13.08.2024
Dostało mi się za używanie słów nieprzystojnych, niestosownych, zarezerwowanych dla knajackiego środowiska PiS-u. Mam wątpliwości; tych, którzy są delikatni, jest mrowie, tych, co się oburzają na chamstwo – garstka; zastraszeni, wolą być odważni w piwnicy i międlić w sobie przekleństwa – szeptem.
Czy słusznie przywołano mnie do porządku? Czy rzeczywiście takt, subtelność i stateczne dysputy powinny charakteryzować pisanie w SO? Czy ludziom posługującym się rozsądkiem, pozostawić należy wykwintne pieprzenie bułki przez bibułkę? Czy moja reakcja jest „za ostra” i z tego powodu niezgodna z przyzwoitością? Z jaką? Tą wymarzoną i oczekiwaną, czy tą namacalną i nie dającą się naprawić?
Co wzbudziło zniechęcający aplauz komentatorów moich tekstów? Poszło o „jebanie” (felieton ”Śpiewające glace”). Też nie znoszę tego słowa i też wolałbym, aby nie istniało. Ale istnieje i nie widzę powodu, by go unikać. W innym felietonie, o wybaczaniu, pozwoliłem sobie przeciwstawić sposób PiS-owskiego dialogu z przeciwnikami. Przytoczyłem opowiastkę o chlebie i kamienieniu: „Naprzeciw siebie stoją diabeł i anioł. Diabeł ma w ręku kamień, anioł – chleb. Z tym że kamień jest wielkości niepozornej, a chleb ma rozmiary młyńskiego koła. Jak się takim bochenkiem gwizdnie w opozycyjne ucho, to od razu widać, po czyjej stronie jest racja.”
Z czego wynika, że gdy leją mnie po pysku, to mam być za to wdzięczny, ukłonić się i ewentualnie pogrozić filuternym palcem? Z Uprzejmą chęcią donoszę, że mam gdzieś proponowaną metodę rozmowy z chamem; polityka jednostronnych ustępstw prowadzi do zwycięstwa tego, co nie liczy się z kulturą osobistą.
*
Jakkolwiek zdajemy sobie sprawę, że agresja i niechęć do dyskusji, zataczają coraz szersze kręgi, choć z każdym dniem obserwujemy nasilenie się skali tego zjawiska, to przecież wciąż i nadal pokutuje w nas kindersztubowe przekonanie o tym, co wypada, a co nie uchodzi.
*
Czy możliwy jest dialog, w którym rozmówcom zależy na porozumieniu? Mam nadzieję, że tak. Podobno i wśród PiS-owskich oszołomów zdarzają się ludzie czujący bluesa. Prywatnie są elokwentni nad podziw, a tępa gadka sejmowego trybuna – półanalfabety, to partyjna poza. Podobno tak bywa i z niektórymi dałoby się pogwarzyć, ale cóż, kiedy zabrania główny patrycjat kretynów.
Marek Jastrząb
Pisarz, publicysta
Niektóre publikacje Autora są do pobrania w Bibliotece Studia Opinii
źródła obrazu
- jastrzab: BM
Pełne moje poparcie.
Już chwytanie Pańskiego języka powoduje, że ostatnia szara komórka nie ma szans na zgnuśnienie, a ileż uciechy mi sprawiają od czasu do czasu smakowite frazy, zwroty lub określenia. Taki jest właśnie język żywy, sprawny, który nie zapominając o starym, łączy go z nowym, wyprzedzając nieraz peleton perełką słowotwórstwa. I tylko kultura osobista powinna podpowiadać co, komu i gdzie. Hipokryzja nie w tej bajce. Podobnie sado-maso komentatorów.
Tak trzymać, Panie Marku.
Jest oczywistym faktem, że już od dawna słabujemy pod względem terminologii seksualnej. Niesłychanie bogaty był tu Sanskryt, gdzie napotkałem kiedyś w słowniku koło setki określeń na coitus. Już przedwojenny język polski zawadzał tu Boyowi, który dał temu wyraz w jednym z wierszyków.
Nasz powojenny JEPOL (N. Gurfinkel) dorzucił kilka określeń, np. walić, dmuchać, dymać, wiosłować, przelecieć, itp. Wspólny kłopot : wszystkie o zabarwieniu pogardliwym lub obelżywym. Podobnie u Ruskich. Stąd nie jebię, bo to oczywisty rusycyzm. Wolę FIGLOWAć. Bo to zapomniane, a całkiem dziś niesprośne, z “Figlików”, Mikołaja Reja z Nagłowic. ROZPOWSZECHNIAJCIE !
P.S. : Załączam podziękowania dla wszystkich Pań, z którymi w moim długim życiu miałem przyjemność. Jako wyznawca Bertranda Russela zakładam, że ona mogła czasem być jednostronna,
za co pokornie przepraszam.