20.02.2024
Zaczynam mieć wątpliwości, czy nowa „nasza” ekipa rządząca wie, co zrobić z polskimi szkołami. Słyszę tylko o pracach domowych i kanonie lektur. Proszę państwa, to są naprawdę sprawy drugorzędne. Przebudowy wymaga cały polski system szkolny i jego generalna koncepcja. Rozumowanie należy zacząć od tego jakiego obywatela chcemy wyedukować. Czy bezbłędnie powtarzającego wyuczone regułki na egzaminach, czy człowieka twórczego, samodzielnie myślącego?
A więc pierwsza rzecz: elastyczność. Świat XXI wieku zmienia się w tempie, jakiego nigdy wcześniej w historii nie było. Przy takim tempie zmian wszystkiego: nauki, technologii, społeczeństw, nie wystarczy raz się nauczyć i już umieć. Bo za dziesięć lat to nasze „umienie” można będzie, jak to w wojsku mówią „w buty włożyć”. Dziś człowiek nie może być „wykształcony”, tylko „kształcący się ciągle”. Musi być samodzielnie twórczy i ciekawy.
Posłużę się pewną starożytną metaforą. Chiński filozof Zhuangzi (Chuang Tsu) w trzecim wielu przed naszą erą porównał człowieka do żaby żyjącej w studni. Ta żaba widzi ze studni krążek, wycinek nieba i uważa, że „to jest niebo”. Wyjęta ze studni nadal będzie upierać się, że to co teraz widzi, to nie jest niebo. Niebo to to, co widziała ze studni. Otóż my musimy wychować człowieka, który nie będzie taką żabą, który będzie umiał wydostać się ze studni i zobaczyć niebo.
To musi być człowiek myślący niestandardowo, umiejący zrewidować wyuczone poglądy, a nie je bezmyślnie klepać jak pacierze. To musi być człowiek twórczy umiejący myśleć inaczej i postępować inaczej, niż tak „jak się robi”.
Tymczasem w polskiej szkole dominuje wkuwanie, za którym idzie lenistwo umysłowe. Wkułem to umiem i dalszy wysiłek jest zbędny.
Od ponad trzydziestu lat nie odbyła się na poziomie państwa ani jedna poważna debata na temat tego, jak ma wyglądać polska szkoła. Nie mówię tu o zamkniętych konferencjach naukowych, o których politycy nawet nie wiedzieli. Co więcej, nie zastanawiano się nad tym, czy w dzisiejszym świecie globalizacji, Internetu, powszechnej obecności komputerów, nie powinno się uczyć zupełnie inaczej niż do tej pory. Polska szkoła tkwi w dziewiętnastowiecznym skostniałym modelu dydaktyki, preferującym wkuwanie, zamiast umiejętności zdobywania informacji. Dominuje ciągle metoda kredy i tablicy, co najwyżej zamienionej z drewnianej na elektryczną (ekran komputera też może być tablicą od kredy). A wystarczy przejść się do Centrum Nauki Kopernik, by zobaczyć zupełnie inną dydaktykę, opartą na doświadczeniu i zrozumieniu, zamiast wkuwania na pamięć regułek, wzorów, dat itp.
Należałoby się przynajmniej zastanowić, czy każdy uczeń musi umieć wyciągać pierwiastki na papierze, gdy ma w kieszeni telefon z kalkulatorem, albo czy jest sens uczyć rysunku technicznego, gdy są od tego programy komputerowe.
Podstawowym błędem naszego sytemu szkolnego jest jego jednolitość, jeden wspólny dla wszystkich szkół program, ustanawiany przez ministerstwo i zwany dla niepoznaki „minimum programowym”. Błąd ten polega na tym, że wszyscy uczniowie praktycznie uczą się tego samego zakresu wiedzy i nie uczą się całych ogromnych obszarów wiedzy, których ministerstwo w tym „minimum” nie uwzględniło. Jeżeli przykładowo uczymy wszystkich historii Cesarstwa Rzymskiego i starożytnej Grecji, to jednocześnie nie uczymy historii Chin, Japonii, Indii, Inków, Majów, Azteków, kultur afrykańskich i wielu innych.
Posłużyłem się przykładem historii, ale to dotyczy wszystkich dziedzin. Tak samo jest w nauce biologii, geografii, fizyki… W każdej z tych dziedzin obszar, którego wszyscy się uczą, jest znacznie mniejszy od tego, czego się wszyscy nie uczą. Co więcej, mamy całe dziedziny, których w szkole nie uczy się praktycznie wcale – prawo, ekonomia, psychologia, socjologia… W efekcie mamy społeczeństwo pozornie wykształcone.
Uświadommy sobie bardzo ważną prawdę. Twórczość, kreatywność, postęp nigdy nie wynikają z robienia tego samego, co wszyscy. Społeczeństwo, w którym wszyscy nauczeni są tego samego, nie jest twórcze. Twórcą, kreatorem, wizjonerem będzie ten, kto wie co innego niż wszyscy i postępuje inaczej niż wszyscy.
Tymczasem dziś uczeń inteligentny, mający różne pomysły (nie zawsze mądre), myślący niestandardowo to uczeń „niegrzeczny”, kłopotliwy. Doszliśmy do tego, że ci uczniowie, z których mogą wyrosnąć twórczy ludzie, to problem, kłopot. A dobry uczeń grzecznie siedzi w ławce, dobrze odrabia słupki i recytuje wierszyki. A później idzie do kościółka i słyszy zupełnie co innego niż w szkole i wcale mu to nie przeszkadza.
Dlatego program szkolny powinien być zróżnicowany. Powinno się pozostawić poszczególnym szkołom, a nawet nauczycielom, dużą swobodę doboru programu i metod nauczania. Minimum programowe powinno być w rzeczywistości ograniczone do zakresu umiejętności elementarnych, bez których człowiek nie może funkcjonować. Dopiero wtedy szkoła ma szansę być naprawdę nowoczesna. Szkoła musi też być elastyczna, reagować na to, co się wokół nas dzieje.
Przykładowo: Gdy zaczęły się protesty obywatelskie pod Trybunałem Konstytucyjnym, dobry nauczyciel powinien wyjaśnić uczniom, co to jest trójpodział władzy i konstytucja. Gdy zaczęła się wojna na Ukrainie, uczeń powinien dowiedzieć się więcej o tym kraju, jego historii, geografii. Dzisiejsza szkoła w ogóle tego nie uczy, a i nauczyciel często nie wie. Niemal codziennie obserwuję brak podstawowej wiedzy obywatelskiej nie tylko u młodych ludzi, ale niemal u wszystkich. Dlaczego? Dlatego, że polska szkoła, tocząca się prawem bezwładności od 30 lat, nie zauważyła jeszcze demokracji i zmian w innych krajach.
Inny przykład: Od szeregu lat trwają poważne konflikty w rejonie Zatoki Perskiej, a pytanie z dowcipu o blondynkach: „jak się właściwie pisze, Iran czy Irak?”, można zastosować wobec znacznej części absolwentów polskiej szkoły. Tymczasem dobry nauczyciel powinien przekazać uczniom podstawową wiedzę o tych krajach i o tym, z czego te konflikty wynikają. I nie powinien czekać na wytyczne z ministerstwa.
Jeżeli w polskiej szkole praktycznie wcale nie uczy się historii Chin, Indii, Indonezji, a historii USA uczy się w bardzo ograniczonym zakresie, to zauważmy, że te cztery kraje to dziś połowa ludzkości, o której historii polski uczeń nie wie prawie nic. A dlatego, że jak w XIX wieku utarło się, że uczy się głównie historii Europy, to tak już zostało.
Brak elastyczności polskiej szkoły skutkuje tym, że politycy mogą wmawiać niemal wszystkim kompletne absurdy i kłamstwa, a także tym, że szkoła nie nadąża za zmianami w niemal każdej dziedzinie.
Szkoły powinny być różne: publiczne (państwowe i samorządowe), prywatne, organizacji pozarządowych, kościołów… W szkołach publicznych powinien obowiązywać tak jak w USA, całkowity zakaz indoktrynacji ideologicznej, w tym religijnej. Szkoły publiczne powinny być całkowicie neutralne światopoglądowo.
W szkołach publicznych nie powinno być nauki religii. Z dwóch powodów: po pierwsze uczeń nie powinien pod jednym dachem uczyć się na biologii o ewolucji, a na religii, że jej nie było. Nie powinien na fizyce uczyć się o wielkim wybuchu, a na religii o stworzeniu świata w siedem dni. Nie można na jednej lekcji uczyć, a na drugiej ogłupiać.
Różnorodne powinny być też podręczniki, a ich wybór należy pozostawić nauczycielom i uczniom. Powrót sprzed kilku lat do jednego podręcznika dla wszystkich był poważnym błędem, likwidacją jednego z niewielu elementów nowoczesnej szkoły i powrotem do sztampy.
Finansowanie edukacji przez państwo powinno polegać na dotowaniu ucznia niezależnie od tego, do której szkoły pójdzie. Zasada: pieniądze idą za uczniem. To właśnie pozwoli na swobodny wybór szkoły. Oczywiście to nie wyklucza dotowania szkół z innych źródeł niż pieniądze idące za uczniem, np. przez fundacje, darowizny, zbiorki publiczne, dotacje samorządów… Ale ten system powinien być realny, aby szkoły prywatne lub organizacji pozarządowych, nie były w praktyce szkołami dla bogatych.
Słyszałem już głosy, że nie można dać nauczycielom swobody wyboru programu, bo nie są do tego mentalnie przygotowani. Odpowiem tak: Jak się tego nie zrobi to nigdy nie będą. A jak się nie zrobi poważnej reformy szkolnictwa, to polscy absolwenci będą aborygenami Europy.


W artykule posłużyłem się sporą częścią rozdziału z mojej książki „Rozmowy o meritum” sprzed dwóch lat

Krzysztof Łoziński
Emeryt
Ur. 16 lipca 1948 r., aktywista wydarzeń marca 68. Były działacz opozycji antykomunistycznej z lat 1968-1989, wielokrotnie represjonowany i dwukrotnie za tę działalność więziony.
Członek Honorowy KOD i NSZZ „Solidarność”
Pan Krzysztof Łoziński poruszył tym tekstem problem być może najważniejszy dla przyszłości. Nie tylko dla przyszłości Polski ale dla przyszłości większości jeżeli nie wszystkich obywateli. Powielany dość bezrefleksyjnie XIX wieczny model szkoły jako miejsca kształcącego gruntownie niedouczonych konformistów i oportunistów jest dla tejże przyszłości szkodliwy. Szkodliwy dla każdego człowieka i dla wszystkich ludzi a także dla Polski.
*
Propozycje Autora, okeślające podstawowe założenia nowej formuły systemu edukacji, stanowią znakomity punkt wyścia do poważnej debaty społecznej na temat edukacji. Bez takiej debaty i bez zasadniczej reformy nadal będziemy w kręgu rozmów o rzeczach drugorzędnych, np. o lekturach szkolnych. (W sąsiednim artykule Pan Tadeusz Zaorski dochodzi do podobnych wniosków jak Pana Krzysztof Łoziński komentując kwestie obecności Sienkiewicza w lekturach obowiązkowych!)
*
Każdemu polskiemu politykowi powinno się zadedykować jako motto stwierdzenie Autora: „A jak się nie zrobi poważnej reformy szkolnictwa, to polscy absolwenci będą aborygenami Europy.”. Ważne także aby podkreślić, że wielu polityków i wyborców już dzisiaj jest takimi aborygenami.
Co to znaczy „aborygeni Europy”?
To taka przenośnia, dla inteligentnych czytelników.
Ach, tak.
Problem jest w tym, że tak różne szkoły miałyby (czy nie?) wydawać takie same świadectwa. One byłyby przecież nieporównywalne. Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale sposobu na rozwiązanie tego jeszcze nikt nie zaproponował? A matura? Jedna dla wszystkich czy różne? Każda byłaby przepustką na studia czy wracamy do egzaminów wstępnych jak za naszych czasów? To wbrew pozorom wcale nie takie głupie pytania, głupie jak na razie są propozycje rozwiązań.