największym kosztem życia dla osób niepełnosprawnych jest konieczność płacenia ludziom za prace, które wcześniej robiło się samemu, za przyniesienie drewna opalowego lub węgla, napalenie w piecu, odśnieżanie ścieżki do domu, mycie okien, drobne naprawy, prace w ogrodzie itp. Niektórym starszym ludziom trzeba zrobić wszystko: pranie, zmywanie, ugotowanie obiadu. Kolejnym kosztem, i to poważnym, jest przystosowanie domu do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Takie koszty idą nawet w grube tysiące złotych.

Wielu z tych ludzi nawet nie wie, jakie ma prawa i co im przysługuje (np. asystent społeczny).

A tak się składa, że ludzie, którzy mają najwyższe koszty zwykłego codziennego życia (bez luksusów) mają akurat najniższe dochody. Emerytury i renty w Polsce są bardzo niskie, a emerytury rolnicze to katastrofa. Podróżując po świecie spotykałem ciągle wycieczki emerytów z zachodu i Japonii. Japończyków najwięcej. Spytałem kiedyś przewodnika takiej wycieczki, jak to jest, że nie mogę fotografować zabytków, bo niemal zawsze właśnie fotografuje się przed nimi wycieczka japońskich emerytów. Wiecie co usłyszałem? Bo emeryci (japońscy) mają dużo czasu i dużo pieniędzy, więc podróżują do Kambodży, Wietnamu, Włoch, Grecji, Egiptu… Ludzie, gdzie my jesteśmy? Polskiego emeryta często nie stać na pójście do kina, a nawet na jedzeniu musi oszczędzać.

Czwarty problem, traktowanie emerytów i niepełnosprawnych przez państwo. Instytucje, które z definicji powinny dbać o tych ludzi, ZUS, KRUS, PFRON i inne, najczęściej kombinują, jak czegoś nie przyznać, nie zwaloryzować, a nawet zabrać. Komisje przyznające stopień niepełnosprawności, robią wszystko, by go nie przyznać. Mam w swoim archiwum dokument, w którym taka komisja stwierdza, że jestem w pełni sprawny i zdolny do pracy bez żadnych ograniczeń, mimo złożenia 10 wypisów ze szpitali i orzeczeń lekarskich o łącznie ośmiu chorobach, w tym czterech nieuleczanych, a lekarz orzekający w tej komisji widział, że ledwo stoję o kulach.

Dla odmiany ZUS najpierw zabrał mi emeryturę, a gdy wygrałem w sądzie, zabrał mi tzw. świadczenie wyrównawcze dla byłych działaczy oporu przeciw komunie. Jesteśmy już w Sądzie Najwyższym. Ja sobie dam radę, bo pochodzę z inteligenckiej rodziny, mam wyższe wykształcenie i znam wielu prawników, nawet tych z najwyższej półki. Ale tak zwany zwykły człowiek, zwłaszcza ze wsi, zostanie opierniczony przy okienku, położy uszy po sobie i pójdzie, a babcia, której zabiorą emeryturę pójdzie do kącika popłakać.

Wiecie, jak ZUS traktuje emerytów? Z buta i po chamsku. Tłumaczy się ten skrót jako Zakład Utylizacji Starych.

Emerytury waloryzowane są tak, że ich wartość nabywcza ciągle maleje, choć nominalna rośnie. Waloryzację robi się w marcu według inflacji średniorocznej, czyli sprzed paru miesięcy. Waloryzacja jest więc niższa od inflacji rzeczywistej. Co kilka lat podnosi się emeryturę minimalną, ale tym, którzy otrzymali ją wcześniej nie podnosi się jej do nowej wartości. Efekt jest taki, że obecna emerytura minimalna wynosi 1588 zł, a moja emerytura z ZUS, przyznana kilka lat temu jako minimalna, jest o 400 zł mniejsza. Ja podaję swój przykład, ale tak samo jest z tysiącami, a może milionami, ludzi. W dodatku oszukuje się ludzi różnym trzynastkami i czternastkami, które wypłacane są z pieniędzy „zaoszczędzonych” dzięki mniejszej waloryzacji, ale te trzynastki i czternastki nie wliczają się do podstawy waloryzacji, dzięki czemu waloryzacja jest mniejsza, niż być powinna.

Swoją drogą to cud złodziejskiej intrygi: tak okraść ludzi, żeby się z tego cieszyli i głosowali na złodzieja.

Szanowni czytelnicy, nawet ci młodzi i zdrowi, pamiętajcie, że to dotyczy wszystkich, także was. Bo każdy z was kiedyś będzie stary i niesprawny. Ja jeszcze kilka lat temu też o tym nie myślałem. Byłem przez całe niemal życie sportowcem. Bardzo silnym i bardzo sprawnym. Mając 69 lat podrzuciłem jeszcze sztangę 110 kg. Do 70 roku życia nie chorowałem wcale. I też wydawało mi się, że tak będzie zawsze. Dziś mam (po walkach prawnych) przyznany najwyższy stopień niepełnosprawności. Z trudem chodzę, bardzo źle oddycham, źle słyszę, mam niesprawne dłonie i coraz większe kłopoty z pamięcią.

I na koniec. Nie jestem zwolennikiem mnożenia urzędów, ale mimo to mam postulat powołania Rzecznika Praw Osób Niepełnosprawnych, może w ramach biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Naprawdę wiele problemów osób niepełnosprawnych powstaje na skutek bezmyślności innych. Zrobienie podjazdów dla wózków do różnych urzędów, to nie są jakieś wielkie inwestycje wymagające ogromnych nakładów. Pomyślenie, by nie wykładać podług śliskimi płytkami, to też nie wielka filozofia (a śliskie podłogi są nawet w szpitalach). Ale musi się naprawianiem takich wad ktoś zająć.

Wiecie, na przykład, gdzie taki człowiek jak ja, który nie chodzi po schodach, nie wejdzie żadnym sposobem? Na salę sejmową i na sejmową mównicę. Ja się tam nie wybieram, ale to jest symbol. Symbol tego, jak niesprawność ogranicza prawa obywatelskie i tego, że nawet najważniejsze instytucje państwa nie myślą o paru milionach ludzi chorych i starych.

Krzysztof Łoziński

Emeryt

Ur. 16 lipca 1948 r., aktywista wydarzeń marca 68. Były działacz opozycji antykomunistycznej z lat 1968-1989, wielokrotnie represjonowany i dwukrotnie za tę działalność więziony.

Członek Honorowy KOD i NSZZ „Solidarność”

Autor o sobie

 

5 komentarzy

  1. Zbigniew 05.01.2024
    • Zbigniew 06.01.2024
  2. Ireneusz 09.01.2024
  3. Krzysztof 12.01.2024